Jej życie artystyczne to pasmo nieustających sukcesów, osiąganych za cenę wytężonej pracy. Ten aspekt jest zazwyczaj słabo dostrzegany przez widzów, podziwiających ją na ogół podczas występów, czyli na tzw. estradowym luzie. W porównaniu z innymi ludźmi z branży, startującymi w tym samym czasie co ona – których dziś najczęściej pokrywa kurz zapomnienia – jest fenomenem godnym wnikliwej uwagi.
Jestem bardzo pracowita, może nawet za bardzo. Cały czas myślę o swoim zawodzie – mówiła Jarkowi Szubrychtowi w rozmowie rzece "Wariatka tańczy" [Warszawa 2013]. – Najbardziej gnębi mnie amatorskie lub lekceważące podejście ludzi do swojej pracy, rzecz nagminna w polskim show-biznesie.
Lata kariery piosenkarki – pomimo wielu zakrętów dziejowych, trudności natury obiektywnej, ale i rozmyślnego dezawuowania jej dorobku – nie zmieniły ani siły, ani barwy jej głosu. "Madonna RWPG", jak ją żartobliwie przezwała Agnieszka Osiecka, nadal koncertuje i nagrywa. Wielbiciele wokalistki, którzy tworzą fan cluby czy spotykają się na forach internetowych, reprezentują trzy pokolenia, co najlepiej świadczy o sile jej talentu.
Nie tęsknię do przeszłości, ja się realizuję w teraźniejszości.
Z racji swojej pozycji i popularności nie mogła się uskarżać na brak mniej lub bardziej lukratywnych propozycji matrymonialnych. Niektóre wymagały głębszego przemyślenia.
Kiedyś w latach 70. w Opolu, po koncercie przyszedł do mojej garderoby elegancki starszy pan w białych rękawiczkach, z laską. Zapytał, czy możemy zostać sami, więc wszyscy muzycy wyszli, chociaż oczywiście podsłuchiwali. Pan ukląkł i poprosił mnie o rękę. Powiedział, że… zdrowa ze mnie rzepa, więc na pewno urodzę mu syna i obrobię pole. Obiecał też, że będzie mi pozwalać chodzić do sąsiadów na telewizję.
Rodowód
Maria Antonina – jak brzmią właściwe imiona Maryli Rodowicz – przyszła na świat w rodzinie repatriantów z Wilna. Jej przodkowie pochowani są na miejscowym cmentarzu Bernardyńskim. Ze strony ojca ma pochodzenie rosyjskie i żmudzkie.
Ojciec, Wiktor Rodowicz, pracował na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Dziadkowie piosenkarki prowadzili koło Ostrej Bramy aptekę "Pod Łabędziem". Bliscy krewni matki, Janiny Krasuckiej (1924–2017), byli zawodowo związani z teatrem. Mówiła o nich w rozmowie z Marią Szabłowską, autorką książki "Maryla. Życie Marii Antoniny" [Warszawa 2013]:
Cała jej rodzina z mojej strony była związana ze sceną, z teatrem, z operetką. W jakiś sposób na nią te geny przeskoczyły. Ja też właściwie cały życie śpiewałam: w chórze, w sekstecie tu we Włocławku. Człowiek, który prowadził ten zespół, grał na pianinie, też był z Wilna, miał bardzo dobry słuch i zawsze mi mówił, że jestem dobra. Może trochę po mnie Marylka to śpiewanie odziedziczyła?
Żeby dopełnić obrazu muzycznych powinowactw, dodajmy jeszcze, że w ich rodzie był jeszcze jeden rasowy muzyk. I to nie byle jaki:
Poznaliśmy się w 1970 roku. Nagrywaliśmy śpiewogrę Kasi Gaertner i Ernesta Brylla "Na szkle malowane". Później, kiedy byłam w Stanach, odkryłam, że jesteśmy spowinowaceni. Odwiedziłam w Chicago wujka Władysława Markiewicza […] a wujek mi mówi, że tydzień wcześniej był Czesław. Jak to? Przeprowadziłam rodzinne śledztwo i okazało się, że wujek Władysław […] to rodzony brat matki Czesława, Emilii Markiewicz. Potem czasem dla żartów mówiłam do Czesława "wujku", o co się wkurzał.
Chodzi oczywiście o Czesława Wydrzyckiego, bardziej znanego pod artystycznym pseudonimem Czesław Niemen. Jego kuzynkę cechowało przekonanie, że dla chcącego nie ma rzeczy rzeczy niemożliwych. I to od najmłodszych lat.
