Gdy literaturą rządzi matematyka
Gdyby tak przepisać "Pana Tadeusza", pomijając literkę "e"? Albo stworzyć cykl dziesięciu sonetów, których lektura zajęłaby niemal dwieście milionów lat? A może ulepić oryginalne altruitki i idiomatoły? Sprawdźmy, jak i na co liczą humaniści.
Szczur w labiryncie
Raymond Queneau i François Le Lionnais. Pisarz i matematyk. Pierwszy z Francuzów, prekursor postmodernizmu, nawiązał współpracę z surrealistami, by wkrótce stać się ich zagorzałym przeciwnikiem, stworzył maszynę do produkcji sonetów, a jego imię nosi stacja paryskiego metra – zapewne jako dowód uznania za popełnioną w 1959 roku powieść "Zazi w metrze". Drugi, z wykształcenia inżynier chemik, regularnie rozgrywał partyjkę szachów z Marcelem Duchampem, a przed pięćdziesiątką wraz ze znajomym fizykiem Louisem de Broglie (noblistą z 1929 roku) oraz jego przyjacielem chemikiem Jacques’em Bergierem (francusko-polskim szpiegiem) założył Stowarzyszenie Francuskich Pisarzy Naukowych. Queneau i Le Lionnaisa połączyła miłość do słowa i pasja eksperymentowania. Pod koniec listopada 1960 roku założyli Warsztat Literatury Potencjalnej (OuLiPo lub Oulipo, skrót od fr. "Ouvroir de littérature potentielle"), udowadniając, że literatura i matematyka bywają nierozłączne.
Oulipijczycy wielbili reguły gramatyczne, matematyczne formuły, słowne kalambury, mechanizmy kombinatoryczne, zasady stylistyczne, wersyfikację… Wszystko to, co wymagało od nich pisania pod przymusem. Nie chodziło bynajmniej o jakiś zewnętrzny nacisk, wywołanie presji tworzenia pod ścisłym rygorem literackich imperatywów, lecz o wewnętrzną potrzebę kształtowania pewnych reguł i form dla językowych treści. "Przymus oznacza [...] pewną potencjalną strukturę, która organizuje język, temat i jest wyrazem dobrowolnie przyjętego, a nie narzuconego ograniczenia" – wyjaśnia Jacek Olczyk w książce "Literatura polska w świetle przymusów Oulipo".
Literatura miała więc służyć nie tyle realizacji reguł, ile ich poszukiwaniu i wypracowaniu. Początkowo nawet nie zakładano tworzenia konkretnych tekstów, lecz jedynie możliwych wzorców, procedur. Queneau nazywał oulipijczyków "szczurami, którzy konstruują labirynt, a następnie próbują z niego znaleźć wyjście". Szybko jednak idee te znalazły zapalonych zwolenników, których skusiła nie tylko możliwość rozwiązania literackiego równania (czyli odnalezienia zasad konstrukcji tekstu), lecz także sprawdzenia teorii w praktyce i wykreowania kolejnych przykładów. Do pisarzy założycieli dołączyli inni literaci i matematycy, tacy jak Jacques Bens, Claude Berge, Jacques Roubaud czy Jean Quéval, gośćmi honorowymi zostali Italo Calvino i Harry Mathews, zaś wśród członków-korespondentów znalazł się sam Duchamp. Swego czasu Le Lionnais zainicjował nawet utworzenie kilku analogicznych odłamów organizacji: Oumupo skupiało się wokół muzyki, Oupeipo na malarstwie, Oucinépo na filmie, a Oucuipo odnalazło się w kulinariach – jednak największą sławę zyskał literacki pierwowzór. Obecnie Warsztat Literatury Potencjalnej ma się całkiem nieźle, liczy około czterdziestu członków (kilkunastu już nieczynnych), a ich utwory inspirują również twórców niezrzeszonych. W polskiej literaturze także możemy znaleźć garść przykładów tekstów pisanych w duchu Oulipo.
Znikający alfabet
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Georges Perec, fot. André Perlstein / Roger-Violle/East News. Okładka książki "Zniknięcia", wyd. Lokator 2022
Najbardziej znany twórca literacko-matematycznych łamigłówek? Georges Perec. Najbardziej kunsztowna powieść oulipijska? "Zniknięcia". Francuski pisarz o polsko-żydowskich korzeniach pracował nad tym dziełem od grudnia 1967 roku do września roku następnego. 312-stronicowa historia kryminalna stanowi przykład lipogramu, czyli tekstu, w którym nie występuje dana głoska – w tym przypadku "e". Dotychczas utwór Pereca uważany był za nieprzekładalny na polszczyznę, choć to właśnie w języku francuskim litera "e" i jej warianty występują najczęściej. Tego karkołomnego zadania podjął się znakomity duet tłumaczy – René Koelblen (z wykształcenia matematyk) i Stanisław Waszak (filolog) – dzięki czemu po ponad pół wieku od powstania "La Disparition" polski czytelnik może podążać śladem znikających w tajemniczych okolicznościach bohaterów.
