Jerzy Gruza, pseudonim Paweł Binke, urodził się 4 kwietnia 1932 roku w Warszawie, zmarł 16 lutego 2020 roku w Pruszkowie. Ukończył Wydział Reżyserii PWSF w Łodzi (1956). Karierę rozpoczął od reżyserii przedstawień Teatru Telewizji w jego pionierskim okresie.
W 1957 roku przeniósł na mały ekran między innymi "Grona gniewu" Johna Steinbecka i "Szkołę wdów" Jeana Cocteau, a pięć lat później – monodram "Sammy" ze Zbigniewem Cybulskim. Ukoronowaniem tejże dziedziny jego twórczości było widowisko "Mieszczanin szlachcicem" Moliera z 1969 roku, w którym Bogumił Kobiela wystąpił w swojej ostatniej roli, oraz "Rewizor" z 1977 roku, z Tadeuszem Łomnickim (Horodniczy) i Piotrem Fronczewskim (Chlestakow). W monografii "Kazimierz Kutz" [Warszawa 1999] Elżbieta Baniewicz wymienia poprzedników bohatera swojej książki – artystów na tyle wrażliwych, żeby zawładnąć wyobraźnią milionowej widowni:
Teatr Telewizji, unikalne polskie zjawisko mass mediów, jest dzieckiem lat sześćdziesiątych, a jego ojcem chrzestnym Adam Hanuszkiewicz, ponieważ postanowił wtedy przyswoić dużej liczbie widzów parę narodowych arcydzieł, zwłaszcza poetyckich. W następnej dekadzie największe sukcesy na małym ekranie odnosili: Jerzy Antczak ze swoim teatrem faktu, Jerzy Gruza serią inteligentnych adaptacji światowego dramatu oraz Olga Lipińska dodając własną barwę komediową.
Kazimierz Kutz z kolei, w albumowej antologii "Filmówka. Powieść o łódzkiej szkole filmowej" [Warszawa 1992], przedstawił kolegę ze studiów jako krzepkiego zawodnika: "Piłkę nożną trenowaliśmy niemal codziennie na małym boisku do koszykówki, więc technikę mieliśmy świetną. W akademickich mistrzostwach Łodzi do finałowej rozgrywki stanęliśmy z politechniką. Na boisko weszliśmy w fatalnym stanie – niewyspani, przepici, sini – jednym słowem dziady. Jędryka, zawsze bardzo zawzięty, grał jako libero, a na bramce stał Gruza – wysoki barczysty, wyglądał na klasę międzynarodową. Kibice politechniki, których była większość, śmiali się z nas i gwizdali. Wygraliśmy ten mecz 5:0".
Za tę swoją "klasę międzynarodową" Jerzy Gruza był szykanowany przez uczelnianych aktywistów z ZMP. Wykroczeniem było choćby noszenie przezeń wąskich spodni. W wypowiedzi dla "Filmówki" przypomniał kłopoty, jakie ściągali na siebie "wychodzący z katakumb" muzycy jazzowi oraz ich wielbiciele:
Któregoś wieczoru wszedł nagle do Halki [łódzkiej restauracji, w której grał zespół Melomani] jeden z kolegów z "lekkiej kawalerii". Wyjął karteczkę i spisał wszystkich. Następnego dnia na wykładzie z krótkiego kursu WKP(b) wykładowca zaczął następująco: "Dzisiaj będziemy mówić o wpływach ideologii burżuazyjnej". I tu wyciągnął z kieszeni karteczkę i odczytał: "Towarzysze Gruza, Sobociński, Rutowicz, Brustman ulegają takim wpływom".
To, co dziś brzmi anegdotycznie, dla wyżej wymienionych studentów mogło skończyć się relegowaniem z uczelni. Rwący nurt społeczno-politycznych przemian w kraju sprawił, że na szczęście do tego nie doszło. A Jerzy Gruza po skończeniu szkoły filmowej mógł zadomowić się we wciąż jeszcze raczkującej telewizji.
