Ewolucja pisarska
Książkowy debiut Dąbrowskiej to zbiór opowiadań "Gałąź czereśni" (1921). Potem wydała tom mocno przetworzonej prozy autobiograficznej "Uśmiech dzieciństwa" (1923). W czasie pracy nad tymi utworami pisarka nie była jeszcze pewna, czy wiązać swoją przyszłość z literaturą, czy raczej z szeroko pojętym zaangażowaniem społecznym (publicystyka, praca w Ministerstwie Rolnictwa, działalność na rzecz ruchu spółdzielczego).
Równolegle z procesem dojrzewania do pisarstwa następowało zasadnicze przeformułowanie poetyki: wczesne utwory pozostają jeszcze pod wpływem estetyki młodopolskiej, a świadectwo uwalniania się od niej stanowi dopiero gruntowna przeróbka "Ludzi stamtąd", dotycząca nie fabuły, lecz wyłącznie języka. Od tego czasu dominuje poetyka realizmu, z czasem coraz bardziej zniuansowanego psychologicznie. Literackie kreacje Dąbrowskiej pozostawały zwykle blisko rzeczywistego, faktograficznego materiału - od biografii własnej i swojej rodziny, poprzez młodzieńcze zapiski etnograficzne i późniejsze obserwacje z "Dzienników", aż po źródła zewnętrzne, takie jak "Pamiętniki chłopów".
Jej metoda twórcza zakładała stopniowe nasycanie tekstu szczegółami. Świadczy o tym notatka z "Dzienników", powstała w okresie pracy nad "Nocami i dniami":
Piszę całość w pierwszej redakcji, nie opracowując żadnych szczegółów, wszystko ma taką postać, że gdyby ktoś przypadkiem przeczytał, miałby przed sobą klasyczny przykład grafomanii.
Redakcji było zazwyczaj trzy, a Dąbrowska niezwykle dużo czasu spędzała na przepisywaniu swoich tekstów.
Pozostając autorką zaledwie jednego kompletnego cyklu powieściowego ("Noce i dnie") i jednej niedokończonej próby w tym zakresie ("Przygody człowieka myślącego") sprawia jednak Dąbrowska wrażenie specjalistki od powieści właśnie. Jej opowiadania niemal zawsze sugerują istnienie świata przedstawionego, który się w nich nie mieści, bądź nawet wprost odwołują się do rzeczywistości powieściowej - np. w tekście "Ksiądz Filip" ze zbioru "Znaki życia" pojawiają się nazwy geograficzne Serbinów i Pamiętów, znane z "Nocy i dni".
Wśród opowiadań powojennych szczególne znaczenie ma "Na wsi wesele" (1955). Stanowi ono realistyczne przedstawienie ówczesnej wsi - w tym zagrożenia kolektywizacją i poddawania się naciskom ze strony kultury miejskiej. Po stronie pozytywów ujęta jest natomiast reforma rolna, na rzecz której autorka wypowiadała się jeszcze przed wojną.
Wypadałoby jeszcze krótko wspomnieć tu o tekstach nieuważanych za centralne dla twórczości Dąbrowskiej. Wyszły spod jej pióra dwa dramaty historyczne - "Stanisław i Bogumił" oraz "Geniusz sierocy". Pierwszy opowiada po raz kolejny historię o śmierci św. Stanisława, drugi zaś, opublikowany w 1938, przedstawia oryginalną koncepcję historiozoficzną. Tytułowy "geniusz sierocy" oznaczać miałby koncepcje słuszne, lecz nieznajdujące akceptacji społeczeństwa - w tekście przykład stanowi pojednanie polsko-kozackie w warunkach XVII wieku.
W dalszej części tego tekstu omówię cztery zasadnicze przykłady tej twórczości: cykl opowiadań "Ludzie stamtąd", cykl powieściowy Noce i dnie, niedokończoną ostatnią książkę oraz "Dzienniki".
