Cieszyć się sztuką, czyli każdy może zrozumieć, o czym mówią artyści
Sztuka współczesna owiana jest złą sławą najbardziej nieprzystępnej ze wszystkich dziedzin kultury. Czy faktycznie jest to świat tak hermetyczny i ezoteryczny, czy też problem leży w tym, jak o sztuce opowiadać?
W roku 2016 Biuro Badań Społecznych Question Mark opublikowało raport zatytułowany "Kondycja sztuk wizualnych. Percepcja i społeczny obieg sztuki współczesnej w Polsce". Już otwierające go zdania zdają się mówić wszystko o tytułowym problemie:
Text
"Odbiór sztuki współczesnej dla szerokiego grona beneficjentów instytucji wystawienniczych w Polsce stanowi problem, a przynajmniej ogromne wyzwanie. Badania prowadzone przez socjologów jeszcze w XX wieku [...] wskazywały na trudności ze zrozumieniem sztuki. Sytuacja w tym względzie nie uległa radykalnej zmianie."
Przepytywani przez autorów raportu przedstawiciele instytucji publicznych i prywatnych galerii w większości przyznają, że z odbiorem sztuki poza wąskim środowiskiem związanych z nią profesjonalistów jest faktycznie problem, wskazując przede wszystkim na wieloletnie zaniechania w systemie edukacji. W programach układanych przez kolejnych ministrów edukacja artystyczna jest obecna jak fantomowa kończyna – praktycznie nie istnieje, a i tak kojarzy się z niepotrzebnym dyskomfortem i bólem zakuwania formułek i dat. Kolejny trop prowadzi ku mediom, zwłaszcza telewizji, gdzie sztuka przebija się od wielkiego dzwonu wtedy, gdy wybucha jakiś skandal – w wyniku którego ktoś z reguły czuje się obrażony na tle religijnym lub dochodzi do zniszczenia jakiejś pracy – ewentualnie wtedy, gdy pada spektakularny rekord aukcyjny.
Artyści, kuratorzy i krytycy nie zmienią z dnia na dzień szkolnego programu nauczania, ale trzeba przyznać, że od lat robią sporo, by tak zwany "przeciętny" widz nie podchodził do muzeów i galerii jak do jeża.
Z mitów i stereotypów dotyczących sztuki można by złożyć antologię grubości książki telefonicznej, jednak chyba najdalsze od rzeczywistości jest często spotykane przekonanie, że to sztuka współczesna – w przeciwieństwie do sztuki dawnej – wymaga rozbudowanych wyjaśnień i nie daje się w żaden sposób zrozumieć bez rozbudowanego komentarza kuratorskiego. Czy dopiero od niedawna sztuka potrzebuje tłumaczenia? Nic bardziej mylnego!
Text
"Czy człowiek wkraczający do gotyckiej katedry wszystko rozumiał? Gdyby tak było, w czasach karolińskich nie powstawałyby skomplikowane dzieła zawierające wykład sztuki kościelnej czy liturgii jak choćby "Liber officialis" Amalarego z Metzu, "Rationale divinorum officiorum" Wilhelma Duranda czy "Liber de rebus in administratione sua gestis" Sugera, w którym znajdujemy teologię architektury katedry opartą na teologii światła, wywodzącej się od Pseudo-Dionizego Areopagity oraz na teologii Wcielenia. Te i inne prace z tego okresu zawierały wyjaśnienia oparte na koncepcji czterech sensów: dosłownego, alegorycznego, moralnego i anagogicznego. Mało kto z nawiedzających co niedziela katedrę znał i rozpoznawał te wszystkie sensy [...]. Dawał się ponieść grze świateł i mroku, ale czy znał ich dogłębny sens? Czy właściwie odczytywał związek, jaki był między znakiem a treścią, którą mu przypisywano? Wątpię."
– pisał Andrzej Draguła na łamach "Więzi".
