Rok przed "Emigrantami" Mrożek opublikował "Rzeźnię" (1973), słuchowisko radiowe, którego adaptacji scenicznej dokonał później Jerzy Jarocki w warszawskim Teatrze Dramatycznym (1975). W "Rzeźni" pisarz pytał o kondycję i sens sztuki, ukazując w krzywym zwierciadle konflikt tradycji z awangardą i kultury z naturą. Bohater słuchowiska, Skrzypek, maminsynek i beztalencie, oddaje młodość Paganiniemu w zamian za geniusz muzyczny - wszystko po to, by odzyskać Flecistkę. Z kolei Paganini zmienia się w rzeźnika, a filharmonia w rzeźnię, w której ma się odbyć koncert na dwa woły, obuch, nóż i siekierę. Pisarz zakpił tu zarówno z witkacowskiego mitu artysty, któremu odsłania się Tajemnica Istnienia, jak i z takiej sztuki, która chce rywalizować z życiem pod względem "bebechowatości". Błoński, omawiając "Rzeźnię", pisał:
Mrożek mówi całkiem jasno, że nie może uwierzyć w metafizykę sztuki; ale także, że tarzanie się w mięsie i ochlapywanie przechodniów farbami budzi w nim niechęć i obrzydzenie. [...] Prosił jakby o sztukę umiarkowaną, ale zarazem – przynajmniej w 'Rzeźni' – przyznawał, że umiar potrafi przywołać tylko szyderstwem – "Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka"
Błoński zwrócił jednak uwagę, że cała akcja "Rzeźni" rozgrywa się w wyobraźni Skrzypka, co podkreśla autorski dystans do przedstawionych w słuchowisku wydarzeń i racji. Niewykluczone, że wszystko tu jest wyłącznie wytworem jednostkowej psychiki, z którą przecież pisarz się nie utożsamia. "Rzeźnię" można więc zaliczyć, podobnie jak "Ślub" Gombrowicza, do nurtu tak zwanej Ich-Dramaturgie - dramaturgii "ja". Jednostka, jej subiektywny świat, stawały się z czasem coraz ważniejsze w twórczości Mrożka.
"We młynie...". Introspekcja
Widać to już w opowiadaniu "We młynie, we młynie, mój dobry panie" (1967). Ten tajemniczy utwór o groteskowo-onirycznej fabule jest monologiem człowieka, który "był parobkiem u młynarza" i który rozlicza się z własną przeszłością. Pamięć ludzi i zdarzeń wraca do niego w postaci przynoszonych przez rzekę trupów. Pierwszy topielec to wąsaty mężczyzna ze złotą gwiazdą, niegdyś wielki autorytet dla bohatera - można się w tym martwym "włodarzu" domyślać Stalina. Wkrótce parobek wyławia następne trupy, między innymi kolegę z wojska i kobietę, którą kiedyś kochał. Kolejno grzebie swoje dawne miłości, przyjaciół, znajomych - całe minione życie. Jednak kiedy woda przynosi mu jego własne zwłoki, nie może ich pochować jak pozostałych, bowiem znaczyłoby to utracić siebie żywego. Bohater, odzyskując siebie z przeszłości (choćby nawet siebie-trupa), odnajduje swoje autonomiczne "ja". Lecz to sprawia, że czuje się obco w ludzkiej wspólnocie. Wyrusza więc w samotną wędrówkę brzegiem rzeki, powierzając trupa nurtowi, tak aby mieć go cały czas na oku.