"Ludzi stamtąd" wydał Mortkowicz w roku 1926. Książka została dobrze przyjęta, choć z perspektywy czasu reakcje krytyki zdają się wycinkowe i niewystarczające. Wszystkie opowiadania (konstrukcję klasycznej noweli mają tylko "Noc ponad światem" oraz "Zegar z kukułką") dzieją się na folwarku w Rusocinie przed I wojną światową. Jednorodność świata przedstawionego sugerują wzmianki o opisanych wcześniej postaciach i wydarzeniach. Ten cykl krótkich utworów ma w istocie epicki zakrój, jako że na kilkunastu przykładach przedstawia życie ludzkie od młodzieńczych uniesień miłosnych aż do śmierci, i to z całym spektrum towarzyszących mu emocji. Symboliczny jest fakt, że pierwsze opowiadanie rozpoczyna się wczesnym rankiem, zaś koniec ostatniego przypada na wieczór. By lepiej scharakteryzować tę prozę, streszczę tu kilka spośród utworów.
"Łucja z Pokucic" opisuje niedole kobiety zdradzającej męża, który wyjechał na wojnę rosyjsko-japońską, skonfliktowanej ze starymi rodzicami i z otoczeniem, a przy tym źle opiekującej się swoją córką Zosią. Pożądanie fizyczne - podobnie jak w znacznie bardziej optymistycznym utworze poprzednim, zatytułowanym "Dzikie ziele" - zostaje przedstawione jako siła, której nie można się oprzeć. "Niech uczyniom [...] te, co na człowieka gadajom... Niech uczyniom, by możno było bez tego wyżyć. By nie było miłe, co miłe. By się możno było czem drugiem tak samo cieszyć" - mówi tytułowa bohaterka. Wkrótce rodzi nieślubne dziecko, które jednak - również pozbawione właściwej opieki - umiera jeszcze jako niemowlę. Wracający z niewoli mąż porzuca Łucję.
W opowiadaniu "Szklane konie" woźnica Paterek wskutek alkoholizmu traci wzrok i wkrótce umiera. Stanowisko przejmuje jego syn, Pietrek, który wkrótce zaczyna pić podobnie jak ojciec. Chłopak zaczyna mieć halucynacje - zwidują mu się szklane, sześcionogie konie. Opowiadanie kończy scena, w której pan, własnoręcznie powożąc, przywozi pijanego Pietrka do jego matki. Komizm ustępuje jednak obawom o zdrowie chłopaka. Z postacią Paterczyny, żony i matki pijaka, wiąże się ciekawa obserwacja psychologiczna - miejscowi mają wrażenie, jakby roztaczała "dziwną opiekę nad rozprzężeniem swego domu".
O ludziach pełnych nadziei mimo przeżytych nieszczęść traktuje "Tryumf Dionizego". Tytułowy bohater, zmagający się z kalectwem garbaty mleczarz, przywozi do dworu chłopaka o przezwisku Szatan, na wsi postrzeganego jako wcielenie zła (bo bił matkę, a potem niespodziewanie zniknął na dwa lata). Mimo trudnego charakteru mleczarza zawiązuje się między nimi przyjaźń - Dionizy zgadza się nawet wystąpić w roli swata. Tryumfem ma być dojście poszkodowanego przez życie człowieka do następującej filozofii: "jak człek potraci wszystkie swoje nadzieje, to dopiero widzi, że nic nie stracił, bo drugich nadzieje do serca mu powchodzom".
"Najdalszą drogę" rozpoczyna scena przeprowadzki rodziny bezrolnych fornali. Początkowo w Rusocinie dzieje im się dobrze, wkrótce jednak spadają na nich nieszczęścia - Julkę zostawia narzeczony, Kaczmarczyk zostaje oskarżony o podpalenie pola pszenicy (od tytoniu) i obawia się, że to podejrzenie będzie się za nim ciągnąć do końca życia. Rodzina podejmuje więc decyzję o wyjeździe do miasta. Tak jak na początku opowiadania, na wozie towarzyszy im kot w worku, przywodzący na myśl wiadome przysłowie.
