Jego rodzice byli warszawianami pracującymi w polskiej gospodarce morskiej. Jako siedmioletnie dziecko przeżył powstanie warszawskie. Ukończył studia na Wydziale Malarstwa Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku (dyplom 1960).
Od samotniczego spędzania czasu z pędzlem i farbami przy sztalugach uciekał często do coraz liczniej wtedy powstających klubów studenckich.
Plany mieliśmy bardzo typowe dla ludzi młodych i – powiedzmy – dość skromne: chcieliśmy tylko zbawić świat, nic więcej. Chcieliśmy go gruntownie naprawić we wszystkich dziedzinach, przy czym środkiem do celu miała być Sztuka. Zaczęliśmy od urządzenia świetlicy w domu akademickim.
[Jacek Fedorowicz, "Ja jako wykopalisko", Warszawa 2011]
Kolega z wydziału Jacka Fedorowicza, tryskający wciąż nowymi pomysłami Wowo Bielicki, namówił go do stworzenia międzyuczelnianego zespołu teatralnego. Został więc wraz z nim jednym z inicjatorów studenckiego teatru Bim-Bom w Gdańsku (1954–1960). Opiekunami amatorskiej grupy zostali wybijający się wówczas na Wybrzeżu młodzi aktorzy po krakowskiej PWST: Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela.
Fedorowicz znalazł się zespole aktorskim gdańskiego teatru. W pierwszym programie zatytułowanym "Achaaa" zagrał główną rolę Dobrego Ducha, "który nagle wstąpił w ministra kultury i sztuki i zezwolił na tak zwaną odwilż w kulturze".
[…] był to największy sukces w moim życiu. Jak dotychczas, i chyba na zawsze zostanie największym, bo tego, co wtedy przeżywałem, już nie zdołam nigdy przeskoczyć. […] Rola była główna, przewodnia, znacząca, można ją było uznać za symbol przemian i można było nie pamiętać całego Bim-Bomu, ale Ducha się pamiętało. Przy czym wcale nie było to moją zasługą. Po prostu przedstawienie służyło tej postaci, ona dominowała w spektaklu i na nią spektakl pracował.
[Jacek Fedorowicz, "Ja jako wykopalisko", Warszawa 2011]
Widowisko Bim-Bomu z emocjonującą rolą Dobrego Ducha przyjęto entuzjastycznie. Stefan Bratkowski dzielił się wrażeniami z Jarosławem Abramowem-Newerlym:
Coś nieprawdopodobnego! Jestem wstrząśnięty! W życiu czegoś podobnego nie widziałem! Sensacja! Pięknem kwiatów rozwalili biurokratyczny mur! Dosłownie. Bania z pomysłami pękła! Walą w tych naszych bogów nudy, dla których cegła jest słońcem, a sprawozdanie niebem. A jak zobaczysz duszka Jacka Fedorowicza, to się zsikasz. Chłopcy są nie z tej ziemi! – wołał, szarpiąc mnie za guzik.
[Jarosław Abramow-Newerly, "Lwy STS-u", Warszawa 2005]
Tak samo zareagowali inni. Agnieszka Osiecka – podobnie jak Jarosław Abramow-Newerly związana z warszawskim Studenckim Teatrem Satyryków – doceniła pracę konkurencji z Wybrzeża.
Pamiętam śliczny zresztą program Bim-Bomu, zatytułowany bodajże "Radość poważna", który podzielono na dwie zdecydowanie odmienne części: jedna część, czarno-biała, opowiada o minionej właśnie erze "schematyzmu", a druga, w której pojawia się słynny Kolorowy Ptak – sławi nadchodzące Nowe. W innym programie Bim-Bomu młodziutki Jacek Fedorowicz (wówczas malarz) unosił się w powietrzu w charakterze zbawczego aniołka odzianego we flanelową nocną koszulę. Ktoś może powie, że dziecinne były te wszystkie fruwające symbole, ale raczcie pamiętać, że opowiadam o odwilży raczkującej.
[Agnieszka Osiecka, "Szpetni czterdziestoletni", Warszawa 1985]
Drugi program Bim-Bomu okazał się kolejnym szczeblem do aktorskiej sławy Jacka Fedorowicza.
Bimbomowcy zrobili program "Radość poważna", którego premiera odbyła się w Gdańsku szesnastego marca 1956 roku […]. Bim-Bom był już sławny – w poprzednim roku otrzymał główną nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki dla najlepszego teatru amatorskiego w dziesięcioleciu Polski Ludowej. Rysiek Pracz twierdził, że ich nowy program pobił na głowę "Achaaa", a na numerze o straży pożarnej zlecę z krzesła, bo Jacek Fedorowicz w roli strażaka dyżurnego, w spadającym wciąż na nos hełmie, jest bomba. – Większej zgrywy nie widziałem, stary. Zasunęli, chłopcy, że koniec świata! – przysięgał. […] Jacunio ruszał się jak solista baletu i ze spikerskim głosem Tadeusza Bocheńskiego zbierał największą śmietanę. Gdy strażacy w srebrnych hełmach, z toporkami u boku, godnie, biegnąc drobnym kroczkiem, ciągnęli parciany hydrant pośrodku zawiązany na supeł, a jeden pożarnik nie nadążał i komendant straży wciąż go musztrował: – Ech, Osmańczyk, Osmańczyk! – rykom nie było końca.
