Zdarzenia i fakciki
Krzysztof Garbaczewski przełożył dziwność "Kosmosu" na swój język (premiera w listopadzie 2016 roku w krakowskim Starym Teatrze). U niego Witoldem jest Jaśmina Polak, panią Kulką – Paweł Kruszelnicki, a Katasią – Maciej Charyton. Taka gra z płcią aktorów i postaci niespecjalnie dziwi. Sam reżyser twierdził także w jednym z wywiadów, że "płeć u Gombrowicza jest mobilna". Faktycznie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że pisarz koncentrował się na formie, czyli rolach społecznych, taki gest jest spójny z myślą Gombrowicza. Witold grany przez młodą kobietę pozwala również przesunąć akcent z wykreowanej postaci na problematykę płynności. Jak mówił Garbaczewski:
Jaśmina Polak w mojej głowie i wyobraźni spotkała się z Witoldem. Ona i on nałożyli się na siebie i zlepili nie pod względem płci, ale osobowości. Jaśmina jako aktorka ma osobowość i pewną sceniczną siłę, która jest wymagana dla postaci Witolda. Nawet jeśli pobrzmiewa to niezgodnie, Jaśmina w jakimś sensie jest dla mnie Witoldem.
Polak odnajduje się w tej roli: jest dziwnym, samotnym wędrowcem, zdaje się przychodzić w poszukiwaniu czegoś, ale miota się w wątpliwościach. Jako widzowie bez wątpienia jesteśmy zaproszeni do podróży wgłąb czyjejś świadomości. Znamienne jest, że spektakl zaczyna głos z offu (Roman Gancarczyk) odczytujący wstęp do hipnozy. Zapadamy więc w zbiorowy sen, by wysłuchać "innej przygody" i obserwować, jak Witold chce znaleźć, a w końcu kreuje sens świata. Istotne jest również pominięcie postaci Fuksa, jak gdyby dla Garbaczewskiego znacznie bardziej niż relacja duetu próbującego rozwikłać zagadkę interesujące było indywidualne, osamotnione zanurzenie w kosmosie znaków.
Jak zwykle efektowna, ale i dowcipna była scenografia autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej: "kosmos" potraktowany został dosłownie i nad widownią zawisły planety i komety, w pewnym momencie scenę pokryła też projekcja rozgwieżdżonego nieba (autorem oprawy wideo jest Robert Mleczko). Scena Kameralna Starego Teatru mogła zaprezentować w pełni swoją funkcjonalność, bo twórcy skorzystali z obrotówki. Światła Bartosza Nalazka i kostiumy Svenji Gassen tworzą bardzo atrakcyjną wizualnie całość. Razem z muzyką Jana Duszyńskiego otrzymujemy spektakl pełen znaków, sygnałów, z których razem z Jaśminą Polak-Witoldem możemy wyławiać te, które mogą nieść sens i następnie podążać za nimi.
Garbaczewski wydobył i podkreślił jeszcze jeden, bardzo istotny aspekt nie tylko "Kosmosu", ale i całej twórczości Gombrowicza – erotyzm. Scena rodzinnej kolacji, na którą został zaproszony Witold, jest w przedstawieniu rozwibrowanym obrazem, w którym popędy biorą górę. W tej konwencji świetnie odnajdują się także aktorzy: Marta Ścisłowicz, Bartłomiej Peszek czy rewelacyjny Roman Gancarczyk grają bardzo "po gombrowiczowsku", jak postaci ze złego snu. Ten, jak pisał Gombrowicz, "wielki rozhowor zdarzeń, nieustających fakcików" staje się przedmiotem dochodzenia Jaśminy Polak – Witolda, której sceniczna kreacja jest jak z innego świata. W zdziwieniu, wyciszonym zastanowieniu ten oryginalny Witold gubi się i na moment odnajduje, zadaje pytania i na oczach widzów próbuje uchwycić pełen nacierających na jego/jej postrzeganie znaków.
