Prawo serii: polskie kino 2018 w odcinkach
Od kilku miesięcy twórcy polskich seriali walczą o publiczność. Do rywalizacji stanęły produkcje zrealizowane przez platformy Netflix ("1983") i Showmax ("Rojst") oraz telewizje HBO ("Ślepnąc od świateł") i CANAL+ ("Nielegalni"). Marcin Radomski sprawdza, czy i czym mogą przyciągnąć rodzimego widza.
Umberto Eco stwierdził już w XX wieku, że w mediach nastąpił "zalew seryjności". Gatunki oparte na serii zaspokajają potrzebę słuchania tej samej opowieści na nowo i nawiązują do kultury ludowej opartej na przekazie ustnym. Każdy odcinek zakończony cliffhangerem, czyli zawieszeniem fabuły w momencie największego napięcia, wciąga widza do wspólnej zabawy. Okazało się, że ten rodzaj odbioru świetnie pasuje do współczesnej kultury internetu. W dużym tempie i w nawale nowości trudno się jednak rozeznać i twórcy seriali walczą zaciekle o publiczność.
Pierwsze polskie seriale to lata 60.: "Wojna domowa" (1965–1966) Jerzego Gruzy zyskała ogromną popularność, a następnie serca widzów podbili "Czterej pancerni i pies" (1966–1970) oraz "Stawka większa niż życie" (1967–1968). W latach 70. Stefan Karwowski z Madzią z "Czterdziestolatka" (1975–1978) wyznaczali mody, np. w ubiorze na spodnium czy w architekturze wnętrz – na łuki w drzwiach. Wielu mężczyzn z wąsem zazdrościło Jackowi Żytkiewiczowi taksówki marki Polski Fiat 125p w kolorze safari. Kobiety identyfikowały się z Kołkową i Kotkową z "Alternatyw 4" Stanisława Barei jako reprezentantkami sąsiedzkiej nienawiści. Wiele scenariuszy seriali z czasów PRL-u obnażało trudności życia społecznego w ówczesnych warunkach politycznych.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Andrzej Kopiczyński i Anna Seniuk w serialu "Czterdziestolatek” w reż. Jerzego Gruzy, 1974, fot. Polfim / East News
Pojawienie się w Ameryce "Miasteczka Twin Peaks" Davida Lyncha (1989) w ABC oraz "Rodziny Soprano" (1999) i "Seksu w wielkim mieście" (1998) w HBO rozpoczęło erę telewizji jakościowej i seriali z ambicjami typowymi dla filmów pełnometrażowych. "Mad Men" w AMC (2007–2015), "House of Cards" w Netfliksie (2013–2018), "Breaking Bad" w AMC (2008–2013) spowodowały boom na seriale również wśród bardziej wyrobionej publiczności. Narodził się binge-watching – zjawisko kompulsywnego oglądania. Na początku lat 2000. dominowały wysokobudżetowe dzieła amerykańskie, od kiedy jednak Netflix w 2013 roku zaprezentował pierwsze produkcje oryginalne, m.in. niemiecki "Dark", włoską "Suburrę" i hiszpańskie "Telefonistki", diametralnie zmienił się krajobraz rynku. W Polsce dopiero teraz, jesienią 2018 roku, pod koniec drugiej dekady XXI wieku, rozpoczęła się walka o widza rodzimych seriali.