Mimo że "Zniknięcia" w polskim przekładzie ukazały się dopiero w listopadzie 2022 roku nakładem krakowskiego wydawnictwa Lokator, to legenda Perecowskiej powieści od dawna rozgrzewała wyobraźnię rodzimych pisarzy. Najpełniejszą próbą realizacji lipogramu jest książka Tomasza Mirkowicza "Lekcja geografii" wydana w 1996 roku. Chociaż zapomniany nieco pisarz i tłumacz literatury anglojęzycznej (specjalista od amerykańskiego postmodernizmu) nie pokusił się o stworzenie obszernej powieści, jego opowiadania są przyjemną, językową odskocznią od tradycyjnej narracji literackiej, a przy tym lekturą pełną erudycji i zręczności w zacieraniu granic między fikcją a rzeczywistością. Dwadzieścia trzy niepowiązane tematycznie nowele pozbawione są kolejno wybranej litery alfabetu, co sygnalizuje już otwierająca tom "Przypowieść o rycerzu i smoku", w której zamiast dziewic pożerana jest ludzka mowa (w opowiadaniu brakuje litery "a"). Mamy więc w zbiorze trochę zmodyfikowanych podań ludowych, sporo faktów historycznych poddanych filozoficznej refleksji, błyskotliwych odwołań do dzieł literatury i szeroko pojętej sztuki, jeszcze więcej absurdu i humoru.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Okładka książki Tomasza Mirkowicza, "Lekcja geografii" oraz portret autora, fot. wydawnictwo Albatros 2007
W piątym opowiadaniu ze zbioru Mirkowicz niczym Perec wykreślił samogłoskę "e". O ile we francuskiej powieści ten stylistyczny gest miał bezpośrednie przełożenie na fabułę utworu (litera zniknęła podobnie jak kolejni bohaterowie), o tyle w "Glosie do żywota Plutarcha" zabieg ten wydaje się jedynie lingwistyczną zabawą z wyraźnie jednak zarysowanym wątkiem detektywistycznym. Tekst Mirkowicza – zapewne poprzez swoją skromniejszą objętość – nie stawia takiego oporu językowego jak "Zniknięcia", w których wierność oryginałowi wymusiła na tłumaczach skorzystanie z niecodziennych neologizmów (czasem niepotrzebnych z punktu widzenia użytkownika polszczyzny, który łatwo znalazłby ekwiwalent danego słowa w rodzimym języku bez użycia "e") i archaizmów. Obaj pisarze sięgnęli po podobne rozwiązania formalne, na przykład stosując wymyślne synonimy, posiłkując się synekdochą lub zapisując liczby cyframi arabskimi zamiast słownie. U Mirkowicza czytamy, że "rosnący w oczach upalny glob wygląda jak chropawy zad smoka [...] z kilkoma dorodnymi pryszczami w okolicach Gizy" i dalej:
Pradawny tubylczy lud, który kilku mocarnych władców pochował w ogromnych ostrosłupach zbudowanych z piaskowcowych bloków, pozostawiając tym samym trwały i widoczny z oddali ślad na parnym molochu wirującym z zawrotną szybkością dookoła Słońca (248 obrotów w ciągu roku!), czcił tabuny dziwacznych, antropomorficznych bóstw o takich obco brzmiących dla ucha przybysza nazwach jak Ptah, Anubis, Nut, Hator, Izyda i Ozyrys.
Skupiamy się głównie na treści i nie zastanawiamy się nad sposobem ominięcia litery "e" w opowieści o starożytnym Egipcie. Trudno jednak odnaleźć w książce polskiego pisarza więcej matematycznych tropów konstrukcyjnych, które z kolei Perec mistrzowsko rozsiewa na stronach swojej powieści. W "Zniknięciach" istotna jest liczba rozdziałów (w polskim tłumaczeniu zmieniono numerację, by dogłębniej przekazać sens historii) oraz data zaginięcia głównego bohatera (aluzja do dnia wywiezienia matki autora do Auschwitz), nieprzypadkowe są imiona bohaterów zaczynające się od samogłosek brzmieniowo zbliżonych do brakującej litery. Ponadto natkniemy się na quasi-pangram (krótkie zdanie zawierające wszystkie litery danego języka – u Pereca oczywiście bez "e"), a nawet natrafimy na "Kosmos" Gombrowicza (i paru innych klasyków polskiej literatury, lecz nie zdradzajmy kontekstu). Za tą pozorną zabawą w "znikanie" i autobiograficznymi aluzjami kryje się potrzeba poszukiwania własnych korzeni, wypełnienia odczuwanej pustki, nieobecności rodziców, którzy zginęli podczas wojny. To też pewnego rodzaju rozliczenie z własną pamięcią. U Mirkowicza zawstydza z kolei wielość intertekstualnych odniesień, a ich odszyfrowanie to zabawa na długie godziny.
