Począwszy zresztą od kreacji Ui, niektórzy krytycy będą mu zarzucać techniczny formalizm. Ale Łomnicki właśnie dzięki znakomitej technice potrafił zagrać nie tylko esencję, lecz także często nagłe i niejednokrotnie krańcowe przeistoczenia bohatera. Grochowska w "Gazecie Wyborczej" 7 grudnia 2000 roku pisala:
Jego Głumow z "Pamiętnika szubrawca" Ostrowskiego. Cyniczny intrygant i karierowicz (Teatr Współczesny, 1965). - To swołocz - tłumaczył na próbie reżyser Georgij Towstonogow - i jest zawsze taki, jakim go chce widzieć jego rozmówca. Więc Łomnicki gra w jednym Głumowie - całą galerię postaci. Głupca, szalonego kochanka, choleryka, melancholika, nihilistę, ascetę i "pełzającą, biurokratyczną kreaturę".
Do historii przeszły także inne jego role zagrane w Teatrze Współczesnym: Solonego w "Trzech siostrach" Czechowa (1963, reż. Erwin Axer), obsesyjnego skąpca Łatki w "Dożywociu" Fredry (1963, reż. Jerzy Kreczmar), Billa Maitlanda w "Nie do obrony" Osborne'a (1966, reż. Erwin Axer), ostry, zdystansowany rysunek Kapitana w "Play Strindberg" Dürrenmatta (1970, reż. Andrzej Wajda) czy rola tytułowa w "Lirze" Bonda (1974, reż. Erwin Axer). Kreacją tragicznego antybohatera - Prisypkina w nieukończonej przez Konrada Swinarskiego realizacji "Pluskwy" Majakowskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie (1975, reżyser zginął w katastrofie lotniczej w 1974 roku) Łomnicki udowodnił, że można sprawić, by przed widzami objawił się równocześnie głupkowaty, chamowaty kacyk i godny litości człowiek, "człowiek - eksponat, Prisypkin w złotej klatce, pokazujący i pokazywany, który nagle dostrzegł ludzi i swoje do nich podobieństwo" - jak pisał Augustyn, w "Notatniku Teatralnym" (1992).
Kiedy Łomnicki obejmował stanowisko dyrektora Teatru na Woli był, jak pisał Kazimierz Kutz - "u szczytu partyjnej kariery; był członkiem Komitetu Centralnego i kokosił się, pławił w swej partyjnej ważności. Miał teatr i był rektorem Szkoły Aktorskiej. Miał wszystko, co mieć mógł" ("Dialog" 1992 nr 7).
Miał stworzyć teatr robotniczy i nie wywiązał się z tego zadania. Ostatecznie też naraził się władzom. Miał także problemy ze skompletowaniem zespołu aktorskiego, środowisko nie akceptowało go, a teatr, który otrzymał w wyniku koneksji, środowisko zaczęło bojkotować. Jednak Teatr na Woli stał się sceną, która dała wówczas wiele ważnych, artystycznie udanych i odważnych premier, w tym także polskich prapremier. Łomnicki był w tym teatrze także aktorem i reżyserem. Mistrzowsko zagrał Goyę w "Gdy rozum śpi..." Vallejo w reżyserii Wajdy (1976). Wykreował ją dwubiegunowo, raz był brutalny i agresywny, innym razem spokojny i ciepły. Rola, jak pisała Wysińska w "Teatrze" (1976 nr 10):
od początkowego gniewnego oporu do końcowego załamania przechodziła wszystkie stadia rozpaczy przy wzrastającym poczuciu osaczenia.
Andrzej Wanat pisał w "Pochwale teatru", że był wściekły z powodu straceńczego pośpiechu, w jaki popadł Łomnicki spiesząc się do teatru na próbę tego spektaklu:
byłem wściekły (...) na tego dziwnego członka KC, który tak bardzo spieszył się na próbę, a wieczorem wspaniale grał Goyę w sztuce wymierzonej przeciwko upiorom totalitaryzmu.