Wyczucie reżyserskie miał wspaniałe, skoro w TVP rozpoczął współpracę z Bogumiłem Kobielą i Jackiem Fedorowiczem, młodymi artystami sceny wywodzącymi się z gdańskiego teatrzyku Bim-Bom. Razem stworzyli cieszące się dużą popularnością programy "Poznajmy się", "Małżeństwo doskonałe", "Kariera" czy "Runda". Jacek Fedorowicz w swoich wspomnieniach zatytułowanych "Ja jako wykopalisko" [Warszawa 2011] skomentował te działania następująco:
Na marginesie dodam, że Jerzy Gruza, nawet jak już zaczęto wprowadzać do telewizji urządzenia do rejestracji programów, bronił się przed użyciem ich do zapisania któregoś z naszych. Jak twierdzi dziś, wychodził z założenia, że lepiej nie gromadzić dowodów przeciwko sobie. W programie rozrywkowym na żywo i z publicznością naprawdę wiele się mogło wydarzyć i lepiej było nastawić się na tłumaczenie, że nie, nic takiego nie padło, dowcip antypaństwowy? Skąd! Państwo musieli się przesłyszeć.
Gruza od początków swojej kariery był reżyserem – w znaczącej mierze także współscenarzystą i współtwórcą dialogów – powszechnie oglądanych i dobrze komentowanych seriali. Zaczął od "Wojny domowej" (1965–1966). Wprawdzie nie była ona pierwszym polskim serialem telewizyjnym (ten przywilej przypadł o rok wcześniejszej siedmioodcinkowej produkcji "Barbara i Jan" w reżyserii Jerzego Ziarnika i Hieronima Przybyła), przetarła natomiast szlaki późniejszej fali mniej lub bardziej udanych rodzimych telenowel.
Pierwotnie "Wojna domowa" była cyklem tekstów stworzonych przez Mirę Michałowską, literatkę, dziennikarkę, tłumaczkę amerykańskiej literatury pięknej, która w latach 50. i 60. publikowała je w tygodniku "Przekrój" Mariana Eilego, podpisując pseudonimem Maria Zientarowa. Odcinki te złożyły się na książkę, a wkrótce po jej wydaniu powstał głośny serial o pokoleniowych różnicach pomiędzy dwojgiem nastolatków a ich dorosłymi bliskimi.
Z serialowych postaci reżyser najbardziej utożsamiał się z osobnikiem kreowanym przez Jaremę Stępowskiego. Tego od kwestii: "Czy jest suchy chleb dla konia?". W jednym z wywiadów – dla tygodnika "Gala" – Jerzy Gruza wyznał: "Ja tego nie wymyśliłem, ale autentycznie przeżyłem, zresztą w sytuacji krępującej. Byłem w domu z jakąś panią, rozległ się dzwonek do drzwi. Ona przerażona, a za drzwiami wysoki facet… »Przepraszam, zbieram suchy chleb dla konia«. Ulga. Myślała, że to mąż".
Mimo że kolejne odcinki serialu cieszyły się rekordową oglądalnością cykl produkcyjny "Wojny domowej" gwałtownie przerwano. Zdaniem Miry Michałowskiej przyczynił się do tego odcinek, w którym psi szczeniak Lejek siusiał na tygodnik "Kultura". Ówczesny naczelny pisma Janusz Wilhelmi pobiegł ponoć ze skargą do Komitetu Centralnego PZPR i kręcenie "Wojny domowej" z dnia na dzień wstrzymano. Tymczasem, jak stwierdzał Jerzy Gruza:
W naszym serialu nie było bezpośrednich odwołań do polityki, ale lansowanie innych wzorców niż komsomolskie było dla władz trudne do przyjęcia. Przed 1970 rokiem wzrastało napięcie ideologiczne. Do dziś mam w swoim archiwum wycinek z "Walki Młodych", w którym zarzucano nam, że takie nieodpowiedzialne seriale, jak nasza "Wojna domowa", spowodowały… ruchy młodzieżowe 1968 roku.
Do uznanych seriali Jerzego Gruzy należałoby jeszcze doliczyć "Czterdziestolatka" (1974–1977), "Pierścień i różę" (1986) oraz "Czterdziestolatka. 20 lat później" (1993). Obok nich, oczywiście, trudno nie wymienić choć kilku jego najgłośniejszych filmów fabularnych, takich jak "Dzięcioł" (1970), "Przeprowadzka" (1972), "Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka" (1976) czy stworzona wraz z Jackiem Bromskim polsko-belgijsko-brytyjska koprodukcja musicalowa "Alice" (1980; w Polsce "Alicja", premiera 1982).
