Jestem z miasta
W największym polskim mieście żyje 1 794 166 osób, a najmniejsze liczy... 336 mieszkańców. Już tylko ten jeden parametr pokazuje, jak wiele różni nasze miasta. Tymczasem większość z nas w nich żyje i pracuje, to z nimi nierozłącznie związany jest rozwój naszej cywilizacji. Jak więc o nich mówić? Jak rozumieć ich strukturę? A przede wszystkim: jak je czynić miejscami lepszymi do życia?
Miasto wyłania się z morza przepisów. Nie sposób przesądzić, czym jest – organizmem czy mechanizmem, naturą czy kulturą. Miasto jest tak wielkim dziełem cywilizacji i trwa tak długo, że obserwujemy jego prawidłowości i nieprawidłowości, jakby było dziełem natury. Doskonalimy planowanie i kontrolę, a wciąż okazuje się, że życie organizmu miejskiego wymyka się im
– pisał w 1996 roku w książce "Gra w miasto" architekt i urbanista Czesław Bielecki. Choć współczesna refleksja o mieście często sprowadza się do kwestii ekonomicznych, a mówiąc jeszcze prościej – do krytyki gry interesów pomiędzy biznesem a władzą, trudno nie zgodzić się z obserwacją Bieleckiego, wskazującą na niezwykły fenomen: ze względu na swoją skomplikowaną, wielowarstwową i wielowiekową strukturę miasto jako całość nie poddaje się łatwym analizom i trudno je opisywać prostymi narzędziami. Wprost mówi o tym politolog i publicysta Rafał Matyja w swojej wydanej w 2021 roku książce "Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością". Autor zauważa, że przedstawiciele poszczególnych nauk mają kłopot z opisem miasta, bo ich dziedziny okazują się za wąskie, by ująć wszystkie ważne dla takiego działania wątki i zagadnienia. I tak, inaczej widzą miasto eksperci z dziedziny ekonomii, inaczej – socjologii, politologii, psychologii. I nikt z nich nie widzi całego obrazu (Matyja sugeruje, że najbliżej do wielowątkowego spojrzenia jest architektom i... literatom).
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Ulica Cieszyńska, Bielsko-Biała, 1927, fot. Archiwum fotograficzne Henryka Poddębskiego/www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Tymczasem o mieście mówi się coraz więcej, tak w Polsce, jak na świecie. Bo to ono jest miejscem życia wciąż rosnącej większości ludzi na naszej planecie. Powszechnie znane są głoszone od lat prognozy ONZ dotyczące wzrostu liczby ludności przestrzeni zurbanizowanych. Dziś jest nas wszystkich ok. 7,6 miliarda, z czego 4,2 miliarda mieszka w miastach. W 2050 roku ludzi na świecie będzie zapewne ok. 9,8 miliarda, z czego 6,7 miliarda będzie zamieszkiwało miasta. Ten proces zachodzi bardzo szybko: w 1960 roku miliard ludzi żyło w miastach, a dwa razy więcej na wsi. W 2017 proporcje były już całkiem inne: na 4,2 miliarda mieszkańców miast przypadało 3,4 miliarda mieszkańców wsi. Nieustanny napływ ludzi na tereny zurbanizowane ONZ pokazuje na przykładzie Pekinu, którego populacja z 1,6 miliona w 1950 roku wzrosła do 18,4 milionów zaledwie 65 lat później. W 2035 stolica Chin ma liczyć 25,3 mln obywateli (choć już dziś są na świecie megalopolis; w Tokio mieszka 37 milionów ludzi, czyli niewiele mniej niż w całej Polsce; w Delhi – 28, w Mexico City – 21 milionów).
