O swoim pisarstwie - już po zmianie ustroju - Kazimierz Orłoś powiedział:
"Myślę, że cel pisania nigdy nie ulega zmianie, jeśli przyjmiemy, że opis życia ludzkiego jest celem podstawowym. (...) Zmiana ustroju i odzyskanie niepodległości przez Polskę wpłynęły na sytuację życiową pisarzy, ale raczej nie na ich twórczość. Sądzę, że każdy pozostaje wierny swoim tematom do końca życia."
Rzeczywiście, Orłoś jest pisarzem powracających tematów - różnie ujmowanego i odmienianego przez społeczno-polityczne okoliczności problemu moralnego obojętnienia, czy inaczej: stopniowej utraty zmysłu moralnego. Niezależnie od tego, czy prymitywnienie i nieczułość wiążą się z dramatycznym doświadczeniem przemocy, czy z anihilacją wartości, to faktem tutaj pisarza interesującym jest rezultat stępienia wrażliwości: w jednostkowej mikroskali i w skali całych społeczności.
Jego książkowy debiut, zbiór "Między brzegami", został opublikowany w 1961 roku. To cykl opowiadań ukazujących życie prowincji. W recenzji tomu Marta Wyka używa w odniesieniu do prozy autora "Zimnej Elki" terminu "mały realizm". Wskazuje takie cechy, jak obiektywizm, uregulowany tok narracji, skupienie na odtwarzaniu detali, a jednocześnie obecność żywiołu lirycznego, czy nawet - naiwnego sentymentalizmu. Pisze o zadumie Orłosia nad kondycją i naturą człowieka, nad relacjami międzyludzkimi, przy czym odnotowuje, iż refleksja antropologiczna i obserwacja świata dokonuje się z jednostkowego punktu widzenia. Narratorem niektórych opowiadań jest kilkunastoletni chłopiec, przygarnięty przez krewnych z rybackiej rodziny. Z opowieści Pietrka o sobie, o swoich opiekunach i przyjacielu wyłania się niezwykły portret duchowy bohatera. Autor "Cudownej meliny" przejmująco wprowadza nas w świat zielono-srebrnych snów chłopca, kompensujących bolesną sytuację małego wyrzutka, wypędzanego na noc za karę do starej szopy.
Co jeszcze istotne: w debiutanckim zbiorku Orłosia człowiek jest nierozerwalnie związany z naturą. Stanowi ona nie tylko tło zdarzeń, ale i odbicie wnętrza bohaterów, obraz ich tęsknot. Przyroda staje się dla ludzi rodzajem azylu, ratunkiem przed okrucieństwem drugiego człowieka. "W zasadzie jednak ludzie tu tęsknią do ludzi, do ich pomocy, do wspólnictwa w walce z przeciwnościami losu ('Szewc', 'Filip', 'Między brzegami')." Tęsknota wyostrza świadomość tego, iż nie ma w świecie ludzkim szans na znalezienie oparcia w drugim człowieku. Orłoś ukazuje rzeczywistość zatomizowaną, w której związki międzyludzkie uległy rozpadowi. Mamy tu zatem świat pozbawiony moralnych podstaw, świat alkoholu i nudy, cechujący się przede wszystkim - co chyba najboleśniejsze - obojętnością otoczenia na dramat Innego. Obraz życia jako bezmyślnej wegetacji zostaje wzmocniony przez monotonię i skrótowość fabuły. Jednostki, które próbują buntować się przeciwko zastanej rzeczywistości, zwykle robią to nieskutecznie.