Profesor Mieczysław Kochanowski, architekt i urbanista, podobnie jak Kobiela i Fedorowicz współpracujący ze studencką sceną gdańskiego Bim-Bomu, w swojej książce "Karnawał 1956–1968" [Gdańsk 2023] nadmienił:
Serialem, który ja sam szczególnie zapamiętałem, był "Czterdziestolatek" Jerzego Gruzy. Wyemitowany w 1974 roku, kiedy i autor scenariusza Krzysztof Teodor Toeplitz, i jego bohater inżynier Stefan Karwowski, i wreszcie ja sam kończyliśmy czterdzieści lat, mogliśmy więc z różnych perspektyw spojrzeć na kawałek naszych życiorysów i naszej historii, trochę dramatycznej, trochę niepoważnej, ale naszej, naszego pokolenia.
Urodzony w 1932 roku reżyser Jerzy Gruza również mieścił się w "widełkach" wspomnianego wieku. Dla niektórych może i granicznego, jak Agnieszka Osiecka zasugerowała w tytule swoich wspomnień – "Szpetni czterdziestoletni" [Warszawa 1982] – co, jak wiadomo, jest czytelnym nawiązaniem do "Pięknych dwudziestoletnich" Marka Hłaski. W rozdziale "Legia. Basen Legii" autorka "Szpetnych…" przywołała atmosferę tamtego miejsca, nie pozostawiając nadmiernych złudzeń co do faktycznego znaczenia magii roztaczanej przez gremium znamienitych panów:
No, ale pora na ostatnią, chodź kto wie, czy nie najważniejszą grupę plażowiczów: są to ludzie interesu i filmowcy. Ci czają się u szczytu lewego prostokąta, to znaczy na samym skraju trawy, a równolegle do słupków startowych. Stamtąd, leżąc na leżakach lub przechadzając się swobodnie, taksują pole bitwy. Jest tu i czarny Zygmunt (goździki, palemki, spora plantacja pod Łodzią), jest Karol zwany Caruso (krawaty na Targowej), jest reżyser Jerzy Gruza, jest aktor – Tadeusz Pluciński i wielu, wielu innych miłych ludzi. Nawet redaktor Radgowski z "Polityki". Panowie ci, dysponujący znacznie większą gotówką niż Wysmarowani Studenci i Luźni Chłopcy, nie mają jednak takiego łatwego podejścia do dziewczyn.
W 1983 roku Jerzy Gruza został dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni. Wyreżyserował na tej scenie wielkie musicalowe przeboje: "Skrzypka na dachu" (premiera 1984), "Jesus Christ Superstar" (1987), "Les Misérables" (1989), "Człowieka z La Manchy" (1991), "Żołnierza królowej Madagaskaru" (1991), "Operę za trzy grosze" (1994).
W tym też gorącym czasie dyrektorowania i inscenizowania, konkretnie w 1985 roku, Jerzy Gruza zdobył dyplom reżysera. Rzecz zastanawiająca, zważywszy, że jako absolwent łódzkiej szkoły filmowej opuścił jej mury blisko 30 lat wcześniej. Przypadek to – o paradoksie! – bynajmniej nieodosobniony: spora grupa polskich reżyserów czy operatorów znakomicie sobie bez nich radziła (radzi sobie?) w branży.
Najzdolniejsi z nich byli bowiem wprost z uczelni wyrywani na plany filmowe, gdzie też nikt obcujący z możliwościami tak pozyskanych artystów nie dbał o zbędne formalności. Miewało to jednak pewne konsekwencje, o których Krzysztof Mętrak napomknął w swoim "Dzienniku 1969–1979" (zapis z marca 1977 roku):
Opowiadał, jak Stanisław Kuszewski [ówczesny rektor] zagadnął go na schodach szkoły filmowej: "Pan ma takie doświadczenie telewizyjne, może by pan u nas wykładał. Ale skąd pan tu jest?". Studiuję – odpowiedział Jurek, tracąc szansę na docenta szkoły filmowej.
