Fizycznej przemiany nie musiał dokonywać, występując w 2018 roku w "Zimnej wojnie" Pawła Pawlikowskiego, za którą reżyser otrzymał Złotą Palmę, a festiwalowy pokaz zakończyły kilkunastominutowe owacje na stojąco. Rola szarmanckiego Wiktora Warskiego, kompozytora i pianisty zespołu ludowego "Mazurek", przyniosła Kotowi uznanie w Polsce i za granicą: okrzyknięto go "Gregorym Peckiem Wschodniej Europy" i "polskim Jamesem Bondem", porównywano do Bogarta, a roli pogratulowała mu sama Cate Blanchett. Ta kreacja okazała się dla aktora prawdziwym przełomem w jego karierze i ostatecznym świadectwem, że jego talent komediowy idzie w parze z tym dramatyczno-psychologicznym. Jego duet z Joanną Kulig (wcielającą się w postać śpiewającej w zespole Zuli) oczarował krytyków i publiczność. Jednak po tym międzynarodowym szumie pozostał skromnym, rozsądnym, lekko wycofanym człowiekiem. Nie ma wygórowanych ambicji, nie snuje wizji kariery w Hollywood. Jak sam mówi, "nie tasuje różnymi wersjami przyszłości w głowie", skupia się na tym, co tu i teraz.
W 2015 roku Kot odebrał z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Małgorzaty Omilanowskiej nagrodę za wybitne osiągnięcia w kategorii Kino. Został wyróżniony obok takich twórców jak Adam Zagajewski, Olga Tokarczuk, Krzysztof Globisz i Michał Zadara.
Źródła: filmweb.pl, filmpolski.pl, wyborcza.pl, zwierciadlo.pl, dziennikteatralny.pl, opracowanie MO, lipiec 2018.