"1983" z etykietą zastępczą
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"1983", fot. materiały prasowe Netflix; na zdjęciu Robert Więckiewicz
Na "1983" warto było czekać. Pierwszy polski serial Netfliksa przypomina "House of Cards" o manipulacjach w polityce, dystopijną "Opowieść podręcznej" i surowego „Mindhuntera”. Jan Holoubek, reżyser serialu „Rojst”, w 2014 roku nakręcił "Pocztówki z Republiki Absurdu" z alternatywną wizją wydarzeń, w której Polska nadal jest krajem komunistycznym. Fantazje o naszym kraju w dekoracjach sprzed ćwierćwiecza snują także twórcy "1983". Pomysłodawcą i scenarzystą serialu jest Joshua Long wraz z Maciejem Musiałem, jednym z głównych bohaterów. Zbieg okoliczności sprawił, że Amerykanin miał napisać dla polskiego aktora scenę po angielsku. Ona stała się kośćcem scenariusza serialu. Long przyznaje:
Pomysł z osadzeniem całości w alternatywnej historii, z political fiction pojawił się później, jako rodzaj rzuconego sobie wyzwania.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"1983", fot. materiały prasowe Netflix
W pierwszym odcinku serii, wyreżyserowanym przez Agnieszkę Holland, atak terrorystyczny z 1983 roku w Warszawie, Krakowie i Gdańsku wyzbywa Polaków nadziei na wyzwolenie i zapobiega upadkowi Związku Radzieckiego. 20 lat później w telewizyjnych wiadomościach prowadzący przypomina o czujności na działalność wywrotową przeciwko partii. Oznajmia: "Nie pozwólmy terrorystom zniszczyć naszych wartości". Student prawa z ideałami, zaskakująco dobrze zagrany przez Musiała, odkrywa spisek zawarty w latach 80. i razem z oficerem śledczym (gra go Robert Więckiewicz) stara się go rozwikłać. Marazm czasów stanu wojennego przeniesiony zostaje do początku XXI wieku. Nowi liderzy, idealistyczne hasła i służby specjalne nadal oddziałują na społeczeństwo. Z jednej strony młodzież zaczytuje się w "1984" George’a Orwella, z drugiej ucieka w powieści fantasy z cyklu o Harrym Potterze. Na prawym brzegu Wisły kwitnie Mały Sajgon, dzielnica szarej strefy, a pomiędzy państwem i Kościołem nadal istnieje unia.
Doświadczenia po 11 września wpłynęły na scenarzystów, którzy do amerykańskiego stylu narracji wpletli polski kontekst. Na pytanie, czy odkrywanie prawdy prowadzi do wolności, próbują odpowiedzieć postaci z serialu, który oprócz Holland wyreżyserowały jeszcze Kasia Adamik, Olga Chajdas i Agnieszka Smoczyńska. Pierwsze odcinki thrillera z metafizyczną wkładką ogląda się nieźle. Później jest nieco gorzej, opada napięcie i zainteresowanie losami głównych bohaterów. Warto docenić pieczołowitość realizacji, warsztat i styl, w jakim reżyserki oddają epokę PRL-u osadzoną w pierwszym wieku trzeciego tysiąclecia. Granatowo-szara paleta kolorów, wyraźnie zaznaczone sylwetki i gra cieni są zasługą twórców zdjęć Tomasza Naumiuka (współpracował m.in. z Chajdas przy "Ninie") oraz Arkadiusza Tomiaka ("Karbala"). Robią wrażenie wyraziste kobiece role Edyty Olszówki, Michaliny Olszańskiej i Zofii Wichłacz. Wydaje się jednak, że narkotyczna przyjemność oglądania, o której będzie jeszcze mowa przy okazji "Ślepnąc od świateł", nie wystarczy, by serial Netflixa wyróżnił się na tle konkurentów.
"Rojst" na mieliźnie
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Rojst", reż. Jan Holoubek, fot. materiały prasowe Showmax
Do czasów PRL-u powraca wyprodukowany przez Showmax "Rojst" w reżyserii Jana Holoubka. Akcja serialu, promowanego hasłem: "Witaj w polskim bagnie", rozgrywa się w miasteczku na zachodzie kraju w 1984 roku. Dużo tutaj odniesień do "Miasteczka Twin Peaks", antyutopii Orwella i mroku filmów skandynawskich. Zaczyna się jak w piosence "Wszystko, czego dziś chcę" śpiewanej przez Izabelę Trojanowską – "Zapalasz się, słyszę twój szept. Trochę starań i świat jest nasz". Początek jest mocny, ale później szwy pękają, a na końcu widz się orientuje, że garnitur został źle skrojony.
Głównymi bohaterami są dziennikarze lokalnego "Kuriera Wieczornego" – starszy Witold, nazywany przez prostytutki Profesorkiem, i rozpoczynający karierę Piotr Zarzycki, który przeprowadził się właśnie z Krakowa. Jak można się domyślić, starszy jest zniechęcony pracą, młody chce z kolei zbawić świat. Obaj angażują się w rozwiązanie zagadki tajemniczego morderstwa. Oficjalna wersja milicji jest zgrabną rekonstrukcją zdarzeń, ale nieprawdziwą. W zawiłą sprawę zamieszani są działacz partyjny i prostytutka. "Rojstowi" brakuje fabularnej wiarygodności, krwistych dialogów przypominających kwestie porucznika Borewicza z "07 zgłoś się" i zaskakującej końcówki serii.
