Historia polskich manifestów filmowych jest opowieścią paradoksalną. Także dlatego, że dwa najbardziej znane nurty w historii polskiego kina: polska szkoła filmowa oraz kino moralnego niepokoju rodziły się bowiem bez jakichkolwiek manifestów, a ich źródłem było poczucie pokoleniowej wspólnoty, a nie ideowa jednomyślność.
Być może stąd wynikała właściwa polskiemu kinu ostatnich dekad XX-go wieku niewiara w manifest, która sprawiła, że w późnych latach 80. i 90. próżno było szukać znaczących filmowych programów, a polscy twórcy przełomu milleniów chętniej wchodzili w dialog z autorami Dogmy (Łukasz Barczyk i jego "Patrzę na Ciebie, Marysiu"), niż zajmowali się formułowaniem własnych manifestów.
Głosem, który przypomniał o polskiej tradycji idei filmowej, był dopiero manifest Restartu, polskiego think-tanku założonego w Krakowie w 2010. W jego skład wchodzili krytycy filmowi, teoretycy kina, publicyści, naukowcy i wydawcy, którzy w manifeście opublikowanym w 2011 roku proponowali reformę polskiego kina. "Nie chcemy zaczynać od zera. Zmiany, które postulujemy, nie wymagają rewolucji, ale spojrzenia z ukosa, utopijnej iskry i współdziałania" – pisali, postulując, by rodzime kino otworzyło się na współpracę filmowców z teoretykami, by przywrócono funkcję konsultantów literackich, producentów kreatywnych i script doctorów, a więc tych, którzy "z ukosa" mogą dostrzec w przygotowywanych filmach ukryte słabości i wady.
Sygnatariusze manifestu chcieli zasypywania przepaści między teorią a praktyką filmową, ale celem nie było wciąganie ich samych w orbitę filmowej twórczości, ale zmianę rodzimego kina, które "mówi do nas w dziwnie obcym języku, zakłada maski i niewygodne kostiumy", a "większość filmów powstałych po 1989 roku jest anachroniczna, infantylna, zachowawcza. Unika dialogu z najważniejszymi problemami rzeczywistości, w której żyjemy. Odmawia widzom wyszukanych filmowych przyjemności. Dominują «konsekrowani» twórcy, którzy promują swoich podopiecznych. Tworzy się błędne koło, utrwalające zabójcze dla sztuki systemowe status quo".
Aby odmienić ten stan rzeczy, autorzy manifestu postulowali otwarcie się kina na świat niesfilmowany (polską religijność, seksualność, zmysłowość i wykluczonych), na eksperyment i świadome wykorzystywanie gatunków filmowych dla tworzenia opowieści o tym, co lokalne i charakterystyczne.
Podpisany m.in. przez krytyków filmowych i teatralnych, pisarzy, naukowców i organizatorów działających w polskiej kulturze, nie od razu przyniósł efekty. A jednak dekadę po jego ogłoszeniu łatwo zauważyć, że postulowane w nim działania przynajmniej częściowo zostały urzeczywistnione: polskie kino coraz częściej sięga dziś po script doctorów i profesjonalizuje rynek scenariopisarski, dzięki programowi PISF polskie na filmową orbitę udało się wciągnąć twórców związanych ze sztukami wizualnymi (Sasnal, Libera, Breguła, Leto, Polska), a w ostatnich latach coraz chętniej otwiera się na przemilczane wcześniej tematy seksualnego wykluczenia, prowincjonalności czy odmienności. Także dzięki sygnatariuszom listu, wśród których znaleźli się m.in. Jakub Mikurda, twórca znakomitych, kinofilskich dokumentów o Waldemarze Borowczyku i Andrzeju Żuławskim, czy Michał Oleszczyk, dziś kierownik literacki Canal+ Polska oraz współscenarzysta nagrodzonego Złotym Lwem filmu "Wszystkie nasze strachy" będącego niejako ilustracją postulatów Restartu (jeden z jego reżyserów, Łukasz Ronduda, przez lata był badaczem polskiej sztuki, a film podejmuje temat seksualności i współczesnej religijności).
Nie sposób stwierdzić dziś, na ile manifest Restartu przyspieszył zmiany polskiego kina ostatniej dekady, na ile zaś "zaledwie" je przewidział. Pewne jest natomiast, że był jednym z niewielu głosów teoretycznych, które tak wyraźnie wybrzmiały w polskim kinie ostatnich dekad. Bo współczesne kino epoki postinternetowej nie wierzy w manifesty i traktuje je z przymrużeniem oka. Widzi w nich raczej fanaberię, zbędne napuszenie i pretensjonalność, aniżeli szansę na przemianę. Przekonał się o tym Krzysztof Skonieczny, reżyser filmu "Hardkor Disco" i serialowego "Ślepnąc od świateł", którego manifest z 2018 roku spotkał się z ironicznym przyjęciem. Widać współczesne kino bardziej docenia Restartową "pracę u podstaw" niż mniej lub bardziej ekscentryczne autorskie idee.
Źródła:
- A. Gwóźdź, "Europejskie manifesty kina", Katowice 2000
- T. Lubelski, "Historia kina polskiego", Kraków 2015
- P. Zwierzchowski, "Pęknięty monolit. Konteksty polskiego kina socrealistycznego", Bydgoszcz 2005
- L. Olszewski, "Działalność Warsztatu Formy Filmowej jako przykład strategii sztuki wobec władzy w Polsce lad siedemdziesiątych", Artium Quaestiones, z. IX, UAM, Poznań 1998
- J. Robakowski, "Paszkwil na Kinematografię", Student, nr 3/1973
- R. W. Kluszczyński, "Warsztat Formy Filmowej", Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski, Warszawa 2000
- S. Themerson, "O potrzebie tworzenia widzeń”, Warszawa 2008