Eko - gadżety
Choć coraz liczniejsze grono badaczy podkreśla, że – świadomi szkód, jakie środowisku i klimatowi wyrządza stale zwiększająca się produkcja i konsumpcja – powinniśmy odejść od kultu wzrostu, niewiele się w tej dziedzinie zmienia. Dobrze widać to w architekturze. Trudno znaleźć nową inwestycję, która nie byłaby okraszona przymiotnikami "zielona", "ekologiczna", "przyjazna środowisku". W rzeczywistości ich ekologiczność sprowadza się do zastosowania szeregu technologii, urządzeń, przyrządów, które, obniżają zużycie energii w budynku, pozwalają nieco oszczędzać wodę i prąd. Szczelna konstrukcja niwelująca straty ciepła, zielone dachy, zbiorniki na deszczówkę, panele słoneczne, lampy na czujniki ruchu – to rozwiązania z pewnością pomagające uczynić budynek mniej uciążliwym dla środowiska (w odróżnieniu od naszpikowanych elektroniką budynków "smart"). Jednak zysk z tych pojedynczych rozwiązań jest minimalny, jeśli potraktujemy architekturę nieco szerzej. Bo co środowisku daje 300-metrowa willa położona 20 km od centrum miasta? Nawet jeśli jest energooszczędna, jej właściciel musi ogrzać zimą setki metrów powierzchni, codziennie pokonuje dziesiątki kilometrów samochodem, co tydzień na przemian kosi i podlewa swój trawnik, a latem w ogrodzie rozstawia basen, wymagający tysięcy litrów wody. Jaki jest dla miasta zysk z "ekologicznego" biurowca, którego pracownicy sumiennie segregują śmieci, ale którego budowa wymagała wycinki drzew i który stoi na wybetonowanym placu, nierzadko zajętym przez parking, a elegancki hol i korytarze udekorowano panelami z egzotycznego kamienia, przywiezionego z drugiego końca świata? Do budowy wieżowców czy biurowców zużywa się setki ton betonu i stali (już wiemy, co nas kosztuje ich produkcja), które później nagrzewają się od słońca, oddając masę ciepła otoczeniu, czego nie rekompensuje stylowa zielona ściana w lobby.