Gwałtowny witalizm tych opowiadań miesza się z obrazami śmierci, nędzy i wyniszczenia (jak w opowiadaniu "Noc ponad światem" przedstawiającym starość Nikodema, owrzodziałego z powodu kiły, który siekierą odcina sobie zaropiałe palce). Podkreślana jest energia i mobilność społeczna bohaterów. Co i rusz pojawia się motyw wyjazdu do Ameryki lub przynajmniej do Prus, rodzina Kaczmarczyków udaje się do miasta, zdradzony mąż Łucji z Pokucic - do Hamburga, gdzie wiąże się z jakąś Niemką. Trudne warunki nie tłumią więc ludzkiej energii.
Pisarka sprzeciwiała się wyłącznie etnograficznemu czy klasowemu odczytaniu "Ludzi stamtąd". Zbiór nowel przejawia poważne ambicje filozoficzne. Trudne i prymitywne warunki, w jakich żyją bezrolni chłopi, mają się zbliżać do bytowania "człowieka naturalnego" i tym wyraźniej - bo bez kulturowych osłonek - ukazywać jego pierwotne impulsy. Taki jest głębszy sens znamionującego te utwory witalizmu, pogodzenia z losem, a także swoistej akceptacji śmierci. W nieunikniony sposób pojawia się tu pytanie o pierwotność bądź wtórność odruchów moralnych, które autorka rozstrzyga w sposób zdecydowanie optymistyczny ("Triumf Dionizego"). Tadeusz Drewnowski, wydawca opowiadań i dzienników Dąbrowskiej pisał:
Nie przez salony nawiązywała Dąbrowska do wzoru Rousseau. Poszukując Rousseauwskiego 'stanu naturalnego', nie musiała rekonstruować 'sztucznej natury' - wracała do Russowa do tamtejszych czworaków, na kolonię i do plebanii.
Przytaczany fragment badacz uznawał widać za istotny, skoro zawarta w nim gra słów dała tytuł monografii. Lokalny koloryt omawianych opowiadań zostaje podkreślony przez fakt, że otwierające tom "Dzikie ziele" zawiera wiele cytatów z pieśni ludowych (zbieranych przez Dąbrowską w okolicach Russowa latem 1908 roku).
Inną możliwość szerszego rozumienia "Ludzi stamtąd" proponuje Andrzej Mencwel ("Przedwiośnie czy potop"): "Garbaty mleczarz Dionizy wysławiał swoją jędrną gwarą tę samą ideę powszechnego braterstwa, jakiej właściwego filozoficznego wyrazu poszukiwał przez całe życie jeden z inspiratorów Dąbrowskiej, Edward Abramowski".
Historia powstawania tego utworu jest dość skomplikowana - pierwowzór drugiego tomu, zatytułowany "Domowe progi", był drukowany w odcinkach w czasopiśmie "Kobieta Współczesna" w latach 1927-1928, a także osobno w formie książkowej. Pierwsze stwierdzenie o szkicowaniu powieści pada w dzienniku pod datą 1.VII.1926. Jan Parandowski w "Alchemii słowa" przytacza anegdotę, wedle której pierwszego impulsu do pracy miała dostarczyć ujrzana w sklepie skrzynka z napisem "Niechcice". Tytuł z kolei nawiązuje do poematu "Prace i dnie" Hezjoda, pierwszego dzieła kultury europejskiej dotyczącego uprawy roli.
Powieść, nagrodzona Państwową Nagrodą Literacką w 1934, odniosła wielki sukces czytelniczy. "Obok 'Przedwiośnia' Stefana Żeromskiego 'Noce i dnie' stały się najpopularniejszą powieścią międzywojennego dwudziestolecia" - pisał Tadeusz Drewnowski. Język książki chwalił Julian Przyboś z pomocą zaczerpniętej z "Pana Tadeusza" frazy "centrum polszczyzny". Powojenną recepcję "Nocy i dni" ugruntował powstały w 1975 film fabularny oraz dwunastoodcinkowy serial telewizyjny - obydwa w reżyserii Jerzego Antczaka.