Choć oczywiście nie w tej skali, ale podobne zjawiska dotyczą także miast w Polsce. Według raportów ONZ struktura społeczna radykalnie zmieniła się i w Europie Środkowej, w której w 1900 roku zaledwie 18 procent ludności mieszkało w miastach, a równo sto lat później było to już 60 procent. Miasto jako miejsce życia coraz większej części z nas jest więc poddawane licznym badaniom i analizom. Nie można przecież nie widzieć wszystkich problemów, wynikających z rozrastania się miast, ich przeludnienia, zanieczyszczenia, coraz gęstszej zabudowy, problemów komunikacyjnych i środowiskowych. Trzeba szukać ich rozwiązania, bo nie wszędzie możliwy jest projekt, jaki realizowany jest właśnie w Egipcie. Jako że 20-milionowy Kair już dawno stał się niewydolny i nieznośny jako przestrzeń do życia, 45 km na wschód od niego na surowym kamieniu (a raczej na pustynnym piasku) budowana jest właśnie nowa stolica państwa, do której mają się przenieść władze, administracja, urzędy i część biznesu. Świat widział już podobny projekt: w latach 50. XX wieku, w zaledwie pięć lat w środku dżungli wyrosła Brasilia, nowa stolica największego kraju Ameryki Południowej. Z perspektywy czasu wiemy, że ten modernistyczny eksperyment nie do końca się sprawdził, miasto projektu Lucio Costy i Oscara Niemeyera jest pełne spektakularnych budowli, ale nie jest dobrym miejscem do życia.
Miast dotyczy także katastrofa klimatyczna, bo przecież wybetonowane przestrzenie i budynki wyposażone w klimatyzację nie uchronią przed drastycznymi wahaniami temperatur, powodziami i suszami, huraganami, burzami. Wielkim skupiskom trudniej dostarczyć pożywienie i energię, trudniej poradzić sobie z produkowanymi przez nie śmieciami itd. Do kłopotów przyczynia się także zjawisko szczególnie dobrze widoczne w Polsce, czyli rozlewanie się miast. Jego skutki były już szeroko opisywane: oddalenie od miasta wymusza ruch prywatnych samochodów lub ogromne wydatki gmin na rozbudowę infrastruktury, brak kulturalnej, rozrywkowej, społecznej oferty na obrzeżach odcina od niej (głównie młodych) mieszkańców, koszty środowiskowe życia w rozproszonych, niedużych domach czy osiedlach są ogromne, jak i koszty uzupełnienia tych przestrzeni w podstawowe funkcje, brak przestrzeni publicznych uniemożliwia tworzenie się społeczności itd.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Katowice. Fragment miasta, 1918 - 1939, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Zurbanizowanie kraju badać tym trudniej, że zdarzają się tu paradoksy. W Polsce od jakiegoś czasu istnieje swoisty fenomen: rośnie liczba mieszkańców wsi. Szczególnie jednak tych położonych bardzo blisko wielkich miast. Wytłumaczenie tego jest proste: w peryferyjnych miejscowościach, na dawnych terenach rolniczych masowo budowane są nowe osiedla. Ich mieszkańcy funkcjonują w miastach, zupełnie nic ich nie wiąże z miejscowościami, w których kupili mieszkania, jednak według podziału administracyjnego są "mieszkańcami wsi".
Czesław Bielecki już w połowie lat 90. pisał:
O ile XIX wiek pozostawił po sobie miasta zbyt zagęszczone, o tyle wiek XX podziurawił je i zniszczył esencję miejskości: intensywność kontaktów.
