Studiował malarstwo i grafikę w krakowskiej ASP. Ukończył ją w 1951. W czasie studiów realizował amatorskie krótkie filmy animowane i fabularne. Projektował plakaty dla teatrów i filmów. Od 1950 publikował rysunki satyryczne w "Szpilkach", a potem w "Nowej Kulturze" i "Życiu Literackim". Na Ogólnopolskiej Wystawie Plastyków w Warszawie w 1951 otrzymał III nagrodę w dziedzinie grafiki. W 1953 opublikował wraz z Janem Tarasinem album "Rysunki satyryczne", utrzymany w typowym socrealistycznym stylu. W tym samym roku otrzymał Polską Nagrodę Narodową za cykl litografii "Nowa Huta". W 1956 nawiązał współpracę z Janem Lenicą. W 1957 zrealizowali wspólnie film animowany "Był sobie raz", który przyniósł im międzynarodowy rozgłos. W 1959, po zrealizowaniu kilku następnych filmów, w tym jednego samodzielnie ("Szkoła"), Borowczyk wyjechał na stałe za granicę - do Paryża, gdzie realizował filmy animowane - krótko- i pełnometrażowe oraz fabularne krótkometrażowe. Od 1969 Walerian Borowczyk realizował prawie wyłącznie pełnometrażowe filmy fabularne.
Walerian Borowczyk uprawiał wiele gatunków sztuki; obok filmu animowanego, czy często uznawanych przez krytykę za arcydzieła krótkometrażowych filmów fabularnych i interesujących filmów pełnometrażowych, wybijał się jako jeden z głównych autorów polskiej szkoły plakatu, a przede wszystkim artystycznego kina erotycznego. Autor rysunków satyrycznych, rzeźb, scenografii filmowej. Pokazywał swe prace na wystawach w kraju i za granicą. Otrzymał wiele nagród za twórczość plastyczną. Był też autorem wydanych w 1992 we Francji, a rok później w Polsce opowiadań "Anatomia diabła" oraz napisanych po francusku wspomnień "Moje polskie lata" (2002).
Walerian Borowczyk był laureatem przyznanej w 1967 za całokształt twórczości filmowej w dziedzinie filmu animowanego nagrody Maxa Ernsta oraz Złotego Medalu Prezydenta Włoch, przyznanego w 1971, a także wielu nagród zdobytych na festiwalach filmów krótkometrażowych, m.in. w Oberhausen, Mannheim, Tours, Berlinie, Wenecji i Krakowie.
Mówiąc o największych dokonaniach w dziedzinie światowego filmu animowanego nie sposób nie powiedzieć właśnie o Walerianie Borowczyku i Janie Lenicy. Ponieważ to ich, zrealizowany w 1957 film "Był sobie raz", a potem kolejne wspólne, jak "Dom" z 1958, i indywidualne każdego z nich, zapoczątkowały prawdziwą rewolucję w tym, położonym na peryferiach filmu, gatunku. Uczyniły też z filmu animowanego sztukę, która może służyć do przekazywania najbardziej skomplikowanych, trudnych i poważnych treści. Marcin Giżycki pisał nie bez racji w wiele lat później ("Kino" 12/2001), że "w filmie animowanym (...) istniały dwie epoki: przed i po Janie Lenicy i Walerianie Borowczyku". Jako "dzieła milowe" wymienia ich wspólne filmy "Był sobie raz" i "Dom" oraz "Pana Głowę", "Labirynt" i "Nowego Janka Muzykanta" Lenicy i "Astronautów" i "Szkołę" Borowczyka.
Przed pojawieniem się filmów Lenicy i Borowczyka, film animowany był w Polsce formą mniej wartościową, rozumianą jako film przeznaczony dla dzieci, bez większych ambicji artystycznych, plastycznych - nie mówiąc już o filozoficznych. Marcin Giżycki pisał:
Genialność Lenicy z Borowczykiem objawiła się nie w nowatorstwie technicznym, wynalazczości - pisał Marcin Giżycki - tylko, przeciwnie, w swoiście nonszalanckim podejściu do istniejących technik i konwencji. (...) Ich filmy nie kryły prostoty używanych środków, niczego nie maskowały, posługiwały się uproszczonym do maksimum ruchem i montażem. Ot, kilka kolorowych papierków, starych fotografii, przedmiotów z lamusa, fragmentów znalezionych rycin.
Technika "wycinankowa", jaką zastosowali w pierwszych filmach, sprawdziła się jako środek przekazu zarówno treści humorystycznych, zabawnych, jak i surrealistycznej groteski, po absurd i grozę rodem z Ionesco i Kafki.