Nagrody, popularność, porównanie z Żeromskim, wreszcie wzorcowy charakter języka - wszystko to wskazuje na raczej tradycyjny zakrój dzieła. Henryk Markiewicz twierdzi, iż "w krajobraz społeczno-obyczajowy 'Nocy i dni' wstępujemy jak w okolicę dobrze nam znaną z literatury", by potem wyliczyć możliwe analogie, za sprawą których omawiany utwór włącza się w nurt powieści traktujących o końcu warstwy szlacheckiej i o kształtowaniu się inteligencji. Echo tego poglądu mogą stanowić słowa Heleny Zaworskiej ("Miłość życia przecierpianego", "Twórczość" 7-8/1970): "Cały pogląd Dąbrowskiej na świat, na historię, na społeczeństwo, na sprawy psychologii, moralności i sztuki - wyrósł z intelektualnych i estetycznych tradycji dziewiętnastowiecznych". Co jednak "Noce i dnie" od tej tradycji odróżnia, to zdecydowana afirmacja działania i pracy bez względu na umiejscowienie w życiu i stanowisko ideowe. Krytyka dostrzegła ten stan rzeczy dość szybko - w recenzji z 1932 roku Stefan Kołaczkowski pisze o powieści wypełnionej "dążeniem czy tęsknotą do nowego przymierza z życiem, bez grymasów wyższości wobec rzeczywistości, tęsknotą do afirmacji życia po pustce i niedoli".
Zasadniczo powieść opisuje losy osobliwie niedobranego, a przecież dobrze się uzupełniającego małżeństwa introwertyka z ekstrawertyczką. Oboje pochodzą ze zdeklasowanej, pozbawionej majątku szlachty, lecz cechuje ich diametralnie różne podejście do życia. Podczas gdy Barbara z Ostrzeńskich "chce coś w życiu osiągnąć" (aczkolwiek celu tego nie precyzuje), Bogumił Niechcic zdaje się bez reszty spełniać w zarządzaniu majątkiem najpierw w Krępie, a potem w Serbinowie. "Na to sieję, by wzeszło, reszta mnie nie obchodzi" - mówi w pewnym momencie. I słów tych nie należy traktować jako wyrazu ograniczenia - odwołują się one bowiem do pozytywistycznego jeszcze ideału pracy organicznej. Autorka uważała zresztą Bogumiła za swojego reprezentanta w świecie powieści, co jest o tyle charakterystyczne, iż ten jest przedstawiany jako człowiek mówiący niewiele i niechętnie.
Pierwsze części powieści opowiadają głównie o życiowych i majątkowych perypetiach - o śmierci Piotrusia, pierwszego dziecka Bogumiła i Barbary, o losach jej szczegółowo przedstawionej rodziny, wreszcie o uparcie ignorowanym przez Bogumiła a dość szczęśliwie zażegnanym zagrożeniu potajemną sprzedażą Serbinowa przez jego przebywających w Paryżu właścicieli. Gdy w końcu dochodzi do niejawnej transakcji, Bogumił mimo wszystko otrzymuje należną rekompensatę. Nowy właściciel Serbinowa - hrabia Owrucki - ginie zamordowany w pociągu z Rosji do Kalińca.
Zakres spraw poruszanych w powieści poszerza się, gdy dorastają dzieci Bogumiła i Barbary, wyraźnie różniące się między sobą. Jesteśmy świadkami postępującej degrengolady wciąż bronionego przez matkę Tomaszka (kłamstwa, kradzieże, alkohol i hazard) czy burzliwego życia osobistego, politycznego zaangażowania i studiów Agnieszki, której biografia ma kilka punktów stycznych z życiem pisarki. Skalę komplikacji fabularnych niech pokaże fakt, że Agnieszka wiąże się ostatecznie z Mariuszem Śniadowskim, działającym w Szwajcarii niepodległościowcem i socjalistą, wcześniej utrzymującym stosunki z Ksawerą Wojnarowską, dawną sąsiadką i kochanką jej ojca. O wiele więcej miejsca poświęca się tutaj kształtowaniu się filozofii życiowej Agnieszki. Podobnie jak ojciec, szanuje ona pracę, pojmując ją jednakże znacznie szerzej, nie ograniczając się do Bogumiłowego kultu ziemi.