W kolejnych dekadach to zjawisko tylko przybrało na sile, stało się tematem prac krytycznych. Ale niedługo później nasze społeczne życie w mieście niespodziewania wystawiła na próbę pandemia. Okazało się, że przebywanie w tłoku, w dużych skupiskach, w miejskim gwarze może być niebezpieczne; kto mógł, z miasta starał się wyjechać, nastąpił czas izolacji i unikania innych. Takie życie w odosobnieniu okazało się na dłuższą metę także złe: w 2020 roku o 25 procent względem poprzedniego wzrosła liczba wystawianych przez lekarzy zaświadczeń z tytułu zaburzeń psychicznych. Kłopoty emocjonalne są już trzecią w kolejności przyczyną zwolnień i skierowań na leczenie! Bo życie w izolacji nie jest dla współczesnego człowieka naturalne. Rozwój zachodniej cywilizacji uformował nas do życia wśród innych, w miastach, w których toczą się najważniejsze sprawy. Jedni chcą w nich żyć, inni są na to skazani, faktem niezaprzeczalnym jest jednak to, że jakość życia w mieście jest znacznie wyższa niż poza nim. Jest tu bezpieczniej, o wiele łatwiej o dostęp do edukacji, opieki zdrowotnej, kultury, tu toczy życie społeczne, jest rozwinięty transport pozwalający na swobodne przemieszczanie się itd.
Dzieci rewolucji przemysłowej
Polskie (tak samo jak europejskie) miasta, jakie znamy dziś, powstały w XIX wieku. Są dziełem niewyobrażalnych, niespotykanych wcześniej przemian ekonomicznych, politycznych, społecznych i kulturowych, jakie wtedy zachodziły w związku m.in. z rewolucją przemysłową.
Co prawda Polski nie było wtedy na mapach, a ów rozwój następował nie tylko nierównomiernie, ale i po części niezależnie od mieszkańców, jednak zachodził tak samo, jak u naszych sąsiadów. Jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku szczelnie otoczone murami obronnymi osady były co najwyżej zbiorami mieszkańców, ale nie wywierały wpływu na rzeczywistość: kultura szlachecka nie toczyła się w miastach, nie w nich zazwyczaj zapadały ważne decyzje. W ówczesnych miastach były ratusze, zamki królewskie i książęce, kościoły i klasztory, arsenały i zbrojownie, a więc zamknięte, obce dla zwykłych mieszkańców; nie było obiektów publicznych, jakie przyniósł wiek XIX – otwartych urzędów, dworców, szkół, szpitali. Dla współczesnej Europy XIX wiek był kluczowy. To wtedy zaczęły kształtować się nowoczesne społeczeństwa; działo się to wraz z rozwojem miast, czyli zwiększaniem dostępu do edukacji, służby zdrowia i usług publicznych oraz rozwojem technologicznym, kolejnymi wynalazkami z dziedziny transportu czy komunikacji. To wszystko było bazą konstytuowania się zasad, które dziś są fundamentem zachodniego świata.
W przywołanej już książce "Miejski grunt" Rafał Matyja proponuje przez pryzmat rozwoju miast patrzeć na rozwój Polski, na kształtowanie się naszej nowoczesności. Właśnie w miastach autor chce szukać znaków ewolucji, przemian, kształtowania się zjawisk społecznych i kultury.
