Wielobarwni – czerń i biel w nowym polskim kinie
Dla jednych jest objawem artystycznego snobizmu, dla innych – zapowiedzią kinowej nudy. Choć filmowa czerń i biel nigdy z kina nie odeszła, w ostatnich latach zdaje się przeżywać kolejną młodość. Oto przewodnik po najciekawszych czarno-białych filmach ostatnich lat.
"Trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie" – mówi angielskie przysłowie, a historia kina pokazuje, że ta sama zasada dotyczy także filmowych czerni, bieli i koloru. Podczas gdy w prapoczątkach kina filmowi fascynacji ręcznie malowali każdą klatkę czarno-białego filmu, by w ten sposób ożywić ekranowe miniopowieści, tak we współczesnym kinie, niemal nieograniczonym przez technologię, czerń i biel wracają do łask.
Kolorowe lata 90.
Oczywiście – nigdy tak naprawdę nie zniknęły z kina, choć bywały czasy, że musiały ustępować miejsca barwnej taśmie i efektownym, kolorowym obrazkom. W polskim kinie zwłaszcza w latach 90. czarno-białe filmy znalazły się w odwrocie. Nowa Polska tęskniła za kolorem i próbowała opowiadać świat tak, jak amerykańskie kino klasy B, którym karmiła nas rodzima telewizja i wypożyczalnie wideo. Zapatrzona za wielką wodę Polska chciała, żeby kino opowiadało radosne historie i dostarczało rozrywki: czy to sensacyjnej, czy też takiej rodem z opery mydlanej (mówimy wszak o czasach, gdy telewizyjną ramówką rządziła m.in. serialowa "Dynastia"). Czerń i biel zupełnie tutaj nie pasowały, dlatego zepchnięte zostały na margines.
Nie był to jedynie wybór twórców, ale i werdykt rynku: widzowie uważali czarno-białe filmy za nudne, kojarząc je z filmowym lamusem, a dystrybutorzy wiedzieli, że czarno-białe kino się nie sprzeda. A w nowej rzeczywistości filmy musiały na siebie zarobić.
"Wojaczek"
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Krzysztof Siwczyk w filmie "Wojaczek" Lecha Majewskiego, 1999, fot. materiały promocyjne dystrybutora / Gutek Film
Dopiero przełom wieków przyniósł pierwsze jaskółki czarno-białej zmiany. Były nimi trzy ważne filmy: "Wojaczek" Lecha Majewskiego, "Cześć, Tereska" Roberta Glińskiego oraz "Duże zwierzę" Jerzego Stuhra. Różniło je niemal wszystko, poza czarno-białą taśmą, na której zostały uwiecznione. "Wojaczek" był próbą połączenia biograficznego dramatu przedstawiającego postać słynnego poety z przypowieścią o destrukcyjnej naturze sztuki. Majewski, jeden z wizjonerów i outsiderów polskiego kina, proponował kino bardzo wsobne, artystycznie dojrzałe, ale hermetyczne. Czerń i biel jego filmu znakomicie podkreślały artystyczny charakter dzieła, ale też pozwalały na coś jeszcze. To właśnie monochromatyzm obrazu pozwalał skupiać uwagę widza na życiu wewnętrznym młodego bohatera, a nie na otaczającej go śląskiej brzydocie, która również znajdowała miejsce na ekranie. Dzięki czarno-białym zdjęciom Majewskiemu udało się uciec od realizmu i reporterskiej dosłowności.
"Cześć, Tereska"
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Cześć, Tereska", Roberta Glińskiego, fot. TVP / Best Film
Inną funkcję czerń i biel pełniły u Glińskiego. W "Cześć, Tereska", historii młodej dziewczyny wychowywanej w patologicznym środowisku i niejako skazanej na powielanie jego wzorców, Robert Gliński sięgnął po monochromatyczną taśmę, by za jej pomocą sportretować smutny świat pełen wyrazistych podziałów i zero-jedynkowych wyborów. Dziś jego obraz drażnić może moralizatorstwem i poczuciem wyższości, z jakim kreśli portrety swoich upodlonych bohaterów. W 2001 roku, gdy trafiał na kinowe ekrany, był jednak przełomem – nie tylko dlatego, że zabierał widzów w wycieczkę po ponurej rzeczywistości, której polskie kino lat 90. nie lubiło oglądać, ale też ze względu na spektakularny powrót czarno-białej taśmy, która nie powstrzymała "Cześć, Tereska" przed odniesieniem komercyjnego sukcesu.