Jak stwierdził Szczepan Twardoch: "wstyd już trochę byłoby robić takie kasztany jak Rojst". Ale to rozczarowanie po części rekompensuje gra aktorska i warstwa wizualna produkcji. Przerysowane zadymione wnętrza barów czy domy z meblościanką i paprotką zostają oświetlone i sfilmowane w wyjątkowy sposób. A to za sprawą intensywnej kolorystyki zdjęć przypominających te z "Trzech kolorów" Krzysztofa Kieślowskiego, wzmacniających opowieść o moralności i banalności zła. To zasługa znakomitego operatora Artura Reinharta i Bartłomieja Kaczmarka. Dobrą decyzją okazało się obsadzenie duetu Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik, znanego z "Ostatniej rodziny" J.P. Matuszyńskiego czy Piotra Fronczewskiego w sekwencji w barze z podkładem muzycznym Franka Kimono. Sprawna inscenizacja nie maskuje jednak wtórności i finalnie "Rojst" okazuje się odgrzewanym w mikrofalówce produktem.
"Ślepnąc od świateł", czyli nocny tour de Warsaw
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Ślepnąc od świateł" w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego, fot. materiały prasowe HBO
Krzysztof Skonieczny walczy o duszę dzisiejszej młodzieży. Idzie jak Piorun (gra postać ulicznego rapera) i z dużą dozą ironii wypowiada w swoim filmie kwestię: "zajebisty reżyser z łódzkiej filmówki i tani". Skończył Akademię Teatralną w Warszawie i dał się poznać widzom w "Tataraku" Andrzeja Wajdy czy "W ciemności" Agnieszki Holland. Z pasją wchłaniał światowe klasyki i ciężki arthouse. Na reżyserię nie chciał iść, dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wypuścić "Hardkor disco". Film ten okrzyknięto najlepszym debiutem reżyserskim FPFF w Gdyni w 2014 roku. Wyalienowany Marcin (Marcin Kowalczyk) przyjeżdża do stolicy i pod osłoną nocy wykonuje okrutny plan zemsty. Młody reżyser w swoim debiucie zaszalał stylistycznie: włożył Michaelowi Haneke kaptur na głowę i zbratał go z Nicolasem Windingiem Refnem. Zmiksował surową dramaturgię znaną z dzieł austriackiego autora z neonowymi światłami i muzyką elektroniczną duńskiego fetyszysty obrazu.
Autor powieści "Ślepnąc od świateł" Jakub Żulczyk zachwycił się "Hardkor disco" i jego reżyserem. Pisarz wspominał w wywiadzie:
Oglądając, pomyślałem: Wow, muszę coś z tym człowiekiem zrobić!. Do dziś nie pamiętam, czy film mi się podobał, czy nie, ale miałem takie obezwładniające uczucie, że muszę pracować z tym reżyserem i językiem, jakiego używa; z jego pomysłami, jego nerwem.
Scenariusz autorstwa Żulczyka i Skoniecznego różni się literackiego pierwowzoru. Akcja serialu, wyprodukowanego przez HBO, rozgrywa się o jeden dzień dłużej, w ciągu siedmiu dni; głównemu bohaterowi, dilerowi warszawskiej śmietanki, zmieniono imię z Jacka na Jakub i ograniczono wątek jego nieszczęśliwej miłości. Skonieczny inkrustuje kino elementami kina gangsterskiego rodem z "Psów" Władysława Pasikowskiego, stylistyką "Opętania" Andrzeja Żuławskiego i atrofią uczuciową z "Egoistów" Mariusza Trelińskiego. Nie da się zaprzeczyć, że jest to kawał smakowitego kina, uczta dla każdego miłośnika X muzy.
