Michał Iwanowski: Wszyscy idziemy w tym samym kierunku [WYWIAD]
Zaczęło się od zobaczonego na murze w Cardiff napisu "Go home polish". Dziesięć lat później Michał Iwanowski narysował na mapie linię prostą do Wrocławia, kupił dobre buty i wyszedł ze swojego walijskiego mieszkania. W ciągu 105 dni przeszedł ponad 1900 kilometrów. Nam opowiada o wykluczeniu, medytacyjnym wymiarze wędrówki i o tym, gdzie jest dom.
Michał Dąbrowski: Czy podczas twojej podróży ktoś kazał ci się wynosić?
Michał Iwanowski: Projekt zaczął się od wykluczającego hasła, ale to powtórzyło się tylko raz w czasie mojej podróży. Mężczyzna, który pilnował swojego ogródka razem z trzema strachami na wróble, naprawdę kazał mi się wynosić. Był wściekły, że w ogóle stałem na jego terenie. To była jedyna osoba, a szedłem ponad trzy miesiące.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Pytałeś o definicję domu?
Na początku próbowałem zadawać bardzo mądre pytania, ale rozmowy nie wychodziły naturalnie. Po kilku dniach zrozumiałem, że nie tędy droga. Później to ludzie mnie zaczepiali i zadawali pytania. Widok faceta z wielkim plecakiem idącego przez lasy i pola w różowym kapelutku budził zainteresowanie.
Często po prostu w kawiarniach ktoś do mnie podchodził i pytał: o co tu chodzi, co to za historia? Opowiadałem wtedy, nad czym pracuję. Na hasło "dom" większość od razu miała przygotowaną jakąś historię. Wiele osób wskazywało ręką przestrzeń między piersiami, wychodzi więc na to, że to dom jest właśnie tam (śmiech).
A na poważnie – drobne gesty i pojedyncze słowa pokazywały, jak ludzie silnie identyfikują się z ziemią, ale też ze sobą nawzajem. Z takim poczuciem "bycia na planecie".
Czy definicje domu zmieniały się w zależności od miejsca?
Szedłem przez osiem krajów i odpowiedzi wszędzie były podobne. Dom okazał się czymś ludzkim, a nie politycznym.
Miejsce przy definiowaniu domu okazało się nieważne, zmieniało się bardzo niewiele. Wbrew logice i temu, jak się obecnie o nim mówi – że to konkretna ziemia, Polska, Niemcy, kraj, paszport czy narodowość. W ogóle mało osób wspominało o narodowości. Większość ludzi rozumiało dom jako coś szerszego, część doświadczenia. Nie usłyszałem żadnego zdania typu "wszyscy Polacy to jedna rodzina".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Do jakich wniosków cię to doprowadziło?
W trakcie mojej podróży zacząłem mieć inną perspektywę, cała ta bajka z domem przenosiła mnie coraz wyżej. Zaczęło się od tego maluczkiego Polaczka, który się zastanawia się nad swoim istnieniem w Wielkiej Brytanii, bo ktoś napisał na murze "Do domu, Polaku". Wtedy wydawało mi się straszne, że ktoś tak myśli.
Z każdym krokiem unosiłem się jednak coraz wyżej nad ziemię i patrzyłem na nas wszystkich, na to mrowisko z innego punktu widzenia. Bardzo szybko zorientowałem się, jakie to wszystko jest śmieszne, jakie głupie. Ktoś się podpala za naród? Zabija kogoś innego? Jest w stanie pobić innego człowieka za piłkę na boisku?
Jak spojrzałem na ziemię z perspektywy kosmosu, zobaczyłem, że wspólny mianownik jest dla wszystkich jednakowy: wszyscy żyjemy i wszyscy umrzemy. Wykluczanie innych w myśl zasady "bo jestem stąd" to coś strasznie sztucznego. Wystarczy wejść na drabinę, albo popatrzeć na niebo w nocy, żeby zmienić perspektywę. I ja na to niebo patrzyłem. Okazało się, że tym wspólnym domem jest ziemia. Jedziemy w tym samym kierunku.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Czy tę definicję zbudowałeś z tego, co usłyszałeś?
Myślę, że to jest taka ludzka rzecz, jak pamięć genetyczna. Human condition. Tak mamy. Nie jestem w tym odkrywczy. Odkryłem to dla siebie przez rozmowy i tę medytację, sto dni marszu z plecakiem. Wykorzystałem ten spacer, żeby te myśli usłyszeć i zebrać w całość. Ułożyłem to z tego, co powiedzieli do mnie ludzie, ale też byłem gotowy to usłyszeć.
To kolejny projekt po "Clear of people", w którym dużo czasu spędziłeś chodząc. Próbujesz od czegoś uciec czy coś znaleźć?
Myślę, że można od czegoś próbować odejść, uciec, ale dla mnie nie ma to sensu. Jestem zwolennikiem brania na klatę tego, co się dzieje. To jest wspaniała możliwość, że możesz się układać z tym, co cię spotyka. Wszystko, co idzie w twoją stronę, jest przeznaczone do rozpracowania. Szedłem, żeby coś znaleźć.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Mieszkasz w Walii. Jak wpływa na ciebie obecna sytuacja polityczna w Europie?
