Ma wszystko to, co uwielbiam – tysiące historii zamkniętych w pięknej oprawie średniowiecznego zamku, do tego malowniczo usytuowanego w widłach rzek: Łyny i Symsarny. Mowa o zamku biskupim w Lidzbarku Warmińskim, stolicy dawnego dominium biskupiego. To tu Mikołaj Kopernik przez kilka lat służył swojemu wujowi Łukaszowi Watzenrode jako lekarz, a biskup Ignacy Krasicki oddawał się pasji ogrodniczej. Dawna biskupia siedziba nie przestaje zaskakiwać, jak wtedy, gdy podczas remontu wieży znaleziono niemal stuletni list w butelce z przesłaniem do przyszłych pokoleń. Wydaje mi się, że lidzbarski zamek znam "od podszewki" piwnic po dach… ale z każdą wizytą odkrywam go na nowo.
Igor Belov: Cykl powieści o Tomku Wilmowskim autorstwa Alfreda Szklarskiego
"Pochodzę z dzieciństwa" – brzmi tytuł pewnego rosyjskiego filmu i chyba w ten sposób powiedzieć o sobie może każdy. Z dzieciństwa również pochodzi moja miłość do literatury polskiej: moja pierwsza polska książka, którą przeczytałem w wieku 10 lat, to "Przygody Tomka na Czarnym Lądzie" wybitnego polskiego pisarza dla młodzieży Alfreda Szklarskiego. Byłem tak zachwycony przygodami bohaterów tej niezwykle fascynującej książki, że niezwłocznie udałem się do księgarni, by odnaleźć wszystkie inne powieści z tej serii, które w tłumaczeniu na rosyjski drukowało w czasach radzieckich katowickie wydawnictwo "Śląsk". Swoją drogą, bardzo zafascynowało mnie wtedy tajemnicze słowo "Śląsk" (nie było w tamtych czasach Wikipedii, więc nie tak łatwo było sprawdzić, co to jest), w dodatku napisane przez nieznaną mi literę "ą". To było moje pierwsze spotkanie z kulturą polską, więc czułem się wtedy trochę jak Kolumb Odkrywca, który robi pierwsze kroki na nieznanym mu lądzie (i w pewnym sensie czuję się tak nadal — przygoda z polską kulturą trwa).
Janusz R. Kowalczyk: Najweselszy barak w obozie
Urodziłem się w okresie błędów i wypaczeń, co niekoniecznie dobrze rokowało na przyszłość, mimo tego w rodzinnym Krakowie, gdzie tworzyli: Kantor, Swinarski, Jarocki, Wajda, dokazywali artyści Piwnicy pod Baranami, gdzie ukazywał się "Tygodnik Powszechny" Turowicza i "Przekrój" Eilego, nie sposób było się nudzić. Jako szkolne pacholę z jednej strony zmuszany byłem do uczestnictwa w rozmaitych okolicznościowych konwentyklach propagandowych, a z drugiej – księża katecheci zapędzali nas do udziału w równie nużących ceremoniach kościelnych, przy czym obie strony miały swoich aktywistów zawracających uciekinierów zawsze tym samym zwrotem: "Do kina ci się śpieszy?". Tymczasem w kinach było w czym wybierać – pamiętam szczery podziw turystów z ówczesnej Czechosłowacji, stojących przed repertuarem kina studyjnego, gdzie wyświetlano świeżej daty filmy Kurosawy, Bergmana, Buñuela, Felliniego, Pasoliniego, Tarkowskiego, Lindsay'a Andersona czy Woody'ego Allena: "I wy narzekacie? Do nas te filmy dotrą po latach, jeśli w ogóle". W ponurych czasach Gomułki telewizja wyświetlała propagandówki radzieckie bądź NRD-owskie, choć również filmy i seriale zachodnie, a nawet zdobyła się na luksus niepowtarzalnego Teatru Telewizji i absolutny fenomen Kabaretu Starszych Panów. W rozrywce popularne Filipinki spłacały ideowy trybut "Walą Twist", choć miały także w repertuarze ponadczasową "Ave Maria no morro". Były ponadto różnie przyjmowane "festiwale na pieśń", jak również zdrowo okupowane przez widzów całego bloku wschodniego imprezy jazzowe czy też niepowtarzalna Warszawska Jesień – z plejadą gwiazd zachodniego świata, więc nic dziwnego, że zyskaliśmy miano najweselszego baraku w obozie; cbdu.
Polina Belajeva (stażystka sekcji rosyjskiej): "Warszawa" T. Love
Słuchałam tej piosenki przez pierwsze pół roku życia w Warszawie. Aż pewnego dnia poczułam że "kocham to miasto, zmęczone jak ja".
Grażyna Soczewka: "Dziwny ogród" Józefa Mehoffera
Odkąd pamiętam, w moim dziecięcym pokoju wisiała reprodukcja "Dziwnego ogrodu" Józefa Mehoffera. Uwielbiałam ten obraz, bo byłam przekonana, że to skąpane w słońcu szczęśliwe dziecko to ja. Gdy dowiedziałam się w szkole, że to znane dzieło ma taki tytuł, poczułam się nieswojo, bo co w nim dziwnego? Za duża ważka? Odtąd słowo "dziwny" nabrało dla mnie bardzo pozytywnego znaczenia i stało się kluczem do poznawania świata - nic, co dziwne, nie jest mi obce.
Filip Lech: Diabeł Boruta