Przytoczmy tu komentarz Henryka Markiewicza pochodzący z maszynopisu znajdującego się w zbiorach biblioteki IBL PAN:
W odróżnieniu od wielu dzieł europejskich i polskich, jakie wchodzić tu mogą w porównanie, osią konstrukcyjną "Nocy i dni" nie są 'dzieje upadku rodziny', ani dorastanie bohaterów do buntu społecznego czy rewolucjonizmu. Raczej proces wewnętrznego wyzwolenia człowieka od potrzeby gromadzenia i posiadania dóbr materialnych, od ciążącego nad nim 'idolum proprietatis'.
Istotnym wątkiem jest też pamięć o Powstaniu Styczniowym - istotna dla Barbary, przemilczana przez Bogumiła, który brał udział w walkach w wieku lat szesnastu. Weteranami są również bracia Barbary. W trakcie dyskusji z przedstawicielami młodszego pokolenia, porywanego w wir rewolucji 1905 roku i późniejszej działalności niepodległościowej, pojawiają się porównania z tamtym zrywem.
Na wzmiankę zasługiwałyby losy przynajmniej niektórych spośród kilkuset (!) postaci drugoplanowych. Warto wspomnieć chociażby o zafascynowanej Przybyszewskim guwernantce Celinie Mroczkównie (skądinąd beztalenciu pedagogicznym), żeniącej się z pracującym dla Niechciców i szpiegującym ich na rzecz właścicieli majątku pisarzem Katelbą, a następnie wdającej się w beznadziejny romans z kolejnym reprezentantem dekadencji, a zarazem krewnym Barbary, Januszem Ostrzeńskim. Krytyka postaw kojarzonych z modernizmem musiała być ważna dla Dąbrowskiej jako autorki eseju o Stanisławie Przybyszewskim pod wiele mówiącym tytułem "Piewca niedojrzałości duchowej". Przejmujące studium starości, zniedołężnienia i niedomagań umysłowych stanowią z kolei losy Jadwigi, matki Barbary, dokonującej żywota w Serbinowie.
Zarówno różnorodność przedstawianych w powieści losów, jak i szczególna postawa autorki sprawiają, że trudno w "Nocach i dniach" uchwycić jasno sformułowaną myśl przewodnią. Paradoksalnie nie świadczy to jednak o jakimkolwiek niedomaganiu tekstu. 22 marca 1929 Dąbrowska zanotowała w dzienniku następujące słowa:
Nic nie chcieć dowodzić. Przed zdumionymi oczyma rozpostrzeć obraz świata. Tak chcę pisać. To niech będzie moja dewiza przed rozpoczęciem drugiego tomu. Już się teraz nie martwię, że nie mam żadnej idei.
Literackie odbicie tego założenia stanowi fakt, że większość spośród przedstawianych w książce wydarzeń nie jest przez narratora komentowanych. Również dylematy ideowe czy religijne bohaterów nie znajdują jednoznacznego rozwiązania, gdyż od jego prezentacji ważniejsze jest przedstawienie samego żywiołu życia. Poglądy mogą być wypowiadane, i to nawet w sposób mocny i piękny - o czym niech zaświadczy rozmowa Agnieszki z księdzem Komodzińskim - ale zawsze pozostają zrelatywizowane przez przypisanie ich tej czy innej postaci. Narrator w takich momentach pozostaje ostentacyjnie milczący.
Pisanie powieści w szybkim, dyktowanym przez wydawcę rytmie, a także zakres poruszanej tematyki wyczerpały pisarkę. Od momentu ukończenia "Nocy i dni" praktycznie do końca życia powracać będą w "Dziennikach" sformułowania o kryzysie pisarskim. Jego świadectwem staną się dwudziestosiedmioletnie zmagania z ostatnią powieścią.