Czuję irytację na to, co się dzieje. Nacjonalizm tli się w tylu miejscach w Europie i na świecie. Jestem zły, że muszę patrzeć na to, jak okrutna potrafi być ludzkość. Bycie dumnym tylko dlatego, że wypadłeś z brzucha w określonej szerokości geograficznej? No nie. Osobiście nie doświadczam wykluczenia, pracuję z ludźmi, którzy mają otwarte głowy i serca. Uczę dzieci, które potrzebują pomocy. Na co dzień nie widzę tego bagna. Trudno jednak być optymistą, niezależnie od tego, czy chodzi o Polskę, czy Wielką Brytanię.
Biorąc pod uwagę to, co mówiłeś o ludziach, których spotkałeś, chyba można mieć nadzieję?
Tak, ale jednak jest wiele analogii do tragicznych lat 30. XX wieku. Teraz zmieniła się forma wykluczania ludzi, ale testosteron alfa-samców gdzieś się musi rozpuścić, znaleźć ujście. W tej chwili nie widzę rozwiązania tego problemu. Jest to przykre, ale minie.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Co jeszcze cię zaskoczyło podczas drogi?
Poruszyła mnie historia Urszuli. Kobieta urodziła się we wsi, która później została zalana wodą wskutek wybudowanej obok tamy. Jej rodzina przeniosła się gdzieś dalej, musiała zostawić miejsce, w którym przeżyła całe życie. Poznałem jej córkę, dziennikarkę, która powiedziała mi, że zabrała mamę nad to jezioro i ona potrafiła bezbłędnie wskazać: w tym miejscu był mój dom. Jej dzieci popłynęły z nią w to miejsce i wtedy nastała magiczna chwila. Ona unosząc się nad tym miejscem poczuła coś tak mocnego, jakąś niezwykłą energię. Coś, co czujesz bardzo mocno i głęboko, ale nie jesteś w stanie tego wyrazić. To była podróż w czasie do miejsca z przeszłości. Wiele osób, które mówiło o domu, mówiły właśnie o tym uczuciu. W niemieckim jest słowo heimat, w walijskim hiraeth, które dobrze opisuje ten stan. Nosowska też śpiewała, że dom to nie miejsce, lecz stan. I że jest bezdomna.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Czy w czasie tego marszu miałeś momenty zwątpienia?
Miałem taki moment, kiedy ciało odmówiło mi posłuszeństwa i tak trochę popłakałem nad sobą. Rzuciłem plecak w krzaki. Nie idę dalej. Nie chce mi się. Nie będę się spinał. Tej nocy spałem u pani Cacilie, która miała 93 lata.
Okazało się, że pochodzi ze Smolca pod Wrocławiem. To bardzo blisko miejsca, w którym ja się urodziłem. De facto urodziliśmy się na tej samej ziemi. W 1945 roku, kiedy Stalin przerzucał Kresy na Zachód, cała masa Niemców musiała maszerować na Zachód, wśród nich była także Cacilie. Szła zimą przez wiele dni, dostając jedynie kromkę chleba dziennie.
Teraz siedzieliśmy przy jednym stole i próbowaliśmy się porozumieć. Ja po niemiecku średnio, ona po angielsku w ogóle. Przez godzinę śmialiśmy się i płakaliśmy na przemian.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Opowiedz o fotografowaniu.
Postanowiłem, że podmiotem projektu będę ja. Nie dlatego, że mam jakieś niezdrowe zainteresowanie swoją osobą, chodziło o ciało i tożsamość, którą posiadam. Miałem dość takiego ogólnego mówienia o rzeczach. Polacy są tacy, Żydzi są tacy, imigranci robią tamto. Media bardzo łatwo szastają tymi ogólnikami. Stwierdziłem, że w moim słowniku nie ma miejsca na takie rzeczy. Potrzebowałem jednej, konkretnej osoby – wtedy możemy próbować się porozumieć. Postanowiłem, że będę bohaterem tych zdjęć. Robiłem dużo autoportretów, wiele z nich autoironicznych. Późniejsze wydarzenia na trasie same podsuwały mi tematy do zdjęć.
Dlaczego nie pokazujesz innych ludzi?
Robiłem portrety innym ludziom, ale czegoś im brakowało. Nie chciałem takiego klasycznego dokumentu, wydaje mi się, że ta forma jest trochę zużyta. Zamiast fotografować ludzi, spisywałem ich historie. To są ich portrety. Wydaje mi się, że widz, który przeczyta o danej osobie, będzie musiał wykonać określoną pracę, by coś sobie wyobrazić.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z serii "Go home, Polish", fot. Michał Iwanowski
Fotografując siebie, stawałeś się bohaterem zasłyszanych historii?
Myślę, że jestem raczej narratorem tej historii. Jestem jak pielgrzym, Jaś Wędrowniczek, który powtarza historię, jaką opowiedziała mu Marysia wioskę dalej. Nie uważam się ani za dziennikarza, ani za fotografa, moim zadaniem jest komunikacja. Jeżeli opowiem historię, która coś wniesie do czyjegoś życia, to moja rola będzie spełniona. Idzie mi to ciężko, bo słowo to jednak wielka odpowiedzialność.
Rozmawiał Michał Dąbrowski, grudzień 2019.
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Michał Iwanowski, fot. Dragana Jurisic
Michał Iwanowski - urodzony w 1977 roku we Wrocławiu fotograf, który od 2001 roku żyje i pracuje w walijskim Cardiff. W swoich pracach porusza tematykę pamięci oraz jej relacji z obrazem fotograficznym. W roku 2009 otrzymał nagrodę "Emerging Photographer" przyznawaną przez kanadyjską Magenta Foundation. Obecnie pracuje nad książką podsumowującą projekt "Go home, Polish". www.michaliwanowski.com
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]