W głównej roli odważnie obsadzony został raper Kamil Nożyński (Saful) i choć niektórzy zarzucają mu sztywność, jako nieprofesjonalny aktor przekonująco wciela się w tajemniczego outsidera. Kuba to uosobienie tradycyjnego wzorca czarnego charakteru z zasadami – siłę czerpie z trzymania emocji na wodzy, a całego świata pod kontrolą. Towarzyszą mu niezwykli w drugoplanowych i epizodycznych rolach – Ewa Skibińska, Jan Frycz, Robert Więckiewicz, Cezary Pazura i Janusz Habior. Genialne dialogi i ekstatyczne zdjęcia Michała Englerta są największą wartością serialu. „Ślepnąc od świateł” to narkotyczny miejski trip, w którym oślepieni nocnym światłem samotnicy próbują odnaleźć szczęście i wygrać swoje walki. Minusem serii jest rozciągnięcie akcji do granic wytrzymałości. Ale nawet mimo nużących scen, serial trafnie oddaje charakter dzisiejszych czasów.
"Nielegalni" z krwi i kości
Na motywach dwóch powieści Vincenta V. Severskiego (pseudonim Włodzimierza Sokołowskiego), "Nielegalnych" i "Niewiernych", CANAL+ nakręcił serial szpiegowski. Efekt to klasyczna opowieść sensacyjna z dobrym scenariuszem napisanym przez Macieja Kubickiego, Bartosza Staszczyszczyna oraz Dorotę Jankojć-Poddębniak. Autorzy od początku wciskają gaz do dechy, przez co w pierwszych dwóch odcinkach serialu wątki są nadmiernie stłoczone. Dwa grube tomy ciężko jest zmieścić w 10-odcinkowej serii.
Severski chętnie przyznaje w wywiadach, że serial powstał przy jego aktywnym wsparciu. Tak jak w książce, naczelnikiem wydziału Q, elitarnej komórki polskiego wywiadu, jest Konrad Wolski, który bierze udział w akcji przejęcia białoruskiego handlarza bronią w Stambule. Tam dowiaduje się, że w Szwecji planowany jest zamach terrorystyczny z użyciem broni pochodzącej z Białorusi. Przyglądając się plakatowi, możemy odnieść wrażenie, że głównego bohatera gra francuski aktor Vincent Cassel. Szybko jednak orientujemy się, że to Grzegorz Damięcki, znany z innego serialu Canal+, "Belfra".
"Nielegalni" nakręceni są z niezwykłym rozmachem – międzynarodową i wielojęzyczną obsadą oraz akcją dziejącą się w kilku krajach. Aktorski prym wiedzie młody polski talent Filip Pławiak w roli Olega Zubowa (pseudonim Travis) i genialny (po raz kolejny) Andrzej Seweryn w roli wielbiciela starodruków. Szantaże, gra z czasem, pościgi rodem ze "Skyfalla" to znaki rozpoznawcze "Nielegalnych". Twórcy, klasycznie dla gatunku, ukazują rozdarcie oficerów wywiadu pomiędzy sprawami wagi państwowej a życiem rodzinnym. Świat służb specjalnych wzorowany jest na serialu "Homeland", odwołuje się również do "Ultimatum Bourne'a" Paula Greengrassa czy "Operacji Argo" Bena Afflecka.
Pierwsze pięć odcinków reżyserował Leszek Dawid ("Jesteś Bogiem") z operatorem Piotrem Sobocińskim jr, kolejne pięć – Jan P. Matuszyński ("Ostatnia rodzina") z operatorem Kacprem Fertaczem. Dziesięć odcinków, podzielonych na dwie wizje reżyserskie, nie osiąga wielkości "Trzech dni Kondora", ale pozostaje dobrym kinem szpiegowskim.
Prawo serii
Dziś seriale ogląda się jak długie filmy. Przy seryjnych projektach władzę mają scenarzyści, co, jak twierdzi Agnieszka Holland, jest rewanżem za ich rolę w filmach pełnometrażowych. Seriale jednoczą widzów o różnym pochodzeniu klasowym, doceniających głęboko przepracowany temat, odwołania do dzisiejszych czasów i autorski styl towarzyszący rzemieślniczej dobrej jakości. "1983" czy "Ślepnąc od świateł" naśladują zagraniczne trendy, ale jednocześnie proponują nowe spojrzenie na współczesną Warszawę i bawią się formą. Każda z propozycji ma szansę przywiązać do siebie swoją grupę fanów. Żadna nie proponuje rewolucji, ale zbliża naszą filmową panoramę do standardów profesjonalnego kina gatunkowego.
Autor: Marcin Radomski, listopad 2018
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]