Czy słusznie? Tadeusz Różewicz w swoich utworach wyprzedzał czas. Mimo upływu lat nadal niepokoją swoją aktualnością, chociaż ich katastroficzne wizje stają się codziennością coraz bardziej oswojoną.
"Kartoteka"
Pierwszy wystawiony na scenie utwór dramatyczny Tadeusza Różewicza, napisany w latach 1958–1959. Okazał się utworem pionierskim, radykalnie poszerzającym kanon możliwości inscenizacyjnych teatru, nie tylko w Polsce. Zbigniew Majchrowski przypomniał we wstępie do książki "Kartoteka. Kartoteka rozrzucona" [Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997], że kanoniczny tekst Różewicza pojawił się na scenie, zanim człowiek wzbił się w kosmos. Przed II SoboremWatykańskim i wzniesieniem muru berlińskiego. Przed karierą Beatlesów i filmowych "Krzyżaków".
Sztuka została wydrukowana w wersji ocenzurowanej w miesięczniku "Dialog" [1960 nr 2]. Wydanie książkowe, wraz ze zbiorem wierszy "Zielona róża", ukazało się w Państwowym Instytucie Wydawniczym w 1961 roku. Wersja pełna doczekała się druku jedenaście lat później w tomie "Sztuki teatralne" [Ossolineum, Wrocław 1972].
"Kartotekę" współtworzą dwa obrazy: pustka wewnętrzna Bohatera i przepływający przez pokój, w którym się znajduje, atakujący go potop zjawisk, ludzi i rzeczy. Teraźniejszość i przeszłość, z odniesieniami do lat okupacji, przenikają się płynnie, dając frapujący obraz kompleksów polskiego inteligenta, nie radzącego sobie z wyzwaniami rzeczywistości.
Siłą sztuki – pisał o "Kartotece" Jan Błoński – jest owa szydercza skromność, z jaką bohater odnosi się do siebie, a Różewicz do bohatera. W bełkocie, w którym pisarz każe od czasu do czasu grzęznąć akcji, jest metoda i cel, a mianowicie odmowa tragiczności. Tylko drwina może ocalić trzeźwość naszych umysłów, a więc – w ostatecznym rozrachunku – naszą własną wolność… Autor odwołuje się do niejasnej i niezwalczonej nadziei, którą zachował na dnie serca."
Prapremiera "Kartoteki" odbyła się 25 marca 1960 roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Reżyserowała Wanda Laskowska, scenografię zaprojektował Jerzy Kosiński, a w roli Bohatera wystąpił Józef Para. Dla potrzeb Teatru Telewizji "Kartotekę" wyreżyserował w 1967 roku Konrad Swinarski z Tadeuszem Łomnickim w roli Bohatera, a w 1979 roku – Krzysztof Kieślowski (z Gustawem Holoubkiem).
Zagraniczna premiera odbyła się 13 stycznia 1961 roku w Nowym Jorku w Unicorn Theater. (Przekład Barbara Vedder, reżyseria Alexander Wilson, w roli Bohatera Peter Boyle). Jeszcze tego samego roku powstały tłumaczenia i następne premiery zagraniczne: w Niemczech Zachodnich (Teatr Miejski w Essen) oraz w Szwecji (Teatr Uniwersytecki w Sztokholmie). Sztuka grana jest na wielu scenach świata nieprzerwanie do dziś. Kazimierz Kutz wystawił "Kartotekę" w Teatrze Narodowym w Warszawie (premiera 29 maja 1999), ze Zbigniewem Zamachowskim, który jakże trafnie słowami sprzed dziesięcioleci wypowiadał niepokoje nieobce nam i dziś. Anarchiczne, choć wierne autorskiemu zamysłowi odczytanie "Kartoteki" z Janem Peszkiem wystawił Michał Zadara we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (premiera 8 grudnia 2006).
"Śmieszny staruszek"
"Komedia w dwóch odsłonach", napisana w 1963 roku, wystawiona po raz pierwszy przez Zdzisława Tobiasza i Janusza Warmińskiego w Teatrze Ateneum 21 grudnia 1965 roku, przez lata grana była w teatrach całej Polski.