Tęskne odniesienia do "starych, dobrych czasów" dotyczą okresu, w którym sztuka poza skomplikowanym programem ikonograficznym, wymagającym przynajmniej dobrej znajomości Biblii, mitologii greckiej i rzymskiej oraz wnikliwej lektury "Ikonologii" Cesarego Ripy, operowała jeszcze mniej lub bardziej realistyczną, figuratywną formą, odczytywaną na poziomie estetycznej przyjemności. Poznanie na tym poziomie bywa jednak w gruncie rzeczy dalsze od istoty dzieła, niż oburzenie na widok (ponad stuletnich zresztą) ready mades Duchampa w muzealnych salach. Barokowe dysharmonie i napięcia kolorystyczno-kompozycyjne dla niedzielnego widza jawią się jako szczyt klasycznego piękna, podczas gdy łopata w muzeum całkiem słusznie odczytywana jest jako przedmiot z innego porządku, który znalazł się w tej instytucji poniekąd w ramach żartu.
Pouczające są przykłady sztuki przywoływanej przez Krzysztofa Vargę w jego felietonie opublikowanym w 2011 roku w "Dużym Formacie", niedługo po zakończeniu procesu Doroty Nieznalskiej, ciągnącego się dłużej niż niejedno skomplikowane postępowanie kryminalne. Varga, deklarując na wstępie, że on to "w ogóle ma duży problem ze sztuką współczesną", bo "ogląda i nie rozumie, nie wie, czy ma mu się podobać, czy też nie", wyraża to przekonanie o nieczytelności współczesnej sztuki w sposób wzorcowy, nieświadomie podkopując przy tym własną argumentację. Pisarz stwierdza:
Text
"Sztuka współczesna jest jedyną dziedziną kultury obecnie, która potrzebuje krytyka, przewodnika i tłumacza, który takim ciemnotom jak ja wyklaruje ideę dzieła. Jak czytam powieść, to wiem, czy jest dobra, czy nie, bo mam do niej narzędzia, jak oglądam film, mam jasność, czy to wybitne kino, czy wybitny gniot, bo mam oczy, gdy słucham muzyki, wiem, że jest świetna lub koszmarna, bo mam uszy, ba – nawet teatr współczesny umiem jakoś ogarnąć swym umysłem. Sztuki współczesnej nijak nie kumam, wszystkie zmysły zawodzą. [...] Ujawniam się tu oczywiście bezwstydnie jako zacofany niedouczony amator, który od Sasnala woli Pietera Breughla, od Kozyry Hieronima Boscha, od Żmijewskiego obrazy Caspara Davida Friedricha [...]."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wilhelm Sasnal, "28.03.1983", Mościce, Tarnów, fot. Kuba Atys/AG
Jak na ironię, każdy z przywołanych przez Vargę przykładów sztuki dawnej w odbiorze skomplikowany jest bardziej od przytoczonych artystów współczesnych. Romantyk Friedrich najbliższy jest może współczesnej, zwłaszcza polskiej, tak ukorzenionej w romantyzmie wrażliwości, ale flandryjska kultura ludowa i teologia, filozofia, polityka czy poezja XV i XVI wieku, niezbędne do pełnego "wyklarowaia idei" Breughela nie jest zapewne znana Vardze lepiej niż współczesna kultura medialna czy historia wieku XX i jej spuścizna, które pomogłyby w uważnym odbiorze prac wspomnianych artystów współczesnych.
Równie zwodnicze jest skontrastowanie sztuki z innymi dziedzinami kultury. Jej język nie jest wyjątkowo skomplikowany, a jego gramatyka szczególnie zawiła, choć jest językiem, którym rzadko mówi się na co dzień. Jak egzotyczne lokalne narzecze, które wymaga chwili dostrojenia, a którego źródłem jest izolacja. Nie jest ona jednak powodowana wyłącznie brakami w szkolnym nauczaniu. Języka filmu i muzyki także nie uczy szkoła, ale codzienny kontakt z tymi mediami niemal od kołyski. Sztukę można pooglądać co prawda w internecie, ale poza nielicznymi wyjątkami stworzonymi z myślą o odbiorze za pośrednictwem komputerowego ekranu, będzie to kontakt fragmentaryczny i zubożony. Oczekiwać, że ktoś na podstawie reprodukcji wrzuconych na instagrama połknie haczyk i zafascynuje się sztuką, to tak, jakby spodziewać się, że przypadkowy współpasażer w autobusie zakocha się w muzyce zespołu, którego kawałek ktoś na tylnym siedzeniu puszcza z trzeszczącego głośniczka w komórce.