"Kompozycja istnienia" - powieści o tym tytule próżno szukać w bibliografii - z "Dzienników" oraz ze wspomnień Anny Kowalskiej wiadomo jednak, że taki tytuł miało ostatecznie nosić dzieło opublikowane pośmiertnie jako "Przygody człowieka myślącego" (wśród rozważanych możliwości pojawiał się jeszcze tytuł "Gopło"). Nawet w istniejącej a niekompletnej formie dzieło świadczy o wielkich, choć dyskretnie się przejawiających ambicjach pisarskich. Sama autorka napisała w przedmowie:
buduję tę rzecz trochę systemem zwanym w malarstwie 'papiers collés', a stosowanym przez Braque'a, Picassa i innych malarzy różnych odmian kubizmu, wklejających w swoje kompozycje czy dekompozycje form: druki, listy, kawałki tkanin i inne przedmioty z autentycznej konkretnej rzeczywistości. Z tą różnicą, że u mnie żadnej dekompozycji form ani żadnego nowatorstwa nie będzie.
Styl późnego pisarstwa Dąbrowskiej ma jednak do zaoferowania czytelnikowi o wiele więcej niż tylko dokumentalną wierność rzeczywistości i staroświecki urok. Zwraca uwagę przede wszystkim panowanie nad rozległym materiałem i umiejętność zamykania go w zwarte, nieomal samodzielne rozdziały. W latach 50. pisarka planowała nawet wydać wykończone fragmenty w formie opowiadań - co jednak zrealizował dopiero Tadeusz Drewnowski jako redaktor tomu "A teraz wypijmy".
Zamiłowanie do kompozycyjnego domknięcia widać także w mikroskali - tekst niedokończonej powieści roi się od lokalnych puent, podsumowujących poszczególne wątki myślowe. Bo też rzeczywistość jest w tym dziele nie tylko opisywana, lecz również nieustannie komentowana. Sposób prowadzenia narracji idealnie współgra tu z inteligenckimi cechami bohaterów.
Mimo wszystko zapowiedź, że "dekompozycji nie będzie" wypada traktować jako zamiar ambitny, lecz ostateczne niespełniony, a może od początku niewykonalny. Nie chciałbym jednak powtarzać tu surowych opinii Drewnowskiego, zdaniem którego "Przygody..." "jako całość rozsypują się w ruinę", gdyż jest to osąd wydawany z perspektywy "Nocy i dni", nie zaś nowej całości.
Niedokończony utwór zaczyna się jeszcze przed pierwszą wojną, w podupadłym majątku Wrombczyn nad Gopłem, którym po śmierci rodziców gospodarzą dwie siostry: Matylda i Katarzyna. Powieść, o zakroju co najmniej równie szerokim jak "Noce i dnie", opowiada zarówno o ich losach, jak i o kolejach życia ich dzieci. Jej zachowana wersja kończy się zaś w momencie kapitulacji Powstania Warszawskiego i ewakuacji stolicy. Jedna z bohaterek - Joanna Tomyska - umiera wówczas w szpitalu wskutek komplikacji po amputacji nogi. Spełnia się wówczas jej dziecinna deklaracja poczyniona z zazdrości o starsze rodzeństwo i kuzynostwo w rozdziale o ironicznym tytule "Edukacja":
Poświęcę się, to znaczy... no, zrobię coś takiego, że ani Józio, ani Ewka... takiego... takiego wielkiego, że wszyscy będą mnie kochać i będą mnie żałować, bo ja zgi... gi... nę...