Historia Polski, jaką powszechnie znamy, choćby z podręczników, nie jest historią terytorium, na którym mieszkamy. Nie jest też historią narodu, jaki stanowimy, ani nawet jego kultury. Jest przemyślanie dokonanym kolażem tego, co było potrzebne elitom walczącym o niepodległość w XIX wieku i rządzącym w okresie międzywojennym, i tego, co było konieczne w okresie drugiej wojny światowej, oraz tego, o czym trzeba było pamiętać w czasach Polski Ludowej
– pisze Matyja we wstępie do książki, wychodząc z założenia, że o kształtowaniu się naszej rzeczywistości więcej niż wielkie gesty przedstawicieli szczytów władzy mówi "wysiłek zbudowania gruntu pod nogami dla wszystkich bez wyjątku". Dlatego też proponuje wędrówkę śladem rozwoju polskich miast, aby ta przywróciła nam umiejętność widzenia spraw realnych i bliskich, a więc naprawdę ważnych. Uczeni patriotycznych symboli, patetycznych gestów i wzniosłych emocji "nie wiemy, kto i dlaczego zbudował miejscowości, w których mieszkamy, albo stworzył instytucje, z których korzystamy. Kto i jakich okolicznościach ukształtował naszą codzienność". A ta – co już wiemy – za sprawą globalnych przemian od XIX wieku dzieje się w mieście.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Plac św. Ducha w Krakowie, 1928, fot. Grażyna Godziejewska/www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Choć dziś takie wygody są oczywiste, spróbujmy sobie uświadomić, jak radykalnie zmieniło się życie w każdym z miast, w którym pojawiła się kolej i zbudowano dworzec. Albo gdy wybrukowano ulice i powstała kanalizacja. Jak ogromny wpływ miały te usprawnienia na życie codzienne kolejnych pokoleń, tak samo biednych, jak bogatych, szlachetnie urodzonych i robotników. Nie trzeba też sięgać daleko w przeszłość. Zobaczmy, jak zmieniły się sposób spędzania wolnego czasu, identyfikacja ze swoim miastem, ale i relacje społeczne tam, gdzie powstały ogólnodostępne, atrakcyjne dla każdego przestrzenie publiczne, np. deptaki, rynki czy bulwary. Dziś mało kto o tym pamięta, ale jeszcze w latach 90. miejskie place nie były miejscami przyjaznymi – ciemne, zaniedbane, niebezpieczne. Czasem nawet drobne ingerencje, jak zamiana głównej ulicy w deptak, wymiana posadzki placu, nowe oświetlenie i mała architektura przyczyniły się do ożywienia takich miejsc, rozwoju handlu i gastronomii, ale przede wszystkim wyciągnęły ludzi z domów. Każdy, kto pamięta wymarłe nawet letnimi wieczorami centra miast ćwierć wieku temu, nadal może mieć trudność z uwierzeniem, że tak wielka przemiana była możliwa. Rewolucja dokonana w atrakcyjności polskich miejskich przestrzeni publicznych bardzo wyraźnie pokazuje, że to, jak kształtowane jest miasto, jak rozbudowywane lub przerabiane, ma bezpośredni wpływ na to, jak żyjemy.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Aleje Marcinkowskiego w Poznaniu, 1930-1939, fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji/www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
W 1793 roku w Poznaniu rozpoczęła się wielka zmiana: ruszyła rozbiórka średniowiecznych murów obronnych otaczających zespół staromiejski. W ich miejscu pruski architekt (Poznań należał wówczas do terenu Prus), David Gilvy zaprojektował szeroką miejską aleję z dwoma jezdniami, szerokimi trotuarami i czterema szpalerami topól włoskich. Powstała w ten sposób spacerowa aleja, utrzymana w wielkomiejskim stylu, była inspirowana bulwarem Unter den Linden z Berlinie.
Łukasz Bugalski, autor fascynującej książki "Planty, promenady, ringi. Śródmiejskie założenia pierścieniowe Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa" – opowieści o tym, co działo się w europejskich miastach wraz z rozbiórką murów obronnych – udowadnia: "Obecnie znany jako Aleje Karola Marcinkowskiego ciąg spacerowy był jednym z pierwszych takich rozwiązań na obszarze współczesnej Polski". Gdy rozwój technologii wojennych uczynił mury obronne bezużytecznymi, miasta zaczęły uwalniać się z ich ciasnych obręczy. Działo się od końca XVIII wieku, przez całe kolejne stulecie. Celem była rozbudowa i rozwój, ale w większości przypadków pomyślano zarazem o jakości życia mieszkańców. Bo w miejscu murów nie powstawały zwykle domy, a miejskie aleje spacerowe (takie zrealizowano m.in. w Wiedniu, Kolonii, Lwowie, Wrocławiu) lub miejskie parki (jak krakowskie Planty). Rozbiórka starych murów obronnych była jednym z najważniejszych kroków w pochodzie miast ku nowoczesności. Nie tylko urbanistycznej, ale i społecznej.
