W domu upadłych dziewcząt
W czasie okupacji hitlerowskiej Schiller znalazł schronienie w ośrodku dla dziewcząt "moralnie zaniedbanych" w podwarszawskim Henrykowie (osiedle na Białołęce). Zakład przy ul. Modlińskiej 257 prowadzony był przez siostry Samarytanki, na czele z siostrą Benigną, właściwie Stanisławą Umińską – słynną w latach 20. aktorką teatralną. Umińska ściągnęła swojego dawnego przyjaciela do Henrykowa, wysyłając mu list z prośbą o wskazanie któregoś ze swoich uczniów, by wystawił z jej podopiecznymi jasełka. Schiller postanowił podjąć się tego zadania osobiście.
Umińska sama miała zresztą za sobą historię, która nadawałaby się na porywający dramat: w 1924 zastrzeliła w jednej z podparyskich klinik swojego ciężko chorego narzeczonego, literata i malarza Jana Żyznowskiego – podobno na jego życzenie. Gest ten, o charakterze eutanazji, miał być według Umińskiej aktem miłosierdzia. Kobieta przyznała się do winy i zażądała najwyższego wymiaru kary, została jednak w paryskim procesie uniewinniona.
Po powrocie do Polski zupełnie zrezygnowała z aktorstwa, wstąpiła do zakonu i – jak wspominał Andrzej Łapicki, wówczas adept konspiracyjnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej – "nie sprawiała wrażenia kogoś, kto jest złamany kryminalnym czynem". Najpewniej rzeczywiście była przekonana, że było to świadectwo jej miłości.
Aktorka i wtedy już także benedyktynka upatrywała w inscenizacjach teatralnych szansy na resocjalizację przebywających tam młodych kobiet, zwykle prostytutek uprzednio przymusowo leczonych w szpitalu św. Łazarza. Być może tęskniła za pozostawioną na rzecz życia duchowego pasją. Jej ambicja spotkała się z ówczesnym religijnym przewrotem w życiu Schillera, który – wcześniej zaangażowany w ideę komunizmu – nawrócił się, by później zostać oblatem benedyktyńskim. Oprócz waloru terapeutycznego spektakle reżyserowane przez Schillera z amatorskim zespołem aktorek były sensacyjnymi dziełami sztuki – według niektórych, m.in. zdaniem Czesława Miłosza – dziełami najwyższej próby.