Język tej opowieści, staroświecki, gawędziarski, ma inną funkcję niż w dotychczasowych utworach – nie służy już obśmiewaniu prowincjonalności i zacofania. Jan Błoński pisał:
Przed 'We młynie' stylizacja służyła zwykle u Mrożka parodii. [...] 'We młynie' jednak staroświeckość pozwala mówić o początku i istocie: początku i istocie własnego doświadczenia, które opiera się o to, co najprostsze, najbardziej elementarne. Umożliwia wniknięcie we wnętrze bohatera: odsyła bowiem do pierwotnych symbolik. Do wody czasu i młyna zdarzeń, do leśnego domostwa, które jest obrazem bezpieczeństwa, do wędrówki życia, której przecie nie można odbyć inaczej niż pieszo, od gospody do miasteczka i z jarmarku na odpust... Tym samym anachroniczność (świata przedstawionego) i stylizacja (gatunkowa i językowa) nie mają już na ostatecznym celu parodystycznego uprzątania przeżytków. Nie każą myśleć o ja fałszywym lub zmistyfikowanym: przeciwnie, o ja najbardziej autentycznym –"Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka".
Rosnące znaczenie introspekcji - to jeden z wymiarów twórczej ewolucji Mrożka. Poza tym w utworach z lat osiemdziesiątych pisarz coraz częściej podejmował tematykę polityczną i etyczną wprost, rezygnując z masek, aluzji i surrealistycznych metafor. Będąc na emigracji, cały czas obserwował i przeżywał sprawy polskie – czego dowodem choćby "Alfa", sztuka o Wałęsie, szlachetna w intencjach, ale nieudana, jak przyznawał sam autor w liście do Wojciecha Skalmowskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego zakazano wystawiania "Alfy" (opublikowanej w 1984 roku w Paryżu), a także dwóch innych dramatów Mrożka – "Vatzlava" i "Ambasadora" (1982).
"Ambasador" to herbertowska z ducha sztuka o niezłomności. Rzecz dzieje się w ambasadzie demokratycznego kraju na terenie państwa totalitarnego. Ambasadora odwiedza Pełnomocnik miejscowego rządu i ofiarowuje mu prezent - ogromny globus, na którym nienarysowano kontynentów, ponieważ "politycznie nie są jeszcze całkiem takie jak trzeba." Chwilę później błękitna kula pęka i wynurza się z niej Człowiek – uciekinier z fabryki globusów – który prosi o azyl na terenie ambasady. Gdy Pełnomocnik żąda wydania zbiega, Ambasador odmawia. Wtedy dowiaduje się, że jego demokratyczny rząd, z którym od jakiegoś czasu nie jest w stanie nawiązać łączności, przestał istnieć. Miejscowa władza gotowa jest jednak utrzymywać ambasadę nieistniejącego państwa, bo potrzebuje wroga, choćby fikcyjnego, przeciwko któremu mogłoby się zjednoczyć faszerowane propagandą społeczeństwo. Lecz Ambasador nie zamierza brać udziału w tej manipulacji.
Jego decyzja o odmowie współpracy – czyli decyzja heroiczna – rodzi się już jako akt bezinteresowny i co więcej... pozbawiony praktycznych konsekwencji. Nic ona nie zmieni, nikomu nie pomoże, chyba moralnie. [...] Po dłuższej dyskusji z Pełnomocnikiem [Ambasador] stwierdza, że w obliczu totalnego nihilizmu tylko i jedynie opór – aż do ofiary życia – może przynieść dowód, że 'to wszystko' to nie jest 'jeden wielki, kosmiczny bluff'. Bo ta ofiara - choć motywowana tylko honorem – udowadnia, że człowiek może wyjść poza porządek natury, poza porządek oparty na nagiej sile, czyli na konieczności – Jan Błoński, "Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka".
Ambasador, całkowicie samotny, porzucony nie tylko przez swój daleki rząd, ale i przez najbliższych ludzi, pozostaje do końca nieugięty. Do końca też czuje się odpowiedzialny za Człowieka, któremu udzielił azylu. Takiego bohatera – szlachetnego, niezłomnego – jeszcze u Mrożka nie było. Nigdy wcześniej pisarz nie mówił tak otwarcie o potrzebie dzielności i solidarności w obliczu przemocy.