Kolejne etapy rozwoju ludzkich osad w ich nowoczesnym wydaniu wylicza Rafał Matyja, pokazując, że dla rozwoju naszych miast tak samo ważne było umieszczenie w każdym z nich siedziby banku, teatru, szkoły, uruchomienie linii tramwajowej czy ulicznego oświetlenia. Ważne były pozornie lokalne działania o niewielkiej skali, jak powstanie na zdegradowanym terenie przemysłowej Łodzi Parku Źródliska (stało się to w 1840 roku) czy też otwarcie w 1889 roku na krakowskich Błoniach publicznego ogrodu zabaw dla dzieci, wymyślonego przez doktora Henryka Jordana.
Rozwój w XIX wieku jest właściwie tożsamy z rozrostem przemysłu. Najszybciej rosną więc miasta Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, Łódź, Warszawa. Władysław Reymont "Ziemię obiecaną" opisywał w Łodzi, ale jego słowa można by zastosować do wielu miast w XIX wieku:
Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej "ziemi obiecanej". Przychodzili użyźniać ją krwią swoją, przynosili jej siły, młodość, zdrowie, wolność swoją, nadzieje i nędze, mózgi i pracę, wiarę i marzenia.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Park Źródliska w Łodzi, 1925 - 1939, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
I to w przemysłowych miastach mają miejsce pierwsze demonstracje uliczne i strajki, kolejny bardzo ważny etap rozwoju nowoczesnych społeczeństw. Bunt robotników łódzkich fabryk w 1905 roku Rafał Matyja uznaje za "moment ukształtowania się nowoczesnego społeczeństwa, nabierania pewności siebie przez robotników, wkraczania w sfery zastrzeżone dotychczas dla warstw wyższych – jak polityka czy stosunki pracownicze w fabrykach". Taki bunt i wszystkie jego skutki mogły się zdarzyć tylko w dużym i coraz lepiej zorganizowanym skupisku ludzkim. Bo to nie deklaracje polityków, a umożliwiający każdemu przemieszczanie się tramwaj miał większy wpływ na kształtowanie się demokratycznego społeczeństwa.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Dyrekcja fabryki azotniaków, Mościce, 1939 fot. Archiwum fotograficzne Henryka Poddębskiego/www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
W rozwoju miast tak samo ważną rolę pełnią robotnicze demonstracje, jak budowa parku, powstawanie instytucji finansowych i kulturalnych, budowa latarni czy organizowanie opieki dla dzieci. Co ciekawe, architektura przez długi czas nie pełniła znaczącej roli w tym procesie – ważniejsze okazało się stworzenie najpierw zrębów nowoczesnego społeczeństwa oraz nadawanie ram zupełnie przecież nowym modelom życia. Oczywiście przywiązywano wagę do wyglądu budynków, inaczej projektowano siedziby urzędów, a inaczej szkoły czy sklepy, jednak formy, kształty, bryły wciąż traktowano jako komunikujące treść decorum, ale nie sposób na rozwiązywanie problemów. To zmieniło się po I wojnie światowej. Nic tak nie pobudza rozwoju technologicznego, jak wojna – i ta więc, poza zniszczeniami, przyniosła kolejny bodziec rozwojowy dla przemysłu, a co za tym idzie kolejną falę nowych mieszkańców miast. Na przykład Katowice przez kilkanaście lat, pomiędzy rokiem 1910 a 1924, zwiększyły liczbę swoich mieszkańców dwuipółkrotnie, z 43 do 112 tysięcy. Dzięki budowie między osadami Nisko i Rozwadów w 1937 roku zakładów Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) powstała Stalowa Wola, a w niej robotnicze osiedle z dnia na dzień prawie zaludnione przez 4 tysiące pracowników (miało ich być 20 tysięcy, ale plany pokrzyżował wybuch drugiej wojny światowej). Podobny rozwój przeżył Tarnów, w którym w latach międzywojennych powstała dzielnica przemysłowa Mościce oraz pozostałe miasta COP, Radom, Pionki, Skarżysko-Kamienna.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Domki robotnicze, Stalowa Wola, 1939, fot. Archiwum fotograficzne Henryka Poddębskiego/www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