W 1997 roku "Śmieszny staruszek" doczekał się finezyjnego przeniesienia do Teatru TV, wreżyserii brata autora, Stanisława Różewicza. Samotnemu emerytowi (Wojciech Pszoniak) postawiono bliżej nieokreślone i nieudowodnione zarzuty. W odpowiedzi na nie – wyciszony, smutny, przerażony – opowiada przed sądem przejmującą historię swego zmarnowanego życia.
"Moja córeczka"
Słuchowisko czy też (jak w opisie Archiwum Polskiego Radia) "proza czytana" przez Władysława Krasnowieckiego w cyklu "Spotkanie z aktorem" (nagranie: 23 grudnia 1966). Od czasu inscenizacji Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze w Krakowie (premiera 18 maja 1968), z Jerzym Kaliszewskim w roli Henryka, tekst zaczął wieść niezależny żywot sceniczny.
Po "Moją córeczkę" w 2000 roku sięgnął Teatr TV. Na sukces widowiska harmonijnie zapracowały: nieprzemijająca aktualność tekstu Różewicza, przejrzysta adaptacja i reżyseria Andrzeja Barańskiego i znakomita gra aktorów, zwłaszcza Jerzego Treli i Zbigniewa Zapasiewicza. Owdowiały Henryk (Trela) wysyła ukochaną córkę Mireczkę (Agata Buzek) na studia do Warszawy. Dziewczyna związała się ze zwodniczo przystojnym pseudoliteratem Harrym (Rafał Królikowski). Skrobanka, porzucone studia, próba samobójcza, leczenie. I "opieka" niejakiego Żorża (Piotr Fronczewski), który umie zadbać o to, by podopieczna odpracowała poniesione nakłady.
Małomiasteczkowy "jeleń" Henryk, z walizką pełną przysmaków ze świątecznego stołu, odbywa golgotę upokorzeń. I nawet o krok nie przybliży się do ukochanego, tak ciężko poniżonego dziecka, które nienawistny świat wchłonął już z kretesem. Intymna spowiedź bohatera to najbardziej poruszające wyznanie, na jakie może się zdobyć mężczyzna – sromotnej rodzicielskiej klęski. Henryk własne lęki utożsamiał z wyjątkowo niechlujnym sprzedawcą jabłek, Brudasem (Zapasiewicz). On to niegdyś ośmielił się poczęstować kilkuletnią Mirusię najpiękniejszym z owoców. Jabłko, mimo dziecięcych łez, zostało przez ojca zwrócone. Drogi obu tych ludzi zeszły się nieoczekiwanie we wspólnym punkcie. Widowisko Barańskiego jest arcydziełem. Jedną z najbardziej wyrazistych diagnoz naszych czasów, jakie podjął Teatr TV.
W 2009 w warszawskim Teatrze Ateneum "Moją córeczkę" wystawił Marek Fiedor z Arturem Barcisiem (Henryk) i Jerzym Kamasem (Brudas).
"Stara Kobieta wysiaduje"
Nowatorska w formie, debiutancka "Kartoteka" sprawiła, że każdy następny tekst sceniczny Różewicza był postrzegany jako słabszy. Toteż i "Stara Kobieta wysiaduje" z 1968 roku nie miała łatwego startu. Nie przebiła się na scenę Starego Teatru w Krakowie mimo zabiegów Jerzego Jarockiego, który wystawił ją w końcu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (premiera 28 czerwca 1969). Przyjęcie nie należało do entuzjastycznych, choć w pamięci widzów zapisały się (nabyte w zespole Jerzego Grotowskiego) akrobatyczne zdolności Mai Komorowskiej, fruwającej nad sceną na rozhuśtanym żyrandolu.
"Stara Kobieta…" stwarza wrażenie utworu, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. I właściwie wszystko może się w nim zdarzyć. Nieciągłość, komplementarność, przypadkowość zdarzeń wymaga ręki szczególnie odpowiedzialnego inscenizatora, który z tej nielinearnie przedstawionej historii umiałby wysnuć własną, sugestywną opowieść.
Tak też w inscenizacji Teatru Narodowego [Małego] w Warszawie postąpił reżyser Stanisław Różewicz – zmodyfikował sztukę, dodając nieco aktualności z późniejszych utworów brata, (premiera 30 marca 2007).