Kolejna rola: Bukara w "Przedstawieniu 'Hamleta' we wsi Głucha Dolna" Brešana w reżyserii Kutza (1977) to była, jak pisano: "rola klejnocik; plebejski bohater i plebejska szuja - zwyczajnie i po prostu, czy lepiej - szuja ludzka" (Krzemień, "Kultura" 1977 nr 28).
Sam reżyser mówił w rozmowie dla "Polityki" (1977 nr 33):
To mnie bawiło (...) jak partyjny Tadeusz grać będzie partyjną kanalię. Stykał się zapewne z niejedną i ciekawiło mnie, jak to partyjne jadło przenosić będzie na scenę.
Łomnicki i w tym wypadku jak pisał Kubikowski:
bardzo śmiało eksploatował na scenie swoją cielesność i nawet swoją fizjologię, czynił to z całkowitą dyscypliną, dzięki której choć obsceniczna - świadomie i planowo - nigdy nie stawała się ona wulgarna. To bodaj jeden z najciekawszych paradoksów jego aktorstwa, zwłaszcza późnego, gdy w grę wchodziło starzejące się, chore ciało.
"Łomnicki na swojej scenie" w: "20 lat Teatru na Woli. Tadeusz Łomnicki. Twórca i założyciel teatru".
W 1980 roku Łomnicki zmierzył się z repertuarem romantycznym. Bardzo współcześnie i z dystansem zagrał tytułową rolę w "Fantazym" Słowackiego w reżyserii Kulczyńskiego (1980).
Adamski pisał w "Expressie Wieczornym" (1980 nr 73):
Nadał ostry, prowokujący wyraz arcydziełu Słowackiego, uwydatniając jego paradoksalny charakter: ukazując człowieka zbuntowanego po romantycznemu przeciw samemu romantyzmowi, myślącego, cierpiącego, tragikomicznego bohatera naszych czasów.
Ze sceną na Woli Łomnicki żegnał się wielką kreacją neurastenicznego Salieriego w "Amadeuszu" Shaffera w reżyserii Polańskiego (1981). Swoją grę opierał na ciągłej transformacji.
W "Literaturze" pisano:
Łomnicki gra szeroko, w niczym się nie krępuje, zmienia głos, używa wielu sposobów przekształcania sylwetki, wypełnia scenę i chowa się po kątach, ryczy na cały teatr i szepcze ledwo dosłyszalnie. A jednocześnie jego rola nie jest żadnym popisem, tylko bezlitosnym studiowaniem klęski człowieka, który przez zazdrość zaczął robić świństwa.
(Kłossowicz, "Literatura" 1981 nr 29).
Najgłośniejszą sztuką, jaką w Teatrze na Woli wyreżyserował Łomnicki i która wzbudziła liczne protesty, był dramat Różewicza "Do piachu" (1979). Andrzej Wajda mówił:
Sztuka wydobywała wszystkie te elementy, które tak dobrze znaliśmy z propagandy antyakowskiej. Co gorsze, rzecz była zrobiona marnie jako spektakl teatralny, co jeszcze pogłębiało wrażenie kłamstwa.
Grochowska, "Gazeta Wyborcza", 7 grudnia 2000.
Tadeusz Różewicz, którego nękano anonimami, poprosił Łomnickiego o zdjęcie sztuki. W 1981 roku Łomnicki zrezygnował z prowadzenia teatru. Jego decyzja była naturalną konsekwencją zarówno ówczesnych wydarzeń społecznych i politycznych, jak i nieprzychylnego nastawienia zespołu aktorskiego. Przestali go też popierać niedawni, partyjni towarzysze.
W okresie teatralnej bezdomności Łomnicki wykreował wiele swoich największych ról. Zagrał w dwóch sztukach Becketta w reżyserii Antoniego Libery. Hipnotyzował publiczność, grając Krappa w "Ostatniej Taśmie" (1985, Teatr Studio), słowa tego dramatu były dla niego znakami, na których budował współczesne odniesienia. Diagnozował współczesną kulturę także w "Końcówce" (1986, Teatr Studio), gdzie Hamma grał wieloma postaciami: Hiobem, Learem, Prosperem. Elżbieta Baniewicz w "Teatrze" (1986, nr 7) pisała:
W podobnych wypadkach mówi się o migotliwości statusu ontologicznego bohatera. Jedyną płaszczyzną, w jakiej zachodzi identyfikacja tej postaci jest aktorstwo jako zasada istnienia.