Tymczasem rolą instytucji jest nie tylko gromadzenie prac (istniejących z reguły tylko w jednym egzemplarzu), ale i nierzadko odpowiednie kalibrowanie spojrzenia. To, że sztuką może być szpadel lub klamka do drzwi, nie znaczy, że każda Castorama to muzeum rangi MoMA. Problem w tym, że do Castoramy często o wiele łatwiej trafić.
Nie przyszła góra do Mahometa...
Najprostszą odpowiedzią na instytucjonalną izolację może być wyjście wprost do odbiorcy, który nie ma do muzeów i galerii łatwego dostępu. W miastach takich jak Gdańsk, Lublin czy Wrocław od lat istnieją organizowane przez galerie miejskie i niezależne fundacje festiwale sztuki w przestrzeni publicznej. Najbardziej charakterystycznym i sprawnie zrealizowanym przykładem są gdańskie Narracje, współorganizowane przez Instytut Kultury Miejskiej i Gdańską Galerię Miejską. W pierwszych edycjach nastawione na czystą rozrywkę jako "festiwal światła", po paru latach zaczęły przeobrażać się w wydarzenie o większych ambicjach, ściągające na weekendowe spacery po kolejnych dzielnicach miasta zarówno gdańszczan niebywających na co dzień w galeriach, jak i profesjonalistów, balansując między efektownymi wizualnie interwencjami w przestrzeń a krytycznym komentowaniem historii i przeobrażeń miasta.
Mieszkańcy największych miast są pod tym względem bez wątpienia w najlepszej sytuacji – nie tylko przebierać mogą w ofertach muzeów i galerii, ale i natknąć się na inicjatywy w przestrzeni miasta, jak Park Rzeźby na Bródnie czy Warsaw Preview, coroczna prezentacja małych form rzeźbiarskich z udziałem szeregu czołowych młodych artystek i artystów. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie od kilku lat obecne jest też ze swoim namiotem na Open'erze, traktując muzyczny festiwal na tyle serio, że powstają na te potrzeby zupełnie nowe prezentacje, a w innych przypadkach to wystawy open'erowe eksportowane są po czasie do głównej siedziby muzeum w Warszawie, nie na odwrót.
Choć nieliczne, istnieją też propozycje dla mieszkańców wsi. Daniel Rycharski, związany z rodzinnym Kurówkiem, od czasu "Wiejskiego street artu" regularnie wychodzi ze swoimi projektami ku mieszkańcom rodzinnej miejscowości. W 2016 Szalona Galeria – wzorowane na inicjatywie Mariana Minicha, pierwszego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, objazdowe centrum sztuki powołane do życia rękami Agnieszki Polskiej, Janka Simona i Jakuba de Barbaro – objechała szereg wiosek w całej Polsce z pracami m.in. Wilhelma Sasnala i Anety Grzeszykowskiej.