Pomiędzy tymi punktami rozpina się panoramiczny obraz historii Polski widzianej poprzez pryzmat jednostkowych losów. Przedstawione są sprawy zadziwiająco różne - od opowiedzianej z perspektywy szeregowca historii Legionów do teoretycznych dyskusji o emigracji (zresztą bohaterowie konsekwentnie odrzucają taki wybór), od prezentacji środowiska artystycznego (sama Dąbrowska malowała akwarele), do wątków wzorowanych na pamiętnikach chłopskich (postać Teodora Popiołka, syna wiejskiego kowala, który miał podobno być centralną postacią planowanego ostatniego rozdziału). Tempo przedstawiania wydarzeń jest przy tym nierównomierne - na drugą wojnę światową przypada nieco ponad połowa książki. Ambicja ujęcia tak obszernego i bogatego materiału prawdopodobnie wyklucza się z zachowaniem wszystkich wymogów tradycyjnej formy powieściowej. Jeśli w dodatku naturalna inklinacja kieruje pisarkę w stronę psychologicznych czy obyczajowych detali, narracja nieuchronnie musi stać się punktowa i fragmentaryczna. Mówi o tym zarówno przytoczone na początku porównanie z kubizmem, jak i następujące zdanie:
Sztuka zmierza do maksymalnej kondensacji wyrazu. [...] Czy proza powieściowa może tego dopiąć bez unicestwienia samej siebie?
Tak wypowiada się przygodny rozmówca jednego z głównych bohaterów książki, powieściopisarza Tomyskiego. Ponieważ w "Dziennikach" znajduje się uwaga o potrzebie "monstrualnej zwięzłości" w przedstawianiu wydarzeń z początkowych partii powieści, to można zaryzykować stwierdzenie, iż Dąbrowska zdaje tu sprawę z dylematów własnej twórczości, z mocno przeżytej konieczności zaakceptowania rozbitej formy ostatniej powieści.
Impuls do prowadzenia zapisków dała napięta sytuacja polityczna bezpośrednio przed wybuchem I wojny światowej; wynika stąd niestety, iż nie obejmują one okresu formacji intelektualnej i młodzieńczej działalności społecznej pisarki. Początkowo nosiły one głównie kronikarski charakter, jednak z czasem wyewoluowały w coś, co słusznie nazywać można "dziełem życia".
Anna Kowalska, wieloletnia przyjaciółka pisarki, stwierdziła kiedyś, że właśnie "Dzienniki" okażą się "głównym dziełem autorki, która prócz tego napisała jakieś 'Noce i dnie' ". Jeżeli już porównywać te dzieła, należące do różnych gatunków literackich, to cechą wspólną mógłby być pewien monumentalizm, wyrażający się w opisywaniu długich odcinków czasu. Pierwsza zanotowana w Dziennikach data to 31 lipca 1914, ostatnia - 8 maja 1965 roku, zaś objętość tekstu to ok. 5,5 tys. stron. Porównanie z powieściami ma podstawy głębsze niż sam tylko aspekt chronologiczny. Andrzej Mencwel pisał:
"Dzienniki" Marii Dąbrowskiej mają nie tylko pewną przekrojowość społecznej perspektywy, mają także drobiazgowość epickiej obserwacji i w tym ich smak, są bardziej dziennikami myśli niż zdarzeń, świadectwem postawy, a nie tylko pisarstwa.
Sprzeczność pomiędzy obydwoma przytoczonymi zdaniami jest tylko pozorna, gdyż napięcie między opisywaniem świata a zastanawianiem się nad nim jest dla tej twórczości sprawą absolutnie kluczową.
"Dzienniki" spełniały bardzo różne funkcje: były magazynem pomysłów do późniejszego wykorzystania w opowiadaniach, sprawozdaniem z pracy pisarskiej, zbiorem anegdot i złośliwych niekiedy obserwacji na temat kolegów po piórze czy figur życia politycznego, kolekcją obserwacji obyczajowych i socjologicznych, wreszcie - zdaniem sprawy z własnych uczuć i odczuć. Autorka Uśmiechu dzieciństwa daje ciekawy obraz środowiska literackiego, rysując wizerunki zarówno wybitnych osobowości twórczych, jak ludzi pośledniego talentu. O niektórych ledwie wspomina, innym poświęca wiele przyjacielskich czy rozrachunkowych zapisków.