Jak miałam trzy lata, jeszcze w Zielonej Górze, poszłam z rodziną do cyrku. Panowała zupełna cisza, pani chodziła po linie. I w tej ciszy wrzasnęłam: "Ja też tak potrafię!". Pani się zachwiała. Do dzisiaj tak mam: jak mnie coś zafascynuje, uważam, że też tak mogę, że potrafię.
Przyszła artystka ukończyła I Liceum Ogólnokształcące im. Ziemi Kujawskiej we Włocławku (mieście, gdzie jej przedwcześnie owdowiała matka znalazła pracę), a następnie – Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. W młodości czynnie uprawiała lekkoatletykę, m.in. w klubie sportowym Kujawiak Włocławek.
Stadion klubu Kujawiak – wspominała matka – był blisko naszego domu. Tak ją los ulokował między sportem a muzyką. […] Mając czternaście lat, już wygrywała mistrzostwa Polski w biegu przez płotki, po miesięcznym obozie. Taka była – czego się dotknęła, miała sukcesy.
Życie osobiste
Jak każda gwiazda muzyki pop od pierwszych lat kariery była na medialnym celowniku. Łowcy sensacji mieli tzw. używanie, bo uczuciowo wiązała się ze znanymi ludźmi. Żaden ze związków z ludźmi ze sfer kultury nie przetrzymał jednak próby czasu.
To nie były romanse, tylko kilkuletnie związki – mówiła w rozmowie z Marcinem Szymaniakiem ["Życie Warszawy", 6.10.2005]. – Wpadałam z jednego w drugi. Czyli była to, jak mówią socjologowie, monogamia seryjna.
Czeski menedżer muzyczny František Janeček najmocniej zapisał się w pamięci piosenkarki żądaniem, żeby zrezygnowała z wyjazdu do Wielkiej Brytanii, gdzie otwierało się pole do jej kariery na Zachodzie. Po sukcesie angielskiej wersji "Mówiły mu" (17 tygodni na liście przebojów Radia Luxembourg) Robert Kingston postanowił zorganizować jej koncert w Royal Albert Hall w Londynie, jako support The Beach Boys. Zaproszenie, o jakim reszta piosenkarzy z naszej części Europy jedynie śniła w bezsenne noce, spaliło na panewce – zauroczona czeskim impresario Rodowicz dopuściła się sztubackiego wykrętu.
Kiedy powiedziałam Kingstonowi, że mamusia jest chora, dostał szału. Od razu zadzwonił do PAGART-u, poskarżył się, że poniósł ogromne koszty, i zażądał kosmicznego odszkodowania. To były straszne sumy, jak na polskie warunki. Od razu zostałam wezwana z Pragi na dywanik i dostałam za karę roczny szlaban na wyjazdy. Nie ostatni zresztą. Oczywiście, zabrali mi paszport.
Para koczowała w domu kultury, gdzie ojciec Janečka był stróżem nocnym. W końcu menedżer zaczął stawiać dom, angażując na budowie zależnych odeń muzyków, nie wyłączając ukochanej. Związek dwóch serc, który zaczął zmierzać w tak mało romantycznym kierunku, nie mógł liczyć na dalszą akceptację artystki.
Następna jej znajomość, z fotografem Krzysztofem Gierałtowskim, zakończyła się szybciej, acz dość spektakularnie. Sławomir Koper w swojej książce "Sławne pary PRL" [Warszawa 2014] przytoczył wypowiedź wokalistki.
Gierałtowski naopowiadał innym fotografom, że ma wyłączność na robienie mi zdjęć. I chociaż w Sopocie osiągnęłam megasukces, to z tego festiwalu mam chyba tylko jedno zdjęcie! Po koncercie, na uroczystym bankiecie wręczono mi kopertę, którą dałam mu do potrzymania. Oczywiście mi jej nie oddał. […] W nocy oświadczyłam mu, że z nami koniec. Mieszkaliśmy w Grand Hotelu – w pokoju były dwa łóżka: on leżał goły na jednym, ja na drugim. Kiedy usłyszał, że z nim zrywam, powiedział: "Tak. To ja ci nie oddam twoich rzeczy". Zobaczyłam na stole kluczyki do jego fiata, zerwałam się z łóżka, złapałam za te kluczyki i wyleciałam na korytarz.
Z Danielem Olbrychskim również jej się nie ułożyło. Wciąż był żonaty z aktorką Moniką Dzienisiewicz, która mu nie chciała dać rozwodu. Piosenkarka nie traciła jednak nadziei na małżeństwo, licząc, że sprawę rozstrzygnie owoc ich miłości; niestety – poroniła.