By widz złapany na haczyk się z niego nie zerwał, konieczna jest jednak czujność na "własnym boisku". Na nic w końcu festiwale i parki rzeźby, gdy po zajściu do muzeum widz czuje się onieśmielony jak prowincjusz wchodzący do drogiego butiku. W ostatnich latach najbardziej spektakularnym zamachem na obraz świata sztuki jako wieży z kości słoniowej była wystawa "Sztuka w naszym wieku", przygotowana przez artystę Rafała Dominika i kuratora Szymona Żydka w Zachęcie pod koniec 2015 roku. Wyciągając prace z kolekcji galerii narodowej i Fundacji Sztuki Polskiej ING, jej twórcy po pierwsze zignorowali przy wyborze dzieł historyczne konteksty i hierarchie, programowo kierując się kryteriami czysto estetycznymi, po drugie z całej siły wyważyli drzwi pomiędzy sztuką i codziennością. Stawką było więc obalenie mitu głoszącego, że do zrozumienia czy też zwykłego cieszenia się sztuką potrzebna jest duża znajomość jej historii, teorii, nazwisk i historycznych zjawisk. Zamiast zestawień pomiędzy jedną a drugą pracą Żydek i Dominik zaproponowali skojarzenia obrazów z adidasami w podobnych kolorach czy abstrakcyjnych rzeźb z myszkami komputerowymi.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Sztuka w naszym wieku", widok ekspozycji, fot. Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Jak mówił w wywiadzie z Janem Owczarkiem na łamach "Szumu" Rafał Dominik:
Text
"Czymś, co najbardziej uwielbiam, jest tłumaczenie sztuki, pokazywanie, że jest ona czymś zupełnie normalnym i każdy może zrozumieć, o czym mówią artyści. Skoro nam się podoba na przykład obraz Magdaleny Abakanowicz, bo jest heavymetalowy, kojarzy się z czymś ciemnym i włochatym, to największą zajawką jest opowiedzieć o tym komuś z zupełnie innego środowiska"
Text
"(…) pokazujemy, że w sztuce też istnieje moment «kliku», bardzo często na przykład w postaci estetycznej zajawki, która później może się przerodzić w intelektualne badania, interpretowanie i napiętrzanie kolejnych znaczeń. Nad nimi pracują między innymi kuratorzy tworząc muzealne wystawy. My jednak nie chcieliśmy sprzedawać całej tej intelektualnej otoczki stojącej za pracami – staraliśmy się raczej spowodować właśnie ten pierwszy «klik»."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Edward Dwurnik, "Pywo", 16 I 1973, obraz z cyklu "Sportowcy", olej i akryl na płótnie, 146 x 114 cm, wł. Museum Ludwig, Kolonia, Niemcy, fot. dzięki uprzejmości artysty
Przez uzupełniającą publikację odpowiadającą na szereg elementarnych pytań – takich jak "czy sztuka musi być ładna?" lub "dlaczego na wystawach sztuki współczesnej jest tak mało obrazów?" – oraz przez zupełnie bezpardonowe porównywanie sztuki z memami i codziennymi przedmiotami, "Sztuka w naszym wieku" siłą rzeczy ujawniła jeszcze jedną komunikacyjną pułapkę w dyskusji o popularyzowaniu sztuki. Prezentowane w zestawieniu z pracami artystów codzienne przedmioty są wszak powszechnie zrozumiałe w swojej funkcji, ale to nie znaczy, że dana para butów każdemu będzie się podobać.
W praktyce trudno być zarówno zaprzysięgłym wrogiem jak i bezwarunkowym miłośnikiem sztuki współczesnej. Postawy dotyczące społecznego odbioru sztuki rozpięte są najczęściej pomiędzy skrajnym optymizmem – sztukę współczesną może zrozumieć i polubić właściwie każdy, wystarczy odrobina chęci, otwartości i parę słów wyjaśnienia ze strony ekspertów – a umiarkowanym pesymizmem – sztuka to po prostu obszar interesujący niewielki procent społeczeństwa i nie ma co z tym walczyć. Wyrażając te opinie zwolennicy obu opcji zdają się mieć przed oczami nieco inne oblicza sztuki – z jednej strony tę osadzoną w pozaartystycznej rzeczywistości, popkulturze, polityce, codzienności, a z drugiej autoreferencyjną, poruszającą się w obrębie nawiązań do innych dzieł lub teorii. "Łatwe" będą więc na przykład obrazy Dwurnika, "trudne" – fotografie Anety Grzeszykowskiej nawiązujące do Cindy Sherman czy film "Future Days" Agnieszki Polskiej przywołujący szereg klasyków neoawangardy.
Jakiekolwiek generalizujące sądy wypowiadane pod adresem sztuki współczesnej są o tyle paradoksalne, że trudno o pojemniejszy niż ona worek. Nawet w obrębie pojedynczych galerii, dysponujących przecież określoną tożsamością, spotykają się różnorodne formuły. W samej Fundacji Galerii Foksal trafić możemy zarówno na rzeźby Moniki Sosnowskiej z kawałków betonu i poskręcanych prętów zbrojeniowych, figuratywne i nawiązujące do historycznych konwencji obrazy Agaty Słowak, jak i choreograficzne performanse Alexa Baczyńskiego-Jenkinsa.
