U progu XX wieku na każde sto osób mieszkających w Zakopanem przypadało jedno towarzystwo społeczno-kulturalne. Poza tym zjeżdżali się agitatorzy wszelkich polskich partii z trzech zaborów, mistycy i idealiści. Brat Albert szerzył idee franciszkańskie, a teoretyk anarchizmu Edward Abramowski organizował zjazdy kooperatyw. Wincenty Lutosławski w Tatrach badał wpływ jogi na "rozwój potęgi woli". Zakopiańska śmietanka zbierała się na modne wówczas seanse spirytystyczne, wśród niej, np. Władysław Reymont (który ponoć miał nieprzeciętne zdolności mediumiczne). Jak stwierdził Witkiewicz:
Wszystko, co się gdziekolwiek w Polsce dzieje, odbija się w Zakopanem. (…) wszystko to się załamuje w tym ruchliwym mrowiu ludzkim, które na parę miesięcy zwala się pod Tatry.
Z młodopolskim manieryzmem, zakopiańskim spleenem i absurdalnymi pomysłami różnych tatromaniaków rozprawił się Andrzej Strug w drukowanej w odcinkach na przełomie 1913 i 1914 roku powieści "Zakopanoptikon, czyli kronika czterdziestu dziewięciu deszczowych dni w Zakopanem". Ostrze satyry w tej powieści z kluczem wycelował w stosunki społeczne panujące w kurorcie, tatrzański mistycyzm, czy działalność zakopiańskich stowarzyszeń (w powieści pojawiają się, np. Grono Gorliwców Tatr, Grono Żarliwców Tatr, Sekcja Upierwotniania Tatr, Komitet Majestatu Gór czy ezoteryczne Bractwa Nagłej Śmierci i Hufiec Duchów).
Dyktator Żeromski
I wojna światowa wybuchła w środku letniego sezonu. Szczęśliwie dla miasta działania wojenne ominęły je. Życie artystyczne nie zamarło: ożywienie i lekką aurę skandalu wprowadzili awangardowi malarze-formiści pod wodzą braci Pronaszków, Stefan Żeromski reżyserował sztuki według Słowackiego i Wyspiańskiego. Gdy Austro-Węgry chyliły się ku upadkowi, na wiecu mieszkańców proklamowano efemeryczną Rzeczpospolitą Zakopiańską. Prezydentem tego pierwszego skraweczka niepodległej Polski mianowano Żeromskiego. Oddajmy mu głos:
(…) Powierzono [mi] niemal "dyktaturę" nad Zakopanem i przyległymi dolinkami. Sprawowałem ten zapomniany, śmieszny i wzniosły urząd przez jedenaście dni, gdy mama Austria waliła się w gruzy. Zaprzysiągłem uroczyście wojsko, policję, szpiclów, gminę, pocztę i telegraf na wierność nowemu Państwu, a nawet prowadziłem wojnę o odzyskanie wsi Głodówki i Sucha Góra od inwazji czeskiej. Mile wspominam te moje przewagi wojenne i dyktatorskie, gdyż zawierają morze wesela.
Podhalańską republikę przyłączono do Polski, nie ostudziło to jednak z początku państwowotwórczych fantazji. Rafał Malczewski pisał:
W Zakopanem wrzało w kawiarniach. Rodziły się różne projekty przy gorzałce. Orkan z autorem tych bajań rozważał możliwości utworzenia osobnego kraiku pod opieką przyszłej Ligi Narodów składającego się z Podtatrza z Nowym Targiem i Słowackich Tatr z Popradem i Rużomberkiem. Jakaś taka Rzeczpospolita Tatrzańska. Powstałoby coś na kształt Monte Carlo plus St. Moritz plus Motmartre i Czerniaków, plus puszcze kanadyjskie. Wyścigi konne na torach w Łomnicy tatrzańskiej, ruletka i bakarat w kasynach, kabarety, dansingi, music-halle, oberże, góralszczyzna do potęgi, polowania (…), narciarstwo i turystyka (…). Mówiło się o tym bez końca.
Narty-dancing-brydż
Po 1918 roku, wraz z popularyzacją narciarstwa, Zakopane było już nie tylko letnią, ale i zimową stolicą. Coraz mniej zaś duchową. Jak pisał dyrektor Muzeum Tatrzańskiego Juliusz Zborowski:
Fakt odzyskania niepodległości odbiera Zakopanemu dotychczasowy nimb jedynego miejsca w całym rozdartym kraju, gdzie można swobodnie oddychać powietrzem trzech zaborów. Odtąd swobodny oddech staje się przywilejem każdego zakątka, zaś znaczenie Zakopanego kształtuje się inaczej.