Na horyzoncie pojawił się Andrzej Jaroszewicz, znany jako Czerwony Książę – syn wszechwładnego peerelowskiego premiera – z zawodu kierowca rajdowy, z upodobania playboy. Żeby wywrzeć odpowiednie wrażenie na występującej w Poznaniu gwieździe, m.in. zasypywał ją z wynajętego samolotu kwiatami, co musiało kosztować (ciekawe kogo?) majątek. Zabierał ją na przejażdżki swoją sportową lancią stratos.
Zjawił się na moim ostatnim koncercie w Pradze, podjeżdżając nowym porsche 924. To był w zasadzie koniec naszej krótkiej dwutygodniowej znajomości. Rzekomo to jego tatuś nalegał na przerwanie romansu, straszony przez żonę Andrzeja, że ta wyjawi jakieś rodzinne tajemnice. Cierpiałam. Byłam zaangażowana w dużo większym stopniu niż Andrzej.
Następną silną osobowością w prywatnym życiu Maryli Rodowicz okazał się Krzysztof Jasiński, szef Teatru STU. Kolejny człowiek o nie najłatwiejszym charakterze. Przez siedem lat była jego partnerką i choć razem doczekali się dwójki dzieci (Jan – ur. 1979; Katarzyna – ur. 1982), nie zawarli związku małżeńskiego.
Najgorzej było, kiedy dzieci były małe. Jak trzyletni Jasiek widział, że pakuję walizki, wpadał w histerię. […] Opiekunka opowiadała mi później, że na pytanie: "gdzie jest tata" Jasiek pokazywał na telefon, a na pytanie: "gdzie jest mama" – na telewizor.
W 1986 wyszła za mąż za inżyniera i rzutkiego biznesmena Andrzeja Dużyńskiego. Ich syn (Jędrzej – ur. 1987) dorastał z dwójką przyrodniego rodzeństwa.
Mąż piosenkarki, zirytowany faktem, że po 1989 roku firmy fonograficzne, jak też prawie wszystkie stacje radiowe i telewizyjne całkowicie ją ignorowały, rzucił dotychczasowe zajęcia na rzecz produkcji jej płyt ("Marysia biesiadna", "Złota Maryla"). Zajął się także ich promocją, wykupując czasy antenowe lokalnych rozgłośni, co w sumie okazało się rentowną inwestycją. Doprowadził do triumfalnego powrotu żony na rynek muzyczny, potwierdzając tym samym talent artystki, ale i swój – przewidującego człowieka interesu.
Po trzech dekadach wspólnego życia ich związek jednak się rozpadł. Pierwsze prasowe doniesienia (głównie plotki utrzymane w sensacyjnym tonie) przerwał dopiero sądowy nakaz, zabraniający Maryli Rodowicz publicznego zabierania głosu na temat rozstania z mężem.
W oczach innych
Danuta Błażejczyk, wokalistka jazzowa:
Ona ma takiego "czuja" do doboru repertuaru jak nikt inny. I każdy jej koncert jest spektaklem. Jest wyjątkowy i barwny. To nie tylko zbiór piosenek. Wolna, szybka, wolna, szybka i kłaniam się, i do widzenia. Do ludzi trzeba zgadać, oni muszą poczuć się wyjątkowi.
Jędrek Dużyński, syn:
To jest ewenement na skalę polską na pewno, ale może i na światową, że ktoś jej pokroju, z jej pokolenia, ma taki bezpośredni kontakt z fanami. Podziwiam ją czasami, kiedy po całym dniu pracy jeszcze siada z laptopem na kanapie i gada z fanami na czacie. Że jeszcze jej się chce!
Alan Freeman, legendarny didżej Radia Luxembourg:
Czuliśmy się razem wspaniale, ale nie widywaliśmy się oboje dostatecznie często, aby określić to jako "coś poważnego". Uważam, że jest ona piękną dziewczyną i bardzo utalentowaną piosenkarką, odznaczającą się silną osobowością i pewnym rodzajem uroku, które pozwolą jej zostać gwiazdą. Jestem pewien, że kiedy tu przyjedzie, zgodzicie się ze mną.