To wtedy jasne stało się, że zabudowywane w dotychczasowy sposób miasta nie udźwigną już tylu nowych ludzi. Coś pilnie musiało się zmienić w dziedzinie mieszkalnictwa. Bo o ile obiekty publiczne, biura i urzędy, kina i teatry, nawet szkoły czy szpitale stopniowo w miastach powstawały, o tyle dachu nad głową nowi mieszkańcy musieli do tej pory zazwyczaj szukać w starej, tworzonej w zupełnie innych warunkach zabudowie. I znów: podobne kłopoty i wyzwania stanęły przed całą Europą, tak samo tanich, dostępnych mieszkań dramatycznie brakowało w Amsterdamie, Londynie, Berlinie, Warszawie, jak w mniejszych miastach przemysłowych. To wtedy wchodzą na scenę moderniści, szansę na poprawę jakości życia milionów europejskich robotników widzący w masowym budowaniu prostych, tanich, najlepiej prefabrykowanych budynków wielorodzinnych. Ale ich wizje nie kończą się na formie; powstaje idea osiedla mieszkaniowego, koncepcja urbanistyczna oparta na całkiem odmiennych niż dotąd zasadach. Już nie ulice, place i zabudowa pierzejowa ma kształtować przestrzeń miasta, a oderwane od układu drogowego, luźno rozstawione wśród zieleni bloki, w których skromność metrażu ma rekompensować atrakcyjna, wspólna przestrzeń dookoła, a przede wszystkim które dostarczą wygodne, zdrowe miejsca do życia.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Widok z lotu ptaka na osiedla "Za Żelazną Bramą", Warszawa 1969, fot. Longin Wawrynkiewicz /PAP
Rewolucja modernistyczna, która narodziła się i rozwinęła w pierwszych dekadach XX wieku, a przybrała na sile po zakończeniu drugiej wojny światowej, zmieniła oblicze miast w sposób pewnie porównywalny do tego, co dała im rozbiórka murów obronnych. W Polsce na oblicze wielu ośrodków wpłynęły także bardzo zróżnicowane koncepcje odbudowy, inaczej potraktowano wszak Stare Miasto w Warszawie, inaczej – w Szczecinie, Elblągu czy Legnicy. Za to wróciła industrializacja: znów przemysł kształtował rozwój wielu miejsc na mapie, Górny Śląsk, Nowa Huta, a na mniejszą skalę dziesiątki miast wyposażanych jest w nowe zakłady, fabryki, huty. Wokół nich rosną wielkie osiedla, odbierając znaczenie i rangę historycznym centrom – bo duża część życia przenosi się w okolice osiedlowych pawilonów handlowych i skwerów. Zmienia się więc urbanistyka, zmienia wygląd kolejnych dzielnic – a co za tym idzie sposób ich użytkowania, a więc codzienność ich mieszkańców. I znów pojawia się miejski paradoks, widziany szczególnie dobrze z perspektywy lat. Osiedla bloków zmieniły krajobraz naszych miast, nierzadko na gorsze, kreując rozległe, monotonne przestrzenie podobnych do siebie wielkich "szaf". Ale to tam każdy był równy, na osiedlach mieszkali przybysze ze wsi i wykładowcy wyższych uczelni, każdy miał podobny dostęp do wygód i infrastruktury (dla niektórych była to zmiana rewolucyjna: mieć ciepłą wodę i centralne ogrzewanie), zieleni, przestrzeni publicznej.