Problem społecznej znieczulicy i atomizacji rzeczywistości powrócił w tomie "Koniec zabawy". Jednym z tematów tego zbioru jest przede wszystkim brutalność, ale bardzo specyficzna. Często jest to brutalność nieuświadomiona, przyjmowana jako naturalna kolej rzeczy. Formą jej demaskacji jest tu autodemaskacja. W większości opowiadań narratorami są sprawcy, niewidzący niczego złego w swoich czynach; lub tych czynów naoczni świadkowie. Nieświadomość zła czy niewrażliwość na nie wzmacnia tylko wymowę moralną. Syn z nieukrywaną radością opowiada, jak tuż po śmierci matki od razu zajął jej pokój, przenosząc ciało rodzicielki do własnego - mniej komfortowego - pomieszczenia ("Pokój"). W "Pannie Stasi" bohater właściwie nie protestuje przeciwko zgwałceniu 16-letniej dziewczyny przez pijanego majstra i jego kolegów. Taka postawa narratora jest charakterystyczną cechą prozy Orłosia. Opowiadacz nie angażuje się w akcję, nie komentuje wydarzeń, zachowań ani ich nie ocenia. Nawet jeśli mamy do czynienia z narratorem wszechwiedzącym, to nie przedstawia on psychologicznych motywacji bohaterów. Ale, jak trafnie zauważył Stefan Melkowski w swoim szkicu "Okrucieństwo",
"ta 'reportażowość', ta oschłość opowiadacza, relacjonującego tylko ludzkie sprawy, jest w tej prozie chwytem literackim [...] stosowanym [...] z piekielną konsekwencją, umiejętnością dojrzałego pisarza i z rygorem właściwym świadomemu artyście. Orłoś napisał studium o okrucieństwie. Wielorozdziałowe studium literackie o 'nieludzkim' w 'po prostu ludzkim', gdzie każde nowe opowiadanie wnosi nowy motyw tego samego tematu, chociaż jest zupełnie niepodobne do opowiadania poprzedniego".
Orłoś wskazuje na ciemną stronę "małej stabilizacji": rozpad więzi międzyludzkich, atrofię woli, nisko zakreślony horyzont potrzeb i nadziei.
Trzecia książka - "Ciemne drzewa" - kontynuuje i rozwija wcześniejszą problematykę. Do katalogu ludzkiego okrucieństwa zostaje dodany nowy czynnik - opinia, presja społeczna. Również tu rozwija pisarz małe panoramy prowincji z jej całą przyziemnością i szarością. Jak pisał w recenzji zbioru "Rzetelnie w tonacji szarej" Bohdan Zadura:
"Opowiadania z 'Ciemnych drzew' to opowiadania o sprawach banalnych w ich powszechności i powszedniości, sprawach codziennych, rozgrywających się na płaszczyźnie jednostkowych losów ludzkich. (...) Nie ma w tej prozie tzw. wielkich tematów, historiozofii, filozofii, wielkich syntez i parabol. Jest (ona) skupiona i rzetelna - nie gubi się w moralizatorskiej retoryce, nie rozpływa w deklaracjach. Jest zwarta, męska i - trzeba to powiedzieć - okrutna. (...) 'Ciemne drzewa' są książką, która - nie waham się użyć tych słów - podejmuje społeczne zadania literatury."
Co ważne: przed Orłosiowym trybunałem, sądzącym poszczególne klęski i jednostkowe tragedie, mógłby stanąć tylko zbiorowy winny - opinia społeczna. Jest ona nieobliczalną siłą, obojętną i bezwolną szarą masą, pokawałkowaną na setki partykularnych interesów, której nigdy nie będzie stać na wypracowanie wspólnej perspektywy. Pisarz obnaża brutalne i okrutne mechanizmy rządzące społeczeństwem lat 60., przez co dokonuje pośredniej krytyki systemu politycznego, zderzając propagandową sielankę z dramatyczną rzeczywistością.
Jedną z najbardziej znanych powieści Orłosia jest "Cudowna melina". To dzięki niej zyskał miano pisarza politycznego. Książka ta nie była pierwotnie przeznaczona dla odbiorcy emigracyjnego, a krajowego, o czym wspominał autor w wydanej później "Historii 'Cudownej meliny'". Mówił, że "Cudowna melina" powstała
"jakby pod presją wydarzeń grudniowych (bunt robotników na Wybrzeżu w 1970). Opisałem zjawiska, które między innymi doprowadziły do protestów robotniczych; całkowitą samowolę władzy, bezkarność jej przedstawicieli, korupcję, alkoholizm i tak dalej. Opisywałem (...) 'miniony okres', dawne błędy, ludzi, którzy odeszli wraz z ekipą Władysława Gomułki".
Książka jednak została w recenzjach krajowych określona jako "antynarodowa", "antypolska", wymierzona w "ludzi, którzy na co dzień, z wysiłkiem, samozaparciem budują gmach, któremu na imię Ojczyzna" (Jerzy Grzymkowski: "Popluwanie", "Barwy" Mazowiecki miesięcznik społeczno-kulturalny, nr 5(55) 1973).