Katarzyna Gaertner, kompozytorka:
Mańka ma niezaprzeczalny talent do robienia hitów, jakąś zdolność w głosie. Tym głosem układa, oswaja melodię. Wiem, jak to robi, bo byłam przy tym wiele razy. Mówi wtedy: "Wiesz, muszę poczuć tę melodię. Wiedzieć, jak ją zaśpiewać". Stanąć i zaśpiewać to każdy potrafi. A ona zawsze tak naobraca, naobraca tą melodią. Będzie ją tak długo próbowała, z tej strony, z tamtej strony, w stylu, tonacji takiej, innej… aż ją sobie ułoży. I wtedy jest pewna, że to pójdzie, że ludzie to pokochają. To jest wielki talent. Tak się tworzy hity, takie jak "Wsiąść do pociągu" czy "To już było" albo "Małgośka".
Wojciech Gąssowski, wokalista:
Trwa tyle lat na naszej scenie. Niektórzy już się denerwują, że trochę za długo. A ona cały czas ma siłę przebicia i pomysł na siebie.
Stanisław Gocłowski, elektroakustyk, inżynier dźwięku:
Maryla ma dar od Boga, jakiego prawie nikt nie ma – natychmiast nawiązuje kontakt z publicznością. Inni artyści też świetnie śpiewają, ale między nimi a ludźmi jest mur, przepaść. Maryla łapie jakąś łączność z publiką, ładuje ją swoją energią. Ma świetny repertuar. Umie wyszukiwać dobre piosenki, ma nosa do tego.
Katarzyna Jasińska, córka:
Chciałabym, żeby nie poddawała się nowym trendom i pozostała sobą. Słuchała tego, co gra w jej duszy. Zawsze jej się to udawało, mam nadzieję, że tak już zostanie.
Lucjan Kydryński, prezenter, krytyk:
Rodowicz, w doskonałej formie, śpiewała znakomicie ("Diabeł i raj", "Małgośka"). Piosenki miała jeśli nawet nie bezapelacyjnie najciekawsze, to w każdym razie najciekawiej podane (w sensie koncepcji całości, instrumentacji).
Krzysztof Materna, prezenter, satyryk, aktor, reżyser:
Maryla zawsze robiła show, na jej koncertach nigdy nie było nudno. Zmieniała się na scenie. Wielu jej wcieleń nie da się zapomnieć.
Daniel Nejman, ksiądz:
Ona jest bardzo autentyczna, prawdziwa w tym, co robi, co mówi. Ma niesamowitą wiedzę i mądrość życiową, duże doświadczenie i poczucie humoru oraz wyjątkową pamięć. Potrafi bardzo ciekawie opowiadać. Słucha się jej i czyta z zapartym tchem. Jej wypowiedzi są przemyślane, a wszystko ubrane w piękną polszczyznę.
Daniel Olbrychski, aktor:
Przy Maryli zobaczyłem dopiero, że aktor i piosenkarz to dwa zupełnie różne zawody. Że śpiewanie profesjonalne, na takim poziomie, na jakim ona była wtedy, to zupełnie inny zawód, i że lepiej się do niego nie przymierzać, jeśli się nie ma talentu Franka Sinatry czy Deana Martina. Trudniej jest wytrzymać półtorej godziny recitalu, niż zagrać nawet króla Leara. Aktor może czasami oszukać, ciszej powiedzieć, wolniej zagrać, wokalista – nie. Śpiewaniem trzeba by się tak porządnie zająć jak sportem.
Agata Passent, dziennikarka:
Jej siłą jest autoironia. Wyciąga wnioski z nielicznych porażek i wraca do gry.
Adam Sztaba, kompozytor, aranżer:
Maryla nie jest w stanie spocząć na laurach. I nigdy nie spocznie. W niej jest nieustanne dążenie do nowości.
Helena Vondráčková, wokalistka:
Wielką inspiracją dla mnie jest jej spontaniczność, szczerość i odwaga. Ona się nie boi ryzykować.
Malwina Wędzikowska, stylistka, kostiumografka:
Dla Maryli każdy koncert jest sprawą honorową, traktuje go jak ogromne wyzwanie, w którym pokonuje własne słabości. Widzę na przestrzeni naszej kilkuletniej współpracy, że Maryla ma ogromny głód nowego, nieodkrytego. Bezustannie i bez wytchnienia się uczy, ogląda, podpatruje nowe trendy, śledzi koncerty międzynarodowych gwiazd, by zainspirować się duchem czasu. Dla swoich fanów i spektakularnego przedstawienia jest gotowa się pociąć, podpalić i zamrozić.
Z jednej strony Maryla ma ogromną chęć do eksperymentów, szaleństwa, nieprzewidywalnego i to jej oraz mnie daje siłę i zapał do tworzenia. Z drugiej zaś strony ma potrzebę akceptacji otoczenia, stara się być stonowana, akuratna dla masowego odbiorcy. Trudno to pogodzić.
