Urodził się 25 lutego 1936 roku w Połoneczce koło Nowogródka (obecnie na Białorusi), zmarł 12 lutego 1978 roku w Krakowie. W 1953 roku ukończył III Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej, gdzie jego klasowym kolegą był poeta Wincenty Faber. Studiował malarstwo na ASP w Krakowie.
W swojej twórczości inspirował się przede wszystkim Biblią – napisał parafrazę "Pieśni nad Pieśniami" – oraz światem prowincji, głównie wschodniej. Jego "Opowiadania zwykłe", wydane w 1963 roku w Iskrach, rok później przyniosły mu Nagrodę Fundacji Kościelskich. Na przekór skromnemu tytułowi są niezwykłe.
"Żyd" jest historią fascynacji dziecięcego narratora starym, acz zaradnym mędrcem. "Oskarżony" opowiada o przygodach dwóch Polaków siłą wcielonych do Wehrmachtu, gdzie czyniąc wielkie spustoszenia, przyspieszyli koniec II wojny. W "Skrzynce bez pudła" błahe z pozoru przesłanki pozwalają bohaterowi odkryć zbrodnię sprzed lat. "Dezerter" mówi o pokoleniowej rywalizacji ojców i synów. "Złodziej" to łotrzykowska opowieść o przypadkowym spotkaniu dwóch wędrowców i tylko jednej parze kajdanek. "Chudy i inni" traktuje o mało romantycznych przygodach ludzi wielkiej budowy.
W utworach Dymnego jest i kruche piękno codzienności, i zaklęta nadrealna poezja. Napisał około 300 tekstów piosenek. Wiele z nich przeszło do historii polskiej rozrywki, jak "Niebieska patelnia" z muzyką Andrzeja Nowaka czy "Konie Apokalipsy" i "Czarne anioły" z muzyką Zygmunt Koniecznego. "Czarnymi aniołami" Ewa Demarczyk wyśpiewała nagrodę na 1. Krajowym Festiwalu Piosenki w Opolu w 1963 roku. Z kolei sam Dymny zgarnął w Opolu drugą nagrodę za niestereotypowe wychrypienie i wybrzdąkanie na kontrabasie swojej "Ballady o Jacku".
Był tekściarzem i kierownikiem artystycznym krakowskiej grupy big beatowej Szwagry (1964–1969). Tworzył także do STS-u, Teatru 38 i własnego kabaretu Remiza (z udziałem girls, działał pół roku w klubie Pod Jaszczurami), przede wszystkim jednak dla Piwnicy pod Baranami.
Marek Pacuła, następca Piotra Skrzyneckiego w kierowaniu zespołem Piwnicy, a swego czasu także partner sceniczny Dymnego, lubi opowiadać o jego genialnym (bo bywało rozmaicie) występie:
Mietek Święcicki śpiewał piosenkę, a Piotr z zespołem rozdawał w tym czasie fragmenty scenografii widzom. Oni te rekwizyty odrzucali, a Wiesiek łapał je jako bramkarz. Jedna z niefortunnie odrzuconych tyczek rozcięła mu wargę. Dymny splunął krwią i wybiegł. Na zapleczu chwycił butelkę po wódce, ubił ją o kant sceny, na którą wskoczył z przerażającym, dzikim krzykiem: "– Co jest?!… Kto jest?!… Kto tu?!… Cicho mi tu!". Wszystkich sparaliżowało. Większość ludzi znała Wieśka jako człowieka wybuchowego i nieobliczalnego. Tymczasem on, biegając z tą butelką, połączył kilka swoich tekstów w fenomenalny monolog, podyktowany przypadkową sytuacją.
W aranżowaniu nietypowych sytuacji Dymny niekiedy przechodził sam siebie. "Jest z nami niezwykły gość, pan premier Józef Cyrankiewicz, a z nim siedmiu tajniaków. No, pokażcie się…" – zagaił kiedyś Piotr Skrzynecki, choć podniósł się, oczywiście, tylko premier. Kiedy Dymny nieoczekiwanie wypalił z korkowca, natychmiast się pokazali.
Dymnemu uchodziło wiele. Nawet kolosalne spiętrzenia wulgaryzmów, które u niego sięgają poziomu abstrakcji, rozładowały się w gremialnych wybuchach oczyszczającego śmiechu. Oto fragment ballady "Chwalmy potęgę pieniądza", z kilku specjalnie napisanych do scenicznego "Żywota Łazika z Tormes" (reżyseria Jerzy Cnota, Teatr 38, Kraków, 1969):
Żeby zęby wam spróchniały
Żeby dupy nie dawały
Żeby ptaszek wam nie stawał
By dostatek nie dostawał..., etc.