Nie znaczy to, że w latach osiemdziesiątych opuścił go duch przekory. W stanie wojennym Mrożek pisywał takie oto "Donosy":
DO MINISTERSTWA KULTURY
Donoszę, że ochotniczo my ukończyli akcję tępienia analfabetyzmu w powiecie.
Ostatni analfabeta ukrywał się w krzakach na Górce Piastowskiej, ale my go znaleźli.
Trochę się bronił, ale mu szwagier przyłożył kłonicą, a ja mu poprawiłem. Tak, że nie ma już analfabety.
Przy wytępionym my znaleźli okulary i książkę w języku obcym pod tytułem "Les Pensées". Znaczy się nie umiał czytać po polsku.
W kieszeni prawej miał legitymację Związku Literatów Polskich, ale ten Związek jest już dawno rozwiązany, znaczy się legitymacja nieważna.
Dlatego prosimy o umorzenie śledztwa i przyznanie nam nagrody jako działaczom oświatowym w terenie.
Z alfabetycznym pozdrowieniem
Ja i Szwagier
A jednak w dramatach z tego okresu dominuje ton serio: gorzka diagnoza rzeczywistości, dawniej przemycana w lekkiej formie, w sztukach z lat osiemdziesiątych pojawia się bez kamuflażu. Przesłanie moralne nie korzysta już z osłony humoru.
"Portret", "Pieszo". Rozrachunek z młodością
W "Portrecie" (1987), pełnym nawiązań do "Dziadów", "Kordiana", do Gombrowicza i Miłosza, Mrożek dokonał rozrachunku z młodzieńczą fascynacją komunizmem. To sztuka o "dzieciach Stalina" – ludziach, których życiorysy złamało albo ślepe posłuszeństwo reżimowi, albo wyniszczająca walka z dyktaturą. Pisarz skonfrontował Bartodzieja, byłego donosiciela, z Anatolem, więźniem politycznym, który po piętnastu latach odsiadki wychodzi na wolność. Zderzenie ich losów, pozornie skrajnie różnych, odsłania skryte podobieństwo bohaterów – obaj to ludzie słabi, bez pomysłu na życie; dla obu straszny tyran był tak naprawdę jedynym sensem istnienia, wcieleniem Ducha Dziejów.
Do czasów swojej młodości, a ściślej dorastania, wrócił też Mrożek we wcześniejszym o siedem lat dramacie "Pieszo" (1980). Sztuka przedstawia przełomowy moment w historii Polski - ostatnie chwile II wojny światowej i początek komunizmu. Ojciec i czternastoletni Syn, w którym nie trudno zobaczyć alter ego pisarza, wędrują za posuwającym się frontem, pragnąc odnaleźć chorą matkę chłopca. Na opuszczonej stacyjce kolejowej spotykają innych tułaczy: ekscentrycznego myśliciela-artystę Superiusza (postać wzorowana na Witkacym) i zadręczaną przez niego Panią; samotnego Nauczyciela; cwaną Babę – handlarkę i jej ciężarną córkę; szemranego Porucznika Zielińskiego i Draba. Wszyscy spędzają noc na peronie, czekając na pociąg i upijając się bimbrem z zapasów Baby, a przygrywa im na skrzypcach ślepy Grajek. Kiedy wreszcie słyszą zbliżający się stukot kół, okazuje się, że to nadjeżdża złowrogi, niewidzialny pociąg-widmo, który Nauczyciel kwituje jednym słowem: transport. Wyczerpani wędrowcy zapadają w sen - z wyjątkiem przerażonego Syna i Superiusza. Ten ostatni odbiera sobie życie - jak jego pierwowzór Witkacy w 1939 roku.
Gdy w epilogu bohaterowie sztuki spotykają się ponownie, już po "wyzwoleniu" Polski przez Armię Czerwoną, widzimy ich w nowych rolach i konfiguracjach. Tylko Ojciec i Syn nie dają się zwieść pokusom konformizmu, ale obce im są także porywy buntu – chcą tylko wrócić do domu i zacząć zwykłe, przyzwoite życie. Zgodnie z prostą dewizą Ojca: "Człowiek ma być uczciwy i tyle."