[Jarosław Abramow-Newerly, "Lwy STS-u", Warszawa 2005]
Zachęcony sukcesami Bim-Bomu, młody adept malarstwa Jacek Fedorowicz coraz więcej czasu i uwagi poświęcał studenckiej scenie. Z wyrzutami sumienia, że zaniedbuje właściwe studia, udał się do swojego profesora, aby odeń usłyszeć: "Ja nie mam ambicji wychowania pana na malarza, ale na artystę".
Myśląc dziś o Bim-Bomie wyobrażam sobie rzeźbiarza, który swoje najciekawsze dzieło stworzył ze śniegu i kiedy przyszła wiosna, zniknęło – mówił Jacek Fedorowicz w filmie "Wspomnienie o Bim-Bomie". – Nie zostało nic.
Artysta urodzony dwa lata przed wybuchem II wojny światowej w Gdyni, zawarł na Wybrzeżu znajomość i poślubił Hannę Rytel, aktorkę Bim-Bomu, późniejszą malarkę. "Poznałem ją w liceum plastycznym, potem zeszliśmy się w PWSSP na Wydziale Malarstwa" – wspominał. Razem wędrowali przez studenckie scenki.
To-Tu był po prostu kabaretem, ale coś jakby w duchu francuskim. A może się mylę? Może wrażenie to sprawiały pyszne… nogi Hanki Fedorowiczowej, na których podwiązki uformowane były w pięciolinię z nutkami. Z tych nutek, na flecie, wygrywał smętne melodie księżycowy młodzian. Oboje byli ilustracją bardzo popularnych wtedy rysunków francuskiego grafika Peyneta. A co robił mąż pięknej Hanki? Stawał na głowie (dosłownie) i w tej pozycji określał bezbłędnie nadchodzące czasy, mówiąc: "Z mojego punktu widzenia wszystko wygląda normalnie".
[Jan Tadeusz Stanisławski, "Zezem", Warszawa 2004]
Jeszcze w czasie studiów Jacek Fedorowicz rozpoczął współpracę z gdańskim radiem jako autor i aktor, zaś jako autor i rysownik karykaturzysta – z prasą lokalną i ogólnopolską ("Dookoła świata", "Po prostu", "Dziennik Bałtycki", "Szpilki", "itd" i inne). Pisał skecze, monologi do programów estradowych i telewizyjnych, teksty piosenek (np. "Życzenia dla pań" z muzyką Janusza Senta).
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych występował w Telewizji Polskiej, gdzie współtworzył (między innymi z Jerzym Gruzą) programy rozrywkowe "Poznajmy się", "Małżeństwo doskonałe", "Kariera" i "Runda". Pilnym ich odbiorcą był Jerzy Stuhr, o czym wspomniał przy okazji wspomnień o własnych (prowadzonych z Bogusławem Sobczukiem) telewizyjnych "Spotkaniach z balladą".
[…] wzorowaliśmy się na programach rozrywkowych naszej młodości, które przecierały szlaki nie tylko w Polsce, ale i w Europie, jak znakomite programy Kobieli i Fedorowicza: "Kochajmy się" i "Małżeństwo doskonałe". Mój udział w "Balladach" owocował potem w trochę innych produkcjach filmowych, scenicznych czy też Teatru Telewizji. Ten rodzaj dowcipu i poczucia humoru lubię do dzisiaj.
[Jerzy Stuhr w: Barbara Hollender, Janusz R. Kowalczyk, "Gwiazdy w zbliżeniu", Warszawa 1995]
Od debiutu filmowego w "Do widzenia, do jutra" (1960) Jacek Fedorowicz jako aktor pojawiał się na dużym ekranie. Stworzył wiele charakterystycznych ról między innymi w filmach: "Lekarstwo na miłość" (1965), "Małżeństwo z rozsądku" (1966), "Kochajmy syrenki" (1966), "Polowanie na muchy" (1969), "Motodrama" (1971) czy "Orkiestra niewidzialnych instrumentów" (2009). Godzi się nadmienić, że wraz ze Stanisławem Bareją napisał scenariusze do filmów: "Poszukiwany, poszukiwana" (1972) i "Nie ma róży bez ognia" (1974).
W latach siedemdziesiątych był współautorem radiowego magazynu satyrycznego "60 minut na godzinę" (Program III), gdzie występował w kilkunastu rolach, tworząc między innymi postacie Kolegi Kierownika i Kolegi Kuchmistrza.
Zwycięsko ukształtowała się postać Kolegi Kierownika i Kolegów: Kuchmistrza, Spikera, Tłumacza oraz Pana Kazia. To są te zasadnicze postacie. No i Kolega Fedorowicz, który również nie był takim lustrzanym odbiciem prawdziwego pana Jot Fedorowicza.
Wraz z Piotrem Skrzyneckim prowadził Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu w 1964 roku. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych często występował na estradzie, najpierw w kabarecie Wagabunda (między innymi z Marią Koterbską, Mieczysławem Czechowiczem i Bogumiłem Kobielą), następnie w programie "Popierajmy się" (z Bohdanem Łazuką, Tadeuszem Rossem, Piotrem Szczepanikiem i Ryszardem Markowskim), a później w indywidualnych wieczorach autorskich.