Mit tatrzański począł się desakralizować. Młoda Polska zaczynała być eksponatem z muzeum minionej epoki, do głosu dochodziła awangarda, dla której liryczne zachwyty nad Morskim Okiem były esencją wzgardzanego paseizmu. Pod Tatrami grasowało nowe pokolenie złożone z dzieci pierwszych "osadników" i nowoprzybyłych: oczywiście Witkacy ("demon Zakopanego", jak się sam tytułował), formistyczny malarz Leon Chwistek, rzeźbiarz August Zamoyski i jego żona, tancerka Rita Sacchetto, Rafał Malczewski, Karol Szymanowski, Karol i Zofia Stryjeńscy.
Zakopane przestało już jednak być wyłącznie artystyczną enklawą. Stało się supermodnym kurortem ze wszystkimi negatywnymi tego skutkami – komercjalizacją i chaotycznym rozrostem. Stanisław Ignacy Witkiewicz w 1928 roku konstatował:
Zakopane plugawieje według mnie z roku na rok i wobec stanu ogólnego upadku umysłowego nie widzę żadnej na to rady. Dancing, rekordowy sport, kino i radio (…) wytrzebiają z ludzi wszelkie głębsze zainteresowania.
W satyrycznym "Liście z Zakopanego" przedstawił to zjawisko w 1925 roku Edmund Bieder:
Tu w Zakopanem Sodoma, Gomora!
Tłum barwną falą kłębi się i wełni…
Jazz-bandy ryczą wszędzie od wieczora,
Znać najwyraźniej, że sezon jest w pełni…
Choć gdy dokładniej wejrzy się w oblicza,
Widać w nich napis: "Nędza urzędnicza".
Dziennikarz Gazety Zakopiańskiej narzekał w 1922 roku na zubożenie życia kulturalnego miasta, zanik koncertów i odczytów: "Natomiast dancingów mamy niepomiernie ilości – tańczy się: rano, w południe i w wieczór… tańczy się na pierwsze, na drugie śniadanie, na obiad, podwieczorek i kolację". Jazz-bandy zaś grały najprzedniejsze w II RP: Karasińskiego i Kataszka, Ady’ego Rosnera, czy wirtuoza gry na pile Freda Melodysta. Tak wspominał szaleństwa zakopiańskich nocy Witold Gombrowicz:
Świt. Pary nie chcą przestać, tańczą, choć milknie muzyka (…) Koniec wreszcie, jazzbandziści odkładają instrumenty, ludzie ubierają się przy wyjściu, nakładają palta, kalosze, gdy znów coś nimi zakręciło, wirują, muzyka znowu szaleje, fruwają palta, szaliki na roztańczonej publice. Takiej zabawy jaka czasem wybuchała nad ranem w zakopiańskich lokalach nie zdarzyło mi się nigdy oglądać gdzie indziej.
Wbrew temu, co można by wywnioskować z powyższych cytatów, nie samymi dancingami jednak międzywojenne Zakopane żyło. Interesujące zjawiska kulturalne nie wyparowały nagle z Zakopanego: Witkacy tworzył Teatr Formistyczny, koncertował Egon Petri, Rita Sacchetto wystawiła prapremierę swojego skeczu "Kokaina" opartego na tańcu formistycznym.
Zakopiańszczyzna stała się produktem eksportowym. Szymanowski wystawił balet "Harnasie" w Pradze i w Paryżu, sukcesy odnosiło środowisko wywodzące się ze Szkoły Przemysłu Drzewnego (trzy nagrody na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu, w tym Grand Prix dla Jana Szczepkowskiego).
A pod Giewontem bohema dalej wiodła kawiarniane życie. Tak jak w warszawskiej "Małej Ziemiańskiej" było sławne półpięterko Skamandrytów, tak w zakopiańskim lokalu "U Trzaski" był stolik na werandzie, zwany "sportowym". Kornel Makuszyński, bywalec, a z czasem już właściwie zakopiańczyk przez zasiedzenie, mówił, że ten stolik to
najruchliwsza, najpotężniejsza, najbardziej podstępna i chytra, najbardziej skombinowana giełda literacko-artystyczna.