Wraz z Henrykiem Klubą napisał Dymny scenariusze do filmów "Chudy i inni", "Słońce wschodzi raz na dzień" oraz "Pięć i pół Bladego Józka". Na planie tego ostatniego, nieodwracalnie pokiereszowanego przez cenzurę, poznał swoją późniejszą żonę, Annę Dymną (z d. Dziadyk); ślub w 1971 roku.
Dużą część jego prac plastycznych, literackich, szkiców i notatek pochłonął pod koniec 1977 roku pożar domu, wywołany wybuchem kineskopu radzieckiego telewizora. Po akcji strażaków w mieszkaniu Dymnych zjawili się milicjanci, którzy skradli ocalały z ognia sprzęt fotograficzny. Kilka tygodni później, w odnawianym z pożogi mieszkaniu Anna Dymna znalazła martwego męża. Mimo przeprowadzonej sekcji zwłok i dwukrotnie wznawianego śledztwa nigdy nie ustalono, co było przyczyną śmierci artysty.
Mieszkanie było tylko zatrzaśnięte, a Wiesiek leżał nieżywy w kuchni – mówiła Anna Dymna autorom "Kolacji z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentach Służby Bezpieczeństwa", Jolancie Drużyńskiej i Stanisławowi M. Jankowskiemu. – Po przyjeździe pogotowia lekarz powiedział, że zgon nastąpił gdzieś około 23. w sobotę, więc do Piwnicy nie mógł już iść, bo już nie żył. Na początku nikt mi nie wyjaśniał, co mogło być przyczyną śmierci. Później powiedzieli, że serce, a następnie, że zgon nastąpił z powodu alkoholu. Trudno było w to uwierzyć, bo przecież dwie godziny wcześniej widziałam się z nim i był trzeźwy. Pomyślałam sobie, że może coś mu ktoś wstrzyknął? Nie było żadnego śledztwa, chociaż przekazałam milicji wszystkie moje sugestie i wątpliwości. Sugerowałam też, z kim powinni porozmawiać; chociażby z robotnikiem, z którym Wiesiek murował ścianę, czy z tym dziwnym facetem, który pojawił się nagle, gdy wynosili Wieśka, a którego znałam wcześniej z widzenia. […] Pewnego dnia dostałam informację, że śledztwo zamknięto, więc zażądałam wznowienia. Zgodzono się i wezwali Wacka Stefańskiego, który wtedy, w niedzielę podwoził mnie do mieszkania. Z nikim więcej nie rozmawiali i znowu zamknęli śledztwo z "braku dowodów". […] Muszę też powiedzieć o barze w kuchni, zbitym z desek. Wiesiek zawsze przy nim stał, w charakterystyczny sposób przerzucając ciężar na jedną nogę. Jak go znalazłam, to leżał właśnie tak, jakby stał i nagle się przewrócił. Musiał umrzeć nagle…
W polskim kabarecie satyryczna i poetycka twórczość Wiesława Dymnego stanowi epokę. Po przedwczesnej śmierci krakowska Piwnica nigdy już nie odzyskała takiego impetu, nieprawdopodobnego esprit i owego błysku szaleństwa, który wnosił doń swoją aktywnością aktorską, literacką i plastyczną. Teksty artysty, powtarzane – w najlepszych zresztą intencjach – przez piwnicznych kolegów, traciły sporo na intensywności, smaku, dowcipie i klasie.
Wiesław Dymny żyje jednak nie tylko w legendzie piwniczan i ich akolitów. Wznawia się wciąż filmy z jego udziałem, wykupywane są kolejne nakłady jego książek z opowiadaniami, scenariuszami, wierszami, tekstami piosenek, monologów i skeczy kabaretowych. W Szczecinie odbywają się coroczne Dymnalia. W 1988 roku z inicjatywy jego przyjaciół powstała w Montrealu Fundacja im. Wiesława Dymnego, przyznającą nagrody młodym polskim twórcom, których sztuka wymyka się konwencjonalnym ocenom.
Po niezwykłą twórczość artysty sięgają teatry, tworząc rozmaite składanki, korzystnie wyróżniające się na tle ogólnej bylejakości repertuaru rozrywkowego naszych scen. I choć interpretacja tych tekstów przeważnie nie ma już nic wspólnego z autorską, dystans czasowy sprawił, że nikomu to nie przeszkadza. Utwór odżywa w innej, nowszej formule, ujawniając zaskakująco świeże treści.
Ocalałymi zbiorami męża opiekuje się Anna Dymna. Z jej inicjatywy w 20. rocznicę śmierci Wiesława Dymnego zespół Big Cyc do jego tekstów nagrał płytę "Wszyscy święci". Kilka piosenek do jego tekstów zamieścił też na płycie "Młynek kawowy" Janusz Grzywacz.