Nie każda sztuka jest więc przystępna dla każdego w równym stopniu – ryzyko, jakie ponosi odbiorca od święta zaglądający na wystawę sztuki współczesnej, jest analogiczne do ryzyka, jakie ponosi czytelnik, który na oślep sięga po książkę z księgarskiej półki lub widz kupujący kinowy bilet na pierwszy z brzegu seans. Prawdopodobieństwo pozytywnego zaskoczenia jest równe szansie na bolesne zderzenie. Traktowanie sztuki współczesnej jako całości, którą widz "kompetentny" powinien z równym zainteresowaniem poznawać we wszystkich jej przejawach, jest równie absurdalne jak oczekiwanie, że każda fanka powieści Olgi Tokarczuk i poezji Agaty Jabłońskiej z wypiekami na twarzy pochłonie motywacyjny poradnik, a każdy miłośnik kina komedii romantycznych wyjdzie zachwycony z ponurego dramatu społecznego. Kluczową rolę – zwłaszcza w oglądaniu wystaw tematycznych, indywidualnych retrospektyw czy pokazów w mniejszych galeriach – odgrywa więc pobieżne choćby poznanie informacji na temat danego pokazu. Dla zorientowania się w gąszczu funkcjonujących równolegle formuł współczesnej sztuki kluczowe znaczenie ma więc język, jakim się o niej pisze.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Okładka i ilustracja z książki Łukasza Gorczycy "Bałwan w lodówce”, fot. wyd. Fundacji Sztuki Polskiej ING
W opowieści o współczesnej krytyce artystycznej przełom dokonuje się w połowie lat 90., kiedy powstaje najpierw niszowy zin, po kilku latach zamieniony w magazyn internetowy, a po kolejnych kilku przepoczwarzony w komercyjną galerię – "Raster". Luka, którą wypełnili Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński, była właśnie luką komunikacyjną – między quasi-literackim pisaniem o sztuce poetów wielbiących koloryzm i akademicką, napakowaną specjalistycznym żargonem eseistyką. Zamiast nich do opisu sztuki współczesnej "Raster" proponował język żywy, pełen kpiarskich przytyków, neologizmów w stylu "arte polo" czy "gluciarzy", ostrego i lapidarnego stylu rodem z najlepszej krytyki prasowej międzywojnia, ale i rodzących się magazynów plotkarskich czy pism brukowych. Wszystko po to, by jak kilkanaście lat później Żydek i Dominik o sztuce rozmawiać równie swobodnie jak o internetowych memach i serialach z Netfliksa. A przy okazji wychować nowe grono jej kolekcjonerów. Jakub Banasiak w posłowiu do antologii tekstów "Rastra" pisał:
Text
"Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński przemeblowali umysły całego pokolenia młodych ludzi, którzy mieli już swoją muzykę, swoją literaturę, swoje czasopisma i swoje ulubione sklepy z ubraniami, ale ciągle nie mieli swojej sztuki."
Dorota Jarecka, dziś dyrektorka Galerii Studio, a przez lata krytyczka związana z "Gazetą Wyborczą", początkowo pozostająca w cieniu nestora Andrzeja Osęki i niechętna większości eksperymentów w nowoczesnej sztuce, po latach stwierdziła, że "Raster" "nauczył ją pisać". W pewnym stopniu na "Rastrze" wychowali się niemal wszyscy czołowi dzisiejsi krytycy i krytyczki, jak Stach Szabłowski, Jakub Banasiak, Karolina Plinta, Jan Owczarek czy Anna Batko.
