Po latach obcowania z Różewiczem ma pani wrażenie, że dobrze go poznała czy coraz więcej w nim zagadek?
Widzę Różewicza tak, jak on widział Kafkę: jako "czarną dziurę" na niebie literatury europejskiej. Jest "niebezpieczny", bo wsysa czytelnika i trzeba starać się go dobrze zrozumieć, żeby nie dać się połknąć.
Niemożliwe jest poznanie drugiego człowieka, nawet kiedy się z nim obcuje pod jednym dachem. Tym bardziej człowieka tak skomplikowanego jak Różewicz.
Lata "spędzone" z nim przemieniły mnie w pewnym sensie. Teraz dzielę moje życie na to "sprzed Różewicza" i "po nim" – choć dopóki nie ukaże się drugi tom biografii, jeszcze nie jest "po". Przed nim byłam zanurzona w Miłoszu. O sytuacjach ostatecznych myślałam słowami jego późnych wierszy z tomów "to" czy "Druga przestrzeń". Teraz odpowiedzi na moje pytania szukam u Różewicza.
Ciekawe, że kiedy zaczęłam pracować nad jego biografią, miałam poczucie, że "zdradzam" Miłosza, jego wizję świata, która jest jaśniejsza niż Różewiczowska.
Poezja Różewicza jest odarta z metafory, ale też z wszelkich prób łagodzenia grozy życia... On nie powie, jak Miłosz, że "nie wolno mu brata swego zasmucać". Dla niego nie ma "drugiej przestrzeni", jest drugi człowiek i w nim może się zrealizować dobro i zło, i wszelkie pocieszenie. Różewicz jest szalenie wymagający wobec człowieka i to mnie mobilizuje.
O co zapytałaby pani Różewicza?
Najpierw odwołałabym się do jego wiersza "Widziałem Go". Opowiada w nim o spotkanym w parku bezdomnym człowieku, który ubrany w trzy swetry spał na ławce, zaniedbany, brudny... Narrator rozpoznaje w nim jednak "Syna Człowieczego" i zmieszany oddala się, ucieka, a w domu myje ręce. To jest gest Piłata.
Zapytałabym więc Różewicza, czy pisząc ten wiersz przed ponad dwudziestu laty widział oczami wyobraźni sytuację uchodźców, odpychanych od naszych granic i traktowanych przez nasze państwo w sposób nieludzki? Zapytałabym go, która wartość jest nadrzędna: bezpieczeństwo granic, święty spokój obywateli, czy życie ludzkie?