Aseptyczność u Jarockiego
W 2005 roku "Kosmos" zinterpretował Jerzy Jarocki. Było to ostatnie spotkanie wielkiego reżysera z Gombrowiczem – wcześniej inscenizował aż ośmiokrotnie "Ślub" (m.in. w Belgradzie i Zurychu) oraz "Błądzenie", autorski scenariusz Jarockiego zbudowany z fragmentów "Dzienników", dramatów i prozy pisarza. "Kosmos" Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie został uznany przez Annę Różę Burzyńską za najważniejsze wydarzenie ówczesnego sezonu w Narodowym:
Intelektualna głębia, precyzja prowadzenia myśli, oryginalność scenicznych metafor i perfekcyjne aktorstwo to w zasadzie norma u tego reżysera; o wyjątkowości "Kosmosu" decyduje jednak coś innego: rozpętanie chaosu w matematycznie uporządkowanej formie, drastyczność poruszanych zagadnień, ogromna odwaga zarówno reżysera, jak i aktorów. Niepokojącym, zawstydzającym, trudnym do zakwalifikowania spektaklem Jarocki udowodnił tezę, którą postawił kilka lat temu: że oto Gombrowicz ze swoją "ciemną stroną", lękami, obsesjami i mroczną, destrukcyjną erotyką jest nie mniej radykalny od Sary Kane. A przy tym, zaplątany w nieustanne gry z samym sobą, czytelnikiem i światem, jest znacznie bardziej perfidny intelektualnie...
Przedstawienie z fenomenalną obsadą (m.in. Zbigniew Zapasiewicz, Anna Seniuk, Małgorzata Kożuchowska, Beata Fudalej, Mariusz Bonaszewski, czy będący wówczas jeszcze studentem Akademii Teatralnej Marcin Hycnar) zostało zainscenizowane w oryginalnej, niemal aseptycznej scenografii autorstwa Jerzego Juka-Kowarskiego. Laboratoryjna biel pokrywa ściany, podłoga wyłożona jest bardzo jasnym drewnem. Świat "Kosmosu" Jarockiego jest odrealniony, sztuczny, ma w sobie coś matematycznego (białe płyty na ścianach są także ponumerowane). Interesującym zabiegiem scenograficznym było takie zaaranżowanie sceny, które sprawiało, że widownia ustawiona była na wprost "rogu" pudełka scenicznego. Centralnym punktem scenografii był więc kąt wyznaczony przez dwie ściany. W tej sfabrykowanej jasnej przestrzeni każdy przedmiot stawał się jeszcze intensywniej widoczny, a jego obecność podkreślona. W skrajnie minimalistycznym anturażu wiszący wróbel zaskakiwał swoją nagłą obecnością i niezawodnie ściągał uwagę. Był wyodrębnionym z rzeczywistości obiektem, który "wwierca" się w postrzeganie. Ten zabieg scenograficzny Jarockiego i Juka-Kowarskiego podkreślał filozoficzne przesłanie Gombrowicza: z "wielkiego rozhoworu zdarzeń" oko obserwatora wyłuskuje te, które mogą pomóc mu ułożyć kawałki rzeczywistości w sensowną całość.
Adaptacja Jarockiego z pewnością podkreślała detektywistyczno-kryminalny charakter "Kosmosu" – tu do czynienia mamy z wierną inscenizacją powieści i ciągłością historii. Jest to na pewno najbardziej literacka adaptacja, podążająca za konstrukcją powieści. Momentami Witold jako narrator pozostaje sam na scenie, wypowiadając swoje solilokwia. W końcowym monologu mówi "...jakbym majaki moje wprowadził w świat rzeczywisty". Tym właśnie jest w dużej mierze "Kosmos": opowieścią o małych maniach i obsesjach, które w świadomości zaczynają pęcznieć i ustanawiać świat.
Źródła: materiały prasowe, e-teatr.pl, Leonard Neuger "»Kosmos« Witolda Gombrowicza: genologiczne podstawy hipotez sensowności".