Nad poczynaniami każdego z bohaterów książki – bez względu na optymizm bądź pesymizm osobistych zapatrywań – ciążyło widmo nieodwołalnego wybuchu wojny. Z dzisiejszej perspektywy – wyznaczonej świadomością wydarzeń, jakie się rozgrywały począwszy od 1 września 1939 roku – lektura tomu może nastrajać przygnębiająco. Przewagą czytelnika "Wakacji 1939" jest bowiem tzw. mądrość po szkodzie, budująca pewność, że wielu pułapek nieprzewidywalnego losu dałoby się wtedy uniknąć (czyżby?).
Książka utrzymuje czytelnika w stanie ciągłej emocjonalnej huśtawki. Z jednej strony podziwiamy osiągnięcia odradzającego się po 123 latach zaborów państwa polskiego, co pozwala nam wraz z wypoczywającymi oddawać się niezobowiązującej zabawie w rytmie modnego wówczas lambeth-walka. Z drugiej natomiast, wobec aż nadto widocznych zakusów państw ościennych, irytuje nas nierozwaga sfer rządzących krajem, przypieczętowana stadną zeń ewakuacją w momencie zagrożenia.
Autorka nie spekuluje, co by było gdyby… tylko porusza się w sferze faktów. Pierwsze rozdziały jej książki dają podstawową wiedzę o uwikłaniach Polski w ówczesne geopolityczne układy. Paradoksalną, acz psychologicznie wytłumaczalną reakcją na ryzyko rychłego zbrojnego konfliktu, były nieustanne polowania, przyjęcia i rauty, towarzyszące dyplomatycznym spotkaniom na najwyższym szczeblu, jak też gwałtowny wysyp ogólnodostępnych zabaw tanecznych dla tzw. szarych zjadaczy chleba.
Przegląd wydarzeń relacjonowanych przez ówczesną prasę Anna Lisiecka urozmaica własnym piórem. Czyni to z polotem przekornych natur, zwięźle i dowcipnie charakteryzując choćby Wojciecha Kossaka: "Był to mężczyzna, o którym Mniszkówna powiedziałaby: »Rasa i klasa kroczyły przed nim i za nim«. Kochał kobiety z wzajemnością". Dodajmy, że malarz upodobał sobie letnie wypoczynki w Juracie, gdzie zafundował sobie willę i pracownię.
Dostęp do morza w dwudziestoleciu międzywojennym obrodził wieloma odwiedzanymi do dziś letniskami (niektóre szybko zyskały status uzdrowisk) na całej trasie półwyspu helskiego i nie tylko. W zależności od zasobów portfela wypoczynek nad Bałtykiem można było sobie zapewnić w Gdyni, Orłowie, Helu, Jastrzębiej Górze czy Juracie. I tylko gęsto obwieszony flagami i emblematami ze swastyką Gdańsk, głośny od agresywnych gróźb Niemców pod adresem Polaków, zdecydowanie nie licował z ich wakacyjnymi planami.
Alternatywą dla wypoczynku na morskiej plaży były oczywiście góry. Obok zasiedziałych mieszkańców Zakopanego jak Stanisław Ignacy Witkiewicz czy Kornel Makuszyński, sezonowo gościli w nim liczni przedstawiciele bohemy. Roiło się od artystów w świeżo otwartym pensjonacie Halama, gdzie gospodarzy, czyli taneczno-choreograficzne małżeństwo Zizi Halamę i Feliksa Parnella, wspomagały pozostałe siostry Halama: Loda, Alicja i Helenka (Enusia).
Latem 1939 roku na wakacjach w Zakopanem bawili także kabareciarze i poeci. W lipcu był tam Fryderyk Járosy z najnowszą swoją przyjaciółką – malutką, za to obdarzoną świetnym głosem Zofią Terné. Była Stefania Grodzieńska z Jerzym Jurandotem, który wraz z Fryderykiem Járosym pracował u podnóża Tatr nad premierą dla nowego Teatru Figaro. Spektakl zatytułowano "Żyć nie umierać", a premierę zaplanowano na 2 września.
W sierpniu 1939 roku na wspólny pobyt w Zakopanem przyjechali Irena Krzywicka i Tadeusz Boy-Żeleński, ze zmiennym powodzeniem romansujący ze sobą od końca lat 20. Marian Hemar u schyłku przedwojennego sierpnia pracował w stolicy Podhala nad tekstami do warszawskiego teatrzyku Ali Baba. Premierę rewii politycznej "Pakty i fakty" zapowiadano, a jakże, na sobotę, 2 września.