W kolejne dwie wybitne role wpisał swoje osobiste doświadczenia, ale przetransponował je tak mocno, że w efekcie mieliśmy do czynienia z rozpaczliwą opowieścią nie tyle o kondycji aktora, co człowieka. Zagrał w reżyserowanym przez siebie przedstawieniu Dorsta "Ja, Feuerbach" (1988, Teatr Dramatyczny), o którym cytowana już Elżbieta Baniewicz w "Teatrze" (1988, nr 3) pisała:
Dzięki Tadeuszowi Łomnickiemu, "Ja, Feuerbach", na szczęście, staje się wielkim, wspaniałym traktatem o teatrze, traktatem o goryczach i satysfakcjach, śmiesznościach i wzlotach, wreszcie o nędzy i wielkości zawodu aktorskiego. I więcej jeszcze, dzięki sekwencji z ptaszkami, które niewidoczne obsiadają ramiona Feuerbacha, przywołującej już w tekście dramatu fragment "Kwiatków Świętego Franciszka", sekwencji zagranej przez Łomnickiego absolutnie genialnie, staje się sztuka opowieścią o upadku i wywyższeniu człowieka, o jego wielkości zrodzonej z pokory.
Kolejną wielką aktorską spowiedzią, a także syntezą historii ludzkości była rola Bruscona w "Komediancie" Bernharda (1990, Teatr Współczesny, reż. Erwin Axer). Łomnicki zagrał także czyniącego rachunek sumienia, momentami popadającego w obłęd Bohatera w "Kartotece" Różewicza (1989, Teatr Studio, reż. Zbigniew Brzoza) - bohatera odchodzącego pokolenia.
Zagrał także wiele znakomitych ról w teatrze telewizji. Współpracował z Zygmuntem Hübnerem, który obsadził go między innymi w rolach: Czyczykowa w "Martwych duszach" Gogola (1966), Tartufa w "Świętoszku" Moliera (1971), Stefana Szczuki w "Popiele i diamencie" Andrzejewskiego (1974), roli tytułowej w "Jegorze Bułyczowie" Gorkiego (1975). Zagrał Orestesa w "Ifigenii w Taurydzie" Goethego w reżyserii Erwina Axera (1965) i tytułowego "Makbeta" Szekspira w reżyserii Andrzeja Wajdy (1969). Wcielił się w postać Bohatera z "Kartoteki" Różewicza w reżyserii Konrada Swinarskiego (1967). Jerzy Gruza powierzył mu rolę Horodniczego w "Rewizorze" Gogola (1977). Ostatnie kreacje Łomnickiego w teatrze TV to postać Bogusławskiego w "Szalbierzu" Spiro (1991, reż. Tomasz Wiszniewski) i Icyk Sager w "Stalinie" Salvatore w reżyserii Kazimierza Kutza (1992).
Jeszcze w 1976 roku Łomnicki powiedział Krzysztofowi Zaleskiemu: "Słyszałeś, Holoubek gra Lira, przecież on, k... nigdy nie cierpiał." (Zaleski, "Łomnicki na swojej scenie" w: "20 lat Teatru na Woli. Tadeusz Łomnicki. Twórca i założyciel teatru") O tej roli marzył na długo zanim udało mu się doprowadzić do prób Króla Leara Szekspira. Najpierw poprosił Stanisława Barańczaka o tłumaczenie dramatu. Gdy już miał przekład, zwracał się do wielu reżyserów z prośbą o współpracę przy tej realizacji. Odmówił mu wtedy między innymi Andrzej Wajda. Ostatecznie reżyserii podjął się Eugeniusz Korin w poznańskim Teatrze Nowym. Na tydzień przed premierą 22 lutego 1992 roku Tadeusz Łomnicki zmarł podczas jednej z prób do tego przedstawienia.