Świat nieodmiennie zmierza ku samozagładzie, toczą się wojny, środowisko się degraduje, trudno znaleźć skrawek czystej przestrzeni. Bohaterka utworu ma pole działania coraz bardziej ograniczone, ponieważ kawiarnię, w której wysiaduje, zasypują wciąż nowe sterty śmieci. W "odsłonie drugiej" oczom widza ukazuje się: "Śmietnisko 'jak morze', od brzegu do brzegu. Śmietnisko aż po horyzont". Jednak Stara Kobieta, w stonowanej interpretacji Anny Chodakowskiej, trwa – konsekwentnie i mimo wszystko.
"Na czworakach"
Sztukę pisaną w latach 1965–1971 po raz pierwszy wyreżyserował Jerzy Jarocki w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (premiera 25 marca 1972). "Na czworakach" opowiada o wiekowym i zdziecinniałym pisarzu Laurentym, którego u schyłku dni – motyw zaczerpnięty z życiorysu genialnego francuskiego malarza Maurice'a Utrilla – najbardziej cieszy… zabawa elektryczną kolejką. Przeszkadza mu w tym jednak podtykająca zupki nadopiekuńcza gospodyni Pelasia oraz tłumy natrętów, pragnących grzać się w blasku jego sławy. Dziewczyna, która pojawi się w gabinecie cenionego twórcy w celu, jakoby, pisania dysertacji, nie szczędzi wysiłków, by uwieść mistrza i zostać jego żoną.
Inscenizację, ze znakomitą rolą Ignacego Gogolewskiego jako Laurentego, w Teatrze Narodowym w Warszawie (premiera 26 stycznia 2001) przygotował Kazimierz Kutz. Niełatwy w odbiorze, nieustannie oscylujący między tonem serio a buffo tekst, lśnił w przedstawieniu Kutza pełnym blaskiem głównie dzięki roli Gogolewskiego. Grał on genialnego twórcę, a zarazem zwyczajnego człowieka, w którym prawdziwa, bądź wykreowana na publiczny użytek, wielkość idzie w parze z ludzką niedoskonałością i niedomaganiami organizmu. Całości dopełniła nastrojowa muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza i szlachetna w wyrazie scenografia Jerzego Kaliny, oszałamiająca zwłaszcza w finałowej scenie apoteozy Laurentego.
"Białe małżeństwo"
Śmiało przełamująca obyczajowe tabu sztuka Tadeusza Różewicza, która przysporzyła mu miano skandalisty. Wywołała między innymi święte oburzenie Artura Sandauera, pryncypialnie krytykującego "Białe małżeństwo" za nadmierne, jego zdaniem, rozpasanie.
Pierwszy po tę sztukę z 1973 roku sięgnął reżyser Tadeusz Minc, który w warszawskim Teatrze Narodowym [Małym], przygotował widowisko ludyczne: barwne, frywolne i prześmieszne (premiera 24 stycznia 1975). Był to zarazem pierwszy bodaj topless na zawodowej scenie w Polsce (Barbara Sułkowska w roli Pauliny), nieśmiałe jeszcze echo rewolucji obyczajowej na Zachodzie (rozbieranki w musicalu "Hair" – jedna scena i "Oh! Calcutta" – wszystkie).
Niedługo później we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (premiera 11 września 1975) reżyser Kazimierz Braun pozwolił sobie w "Białym małżeństwie" na Freudowski ton serio, w genialnej inscenizacji wystylizowanej na epokę secesji. Był to także wspaniały debiut Zofii de Ines–Lewczuk, która zaprojektowała oszałamiające kostiumy, utrzymane w tonacjach czerni–szarości–bieli, niby z rycin Beardsleya, ale i z ekspresjonistycznych filmów.
Melancholijnym wspomnieniem czasów, kiedy nagość na scenie wywoływała jeszcze rumieńce emocji, okazała się wersja wystawiona przez Grzegorza Wiśniewskiego w warszawskim Teatrze Powszechnym (premiera 11 kwietnia 2003). W sielskiej atmosferze małego dworku dwie nastoletnie panny (Anna Moskal, Paulina Holtz) przeżywają problemy dorastania. Niemały w tym udział mają rzeczywiste czy też wyobrażone zachowania pozostałych osób: rozmarzonej i zgorzkniałej Matki (Ewa Dałkowska), owdowiałej Ciotki (Joanna Żółkowska), jurnego Ojca (Cezary Żak), umizgującego się do kobiet Dziadka (Stanisław Brudny), swawolnej Kucharci (Maria Robaszkiewicz). Sprawy nabiorą tempa, gdy na horyzoncie pojawi się melancholijnie rozpoetyzowany Beniamin (Adam Woronowicz), młody kandydat do ręki jednej z dziewcząt.