Jerzy Gruza należał do reżyserów znakomicie wyczuwających puls codzienności, na co błyskawicznie reagował swoimi filmami czy widowiskami. Nie znaczy to jednak, że bezkrytycznie schlebiał gustom najszerszej widowni. Przeciwnie, w swoich z pozoru beztroskich dziełach, czy też dziełkach o charakterze na pozór czysto rozrywkowym, potrafił sprytnie przemycić, czy to w formie, czy w treści, ten lub inny akcent artystowski.
Choćby w "Wojnie domowej" – wstawki muzyczne były ilustrowane umowną, utrzymaną w szaro-czarnych tonacjach, wysmakowaną graficzną scenografią. Wtedy jeszcze, biorąc pod uwagę możliwości ówczesnego studia telewizyjnego, dwuwymiarową. Zabieg ów, sprawdzony wcześniej w Kabarecie Starszych Panów, ogląda się dziś z łezką w oku – z poczuciem artystycznej głębi i oddechu prawdziwej sztuki – czego dziś, zgodnie z technologicznym rozwojem branży widowiskowej, ani kolor, ani trójwymiarowa głębia dekoracji, ani szalone ruchy kamer nie są w stanie zastąpić.
W swojej książce zatytułowanej "Głową o stolik. Kronika wypadków medialnych" [Warszawa 2013] Jerzy Gruza sprecyzował to tak:
Nie ma nic gorszego na ekranie niż prawda do końca. Oznacza ona jedno: film dokumentalny, albo reportaż w gazecie czy naturalistyczną fotografię. A mnie chodziło o coś innego: kreowałem rzeczywistość, doprowadzałem do pewnych absurdalnych sytuacji, by była śmieszna. Dlaczego wciąż ogląda się moje filmy? Rzeczy przynależne do epoki, do ustroju, przestają mieć znaczenie, natomiast inne stosunki między młodym mężem a starszą żoną, między kochanką a żoną, między szefem a podwładnym, między ministrem a prostym robotnikiem… Te się nie zmieniają, choćby nie wiadomo jaki ustrój przyszedł nam z nieba. […] Wszystko jest w książce "Rok osła" napisane, moje fobie, moje spostrzeżenia, 80 procent prawdy, 20 procent zmyślenia.
Reżyser Gruza miał też dar zjednywania sobie wysokiej klasy artystów, występujących u niego nawet w drobnych epizodach, rzec można con amore, skoro ich personalia nawet nie pojawiały się w czołówkach. Przywołam tu choćby casus Zbigniewa Cybulskiego, który w pierwszym odcinku serialu "Wojna domowa" zaistniał jedynie jako… klaszczący widz. Podobnie Wojciech Pszoniak – przewinął się w trzecim odcinku "Czterdziestolatka" w epizodycznej rólce geja w kawiarni, komentującego przelotnie spoczywający na sobie wzrok inżyniera Karwowskiego (Andrzej Kopiczyński) lekkim wzruszeniem ramion i słowem: "Dziwak".
Notabene tenże Pszoniak w telewizyjnej wersji "Romea i Julii" zagrał Merkucia, czyli rolę, w której… obsadził się sam i tylko powiadomił o tym reżysera Jerzego Gruzę, co też Krzysztof Miklaszewski odnotował przed kamerą w "Twarzach Teatru" – powtórce swojego autorskiego programu po 20 latach od pierwszego cyklu. Zdaniem Gruzy, Pszoniak byłby w stanie zagrać każdego: od Julii, poprzez Romea, aż po ojca Laurentego. Natomiast swoisty autocasting aktora zmusił reżysera do zastanowienia się, w jakich jeszcze rolach, i u kogo, Wojciech Pszoniak obsadził się sam.
Absolutnie niezapomniany był także epizod Wiesława Michnikowskiego w "Dzięciole" Jerzego Gruzy. W scenie kręcenia ulicznej sondy na temat spędzania przez warszawiaków letnich weekendów, aktor zagrał zniewieściałego osobnika z parciem na szkło, który nieproszony nieustannie wcinał się przed kamerę telewizyjną z własnymi opiniami. Na skierowane zupełnie nie do niego pytanie – co byście państwo wybrali: kino, teatr czy może basen? – z pełnym przekonaniem, popartym trzepotem rzęs, podpowiadał: "Basen! Tylko basen!".