Nic dziwnego, że lata później, po okrzepnięciu nowego potransformacyjnego pola sztuki, Łukasz Gorczyca dorzucił też swoją cegiełkę do prężnie rozwijającego się rynku wydawnictw o sztuce dla dzieci. "Bałwan w lodówce" to przy tym, podobnie jak "S.Z.T.U.K.A” Sebastiana Cichockiego, ilustrowana przez Joannę i Daniela Mizielińskich, opowieść wręcz odważniejsza w doborze tematów niż edukacyjne projekty przeznaczone dla widza dorosłego. Na "Sztuce w naszym wieku" dominowało jednak malarstwo, które łatwo wykorzystać jako gateway drug. Na przekór przeświadczeniu o hermetyczności sztuki niematerialnej, konceptualnej i performatywnej o wiele łatwiej dotrzeć z nią do dziecka, które nie ma jeszcze wobec sztuki wyrobionych oczekiwań, a jeśli ma, to oczekuje raczej zaskoczenia niż estetycznego zachwytu.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Serce miłości" w reżyserii Łukasza Rondudy, 2017. Na zdjęciu: Justyna Wasilewska, fot. Gutek Film
Narracyjne opowiadanie o sztuce jest jednak kuszące nie tylko w odniesieniu do tytułów skierowanych do dzieci. Jeśli otoczka sztuki współczesnej od niej odpycha, dlaczego by, zamiast próbować zawrócić kijem Wisłę, nie podejść odbiorcy sposobem i opowiedzieć o sztuce w chętniej konsumowanych mediach? Takie podejście przyświeca Łukaszowi Rondudzie, który w ostatnich kilku latach bardziej niż jako kurator i badacz aktywny jest jako reżyser filmów o artystach. Dotychczas powstały dwa takie obrazy: "Performer" (2015, współreżyserowany przez Macieja Sobieszczańskiego) i "Serce miłości" (2017), oba utrzymane w duchu przystępnego arthouse'u zahaczającego o melodramat. Aktualnie zbliża się premiera "Wszystkich naszych strachów" o Danielu Rycharskim, z Dawidem Ogrodnikiem w roli głównej. Jak pisał sam Ronduda:
Text
"Organizowałem wiele wystaw i pisałem wiele tekstów. Jednakże (...) coraz bardziej miałem poczucie, że sztuka współczesna wymaga zupełnie nowych języków opisu i reprezentacji niż dostępne do tej pory kuratorowi podstawowe media, jak tekst i wystawa".
"Performer" o Oskarze Dawickim, w którym ten gra samego siebie, to rodzaj wystawy rozpisanej na półtoragodzinny obraz kinowy, w którym poszczególne performanse popychają do przodu fabułę. W "Sercu miłości", opowiadającym o relacji Wojciecha Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek, gdzie w bohaterów wcielają się Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska, sztuka bohaterów zostaje głębiej zszyta z fabularną podszewką. Kręgosłupem jest relacja uczuciowa bohaterów, a sztuka przede wszystkim pozwala rzucić na nią dodatkowe światło. Stawką jest wczucie się widza w bohaterów, nie przekazanie wydestylowanych idei stojących za pracami. Sztuka rozlewa się tu na całe życie, przeobrażające się w jedno totalne dzieło.
Preludium do "Performera" była natomiast napisana przez Rondudę wspólnie z Łukaszem Gorczycą powieść czerpiąca z biografii i sztuki Dawickiego "W połowie puste". Anda Rottenberg – przez lata wszak dyrektorka Zachęty i najbardziej chyba medialna twarz świata sztuki – mówiła podczas promocji powieści, że wskazywany przez nią kierunek to „prawdopodobnie jedyna metoda, aby wprowadzić artystę sztuki współczesnej szerzej do społeczeństwa" – nie przez narzędzia wystawiennicze, a inne, narracyjne medium. Jak deklarował Ronduda:
Text
"Podobnie jak w przypadku "Performera", również w "Sercu miłości" chodziło mi raczej o współkreowanie poprzez sztukę mitologii współczesnej, jaką jest dzisiaj popkultura, niż o jej dekonstruowanie. O to, aby sztuka współczesna stała się jej częścią i aby ludzie poczuli z nią prawdziwą więź."
Sztuka po wyzwoleniu się spod sztywnego gorsetu kilku określonych mediów i technik najlepsza jest w kreatywnym kanibalizowaniu innych dziedzin. Może więc i najlepsza droga do jej popularyzacji prowadzi nieco naokoło.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]