Wars B. Niańcz-Sałatka vel Stanisław Barańczak
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Stanisław Barańczak, 2002, Newtonville, USA, fot. Czesław Czapliński/Fotonova/East News
Co prawda lipogram wymaga niebywałej sprawności językowej, ale w obliczu katalogu nonsensownych gatunków literackich sporządzonego przez Stanisława Barańczaka wydaje się dość prozaicznym zabiegiem twórczym. Podczas gdy Koelblen i Waszak zaproponowali w "Zniknięciach" Mickiewiczowską "Inwokację" bez "e", poeta Nowej Fali raczy nas fragmentem "Pana Tadeusza" bez polskich znaków (przekonując, że "kilku kropkom, kreskom i haczykom zawdzięczamy w praktyce całą literaturę polską"). Jeśli u Pereca wystąpił pangram, to "Pegaz zdębiał" liczy ich kilkanaście. Oczywiście nie są one wplecione w spójną narrację, niemniej robią wrażenie. Książka Barańczaka jest całkowicie autorską odpowiedzią na humorystyczne dzieło Juliana Tuwima "Pegaz dęba", w którym ten zgromadził przykłady podobnych zabaw słownych znanych literaturze od wieków. Tłumacz Szekspira postawił na własną wyobraźnię.
Jak brzmi prywatna teoria gatunków tego znakomitego poety? W zasadzie jak żart. Już sam spis treści wypełniony przez "palidromadery", "mankamęty", "idiomatoły", "obleśniki" czy "turystychy" zapowiada świetną zabawę, a wirtuozerska kompozycja słownikowo-poradnikowa zdradza językową elastyczność i spory dystans do konwencjonalnej historii literatury. Barańczak proponuje czytelnikowi trening umysłu poprzez grę w skojarzenia podporządkowaną matematycznej precyzji.
Zagadka nr 1: Jak najszybciej sprawdzić, czy wszystkie klawisze maszyny do pisania lub komputera działają? Odpowiedź: Wystukując "alfabeton", czyli zdanie wykorzystujące wszystkie znaki alfabetu ("Filmuj rzeź żądań, pość, gnęb chłystków!" lub "Chrzań ufną belgijskość, tęp wyż-młódź!").
Zagadka nr 2: Jak brzmi zdanie "A mason zrobi lożą Żoliborz: nosa ma!" czytane od tyłu? Odpowiedź: Tak samo!
Zagadka nr 3: Kim jest Łucja Lizusowski albo Ewa Dizma-Kmicic? Odpowiedź: To nasi romantyczni wieszczowie, których nazwiska zaszyfrowano za pomocą "onanagramu", jedynie przestawiając litery.
Podobne zabawy językowe nieobce były też Wisławie Szymborskiej. W "Rymowankach dla dużych dzieci" oraz "Błysku rewolwru" zgromadziła wariacje na temat limeryków będących drobnymi utworami wierszowanymi o skodyfikowanej budowie i groteskowej treści. Noblistka stworzyła między innymi metzyje (zamiana "c" na "tz"), altruitki (wiersz okolicznościowy zbudowany z dwóch rymujących się wersów, a odwołujących się do altruizmu człowieka) czy lepieje (dwuwersowe i ośmiosylabowe teksty, zaczynające się od słowa "lepiej" w pierwszym wersie oraz "niż" lub "niźli" w drugiej linijce).