Świadczy to o artystycznej czujności reżysera, o jego dbałości o szczegół, ale także o umiejętności nasycania życiowych sytuacji okolicznościami z innego porządku – lekko surrealistycznymi, budzącymi nie tylko śmiech czy uśmiech, lecz zarazem wytrącającymi widza z błogostanu stereotypowego myślenia. Na tym bowiem polega sztuka: teatralna, filmowa, telewizyjna, estradowa. Każda sztuka.
Jerzy Gruza biegle włada piórem nie tylko jako scenarzysta, autor dialogów czy adaptator, ale również literat. Ma na koncie kilka zaczytywanych książek: "40 lat minęło jak jeden dzień" (1998), "Telewizyjny alfabet wspomnień w porządku niealfabetycznym" (2000), "Człowiek z wieszakiem. Życie zawodowe i towarzyskie" (2003), "Pasaże warszawskie" (2004), "Stolik. Anegdoty, plotki, donosy" (2010), "Rok osła. Żarty, opowiadania, podsłuchy" (2011), "Najpiękniejsza. Opowiadania z nieoczekiwanym zakończeniem" (2011), "Głową o stolik. Kronika wypadków medialnych" (2013). Z tej ostatniej pozycji przytoczmy jeszcze kilka wybranych i – jak mawiał Witkacy: istotnych – skrzydlatych słów autora:
- Motto. Córka: – Mamo, ojciec jest takim przyzwoitym człowiekiem. Dlaczego się z nim nie rozwiedziesz?
- Kiedy znów znajduję, że nie ma mnie na liście stu najbogatszych Polaków, trzaskam drzwiami i wychodzę… Do pracy.
- Mniejsza z tym! Coraz częściej to mówię, gdy zapominam, jak najbliżsi mają na imię.
- Bigamia to jest posiadanie o jedną żonę za dużo. Monogamia jest tym samym.
- Małżeństwo to dożywotni wyrok, wydany za złe prowadzenie się… poprzednio.
- Smutek to modlitwa, bez słów.
- Przysłali mi Brylantową Kartę Jubilera, która upoważnia do dziesięcioprocentowej ulgi w "opiece nad biżuterią". Skąd wiedzą, czy ja mam jakąkolwiek biżuterię? Ale dziękuję.
- Nie jest pewne, że wszystko jest niepewne.
- Nigdy nie wierz w to, co nie zostanie oficjalnie zdementowane.
- Wszystkie ręce na pokład. Czyj? Znowu ich.
- "Polityka wasza. Bieda nasza". Ogłoszenie płatne.
- Testament ożywa dopiero po śmierci autora. Dopiero nieboszczyk uruchamia działanie testamentu.
- Odważ się być naiwnym!
- Chwalą mnie. I co z tego? Nie ma już czasu na sukcesy w żadnej dziedzinie.
- Moja trudność polega na tym, że mnie zawsze łączyło się z czymś zabawnym, z czymś wesołym, z czymś lekkim, a tak nie jest. A już od Arystotelesa wiadomo, że ta tańsza muza, weselsza, jest gorzej traktowana. Chociaż jest trudniejsza.
Był jurorem w programie Zostań Gwiazdą Filmową. W 1964 roku otrzymał zespołową nagrodę państwową I stopnia za twórczość artystyczną w Teatrze Telewizji (22 lipca, z okazji 20-lecia Polski Ludowej). Był również laureatem nagrody Super Wiktor, przyznanej w 1993 roku za twórczość telewizyjną. W 2002 roku dostał statuetkę "Gwiazda Telewizji Polskiej", wręczoną mu z okazji 50-lecia TVP – za tworzenie oryginalnych form filmowych, teatralnych i rozrywkowych. Pięć lat później, podczas gali 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał "Platynowe Lwy" za całokształt twórczości.
Był trzykrotnie żonaty: pierwszą żoną była Jadwiga, z którą miał syna. Drugą żoną była anglistka Natalia. Trzecią żoną była Grażyna Lisiewska, znana z roli laborantki Marioli w serialu "Czterdziestolatek". Mieli syna Pawła Gruzę, prawnika.
