Pismo z ducha zinu
Powód 1: "Lampa" to jedno z nielicznych pism wyrosłych z tzw. trzeciego obiegu
Choć "Lampa" jako miesięcznik obchodzi w tym roku 10-lecie, to jego początki sięgają o wiele bardziej zamierzchłej przeszłości, a nawet w pewnym sensie innej rzeczywistości. Pierwsza "Lampa", wtedy jeszcze pod tytułem "Lampa i Iskra Boża", ukazała się w 1989 r. - była nieregularnikiem i wychodziła mniej więcej dwa razy w roku. Ale co ważniejsze tamta "Lampa" była artzinem. Dziś termin ten – a także cała kultura, która z nim się wiązała – dla wielu może być już niezrozumiała.
Artziny liczyły od kilku do kilkudziesięciu stron formatu A5 albo A4, makiety wyklejane były na początku z pomniejszanego dwukrotnie (czasem nawet czterokrotnie) gęstego maszynopisu, często na ciemnym tle - tłumaczy redaktor naczelny "Lampy" Paweł Dunin-Wąsowicz.
Formuła artzinu mieściła się pomiędzy literacką jednodniówką a almanachem. W odróżnieniu od muzycznych fanzinów zdominowanych przez wywiady, relacje i recenzje, tu dominowały formy ekspresji artystycznej - wiersze, opowiadania, rysunki, kolaże, komiksy.
Ziny były kolportowane poza otwartym obiegiem: sprzedawane drogą wysyłkową, na czad-giełdach i koncertach. Przestrzeń, w której funkcjonowały, określa się czasem trzecim obiegiem - Nie był to obieg stricte polityczny jak solidarnościowy drugi obieg, ale również kontestujący kulturę oficjalną i wprowadzający w jej miejsce własną – tłumaczy PDW.
Więcej o "Lampie" i jej nowym wcieleniu przeczytasz w wywiadzie z redaktorem naczelnym pisma Pawłem Duninem-Wąsowiczem
Pismo DIY
Powód 2: „Lampa” to pismo, w którym przetrwał duch DIY (zanim to było hipsterskie)
Artziny od początku do końca powstawały w myśl punkrockowej formuły DIY (do it yourself – zrób to sam). Jak mogło wyglądać tworzenie takiego pisma, można się domyśleć po stopce redakcyjnej w jednej z pierwszych „Lamp”. W skład redakcji, czyli Collegium Defecatum, wchodzili ówcześni licealiści: Pawik Dunin-Wąsowicz – czyli komandir, Błażej Duda - złodziej i oprawca (złodziej, bo kradł obrazki, oprawca, bo zajmował się oprawą graficzną), Krzysztof Szklarczyk - Generał (Zakonu), i Andrzej Stefan Rodys - radiotelegrafista. Ładowniczym, czyli wydawcą, były Zjednoczone Oficyny Odlotystów, które powstały z połączenia jednoosobowych wydawnictw Dunina-Wąsowicza i Rodysa.
Cała Lampa Story opowiedziana przezKazimierza Bolesława Malinowskiego, który z "Lampą" był od zawsze, na stronie Dwutygodnika
Według Dunina wyjątkowość artzinów polegała jednak przede wszystkim na stworzeniu sieci, która stanowiła zupełnie nową formułę alternatywnego życia literackiego:
- W jej ramach nadawca kierował swój przekaz do rówieśników o podobnych doświadczeniach historycznych, wychowanych na tych samych PRL-owskich serialach, ambitnych lekturach oraz punkowych piosenkach. [...] Zanikał tu też podział na redaktorów, autorów i czytelników. Autorzy byli najczęściej zarazem redaktorami swoich pism, często drukowali się wzajemnie – pisał Dunin-Wąsowicz w artykule poświęconym artzinom w książce "Kultura niezależna w Polsce".
Według PDW za datę zamykającą epokę artzinów uznać należałoby lata 1997-1998, kiedy wiele zinów ostatecznie upadło, a inne przeszły do internetu. Lampa i Iskra Boża wciąż trwała w papierze.
Pismo banalistyczne
Powód 3: Bo w "Lampie" narodził się banalizm...
Jaka była ta pierwsza Lampa? Michael Fleischer, niemiecki badacz polskiego trzeciego obiegu, wyróżnił w polskiej literaturze alternatywnej trzy prądy: spokojny, prowokujący oraz awangardowy. Ten ostatni najczęściej pojawiał się właśnie w "Lampie" i polegał na celowym pisaniu nieciekawych tekstów o nieciekawych bohaterach. Fleischer ten typ pisania określał "metodą zerową", dziś ten typ literatury – zresztą za Duninem-Wąsowiczem - określany jest najczęściej jako banalizm:
"Tekst kształtowany jest jako 'nieinteresujący' (…) jednak w taki sposób, który sprawia, że staje się on ponownie interesujący, dla kogoś kto należy do danej subkultury, a zatem zna powyższą metodę." - pisał w swojej monografii Fleischer.