Walerian Borowczyk od początku swej działalności traktował film animowany jako formę sztuki "wysokiej". Jako przykład takiego poważnego traktowania tego gatunku filmowego podać można choćby jego "Renesans" (1963), który pokazany na festiwalu filmowym w Krakowie w 1964, obok "Nosorożca" Lenicy, wzbudził zachwyt znanego krytyka filmowego Aleksandra Jackiewicza. Krytyk ten ocenił go nawet wyżej od filmu Lenicy. Warto przytoczyć jego opis, bowiem oddaje on wartość sztuki Borowczyka ("Życie Literackie" 24/1964):
Jest to animowana przypowieść o świecie zrujnowanym skutkiem jakiegoś kataklizmu. Świat - realny stolik, leżące na nim realne przedmioty, kosz pod stolikiem - uległ fizycznemu rozbiciu. A oto składa się na nowo, materia organizuje się znów w rzeczy. Trąbka, leżąca na stoliku, zaczyna grać triumfalnie. Aż przychodzi drugi kataklizm. Dzieje materii, upór materii wobec sił niszczenia - pokazane na powierzchni metra kwadratowego i na kilku śmiesznych przedmiotach z lamusa!
Podkreślić należy obecność humoru, i to zarówno w filmach animowanych Borowczyka, jak i jego filmach fabularnych. Często to czarny humor, w wielu wypadkach absurdalny, groteskowy, nie bez racji kojarzący się z surrealistycznym. Tak jest choćby w "Magiku" (1959), "Szkole" (1958). Ale bywa też, że z filmu, i to nawet rysunkowego, wieje grozą. Przykładem mogą być "Zabawy aniołów" (1964), o których pisał Marian Promiński ("Życie Literackie" 25/1965):
ładne mi zabawy - rzeźnia, w której lała się krew granatowa, bo taką chyba mają anioły,
podkreślając "infernalną" wymowę filmu. Przede wszystkim obecną w pełnometrażowej animowanej grotesce Borowczyka "Teatr Państwa Kabal" - filmie, w którym animowane postacie bohaterów nabierają realności prawdziwych ludzi, co potęguje grozę przedstawianej historii. Aleksander Jackiewicz napisał ("Film" 25/1969), że
najbardziej fascynujące w tym filmie jest, iż Kabalowie to przez cały czas postacie demonstracyjnie fikcyjne. Kreseczki, kropeczki, które odgrywają ludzi. Ale odgrywają ich realistycznie i postępują jak żywe.
Warto także zwrócić uwagę na użycie fotografii w filmach Borowczyka. Już w młodości, jak pisała Urszula Czartoryska ("Fotografia" 11/1961), Borowczyk dużo fotografował, lubił też zestawiać pary zdjęć tak, że gdy się je oglądało, powstawało wrażenie ruchu. W szerokim zakresie zastosował fotografię w filmie "Dom" (1958). Sięgnęli w nim nawet z Lenicą do zdjęć pioniera kina Julesa Mareya, rozbijając ujęcia Mareya "na czynniki pierwsze" i wprowadzając skokowy ruch, nawiązujący do początków kina. W "Szkole" (1958) Borowczyk już prawie wyłącznie posłużył się własnymi zdjęciami (wykonanymi wraz z Lenicą), przeznaczonymi specjalnie do tego filmu. 400 zdjęć po sfilmowaniu na stole trickowym zmieniło się w 9-minutowy film, groteskowy protest przeciwko wojskowej musztrze, odbierającej człowiekowi osobowość. Czartoryska napisała:
"Szkoła" jest (...) szczytem zwięzłości i prostoty środków, jest mistrzowskim dziełem montażu, (...) jest próbą wyzyskania materiału fotograficznego już nie tylko obok normalnych sekwencji kręconych kamerą filmową, ale zamiast nich.
Marcin Giżycki zaś zauważył ("Kwartalnik Filmowy" 19-20/1997-1998), że obaj twórcy w animacji kierowali się ku Meliesowi. Lenica bliższy był filmom Feuilladea o Fantomasie i burleskom Chaplina. Borowczyk, choć zrealizował barwnych po meliesowsku "Astronautów" (1959), poszedł w stronę filmu trickowego. Faktem jest, że w jego filmach animowane zdjęcia odgrywają często większą rolę od rysunku. Z czasem pojawia się aktor, traktowany - co podkreślają krytycy - tak jak postać animowana.
Zrealizowany w 1968 pełnometrażowy debiut fabularny Borowczyka "Goto, wyspa miłości" został entuzjastycznie przyjęty przez krytykę. Reżyser otrzymał za film przyznaną po raz pierwszy nagrodę francuskiego krytyka filmowego Georgesa Sadoula. Podobnie z zachwytami spotkał się jego pierwszy w pełni aktorski film krótkometrażowy "Rosalie" (1966), w którym Bolesław Michałek ("Kino" 8/1967) znalazł "czystą, krystaliczną formę" i "zdumiewającą oszczędność środków", a recenzent podpisujący się "wa" nazwał ten piętnastominutowy film arcydziełem ("Magazyn Filmowy" 2/1971). Uznanie przyniosły Borowczykowi też kolejne filmy fabularne: "Blanche" (1971), "Opowieści niemoralne" (1974) i zrealizowane w Polsce niezwykle ciekawe plastycznie i psychologicznie, a zarazem wierne oryginałowi "Dzieje grzechu" (1975), melodramat, który sam reżyser nazwał "ilustracją" powieści Żeromskiego. Choć trzeba dodać, że odejście Borowczyka od animacji było traktowane różnie. Edward Chudziakowski ("Student" 6-7/1968) o zrealizowanym w 1967 filmie "Gavotte" pisał, że "okazał się pretensjonalną makabreską, w której na próżno szukać (...) filozoficznych podtekstów". I oceniał, że odejście Borowczyka od filmu animowanego "zaczyna przynosić efekty coraz mniej ciekawe". Aleksander Jackiewicz zaś ("Film" 19/1969) - widząc w opowieści o tyranie, śmierci i miłości historię mało ciekawą i wtórną - krytykował "Goto, wyspę miłości": "O fabułę za wiele w tym filmie."