Wciąż prawie połowa z nas mieszka w blokach i już powszechne stało się przekonanie, że te prefabrykowane domy oferują jakość życia wcale nie gorszą niż nowe osiedla deweloperskie. A jednak wydaje się, że osiedla pozostają na cenzurowanym, przeprowadzka z nich jest zawsze dowodem na poprawę życiowego statusu. Co więcej, po 1989 roku zaczęła wychodzić z użycia także modernistyczna urbanistyka. Coraz częściej nowe osiedla i dzielnice wypełnia zabudowa kwartałowa (gdzieniegdzie, ze względu na zagęszczenie zabudowy można wręcz dostrzec powrót podwórek-studni), użytkowe partery przywracają znaczenie ulicy, a place czy ronda znów kształtują hierarchię przestrzeni. Oczywiście tam, gdzie inwestor czy lokalne władze pamiętały o roli projektowania urbanistycznego. Bo duża część wielkich terenów nowej miejskiej zabudowy pozbawiona jest funkcji towarzyszących, przestrzeni publicznych, miejsc o miejskim charakterze. Większość nowych osiedli – choć kształtowane podług zasad bliższych tradycyjnym układom pierzejowym – nie posiada ogólnodostępnego placu, rynku, handlowej ulicy. Mimo że pozornie można więc dostrzec tam próbę "powrotu" do miejskości sprzed modernizmu, są w niej luki tego miejskiego charakteru ich pozbawiające.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Miasteczko Wilanów z lotu ptaka, Warszawa, fot. Maciek Jaźwiecki/AW
A przecież teraz żyjemy w nowej epoce. W miastach nie ma już przemysłu, nie fabryki są pretekstem do budowania osiedli, kolejne dzielnice zaludniają współcześni robotnicy o całkiem innych horyzontach, potrzebach, aspiracjach. Przestrzenią miasta nie rządzi fabrykant ani władza państwowa, która nakazywała budowanie według normatywów. Czy (teoretyczne) uwolnienie się spod rozmaitych zewnętrznych presji, narzuconych zarządów, opresyjnej władzy spowodowało zmianę w planowaniu miast i w ich rozwoju? Czy na pewno można powiedzieć, że wreszcie, pierwszy raz od początku historii miast, wolni obywatele mogą decydować o tym, jak chcą żyć i jak ma wyglądać przestrzeń wokół nich? Czesław Bielecki zauważa, że
zapewnienie ładu przestrzennego i swobody aktywności różnych aktorów miasta nie jest sprawą prostą. Samorząd ma strzec wizji rozwoju służącej interesom całej społeczności miejskiej. Technokracja ma zapewnić demokratycznym organom możliwość wyboru. Wszędzie tam, gdzie polis staje się metropolią, brak kultury miejskiej kolejnych przybyszów oraz liczba aktorów utrudniają rozwiązywanie sprzecznych interesów.
Sprawa wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana, bo dziś z jednej strony do głosu wreszcie doszli sami mieszkańcy, którzy na wiele sposobów mogą i próbują kształtować przestrzeń wokół siebie, z drugiej jednak strony miasto chyba jeszcze bardziej niż kiedyś stało się areną wielkich interesów, w których udział biorą gigantyczne pieniądze, a więc i siły, na które mało kto ma wpływ. Grup, których wizje i pomysły ścierają się dziś w miastach ciągle przybywa, w końcu jeszcze 15 lat temu mało kto słyszał o ruchach miejskich, a dziś są one jednymi z kluczowych graczy tak w dużych, jak i mniejszych ośrodkach. Co więcej, zmienia się definicja miasta, bo ono już nie tylko nie jest zamknięte średniowiecznymi murami, ale dosłownie rozlało się bardzo daleko. Jak pisze Rafał Matyja,
większość dużych polskich miast jest centrami szerszych obszarów funkcjonalnych, wiążących ośrodki podmiejskie a czasem także sąsiednie miasta w jeden rynek pracy i jeden obszar usług oświatowych czy medycznych.