Banalizm miałby być – znowu według Dunina – reakcją na zdominowaną przez martyrologię i romantyzm zwyczajność życia w wolnym kraju. To właśnie banalizm i specyficzna postmrożkowska groteska były najbardziej charakterystycznymi cechami poetyki tekstów pojawiających się w tej pierwszej Lampie – ta jednak już niedługo miała przestać istnieć.
Pismo z Masłowskiej
Powód 4: Bo Masłowska...
Historia „Lampy”-miesięcznika bezpośrednio wiąże się z sukcesem pierwszej powieści Doroty Masłowskiej. "Wojna polsko-ruska" ukazała się na jesieni 2002 r. (sam debiut Masłowskiej w piśmie miał miejsce w 2000 r. - w numerze 17(22) pojawiły się jej dwie nigdy już potem niewznawiane prozy poetyckie: "Piątek" i "Wyprawa na dach wieżowca") i szybko stała się bestsellerem (w sumie sprzedało się ponad 120 tys. egzemplarzy) - i do dziś największym wydarzeniem literatury polskiej XX wieku. Pierwsza "Lampa" w formule miesięcznika pojawiła się półtora roku później w dużym stopniu dzięki pieniądzom zarobionym na "Wojnie". Zyski, jakie przyniosła wydawcy "Wojna" a potem jeszcze "Paw królowej", pozwoliły wydawnictwu i pismu przez długi czas dość sprawnie funkcjonować.
Tę historię i inne znaleźć można w tekście Anety Kyzioł o "Lampie i jej redaktorze" - "Polityka"...
Pismo z przyszłą Masłowską?
Powód 5: "Lampa" to najczulszy radar polskiej młodej literatury
To na radarze "Lampy" w ciągu ostatniej dekady pojawiło się po raz pierwszy wiele największych talentów najmłodszej polskiej literatury. W niszowej "Lampie" - piśmie i wydawnictwie - debiutowało wielu pisarzy, którzy z czasem przeszli do mainstreamu, a dziś znajdują się w pierwszym szeregu nowej literatury. Oprócz Masłowskiej pod Lampą debiutował, m.in. Jakub Żulczyk - autor młodzieżowych powieści debiutował opowiadaniem "Gamecube Girl" w 2005 r. (opowiadanie to stało się zalążkiem powieści "Zrób mi jakąś krzywdę" wydanej też przez "Lampę"). Kojarzona dziś przede wszystkim z reportażem Małgorzata Rejmer debiutowała opowiadaniem "Poczekalnia" (2006, w wydawnictwie wyszła potem jej powieść "Toksymia"), to w "Lampie" też ukazały się jej pierwsze prozy podróżne (znana ze zbioru reportaży o Rumunii autorka wcześniej publikowała w Lampie swoje reportaże z pozdróży po USA!), laureat Paszportu „Polityki” za rok 2009 Piotr Paziński debiutował w piśmie opowiadaniem "Manuskrypt Izaaka Feldwurma" (2008). Z "Lampy" na szersze wody wypłynęli też nominowani w ostatnich latach do Nike powieściopisarz Wit Szostak (powieść "Fuga") czy autor komiksów Maciej Sieńczyk ("Na bezludnej wyspie").
Lampa wydawnictwo zaś cały czas wydaje najmłodszą polską literaturę: ostatnio książki Marty Syrwid ("Bogactwo"), Ksawerego Stańczyka ("Skarb piratów") czy Darii Porębiak ("Koniec świata"). Kto wie, może wśród nich jest nowa Masłowska....
Pismo-środowisko
Powód 6: Bo Lampa to coś więcej niż pismo
Ale „Lampa” to przede wszystkim środowisko i ludzie związani przyjaźniami i wspólną pasją, wśród nich wielu utalentowanych pisarzy i recenzentów, którzy choć nigdy nie zrobili zawrotnej kariery, to od lat tworzą oblicze pisma: Marek Sieprawski, Kazimierz Malinowski, Jan Riesenkapf, Marek Kochan, Paweł Soszyński publikują w „Lampie” prawie od początku i trudno sobie bez nich to pismo wyobrazić.
Pismo egalitarne
Powód 7: Bo od dekady pisze poważnie o popkulturze.
O komiksie - na długo zanim ten na dobre zagościł na szpaltach masowych tygodników. Z taką samą uwagą w „Lampie” od lat pisze się o tekstach polskich piosenek, traktowanych jak literatura – tak pisano na łamach Lampy o tekstach Pidżamy Porno, Cool Kids of Death, 19 Wiosen – zanim te zespoły zrobiły się bardziej znane. Przy czym nie bez znaczenia są tu osobiste predylekcje redaktora, który sam też udzielał się muzycznie (jeden ze swoich składów reklamował jako „najgorszy zespół świata”).
Przez lata „Lampa” konsekwentnie zasypywała granicę między literaturą wysoką i niską, traktując kulturę w myśl założenia, że wszyscy twórcy w ramach jej spektrum wchodzą w najróżniejsze interakcje. W „Lampie” na równych prawach pojawia się literatura artystyczna i nieartystyczna, czy po prostu taka uchodząca za gorszą (np. fantastyka).