Oskar Sobański ("Film" 44/1992) napisał, że centralną część dorobku Borowczyka stanowią filmy zrealizowane w latach 1974-76, czyli "Opowieści niemoralne", "'Dzieje grzechu", "Margines" i "Bestia":
Zdobyły największy rozgłos i praktycznie wyczerpały estetyczny i intelektualny potencjał reżysera.
Filmy takie jak "Opowieści niemoralne" czy "Bestia" ustaliły pozycję Borowczyka jako autora artystycznych filmów erotycznych. Późniejsze, "Za murami klasztoru", "Heroiny zła", "Lulu", "Doktor Jekyll i kobiety", "Owidiusz: Sztuka kochania" i piąta część cyklu "Emmanuelle" - trzeba powtórzyć za Oskarem Sobańskim - "są kolekcją tematów erotycznych bez większego znaczenia". W tych realizacjach seks z problemu wywołującego pytania egzystencjalne o naturę człowieka (kultura kontra natura) stał się magnesem mającym przyciągnąć widza.
Oczywista jest w nich też inspiracja de Sadem, czy też szerzej ujmując, francuskim libertynizmem XVIII w., gdzie łączono seks z cierpieniem, a także z włoskim i hiszpańskim manieryzmem. Z libertynizmu wywodzi się też prezentowane w nich traktowanie kobiety jako obiektu ubóstwianego i zarazem podlegającego poniżeniu. Ale, co dostrzec można po przeczytaniu opowiadań Borowczyka, ta inspiracja trąci nie tylko myszką, ale i grafomanią. Także grafomanią filmową, co dostrzegali bardziej złośliwi krytycy, np. Jan Gondowicz ("Film" 44/1992) w felietonie poświęconym "Bestii". Nawet sam Borowczyk zdaje się inaczej oceniać tę część swej twórczości. Na przeglądzie retrospektywnym swoich filmów w Krakowie w 1999 nie chciał bowiem pokazać tych właśnie produkcji, jak relacjonował Bogusław Żmudziński ("Opcje" 2/1999). Tenże Żmudziński napisał, że "nad Sekwaną przyjęło się mówić o Walerianie Borowczyku 'Boro' ". Dodając, że Borowczyk "to wybitny realizator filmów animowanych i krótkometrażowych", natomiast 'Boro' kojarzy się przede wszystkim z reżyserem filmów fabularnych, który "zyskał dwuznaczną sławę twórcy francuskiego kina erotycznego". Ba, nawet sławę "klasyka soft-porno". Nic dziwnego, że wiele jego filmów przez lata było w różnych krajach zakazanych, ciętych przez cenzurę obyczajową, skracanych, przerabianych, nawet z krótkimi miewał problemy, jak choćby z "Collection particuliere".
Sam Borowczyk odróżnia jednak pornografię od erotyki. W rozmowie z Andrzejem Markowskim ("Kino" 4/1975) powiedział:
Erotyka, seks to przecież jedna z najbardziej moralnych stron życia. Erotyka nie zabija, nie unicestwia, nie nakłania do zła, nie prowadzi do popełnienia przestępstwa. Wręcz przeciwnie: łagodzi obyczaje, przynosi radość, daje spełnienie, sprawia bezinteresowną przyjemność.
Mimo kontrowersji towarzyszących odbiorowi kolejnych filmów fabularnych Borowczyka, zawsze mamy w nich do czynienia z wielką wyobraźnią plastyczną, ogromną inwencją twórczą, absurdalnym humorem, groteską o inspiracji surrealnej. Warte podkreślenia jest coś jeszcze. Borowczyk był absolutnym twórcą swych filmów, nie tylko reżyserem i scenarzystą, ale też scenografem. Narzucał sposób fotografowania, a krytycy podkreślali, czemu on nie zaprzeczał, precyzyjne przygotowanie i panowanie autora nad realizacją. Nawet tak wybitni operatorzy, jak autor zdjęć do "Dziejów grzechu" Zygmunt Samosiuk, musieli w pełni mu się podporządkować. Można nawet powiedzieć, że Borowczyk kreował nie tylko rzeczywistość filmową, ale też samego siebie, bowiem wizerunek "Boro" stworzony został wyraźnie na użytek liberalnej krytyki i widzów francuskich. Elementem tej kreacji było być może podanie w autorskim posłowiu do zbioru opowiadań "Anatomia diabła" innej daty i miejsca urodzenia (Wojnowice 1932) niż podawały dotąd encyklopedie.