Jedyna sztuka Tadeusza Różewicza, która doczekała się ekranizacji. Reżyserowała Magdalena Łazarkiewicz, grały: Jolanta Fraszyńska (Bianka) i Agata Piotrowska (Paulina). Film wszedł na ekrany kin w 1992 roku.
"Do piachu"
Kolejne, jeszcze większe cięgi zebrał poeta za sztukę "Do piachu", w której ukazał znane mu z autopsji partyzanckie życie. Bez patriotycznego upojenia, za to nie kryjąc jego przemilczanych, mrocznych stron. Tekst powstawał 17 lat (1955–1972), żeby przez następnych siedem nie móc ukazać się drukiem.
Pierwsza inscenizacja "Do piachu" w reżyserii Tadeusza Łomnickiego w warszawskim Teatrze Na Woli (premiera 29 marca 1979) szybko zeszła z afisza wskutek protestów środowisk kombatanckich. Wersja telewizyjna Kazimierza Kutza czekała na emisję wiele miesięcy (premiera 24 września 1990), aby w końcu dać pole do kolejnych protestów. Dramat Różewicza wzbudza silne emocje, bo demitologizuje niepodległościowe podziemie czasu II wojny światowej. Autor przedstawił je z naturalistyczną brutalnością. Żołnierze leśnego oddziału są brudni, śmierdzący i wulgarni. Nie brak wśród nich jednostek skrajnie zdemoralizowanych. Po ograbieniu plebanii i gwałcie na gospodyni, dwaj winowajcy znikają, pozostawiając na pastwę losu towarzyszącego im prostodusznego Walusia. Wprawdzie wyrok śmierci na Walusia wydaje się absurdalnym nieporozumieniem, jednak prawa wojny są w takich przypadkach jednoznaczne. Kutz stworzył wspaniałe, pulsujące emocjami widowisko. Wśród znakomitych ról na szczególną uwagę zasługuje postać szczerego i naiwnego Walusia, kreowana przez mało znanego wówczas Piotra Cyrwusa. Aktor nasycił ją prawdą wyrazu o sile wstrząsu. Jest to jedno z tych arcydzieł Teatru TV, któremu żadne protesty nie są w stanie zaszkodzić.
Trzecia w historii inscenizacja "Do piachu", wystawiona siłami Teatru Provisorium i Kompanii Teatr z Lublina (premiera 14 grudnia 2003), nie rozprawia się z mitem partyzanta, ani nie dyskutuje o AK i NSZ. Reżyserzy Janusz Opryński i Witold Mazurkiewicz nie chcieli robić przedstawienia o daremnej ofierze w imię wojennego prawa. Pytali raczej, za co wolno umierać i jaki jest sens wojennego upodlenia. Ich "Do piachu" opowiada o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Za jego ból, cierpienie i śmierć. To widowisko o absurdzie wojny i odczłowieczeniu, jakie powoduje. Lublinianie stworzyli antyepos o antybohaterach, zestawiając go z prawdziwym eposem Rainera Marii Rilkego w stylu średniowiecznych ballad – "Pieśnią o życiu i śmierci korneta Krzysztofa Rilke". Romantyczna śmierć samotnego herosa zostaje zderzona z dosadną wegetacją partyzantów zagubionych w czasie i przestrzeni.
"Odejście Głodomora"
Dramat Różewicza powstał w 1976 roku z inspiracji opowiadaniem "Der Hungerkünstler" Franza Kafki. Na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego "Odejście Głodomora" wyreżyserował Helmut Kajzar (premiera 9 lutego 1977) ze świetną główną rolą Bogusława Kierca.
W przekonaniu o przenikliwości i aktualności dramatu, w tym samym teatrze w 2002 roku Piotr Kruszczyński wystawił jego nową wersję. Widz staje się świadkiem realizacji telewizyjnego show, którego bohaterem jest Głodomór, w ostatnich chwilach 40–dniowego postu. Zamknięty w szklanym pudle, niczym w panoramicznym telewizorze, staje się świadkiem zmagań obżartuchów i musi decydować o wyższości pierogów z cebulką nad golonką. Ale radykalność postawy Głodomora – gwiazdy mediów, pozującej na ich ofiarę – jest przede wszystkim wypadkową determinacji, z jaką jego impresario zabiega o sukces widowiska.