Jerzy Gruza zmarł 16 lutego 2020 w domu seniora w Pruszkowie w wieku 87 lat. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie (kwatera G-Tuje-48).
Twórczość
Film
Scenarzysta i reżyser seriali
- 1965–1966 – "Wojna domowa"
- 1974–1977 – "Czterdziestolatek"
- 1986 – "Pierścień i róża"
- 1993 – "Czterdziestolatek. 20 lat później"
- 1998 – "Gosia i Małgosia"
- 1999, 2003 – "Tygrysy Europy"
Scenarzysta i reżyser filmów
- 1968 – "Mistrz tańca"
- 1970 – "Na samym dnie" (scenariusz)
- 1970 – "Dzięcioł"
- 1972 – "Przeprowadzka" (premiera 1982)
- 1973 – "Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy"
- 1976 – "Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka"
- 1980 – "Alicja" (premiera 1982)
- 1982 – "Noc poślubna w biały dzień"
- 1986 – "Pierścień i róża"
- 2001 – "Gulczas, a jak myślisz…"
- 2002 – "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja"
- 2019 – "Dariusz"
Reżyser Teatru Telewizji (wybrane pozycje)
- 1962 – "Sammy"
- 1964 – "Pomyłka, proszę się wyłączyć"
- 1969 – "Nasze miasto"
- 1969 – "Mieszczanin szlachcicem"
- 1971 – "Wizyta starszej pani"
- 1973 – "Kariera Artura Ui"
- 1974 – "Romeo i Julia"
- 1977 – "Rewizor"
- 1979 – "Eryk XIV"
- 1995 – "Słomkowy kapelusz"
Aktor
- 1954 – "Pokolenie" – żandarm ścigający Jasia na klatce schodowej
- 1970 – "Dzięcioł" – Stacho, reżyser programu "W co się bawić"
- 1977 – "Czterdziestolatek" – pasażer na dworcu (odc. 20)
- 1993 – "Czterdziestolatek. 20 lat później" – mężczyzna przy słupie ogłoszeniowym (odc. 12), Waligórski (odc. 15)
- 1998 – "Gosia i Małgosia" – 2 role: "Ernest Biel-Bielecki; nieboszczka Rozwadowska
- 1999–2003 – "Tygrysy Europy" – 2 role: Alfred Chodźko i jego brat bliźniak Stanisław
- 2001 – "Gulczas, a jak myślisz…" – mężczyzna z balkonu
- 2002 – "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja" – Rafał Psiabok-Porzeczkowski, partner Stasia
- 2019 – "Dariusz" – Starszy
Nagrody
- 1978 – Nagroda "Złoty Szczupak" na II FPTTV w Olsztynie za przedstawienie "Rewizor"
- 1981 – Nagroda "Złota Praha" na MFTV w Pradze za program "Trzy obrazy"
- 1994 – Nagroda SuperWiktor '93 za całokształt twórczości telewizyjnej
- 2000 – Nagroda za całokształt pracy artystycznej na I Festiwalu Dobrego Humoru w Trójmieście
- 2002 – Nagroda: statuetka "Gwiazda Telewizji Polskiej" wręczona z okazji 50-lecia TVP "za tworzenie oryginalnych form filmowych, teatralnych i rozrywkowych"
- 2005 – Nagroda Specjalna "Złote Spinki" przyznana podczas uroczystości "Telekamer 2005"
- 2015 – Nagroda Honorowa "Jańcia Wodnika" oraz Nagroda Specjalna Prezesa Telewizji Polskiej SA na XXII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Filmowej "Prowincjonalia" we Wrześni – za pionierskie i kreacyjne podejście do serialu telewizyjnego, za umiejętne łączenie kolejnych pokoleń poprzez sztukę, za wnikliwe portretowanie społecznych i obyczajowych przemian, za ironiczny i zarazem ciepły dystans do świata ludzkich pragnień i przywar
- 2017 – Nagroda Honorowa za artystyczny dorobek życia na II Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Satyrycznych "Pyszadło" w Mogilnie
- 2017 – Nagroda Specjalna "Platynowe Lwy" – za całokształt twórczości na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Odznaczenia
- 2008 – Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis"
- 2020 – Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (pośmiertnie) – za znamienite zasługi dla polskiej kultury