Te trzy filmy wyprodukowane na przełomie dekad, zmieniły sposób myślenia o filmowej czerni i bieli, ośmielając kolejnych twórców do sięgania po monochromatyczną taśmę. Jednym z nich był Borys Lankosz, który w 2009 roku nakręcił swoją czarno-białą czarną komedię. "Rewers", spektakularny debiut reżysera, był adaptacja powieści Andrzeja Barta i opowiadał historię przedstawicielek trzech pokoleń inteligenckiej rodziny rozgrywającą się na tle mrocznej epoki stalinizmu.
Lankosz nie uderzał jednak w martyrologiczne tony, ani też nie kreślił historycznego dramatu. Interesował go groteskowy komediodramat, historia tyleż śmieszna, co straszna, która pozwoliłaby wyśmiać paradoksy polskiej historii. Swoją opowieść ubrał w czarno-biały kostium, który skroił dla niego Marcin Koszałka, znakomity dokumentalista, ale przede wszystkim – jeden z najzdolniejszych operatorów swojego pokolenia.
Po premierze filmu Tadeusz Sobolewski pisał o jego zdjęciach:
W godnych nagrody czarno-białych zdjęciach Marcin Koszałka prowadzi perfidną, dwuznaczną grę. Te zdjęcia z jednej strony odnoszą się do kina tamtego czasu, z drugiej – noszą dzisiejszy szlif. Pomagają pojąć, że dla ludzi każdej epoki, czy to za okupacji, czy to w czasach stalinowskich, świat wydaje się normalny i trzeba w nim żyć, poruszać się według wyznaczonych reguł, klucząc i obchodząc przepisy".
Lankosz traktował bowiem zdjęcia Koszałki jako narzędzie, z pomocą którego prowadził grę z filmową tradycją, historią i konwencjami opowiadania o niej. I tak jak jego opowieść zmieniała się z dramatu obyczajowego w burleskę i hitchcockowski thriller (by zacytować samego reżysera), tak i zdjęcia Koszałki zmieniały się, dopasowując się do wybranej przez reżysera konwencji.
"Pan T."