Wśród najnowocześniejszych uzdrowisk międzywojnia wysoko (po Krynicy, a przed Ciechocinkiem) lokował się Truskawiec, niedaleko Drohobycza, gdzie wypoczywała m.in. Zofia Nałkowska czy Mieczysława Ćwiklińska. Na deptakach można było spotkać zapraszanych tu na występy artystów Qui Pro Quo, Perskiego Oka, Morskiego Oka, Cyrulika Warszawskiego czy Wesołej Lwowskiej Fali. Afisze olśniewały nazwiskami gwiazd pierwszej wielkości, jak Hanka Ordonówna, Włada Majewska, Aleksander Żabczyński, Eugeniusz Bodo czy Adolf Dymsza.
Jeszcze bardziej na południe leżały Zaleszczyki, do których po wypoczynku w Zakopanem dotarli Fryderyk Járosy z Zofią Terné i Stefania Grodzieńska z Jerzym Jurandotem. Tam też, w malowniczym zakolu Dniestru w pamiętne wakacje przebywali z rodzicami: obiecujący baryton 17-letni Andrzej Hiolski, wówczas uczeń Adama Didura, oraz ośmiolatek Janusz Majewski, przyszły reżyser filmowy i pisarz.
Ciechocinek latem 1939 roku szczególniej upodobali sobie ludzie po piórze, poczynając od zacnych członków Polskiej Akademii Literatury: Jana Lorentowicza, Wacława Berenta i Ferdynanda Goetla. Odpoczywała tam również Maria Dąbrowska, która 23 sierpnia 1939 roku odnotowała w swoim "Dzienniku": "Teraz mam niby za tydzień jechać do Sztokholmu na Penclub, ale coś straciłam i chęć i wiarę w ten wyjazd, bo alarmy wojenne coraz groźniejsze, a na dobitek złego, wczoraj rozeszła się pogłoska o pakcie Hitlera z Sowietami. Jutro wracam do domu".
Plastycy zawsze doceniali uroki Kazimierza Dolnego. Osiadła w nim pisarka Maria Kuncewiczowa, wspaniała obserwatorka i kronikarka odchodzącego w niebyt małomiasteczkowego życia, któremu oddała hołd w znakomitym tomie opowiadań "Dwa księżyce", zderzając w nim dwie wzajemnie przenikające się mentalności: miejscowych i przyjezdnych. Przedwojennemu Kazimierzowi poświęcił też uwagę Adolf Rudnicki w swoim zbiorze nowel "Lato".
Sporo uwagi Anna Lisiecka poświęciła spędzaniu letnich miesięcy w słynnych z gościnności dworkach na kresach wschodnich. Cytuje fragmenty niepublikowanych wspomnień potomka jednego z właścicieli podwileńskich włości, Jerzego Kiersnowskiego: "wojna miała na naszych kresach posmak niemalże abstrakcji. Jej pogłosy dochodziły przede wszystkim z radia, wokół którego skupiało się całe życie domu". Tak było do 17 września; później, jak wiadomo, wszystko uległo daleko idącym zmianom.
Bolesław Miciński wzorem wielu rodaków po 1 września 1939 roku ruszył wraz z żoną Haliną z Krauzów (później Micińską-Kenarową) na wschód. Na spalonej stacji w Łukowie, skąd już dalej nie można było odjechać i panował nieopisany ścisk, dostrzegł swojego przyjaciela Witkacego. Jak wspominała Halina Micińska, rzucił mu się na szyję mówiąc: "Stasiu! Jestem szczęśliwy, że Cię widzę, bo będę ojcem".
Witkiewicz odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. Nie, nie uciekł. Po pewnym czasie powrócił, niosąc ze sobą pół szklanki mleka. W jaki sposób ją zdobył – nie wiadomo. Wiadomo jednak, że cztery miesiące później, już w Paryżu, urodziła się Anna Micińska, która powtarzała, że wszystko, cokolwiek ważnego dokonała w dorosłym życiu, to był dług spłacony Witkacemu za te pół szklanki mleka, zdobytego, aby nakarmić i mamę, i dziecko.
Co znamienne, na tej samej stacji w Łukowie przebywał także nieco ponadroczny Janusz Degler. Podobnie jak Anna Micińska, także i on poświęcił później swoje życie na prace badawcze nad twórczością Stanisława Ignacego Witkiewicza. Oboje cenieni są w świecie jako wybitni witkacolodzy.
Obok wciągającego tekstu Anny Lisieckiej książka nęci czytelnika intrygującymi ilustracjami i zdjęciami. Są to głównie przekopiowania artykułów poświęconych błogiemu wypoczynkowi znanych i cenionych ludzi z pierwszych stron gazet. Przypomnienie ich twarzy wydaje się równie ważne, jak opowieść o zawirowaniach losu sprawiających, że nie wszystkim artystom cudem uratowanym z wojennego koszmaru dane było kontynuować swoją twórczość.
Anna Lisiecka
"Wakacje 1939"
wydawnictwo: Muza, Warszawa 2019
oprawa: twarda
wymiary: 225 x 165 mm
liczba stron: 544
ISBN: 978-83-287-1015-3
Autor: Janusz R. Kowalczyk, sierpień 2019