W 1973 roku razem z Andrzejem Mrowcem wyreżyserowała w Studenckim Teatrze Satyryków "Dokąd" Ireneusza Iredyńskiego.
W 1976 roku zgłosiła się do zespołu aktorskiego nowo otwartego, prowadzonego przez Tadeusza Łomnickiego warszawskiego Teatru na Woli. Stworzyła tam znakomitą postać Synowej we "Wcześniaku" Edwarda Redlińskiego w reżyserii Janusza Zaorskiego (premiera 11 marca 1977). W latach 80. zagrała między innymi w dwóch dramatach Bertholda Brechta - Lucy Brown w "Operze za trzy grosze" w reżyserii Ryszarda Peryta w warszawskim Teatrze Ateneum (premiera 23 lutego 1980) oraz Jenny Hill w "Mahagonny" w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie (premiera 24 czerwca 1982). Na stałe była wówczas związana ponownie z warszawskim Teatrem Współczesnym (1981-1983). W latach 1983-1988 pracowała w Teatrze Nowym w Warszawie, gdzie zagrała między innymi w "De profundis" w reżyserii Bohdana Cybulskiego (premiera 15 lutego 1983). Mistrzowsko zagrany poetycki monodram zrealizowany w oparciu o Księgę Hioba odsłonił nowe oblicze aktorki zdolnej do niemal mistycznego scenicznego uniesienia. W kolejnych latach Stanisława Celińska była zaangażowana w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (1989-1990) i Teatrze Nowym w Poznaniu (1990-1991). W latach 1995-2003 była aktorką Teatru Studio w Warszawie, w sezonie 2000/2001 i w latach 2003-2006 na stałe współpracowała z warszawskim Teatrem Rozmaitości (od 2003 roku TR Warszawa). Od 2006 roku jest w zespole aktorskim warszawskiego Teatru Współczesnego.
Z Teatrem Polskiego Radia współpracowała od 1969 roku. Rok później rozpoczęła współpracę z Teatrem Telewizji, w którym zagrała blisko 60 ról. Pracowała między innymi z Lidią Zamkow, Józefem Słotwińskim, Gustawem Holoubkiem, Andrzejem Łapickim, Bohdanem Korzeniewskim. W teatrze radiowym zadebiutowała rolą chłopca Billego w sztuce Thornthona Wildera "Dzieciństwo", wyreżyserowanej przez Helenę Merenholtz. Występowała w repertuarze klasycznym i współczesnym, między innymi w: "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta, "Operze za trzy grosze" Bertolda Brechta, "Zaczarowanym krawcu" Szolema Alejchema, "Królowej Mokradeł "Alicji Salczyńskiej-Bykowskiej, "Balu stulecia" Andrzeja Mularczyka. Od 35 lat jest odtwórczynią roli Iwony w powieści radiowej "Matysiakowie".
Równolegle pracowała w teatrze i w filmie. W 1974 roku, w cztery lata po debiucie, powróciła do ról filmowych. Tym razem zaangażował ją Stanisław Bareja do roli małomiasteczkowej Lusi w filmie "Nie ma róży bez ognia", w którym ujawniła talent komediowy. W latach 70., 80. i 90. otrzymywała wiele propozycji od filmowców, grała zarówno role pierwszoplanowe, jak i epizody. Okazało się, że potrafi również mistrzowsko zagrać charakterystyczne role bohaterów drugiego planu. Hrabiankę w telewizyjnym "Kluczniku" Wojciecha Marczewskiego (1980), nauczycielkę Lewicką w serialu Stanisława Barei "Alternatywy 4" (1985), doskonały epizod u boku Wojciecha Pszoniaka w "Korczaku" Andrzeja Wajdy (1990), czy nieco przerysowaną bufetową w "Balandze" Łukasza Wylężałka (1993).
W 1975 roku wykreowała postać Agnieszki Niechcicówny w filmie Jerzego Antczaka "Noce i dnie". Doskonale zaznaczyła wtedy wewnętrzne dojrzewanie bohaterki. W tym samym czasie Janusz Majewski obsadził Stanisławę Celińską w roli Heli w "Zaklętych rewirach". W 1979 roku ponownie spotkała się z Andrzejem Wajdą, który kręcił wówczas "Panny z Wilka" na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza. Reżyser zaangażował aktorkę do roli Zosi. Zagrała bardzo wyraziście. Znakomicie oddała chłodną, zdystansowaną, ale ciągle dojrzewającą i racjonalną naturę swojej bohaterki.