"Pieszo" to przykład dramaturgii epickiej. W czym się owa epickość przejawia? Po pierwsze, w równym dystansie autora do postaci. Po drugie, w braku dramatycznego napięcia między nimi - ich interakcje są w zasadzie przypadkowe; to nie konflikt postaw, ale historyczna zawierucha decyduje o tym, jak się będą toczyć i krzyżować losy bohaterów. Napięcie w sztuce, zauważył Błoński, bierze się więc nie ze zdarzeń międzyludzkich, ale z powszechnego lęku przed śmiercią. Wreszcie o epickości "Pieszo" świadczą sceny fantastyczne: zdradzają one obecność utajonego, wszechmocnego narratora, który dobiera kolejne epizody i prezentuje publiczności.
W latach osiemdziesiątych odczytywano tę sztukę jako Mrożkową polemikę z zafałszowaną wizją rzeczywistości w "Popiele i diamencie" Andrzejewskiego. Do dzisiaj "Pieszo" pozostaje przenikliwą panoramą społeczeństwa polskiego z czasów końca wojny i początku Peerelu. A także dramatem o świecie porażonym śmiercią, o upiorach pamięci i sumienia. Wolno też, za Tadeuszem Nyczkiem, interpretować "Pieszo" jako historię dojrzewania młodego twórcy:
Utwór ten, jeden z najniezwyklejszych, jakie Mrożek napisał, można, choć to skojarzenie trochę ryzykowne, wywieść z nurtu dantejskiego: oto Ojciec- Wergiliusz prowadzi Syna-Dantego, przyszłego autora, przez piekło wojny. Spotykają dusze w różnym stopniu potępione, bo wiejskie baby, żołnierza AK, nauczyciela, artystę, filozofa. Wszyscy idą przez wojenne piekło związani wspólnym losem, a synowi pozostaje obserwacja tego dziwacznego zbiorowiska, Polski w pigułce. Syn kiedyś dojrzeje i będzie jednym z nich, dorosłych; zapamięta sobie jednak na zawsze doświadczenie kilkunastoletniego świadka. Będzie uczestnikiem i jednocześnie obserwatorem, rozdwojony w sobie – "Tango z Mrożkiem".
Spośród czterech dramatów Mrożka powstałych w latach dziewięćdziesiątych najważniejsza jest "Miłość na Krymie" (1993), w której wątek uczuciowy łączy się z próbą syntetycznego ukazania dziejów Rosji - carskiej, bolszewickiej i postsowieckiej.
Powrót z emigracji i ponowny wyjazd. "Dziennik"
Ostatnia dekada ubiegłego stulecia i początek XXI wieku to trudny czas w życiu i twórczości pisarza. W 1996 roku Mrożek wrócił z emigracji - do Polski zupełnie innej niż ta, którą opuszczał. Sześć lat wcześniej przeszedł poważną operację w związku z tętniakiem aorty. A w roku 2002 przeżył udar mózgu, który spowodował afazję. W ramach terapii, która służyła przywracaniu pamięci utraconej wskutek choroby, powstała autobiografia Mrożka – "Baltazar" (2006). Później pisarz opublikował jeszcze "Uwagi osobiste" (2007), zbiorek drukowanych wcześniej felietonów, opatrzony wstępem, w którym autor "na wszelki wypadek żegna się z Publicznością".
Pod koniec życia Mrożek przygotował wielką niespodziankę dla swoich czytelników – w Wydawnictwie Literackim ukazał się jego dziennik: trzy tomy zapisków prowadzonych w latach 1962–1989. Opublikowany został także tom korespondencji Mrożka z Adamem Tarnem (Listy. 1963-1975, WL, 2009).
Autor: Krystyna Dąbrowska, wrzesień 2009, aktualizacja sierpień 2013