"Duże zwierzę"
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Duże zwierzę" w reżyserii Jerzego Stuhra, fot. TVP
Także rok wcześniejsze "Duże zwierzę" Jerzego Stuhra okazało się niemałym kinowym sukcesem, choć tak jak film Glińskiego, prezentowało na ekranie świat czarno-biały… ale nie do końca. O ile bowiem "Cześć, Tereska" żywiło się ostrymi kontrastami i wyrazistością czerni i bieli, "Duże zwierzę" było filmem skąpanym w różnych odcieniach szarości. Nieprzypadkowo – film Jerzego Stuhra nie miał w sobie tej samej moralnej jednoznaczności co dzieło Glińskiego. Był raczej metaforyczną opowieścią o potrzebie tolerancji.
Punktem wyjścia dla tego filmu było opowiadanie Kazimierza Orłosia "Wielbłąd", historia tajemniczego zwierzęcia, które pewnego dnia pojawia się w małym polskim miasteczku. To na podstawie tej historii Krzysztof Kieślowski stworzył scenariusz "Dużego zwierzęcia", filmu, którego nigdy nie nakręcił, a którego tekst odnalazł się lata po jego śmierci. Ekranizacji podjął się Jerzy Stuhr, przyjaciel i filmowy "wychowanek" Kieślowskiego. Wraz z operatorem, Pawłem Edelmanem, stworzyli ciepłą, pełną melancholii i smutku, opowieść o odrzuceniu i krzywdzie, o potrzebie otwarcia się na innych i tolerancji. W tym świecie nie było miejsca na ostre kontrasty – Stuhra bardziej interesowały bowiem szarości, miejsca, w których kryła się niejednoznaczność, a zamiast wystawiać bohaterom oceny, Stuhr prosił o empatię.
"Rewers"
Te trzy filmy wyprodukowane na przełomie dekad, zmieniły sposób myślenia o filmowej czerni i bieli, ośmielając kolejnych twórców do sięgania po monochromatyczną taśmę. Jednym z nich był Borys Lankosz, który w 2009 roku nakręcił swoją czarno-białą czarną komedię. "Rewers", spektakularny debiut reżysera, był adaptacja powieści Andrzeja Barta i opowiadał historię przedstawicielek trzech pokoleń inteligenckiej rodziny rozgrywającą się na tle mrocznej epoki stalinizmu.
Lankosz nie uderzał jednak w martyrologiczne tony, ani też nie kreślił historycznego dramatu. Interesował go groteskowy komediodramat, historia tyleż śmieszna, co straszna, która pozwoliłaby wyśmiać paradoksy polskiej historii. Swoją opowieść ubrał w czarno-biały kostium, który skroił dla niego Marcin Koszałka, znakomity dokumentalista, ale przede wszystkim – jeden z najzdolniejszych operatorów swojego pokolenia.
Po premierze filmu Tadeusz Sobolewski pisał o jego zdjęciach:
W godnych nagrody czarno-białych zdjęciach Marcin Koszałka prowadzi perfidną, dwuznaczną grę. Te zdjęcia z jednej strony odnoszą się do kina tamtego czasu, z drugiej – noszą dzisiejszy szlif. Pomagają pojąć, że dla ludzi każdej epoki, czy to za okupacji, czy to w czasach stalinowskich, świat wydaje się normalny i trzeba w nim żyć, poruszać się według wyznaczonych reguł, klucząc i obchodząc przepisy".
Lankosz traktował bowiem zdjęcia Koszałki jako narzędzie, z pomocą którego prowadził grę z filmową tradycją, historią i konwencjami opowiadania o niej. I tak jak jego opowieść zmieniała się z dramatu obyczajowego w burleskę i hitchcockowski thriller (by zacytować samego reżysera), tak i zdjęcia Koszałki zmieniały się, dopasowując się do wybranej przez reżysera konwencji.
"Pan T."
