Jak w filmach Romana Polańskiego ("Śmierci i dziewczynie", "Rzezi" czy "Wenus w futrze") u Bortkiewicza ekranowa przestrzeń staje się polem bitwy, której celem jest uzyskanie władzy nad drugim człowiekiem, a wygrani i przegrani wciąż zamieniają się rolami. Podczas gdy w pierwszych scenach filmu to młody dziennikarz wydaje się poddanym zmanierowanej diwy, chwilę później relacja podległości zdaje się odwracać, a dramaturgiczny rollercoaster nabiera prędkości.
Seks, kłamstwa i obozy śmierci
Polański jest patronem nie tylko filmowej formy "Nocy Walpurgi", ale i jej treści. W jednej ze scen bohaterka powraca do wspomnień z hitlerowskiego obozu w Płaszowie. Opowiada historię o tym, jak pewnego dnia niemieccy żołnierze wyprowadzili na obozowy plac wszystkich dorosłych więźniów i przy akompaniamencie piosenki "O mein Papa" kazali im patrzeć, jak po drugiej stronie ich dzieci wyprowadzane są z baraków i wysyłane są na śmierć.
Ta historia wydarzyła się naprawdę. W swojej biografii opowiadał o niej Roman Polański, którego ojciec przebywał w płaszowskim obozie. U Bortkiewicza ta historia zostaje zinstrumentalizowana – staje się częścią opowieści o mrocznych tajemnicach, instynkcie przetrwania i cenie, jaką trzeba zapłacić za ocalenie.
Jego "Noc Walpurgi" jest przede wszystkim opowieścią o udawaniu i o prawdzie, która może się wyrazić tylko poprzez kłamstwo. Bohaterowie Bortkiewicza odgrywają przed sobą role i wkładają maski. Nie tylko po to, by pod nimi ukryć swoje prawdziwe intencje, ale głównie po to, by z bezpiecznego ukrycia móc wyjawiać prawdę o sobie. Przyjmując role, Nora i Robert ukrywają się za nimi. On udaje dziennikarza, ona z operowym rozmachem odgrywa rolę naburmuszonej, prowokującej diwy. W każdej z tych ról oboje przemycają fragmenty własnej osobowości, prowadząc pojedynek o ocalenie swoich tajemnic.
W film Bortkiewicza wpisana jest pewna teatralność. Teatralna jest przestrzeń i sposób gry aktorskiej – często na pograniczu szarży i autoparodii, a także deklaratywność niektórych filmowych dialogów. Ale w "Nocy Walpurgi" owa teatralność nie razi – jest częścią filmowej konwencji, którą Bortkiewicz bezbłędnie ogrywa. Jego debiutancki film uwodzi plastyczną urodą i pulsuje energią aktorów – Philippe’a Tłokińskiego i Małgorzaty Zajączkowskiej. Ta ostatnia gra w "Nocy Walpurgi" życiową partię – wciąż balansuje na krawędzi, przeobraża się z pretensjonalnej artystki we władczą femme fatalle, by po chwili pokazać swoje kruche oblicze. Znakomita aktorka, która przed laty występowała u Woody’ego Allena i Paula Mazursky’ego, filmem Bortkiewicza powraca do wielkiej aktorskiej formy. Miejmy nadzieję, że rodzime kino znajdzie na nią pomysł.
Rok 2015 jest w polskim kinie czasem wyjątkowych debiutów. Nie zawsze doskonałych, ale odważnych i wyrazistych. W ciągu jednego roku na ekrany trafiają "Noc Walpurgi", znakomity "Intruz" Magnusa von Horna, szalone "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej i "Baby bump" Kuby Czekaja. Przyglądając się takiej liście debiutantów można mieć nadzieję, że polskie kino doczeka się wkrótce ważnych, wyrazistych głosów. Bortkiewicz z pewnością będzie jednym z najlepiej słyszalnych i najciekawszych. Bo twórca "Nocy Walpurgi" udowadnia to nie tylko warsztatowo sprawny reżyser, ale też człowiek, który kocha kino i ma w nim coś do opowiedzenia.