W "Lampie" zawsze można znaleźć ciekawe nie-akademickie teksty szperackie - pełne erudycji lub wymagające dość masochistycznego researchu, by wymienić tylko serię o książkach najgorszych, albo analizy internetowej przestrzeni literackiej pod kątem najgorszych grafomańskich twórców (ten ostatni cykl autorstwa Marty Syrwid).
Pismo na luzie
Powód 8: Pismo, w którym pisało się na luzie, zanim to stało się modne...
Paweł Dunin-Wąsowicz jako swojego idola jeśli chodzi o pisanie krytyczne uważa Piotra Bratkowskiego. Według Dunina to Bratkowski jako pierwszy krytyk pisał na poważnie o tekstach piosenek, pierwszy też wprowadzał osobisty ton do swojego pisania: pisał na przykład, jak nie może puścić muzyki z kasety i musi blokować głowicę zapałką – te przyziemne bolączki czynił częścią właściwego tekstu. Ten duch luźnego, bezpretensjonalnego pisania, który bardziej ceni subiektywną opinię niż dążenie do naukowej obiektywizacji, jest do dziś charakterystyczną cechą pisma, nawet jeśli w międzyczasie ten styl pisania stał się obecny też w bardziej mainstreamowych mediach.
Pismo niepobieżne
Powód 9: Pismo, które publikuje długie teksty
"Lampa" jest jednym z ostatnich miejsc, gdzie znajdziemy długie teksty nieprzycinane wymogami tego, co się czyta czy klika: swobodne, autentyczne rozmowy na kilka stron (często z biesiadnymi didaskaliami), dłuższe prezentacje autorów i wnikliwe teksty przekrojowe.
Pismo staroświecko-nowoczesne
Powód 10: Bo to pismo, które chce pożenić Lelewela z punkiem
Choć "Lampa" to przede wszystkim pismo z najmłodszą literaturą, zainteresowania redaktora i jego satelitów zawsze były rozleglejsze, stąd dużo w "Lampie" rzeczy z historii polskiej literatury - czasem po prostu z jej lamusa.
To też może jedyne współczesne pismo o literaturze - w Polsce a może i na świecie - zakończone pisanym po łacinie Summarium. Niczym XIX-wieczny almanach, "Lampę" kończy podsumowanie - w ostatnich latach pióra Nicolausa Simonidesa – stanowiące napisane w języku Rzymian omówienie wiodącego tematu numeru. Dzięki temu na ostatniej stronie Lampy możemy dostać łacińską wersję wiersza Marcina Świetlickiego albo chociaż jakąś nieprzyzwoitą fraszkę. To może najlepszy symbol pisma które łączy stare z nowym, Prusa z Masłowską, Lelewela z punkiem.
Pismo alternatywne
Powód 11: Bo to pismo, które może nie istnieje...
"Lampa" zajmuje się kulturą alternatywną w różnych znaczeniach tego słowa. Jak przystało na pismo potencjalnie fikcyjne, którego nazwa zaczerpnięta została od wyimaginowanego pisma "Lampa" z "Listów z fiołkiem" K.I. Gałczyńskiego, "Lampa" - piórem swojego naczelnego - konsekwentnie zajmuje się też literaturą i kulturą, której po prostu nie ma... Na łamach pisma jego redaktor od wielu lat publikuje rezultaty swoich kwerend w poszukiwaniu książek nieistniejących, tzn. takich, o których napisano w innych książkach, ale które w rzeczywistości nie zostały nigdy napisane.
Podobny charakter ma też drugi, długoletni projekt PDW - zapoczątkowany "Warszawą fantastyczną" i kontynuowany "Fantastycznym Krakowem" cykl, w ramach którego Dunin zbiera informacje o miastach, miejscach i w ogóle geografiach Polski, które pojawiają się tylko w książkach. W tym roku wieloletni projekt ma podobno zostać zwieńczony w postaci wydanego przez Narodowe Centrum Kultury "Fantastycznego Atlasu Polski", będącego summą fantastycznych podróży po książkach redaktora Lampy. Niezakończony za to – i potencjalnie otwarty - pozostaje inny projekt redaktora, w ramach którego zbiera on informacje o fikcyjnych... Duninach.
Pismo, które się nie zmienia
Powód 12: "Lampa" jest taka sama, choć wszystko wokół się zmienia
Lampa to pismo, które jest też niezwykle konsekwentne - przez lata lay-out zmieniał się minimalnie, a prawie wszystkie okładki zaprojektowała jedna osoba - Endo. Wbrew kapitalistycznej logice ciągłej zmiany i imperatywowi rebrandingu produktu, „Lampa” trwa prawie bez zmian. A jeśli już się zmienia to w charakterystyczny dla siebie sposób. Po tegorocznym liftingu i zmianie w nieregularnik, "Lampa" upodobniła się do siebie sprzed 20 lat - z czasów kiedy była jeszcze artzinem.
O nowej "Lampie" czytaj więcej w rozmowie z PDW