Ogromny i bardzo zróżnicowany potencjał aktorski sprawiał, że z wyczuciem i ogromną pasją kreowała epizody, role komediowe, na przykład Goździakową w "Galimatiasie, czyli Koglu-moglu II" Romana Załuskiego (1989), jak i postaci wewnętrznie skupione, pełne prostoty, przytłoczone metafizyką, jak siostra Marcelina z filmu "Faustyna" w reżyserii Jerzego Łukaszewicza (1994). Z kolei starzejąca się Iza Gęsiareczka - bohaterka filmu Jerzego Stuhra "Spis cudzołożnic "(1994), w jej wykonaniu nabrała ciepłych i ironicznych rysów.
Celińska, jak mówiła w rozmowie z "Gazetą Telewizyjną", próbuje nie interpretować roli do końca:
Aktor powinien się bronić przed stawianiem kropki nad "i" w budowaniu postaci. Trzeba zostawić jej jakąś przestrzeń. Czasem łapię się na tym - to dotyczy zarówno pracy mojej, jak i kolegów - że kiedy na scenie powiem: "Wiesz, ten moment jest dobry", to zostaje to dookreślone, nie ma już takiej siły, nie pochodzi z wewnątrz, zaczyna być sztuczne.
Długo w zawodzie aktorskim czuła się niespełniona. Zawsze marzyła o rolach w wielkim repertuarze, czuła, że ma do nich powołanie. W rozmowie z "Głosem Szczecińskim mówiła:
Czuję w sobie ogromną siłę, którą można by spożytkować: walnąć potężne rólsko, grzmotnąć głosem, osobowością, siłą, no i oczywiście problemem postaci.
Przyznawała w wywiadzie dla "Gazety Telewizyjnej" w 2002 roku:
(...) zazdrościłam Annie Polony, że spotkała swojego Swinarskiego, a ja nie mogłam.
Jednak właśnie w drugiej połowie lat 90. Celińska stworzyła jedne ze swoich największych ról scenicznych. Z Krzysztofem Warlikowskim spotkała się po raz pierwszy w warszawskim Teatrze Studio. Zagrała wtedy Cecylię w "Zachodnim wybrzeżu" Bernarda-Marie Koltesa (premiera 10 października 1998). Później reżyser powierzył jej rolę Gertrudy w "Hamlecie" Williama Szekspira, zrealizowanym w warszawskim Teatrze Rozmaitości (premiera 22 października 1999). Aktorka zagrała lirycznie i dramatycznie zarazem kobietę uwikłaną w politykę, spętaną uczuciami. Dla wielu obsada przedstawienia była zaskoczeniem – Roman Pawłowski pisał w "Gazecie Wyborczej":
Spektakl jest pełen zaskakujących pomysłów, począwszy od obsady, w której Gertrudę gra Stanisława Celińska, kojarzona głównie z komedią, a tutaj świetnie oddająca dramat matki i kobiety.
Dwa lata później stworzyła swoją najbardziej przejmującą rolę. Zagrała kobietę z peep-show w dramacie Sarah Kane "Oczyszczeni" w reżyserii Warlikowskiego w warszawskich Rozmaitościach (premiera 15 grudnia 2001). Mówiła o niej, że
(...) to jest połączenie rzemiosła z ogromnym przeżywaniem. Okaleczeń duszy nie sposób przecież ukazać na chłodno.
W tym przedstawieniu Celińska pokazała niezwykłe oblicze aktorstwa. Janusz Majcherek pisał w "Teatrze":
Przy całym pięknie formalnym jest to przedstawienie niejako poręczone osobiście i dlatego tak dotykające widzów. To osobiste poręczenie, ba, artystyczną ofiarność widzę u wszystkich aktorów (...), ale w prawdziwe osłupienie wprawiła mnie Stanisława Celińska: to już nie jest ofiarność, to jest ofiara, a nawet, nie waham się powiedzieć jakiś nowy akt całkowity.
W przedstawieniach Warlikowskiego przygotowanych w TR Warszawa Celińska zagrała kolejne świetne role - Trinkula w "Burzy" Szekspira (2003), Fridę/Narratorkę w "Dybuku" Szymona An-skiego i Hanny Krall (2003) i ujętą dobitnie i jednocześnie wielowymiarowo Matkę w "Krumie" Hanocha Levina (2005, koprodukcja z Narodowym Starym Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie). Jacek Wakar pisał w "Teatrze":
A Stanisława Celińska? Gra Matkę matek, Matkę ostateczną. Czasem potworną, rozrastającą się do gigantycznych rozmiarów, innym razem małą i bezbronną, patrzącą prosto w twarz starości.