Bogdan Zep, menedżer gwiazd:
Tam, gdzie jest Maryla, kwitnie rozmowa i jest zabawa. Ona jest duszą towarzystwa.
Dokonania
Kariera Maryli Rodowicz jest przebogata. Lista jej osiągnięć jest imponująca, czyli nadzwyczajnie długa. Wzbudza respekt, ale… nic to.
Nawet najpobieżniejszy przegląd tych dokonań – choć, oczywiście, nie wszystkie udało się tu uwzględnić – wymaga niejakiego samozaparcia. Niewątpliwie zagorzałych fanów gwiazdy wcale nie odstraszy. A niewykluczone, że przysporzy jej nowych, toteż… Odwagi!
Lata 60.
1962: Startowała w eliminacjach do 1. Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie (pierwszy występ na profesjonalnej scenie muzycznej). Znalazła się w finale, lecz w nim nie wystąpiła. Termin zbiegł się bowiem z Lekkoatletycznymi Mistrzostwami Polski Młodzików, podczas których wraz z resztą biegaczek zdobyła mistrzowski tytuł w sztafecie 4 x 100 m.
1965: Podczas studiów związała się z bigbitowym zespołem Szejtany, grającym w studenckim klubie Relax i zajęła wraz z nim pierwsze miejsce na przeglądzie grup mocnego uderzenia w warszawskim klubie Finka.
1966: Trafiła do studenckiego kabaretu Gag, prowadzonego przez kompozytora Jerzego Andrzeja Marka i poetę Adama Kreczmara.
1967: Zadebiutowała jako solistka na Przeglądzie Piosenki Studenckiej w Lublinie i na Giełdzie Piosenki w Częstochowie, gdzie zdobyła główną nagrodę za wykonanie piosenki "Jak cię miły zatrzymać" z repertuaru Teresy Tutinas. W listopadzie tego samego roku wygrała 6. Festiwal Piosenkarzy Studenckich w Krakowie piosenkami: "Jak cię miły zatrzymać" i "Pytania".
1968: Wraz ze Skaldami, Niebiesko-Czarnymi i Alibabkami wzięła udział w filmie telewizyjnym "Kulig" w reżyserii Stanisława Kokesza. Zaśpiewała w nim piosenki: "Jeszcze zima", "Trzy, może nawet cztery dni" i "Walc na trzy pas". Wystąpiła w koncercie debiutów na 6. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu z inspirowanymi amerykańskim folkiem utworami "Zabierz moje sukienki" i "Co ludzie powiedzą". Dokonała pierwszych nagrań dla Radiowego Studia Piosenki w III programie PR.
1969: Na 7. KFPP w Opolu zdobyła nagrodę Przewodniczącego Towarzystwa Przyjaciół Opola za piosenkę "Mówiły mu" (muzyka Stefan Rembowski, słowa Andrzej Bianusz). Występowała na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie (z "Mówiły mu"), na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Politycznej w Soczi (3. nagroda i nagroda dziennikarzy za piosenki "Żyj mój świecie", "Za duże buty" i "Ech, drogi") oraz na Festiwalu FAMA w Świnoujściu. Została nagrodzona Srebrnym Gwoździem Sezonu Plebiscytu Popularności Czytelników "Kuriera Polskiego", otrzymała tytuł Piosenkarki roku w plebiscycie rozgłośni radiowych, jak też miano najpopularniejszej piosenkarki w kraju, przyznane w rankingach "Jazzu" i "Musicoramy". Telewizja nakręciła film "Ballada wagonowa" z jej udziałem.
1970: Na 8. KFPP w Opolu zdobyła nagrodę TVP za wykonanie piosenki "Jadą wozy kolorowe" (muzyka Stefan Rembowski, słowa Jerzy Ficowski). Wystąpiła na festiwalach: w Kołobrzegu, w Sopocie (3. nagroda za "Jadą wozy kolorowe"), w Palermo i kubańskim kurorcie Varadero. Wydała swój pierwszy album studyjny zatytułowany "Żyj mój świecie" (zyskał status Złotej Płyty) oraz single, które pojawiły się na rynku brytyjskim i czechosłowackim. Utwór "Jadą wozy kolorowe" został Radiową piosenką roku. Zagrała pierwsze koncerty w Czechosłowacji. Po raz drugi otrzymała Srebrny Gwóźdź Sezonu.