Ponad dziesięć lat później inny krakowski reżyser znów sięgnął po czarno-białe barwy, by opowiedzieć historię osadzoną w czasach stalinowskich. Marcin Krzyształowicz, reżyser znakomitej "Obławy", w "Panu T." postanowił opowiedzieć historię pisarza-nonkonformisty toczącego bój z politycznymi władzami, by ocalić swoją wewnętrzną wolność i artystyczną niezależność.
Inspirując się biografią Leopolda Tyrmanda i historią powstania jego "Złego", Krzyształowicz kreślił portret outsidera, a jednocześnie opowiadał o potędze wyobraźni, która dla artysty bywa sposobem ucieczki lub wręcz jedyną bezpieczną przystanią.
Przygotowując się do realizacji swojego filmu, Krzyształowicz stanął przed trudnym dylematem dotyczącym kolorów. Bał się, że w przypadku czarno-białych zdjęć jego film może być porównywany do "Rewersu" i uznany za wtórny. Mimo to zdecydował się na czerń i biel. Nie była to decyzja przypadkowa – dzięki monochromatycznym kadrom reżyser przekierowywał uwagę widza z malowniczej scenerii, jaką stanowiła w jego filmie odbudowywana z ruin Warszawa, na bohatera z jego moralnymi dylematami i wewnętrznym rozdarciem. Czarno-białe kadry nie przytłaczały bohatera, a wręcz przeciwnie – pozwalały twórcom wydobyć go na pierwszy plan.
U Krzyształowicza i pracującego z nim Adama Bajerskiego ekranowa czerń i biel miała jeszcze jedno zadanie. Krzyształowicza interesował bowiem komiks – jego film uciekał od realizmu w stronę komiksowych uproszczeń i wizualnego rytmu, który pociąga za sobą ten sposób obrazowania. Czerń i biel, oddalające filmowy obraz od realizmu, pozwoliły świetnie połączyć ze sobą realistyczną fakturę opowieści z sekwencjami, które rozgrywały się w "komiksowej" wyobraźni bohatera, a kilka kadrów – choćby kafkowskiego korytarza pełnego ludzi-widm – stanowić może efektowną wizytówkę tego obrazu.
"Noc Walpurgi"
Choć w światowym kinie monochromatyczna taśma stała się w ostatnich latach modna, a od czasu "Białej wstążki" Hanekego, "Frances Ha" Baumbacha, "Artysty" Hazanaviciusa, "Nebraski" Payne’a i "Romy" Cuaróna wydawać się może obietnicą artystycznego sukcesu i festiwalowych splendorów, w polskim kinie czarno-białe filmy wciąż pozostają domeną odważnych reżyserów. Nieprzypadkowo tak wielu jest wśród nich debiutantów – twórców, którzy niewiele mają do stracenia i gotowi są na odważne eksperymenty.
Dość wspomnieć o Marcinie Borkiewiczu, który w debiutanckiej "Nocy Walpurgi", ascetycznej opowieści o spotkaniu młodego dziennikarza i starzejącej się diwy operowej połączonych mroczną tajemnicą sprzed lat, wybrał właśnie czarno-biały kostium. Jego historia o wartościach, moralnych wyborach i grzechach domagających się zadośćuczynienia, w monochromatycznej oprawie zyskiwała swoją artystyczną pełnię.
Także krótkometrażowy "Dalej jest dzień" Damiana Kocura, piękny film o spotkaniu dwóch samotnych ludzi gdzieś na polskiej prowincji, właśnie w czerni i bieli zyskiwał dodatkowy atut, a psychologiczno-moralne dylematy w tym kostiumie mogły pełniej i głośniej wybrzmieć.
"Butterfly Kisses"
Wśród debiutantów, którzy zdecydowali się nakręcić swój pierwszy film w czerni i bieli, na szczególne wyróżnienie zasługuje Rafał Kapeliński, autor nagrodzonego w Berlinie filmu "Butterfly Kisses". Debiut to szczególny – nie tylko późny, debiut reżysera będącego grubo po czterdziestce, to jeszcze nakręcony w Anglii.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Kapeliński, ceniony wykładowca szkół filmowych, za niewielkie pieniądze nakręcił film o młodych ludziach dorastających na przeciętnym osiedlu jakiegoś brytyjskiego miasteczka. Sięgał po schemat naturalistycznego dramatu społecznego i nawiązywał do "Nienawiści" Kassovitza (również czarno-białej), by opowiedzieć historię rozpaczliwej samotności człowieka odkrywającego rodzącą się w nim niebezpieczną fascynację. Bohaterem filmu był chłopiec odkrywający w sobie pedofilskie skłonności, konfrontujący się z prawdą o sobie i próbującym poradzić sobie z samym sobą.