Dziś w Polsce ok. 60% obywateli (23,1 mln) mieszka w miastach, a 40% na wsi (15,3 mln). Choć już wiemy, że ten parametr nie jest miarodajny, bo coraz większa liczba "wsi" to tak naprawdę nowe podmiejskie dzielnice mieszkaniowe. Jednak nie to wydaje się największym współczesnym problemem. Od dłuższego czasu coraz bardziej widoczne jest wyludnianie się średnich i dużych miast (według przyjętej powszechnie metodologii, średnie miasto liczy od 20 do 100 tysięcy mieszkańców, duże ma maksymalnie 200 tysięcy mieszkańców, wielkie – powyżej tej liczby). W ciągu ostatnich dwóch dekad Sosnowiec stracił 14 procent mieszkańców, Bytom i Wałbrzych – po 15, Częstochowa – 13. Rekordzistom (to Władysławowo czy Kazimierz Dolny) ubyła jedna trzecia obywateli!
I choć wyludnianie się turystycznych kurortów ma inne przyczyny niż wyprowadzka mieszkańców z Sosnowca, Kluczborka czy Szczytna, wszystkie tworzą bardzo niepokojący trend. Bo skala zurbanizowania poszczególnych regionów, kształtowana od setek lat, jest niczym system naczyń połączonych; swoją rolę pełnią w nim metropolie, inną – średnie miasta, stanowiące kluczowy punkt odniesienia dla otaczających go mniejszych osad i wsi. Gdy podupadnie któryś z elementów tego łańcucha, wszystkie staną w obliczu poważnych problemów. Dlatego palącym problemem wydaje się uzupełnienie wyludniających się miast o te funkcje, brak których zmusza (głównie młodych) ludzi do wyprowadzki. Nie jest to tylko praca, ale i dostęp do służby zdrowia, edukacji, kultury w stopniu porównywalnym z większymi ośrodkami.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Osiedle Generałów, Olsztyn, fot. Wojciech Wójcik/Forum
Dziś, mogąc obserwować dramatyczne problemy wielomilionowych światowych megalopolis, doświadczając coraz dotkliwszych przemian klimatycznych i skutków pandemii, aż nazbyt dobrze widzimy, że w mniejszych ośrodkach żyje się lepiej i bezpieczniej, że odpowiedzią na wyzwania współczesności jest decentralizacja, skupienie się w mniejszych (choć niekoniecznie małych) grupach i społecznościach. Bo o ile łatwiej zrealizować ideę 15-minutowego miasta w mniejszym mieście niż w ogromnej i rozproszonej Warszawie! Już w połowie lat 90. Czesław Bielecki apelował o decentralizację, czyli "stymulowanie powstawania centrów w każdej większej koncentracji zabudowy", twierdząc, że "ożywienie lokalnych ośrodków, stawianie na policentryczność usuwa napięcia w infrastrukturze i w życiu społecznym". Zgłębianie historii budowy miast, które, jak uważa Rafał Matyja, "były i są laboratorium nowoczesnego społeczeństwa" może się stać nauką na przyszłość, może pomóc zrozumieć, że nawet jeśli kiedyś rozwój cywilizacji zmusił ludzi do przeprowadzki do miast, dziś te ośrodki – szczególnie te zachowujące "ludzką" skalę – wydają się optymalnym miejscem do życia. Warto rozumieć rządzące tym rozwojem mechanizmy, bo na ich bazie można wyłuskać te przemiany, które po latach się sprawdziły i znów przywrócić im znaczenie i rolę.
Bibliografia:
Rafał Matyja, "Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością", Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021
Czesław Bielecki, "Gra w miasto", Fundacja Dom Dostępny, Warszawa 1996
Łukasz Bugalski, "Planty, promenady, ringi. Śródmiejskie założenia pierścieniowe Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa", Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2020
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]