Jedną z najczęściej wzmiankowanych postaci jest Zofia Nałkowska. Śledzenie poświęconych jej zapisków jest o tyle ciekawe, że opinie Dąbrowskiej podlegają tu znamiennym wahaniom. Na przykład notatka z 24 marca 1930 roku głosi:
Kocham panią Zofię [...]. A właściwie nie kocham jej - co za głupstwo - tylko mam do niej zawsze ciekawość, ponieważ jest tak innym jak ja, tak zamkniętym na sobie samej człowiekiem. Zawsze mi się zdaje, że powinna się drugi raz narodzić, ale to nigdy nie nastąpi.
Podkreślanie inności przełamywane jest tu i gdzie indziej akcentami wspólnoty, aż po stwierdzenie podobieństwa. Stosunek do Nałkowskiej jest pełen zainteresowania, czasem ciepła i podziwu, ale i nacechowany dystansem.
Zapiski dotyczące ludzi pióra często stanowią wstęp do pisarskiej autorefleksji - autorka "Ludzi stamtąd" opowiada się wobec innych, określa swoją pozycję i daje nam wgląd w istotne dla niej lektury, w inspiracje ważne dla klarowania się autorskiej wizji świata. Rozlicza się z chybionymi jej zdaniem opiniami na temat własnego dorobku:
Ja sobie świetnie zdaję sprawę, jakie rzeczy wpływają na mnie, jaką rolę gra tu muzyka, malarstwo, styl mówiony moich przyjaciół - żaden z krytyków nigdy tego nie zgadnie. Tyle miernot wychodzi wprost żywcem z czerpanych z Kadena i Nałkowskiej i nikt im tego nie wypomni, dlaczego mnie się czepiają, która w ogóle nie wychodzę z literatury.
Wiele zapisków mówi o samotności i niezrozumieniu, blokującym pracę i stwarzającym poczucie oddalenia od polskiej rzeczywistości. Niezależnie jednak od sygnałów dystansu pojawiają się w tekście rozliczne świadectwa społecznej wrażliwości i zaangażowania, w tym na rzecz osób represjonowanych politycznie czy wykluczonych społecznie, sygnały troski o jakość debaty publicznej w Polsce, wreszcie o stan polskiej kultury w ogólności.
Różnorodność tematyczna dzieła Dąbrowskiej dobrze współgra z teoretycznymi opisami dziennika jako gatunku z definicji amorficznego. Cechy arcydzieła nadaje im jednak rzecz wręcz przeciwna - wrażenie ciągłości, spójności, nieprzerwanej i konsekwentnej ewolucji punktu widzenia. Ponadto fakt, iż wiele z zapisków zostało sporządzonych "na gorąco", pod wpływem pisarskiego czy emocjonalnego impulsu, daje nam wgląd w jakości jej pisarstwa rzadko widoczne w dziełach ukończonych. Odejście od zwyczaju gruntownego przeredagowywania tekstu sprawia, iż " 'Dzienniki' Dąbrowskiej są nieporównanie bardziej żywiołowe i namiętne od jej twórczości" - zauważa wydawca tego dzieła, Tadeusz Drewnowski.
Stosunek pisarki do dzienników był zmienny. Często podkreślała ona dokumentalną wartość partii mówiących o wojnie albo o czasach stalinizmu, co nie wiązało się jednak z uznaniem literackiej wartości tekstu. "Jeśli na nic więcej mnie już nie stać, niech to choć po mnie zostanie" - nieco lekceważąco notowała w 1956, po zakończeniu redakcji wcześniejszych partii "Dzienników". W ostatnich latach życia uważała je z kolei za coś niezbędnego do jakiegokolwiek funkcjonowania na świecie.
Zgodnie z testamentem, całość materiału składającego się na "Dzienniki" może być udostępniana publicznie od roku 2005. Pełne, filologiczne wydanie (programowo pozbawione ingerencji edytorskich), opublikowane w ograniczonym nakładzie 300 egzemplarzy, wydała Polska Akademia Nauk w roku 2009.
Autor: Paweł Kozioł, grudzień 2009