Kapeliński opowiada o nim bez sensacyjnego tonu. Nie chce oceniać, ale poznać bohatera. W tym czarno-białym, mocno kontrastowym świecie młodych ludzi, gdzie wszystko jest wyraziste i mocne, jego bohater zbudowany jest z półcienia i różnych odcieni szarości. Bo u Kapelińskiego kolor staje się jednym z formalnych narzędzi pozwalających ocalić bohatera przed pochopnym osądem i łatwym melodramatyzmem.
Paweł Pawlikowski – świat w szarościach
Jego nie mogło zabraknąć na naszej liście. Paweł Pawlikowski jest dziś bowiem mistrzem czarno-białego kina, jednym z tych, którzy udowodnili, że monochromatyzm może wnosić na ekran wiele kolorów i jeszcze więcej emocji.
Gdy po latach pracy na Wyspach, Pawlikowski wrócił do Polski, by tutaj kręcić swoje filmy, nikt nie spodziewał się, że jego kolejne obrazy będą tak daleko zakrojonymi formalnymi eksperymentami. Tymczasem w "Idzie" i "Zimnej wojnie", dwóch filmach nominowanych do Oscara i wyróżnianych najważniejszymi światowymi nagrodami, Pawlikowski wraz z Łukaszem Żalem i Ryszardem Lenczewskim, wymyślali nowy filmowy język.
W "Idzie" nie tylko decydowali się na czarno-białe zdjęcia, ale też na format 4:3, który bardzo rzadko bywa używany w kinie. Pawlikowski i Żal zaskakiwali kompozycją kadrów: detale i zbliżenia w "Idzie" sąsiadowały z szerszymi planami z dużą ilością "powietrza" – pustej przestrzeni ponad głowami bohaterów. Opowiadając o potrzebie duchowości i poszukiwaniu prawdy, Pawlikowski wypełniał tę pustą przestrzeń nad głowami znaczeniami, a długie, statyczne ujęcia budowały nastrój filmu i zachwycały plastyczną urodą.
Wspominając pracę nad "Idą" Łukasz Żal mówił:
Pomysł, by film był czarno-biały i były długie ujęcia robione nieruchomą kamerą, wyszedł od reżysera. Miał w pamięci swoje obrazy z dzieciństwa w Polsce, w latach 60., właśnie widziane jako czarno-białe i tak chciał opowiadać tę historię. (…) W 'Idzie' chcieliśmy pokazać świat takim, jakim Paweł zapamiętał go ze swego dzieciństwa. To świat niezagracony, zbudowanych z prostych form.".
W "Idzie" i "Zimnej wojnie" reżyser wracał bowiem do swojego dzieciństwa, do przeszłości i do wyobrażeń o niej, jakie w jego pamięci utrwaliło kino. Czerń i biel były nie tylko pomysłem formalnym, ale też zaproszeniem do sentymentalnej podróży po filmach młodości, wśród których dominowały właśnie czarno-białe produkcje.
Sentymentalne, plastycznie wysmakowane zdjęcia, stały się częścią nowego stylu Pawlikowskiego i jego znakiem rozpoznawczym. Dla Łukasza Żala okazały się przepustką do Hollywood, gdzie polski operator zdążył już nakręcić film "I'm Thinking of Ending Things" reżyserowany przez Charliego Kaufmana.
Pawlikowski stał się jednym z ojców chrzestnych nowej mody na filmową czerń i biel. To także jego sukcesom monochromatyczne kino utkane z szarości przeżywa dziś drugą młodość. Miejmy nadzieję, że okaże się ona czymś więcej niż tylko estetyczną modą, a lista ważnych czarno-białych filmów za kilka lat okaże się jeszcze dłuższa.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]