Krótko jeszcze o fabule: do małego miasteczka przyjechał dopiero co wypuszczony z więzienia mężczyzna, który liczył na pomoc swojego szkolnego kolegi, piastującego obecnie stanowisko przewodniczącego Rady. Przewodniczący Turoń to idealista, człowiek chcący realizować hasła socjalizmu. W miasteczku panowała opinia, że nie umie żyć z ludźmi, ponieważ nie pije, nie pali i nie jest skorumpowany. Przez sekretarza Miedzę, z którym nieustannie ścierał się na zebraniach, był pogardliwie nazywany Chrystuskiem. Kłócili się ze sobą przede wszystkim o sposoby wykorzystywania państwowych funduszy. Turoń chciał za nie budować kanalizację, boisko dla młodzieży i skocznię narciarską za miastem, a Miedza motel, restauracje i ośrodek wczasowy dla ludzi sprawujących władzę.
Orłoś stosuje w powieści chwyt podobny do tego, jakiego użył Gogol w "Rewizorze". Aby obnażyć absurdalne mechanizmy kierujące miasteczkową administracją, wprowadza człowieka z zewnątrz. Wspomniany wcześniej przyjezdny, Andrzej Muszyna, został przez przewodniczącego przedstawiony jako dziennikarz z centrali, który przybył, aby napisać reportaż o okolicy. Zmyślna intryga Turonia miała doprowadzić do zdemaskowania nadużyć kolegów. Muszyna został przez nich natychmiast otoczony przywilejami "uszytymi" na miarę świata, którym rządzi prywata, korupcja, chciwość, niefachowość, pijaństwo. Świata, w którym na porządku dziennym są gwałty, złodziejstwo, przemoc fizyczna, a władza nie musi obawiać się prawa. Jednostki, które chcą przeciwstawić się takiemu systemowi, są zastraszane i szykanowane (hippis pobity przez prezesa Szeląga), niszczone i wykluczane ze zbiorowości. Podstęp Turonia zostaje wreszcie odkryty i przewodniczący wraz z rodziną musi wyjechać z miasta. Jego miejsce zajmuje człowiek bierny, całkowicie podporządkowany sekretarzowi Miedzy. Po raz kolejny w twórczości Orłosia pojedynczy człowiek przegrywa z systemem.
W "Trzecim kłamstwie" - tytuł nawiązuje do piosenki Bułata Okudżawy "Trzy miłości", w której padają znamienne słowa: "A to trzecie [kłamstwo - E.K.] gdy już przejdzie przez twój próg / Głębiej rani cię niż na wojnie wróg" - znów śledzimy działania prowincjonalnej administracji, niewolne od oszustw, pijaństwa, korupcji i prywaty. Warto odnotować realizację gotowego wzorca tzw. powieści produkcyjnej - prozy poświęconej pracy, gdzie akcja rozgrywa się na budowie, w fabryce; powieść produkcyjna koncentruje się na codziennych problemach pracowników, problemach znanych pisarzowi z doświadczenia. W książce zdaje się dominować wszechogarniająca szarość, dająca się czytać nie tylko jako symbol nijakiej peerelowskiej rzeczywistości, ale i odbicie wnętrza bohaterów. Bo w tej powieści nie ma czarno-białego schematu, wyraźnego podziału na złych i dobrych. Tu wszyscy są jednocześnie ofiarami i oprawcami. Jednym z głównych problemów tu poruszanych jest kwestia poczucia odpowiedzialności za zło.
"Trwanie, rozszerzanie się, swoisty sukces zła - konkluduje w 'Notatkach z szarości' Zbigniew Bauer - obciąża także NAS. To MY ów system oswoiliśmy, zaakceptowaliśmy jako normalność, uwiliśmy sobie w nim własne gniazdka. Wytłumaczyliśmy sobie i swojemu sumieniu, że 'inaczej się nie da'. Obudowaliśmy zło w ramy 'poczucia realizmu', w mit geopolityki, daliśmy się sparaliżować tezie, iż ten system można wyłącznie ulepszać, a nie po prostu odrzucić."
W tej powieści zło, z którym należy walczyć, zostało zresztą nazwane po imieniu: Komuna