Matematyka jest poezją
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Stefan Themerson na tle obrazu Franciszki Themerson, fot. dzięki uprzejmości CSW Warszawa
To, co dla jednych było zabawą, inni traktowali jako strategię twórczą. Już Bolesław Prus poczynił "Notatki o kompozycji", w których dociekał prawideł rządzących dziełem literackim, opracowywał schematy, postulował ujęcie fabuły za pomocą wykresów i tablic, wyznaczał sobie zadania służące utrzymaniu logicznego wywodu. Także Miron Białoszewski wielokrotnie podkreślał, że słowo jest dla niego materią, modeluje gramatykę, by wyrazić uczucia nienazwane. "Dlaczego absorbują mnie zagadnienia fonetyki, składni? W przeobrażeniach słów, w łamaniach gramatyki widzę skrót rozgrywającego się dramatu" – wyjaśniał w 1958 roku na łamach "Życia Literackiego". Dla niego, jak i dla wielu innych poetów dwudziestowiecznych (zwłaszcza awangardowych!) – by wymienić chociażby Tadeusza Peipera, Tadeusza Różewicza, Tymoteusza Karpowicza czy Andrzeja Sosnowskiego – wypracowane zasady tworzenia tekstu literackiego nie były ograniczeniem, lecz właśnie przejawem wolności, poszukiwaniem indywidualnej formy wypowiedzi. To nie słowa miałyby podporządkować się określonym regułom, ale odpowiednia struktura powinna rozszerzać pole interpretacyjne, a matematyka służyć literaturze.
Jeszcze zanim oulipijczycy stworzyli formację literacką, pewne ich założenia stosował w swojej twórczości Stefan Themerson. Jego Teoria Poezji Semantycznej opierała się na metodzie zastępowania słów definicjami, by je "wydezynfekować, wyszorować do samej kości ich słownikowej definicji". W praktyce poeta wykorzystywał niekonwencjonalne rozwiązania typograficzne, nadając wierszom chociażby formę wizualną zbliżoną do ideogramów. Wiązało się to z powojennym poczuciem językowego zafałszowania rzeczywistości i chęcią dotarcia do esencji znaczeń, wzięcia odpowiedzialności za mowę. Paradoksalnie realizację tego zadania ułatwiła Themersonowi emigracja i neutralna dla niego angielszczyzna, nieskażona językowym doświadczeniem.
Nawet jeśli francuscy pisarze-matematycy nie byli świadomi, że polski poeta wyprzedzał te idee, to ich drogi wkrótce się przecięły. Themerson wraz z żoną Franciszką założył na obczyźnie wydawnictwo Gaberbocchus Press, którego nakładem ukazały się między innymi "Ćwiczenia stylistyczne" Queneau. Sztandarowym dziełem tego współzałożyciela Warsztatu Literatury Potencjalnej jest jednak książka "Sto tysięcy miliardów wierszy" brawurowo wykorzystująca kombinatorykę w literaturze. Na niespełna pięćdziesięciu stronach mieści się kolosalna liczba kombinacji dziesięciu sonetów (pociętych na paski odpowiadające poszczególnym wersom), zaś ich uważna lektura zajmuje – według wyliczeń autora – dwieście milionów lat.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Oka-leczenie" (prototyp) Katarzyny Bazarnik i Zenona Fajfera, fot. Jakub Śliwa, dzięki uprzejmości Korporacji Ha!art
Ta swoista maszyna do produkcji wierszy doskonale wpisuje się z kolei w pojęcie "liberatury", czyli takiego dzieła literackiego, w którym architektura i treść książki stanowią integralną całość. Termin ten ukuł Zenon Fajfer pod koniec XX wieku dla rodzimych i światowych utworów eksperymentalnych trudnych do sklasyfikowania. Wiele z tekstów można podpiąć zarówno do liberackich, jak i oulipijskich: od pisanego zgodnie z regułami szachowymi "Życia instrukcji obsługi" Pereca (czy też polskiego odpowiednika – hipertekstowego "Bloku" Sławomira Shutego), przez rebusowy labirynt "Jeśli zimową nocą podróżny" Calvino (notabene zaczynającego się podobnie jak jedno z wcześniej powstałych opowiadań Zdzisława Beksińskiego), po emanacyjne poematy Fajfera "Ars poetica" czy "Spoglądając przez ozonową dziurę", gdzie pierwsze litery wyrazów promieniują na kolejne słowa. Autor w jednym ze swoich teoretycznych wykładów poświęconych liberaturze wspominał o inspiracji notarikonem, czyli jedną z kabalistycznych metod pracy nad tekstem, polegającą na odczytywaniu pierwszych liter słów i rozwijaniu ich w znaczące sekwencje. Kabalistyczną numerologię widać chociażby w napisanym przez Fajfera wspólnie z Katarzyną Bazarnik "Oka-leczeniu".
Przykłady zastosowania matematycznych reguł w literaturze można by mnożyć. W końcu nie bez powodu Michał Heller, filozof i teolog traktujący równania matematyczne jak dzieło sztuki, uważa, że "matematyczne morze struktur jest nieskończone. Obcowanie z nimi dostarcza silnych przeżyć estetycznych, jak obcowanie z poezją".
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]