"Pułapka"
Tadeusz Różewicz, od dawna zafascynowany twórczością i postacią Franza Kafki, w 1979 roku ukończył sztukę "Pułapka". Wydrukowana w 1982 roku, prapremierę miała rok później w norweskim Bergen. W Polsce Kazimierz Braun wystawił ją we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (premiera 7 stycznia 1984), z Bogusławem Kiercem w roli Franza.
W Teatrze TV sztukę brata wyreżyserował Stanisław Różewicz (premiera 10 grudnia 1990). Główny bohater Franz (Olgierd Łukaszewicz) jest tyleż samo ofiarą srogości swego ojca (Gustaw Lutkiewicz), ile sam swoim nieprzystosowaniem przysparza bólu najbliższym osobom. Matce (Ewa Żukowska), kolejnym narzeczonym: Felicji (Gabriela Kownacka), jej przyjaciółce Grecie (Marzena Trybała), Janie (Krystyna Wachelko-Zaleska) oraz przyjacielowi Maksowi (Jarosław Gajewski). Przeraża go perspektywa stałego związku, którego naturę niespodziewanie odkrywa w sklepie meblowym ("jeśli podstawą naszego stosunku ma być krzesło albo szafa, to ja nie widzę… ja muszę… Chyba mam gorączkę… muszę wyjechać… nie mam żadnego stosunku do mebli… nie chcę zostać więźniem, niewolnikiem, nie mogę dźwigać szafy… może to mój krzyż? Szafa").
Włodzimierz Press z kolei zagrał tę postać (gościnnie) w wersji przygotowanej przez Jerzego Jarockiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu (premiera 30 maja 1992). Zasadniczym problemem "Pułapki" Różewicza są pytania o wolność i granice "ego" artysty. O koszty prawa do zachowania własnej wrażliwości wobec twardych wymogów rzeczywistości. Do zdumiewających pomysłowością profetycznych wizji Kafki – w utworze Różewicza i inscenizacji Jarockiego – trzeba zaliczyć sen Franza pod jabłonką. Niewinna zabawa w ciuciubabkę z siostrami przemienia się w projekcję ich losu. Trzy młode, niewinne dziewczyny, w jasnych marynarskich mundurkach, uciekają przed bratem z opaską na oczach, który usiłuje je złapać. Bieg dziewczyn staje się coraz bardziej szalony, ich strój – coraz mniej kompletny. W końcu widzimy dziewczyny pędzone w gromadzie innych, także nieomal nagich kobiet. Goni je ujadanie psów. Wszystkie trzy siostry Franza Kafki zginęły w Auschwitz.
Tadeusz Różewicz zbierał materiały do "Pułapki" przez kilkadziesiąt lat. I choć losy znakomitego pisarza Franza Kafki na pewno nie należały do banalnych, nie napisał sztuki stricte biograficznej.
W miejsce klasycznej fabuły pojawia się analiza swoistego podwójnego potrzasku, w którym przyszło egzystować człowiekowi dwudziestowiecznemu. Jego udziałem, sugeruje Różewicz, stała się po pierwsze "pułapka Historii", której złowrogi symbol stanowią Oprawcy i "pułapka Biologii", o czym główny bohater sztuki mówi wprost: "to ja jestem pułapką, moje ciało jest pułapką, w którą wpadłem po urodzeniu".
"Kartoteka rozrzucona"
Co miałby nam do powiedzenia Bohater "Kartoteki" z 1959 roku przeniesiony do czasów późniejszych o 33 lata? Różewicz jeszcze raz powrócił do rozgoryczeń swojego pokolenia, ludzi wciąż niepewnych swoich wyborów ideowych. "Rozrzucił" teksty swojej debiutanckiej sztuki, łącząc je z nowymi, zmieniając dialogi, postaci i sceny.
W cyklu prób otwartych, które Różewicz odbył z aktorami Teatru Polskiego we Wrocławiu (od 17 listopada do 2 grudnia 1992), wprowadził w życie postulat "pisania na scenie". Tak powstała jego "Kartoteka rozrzucona", z wielkim sukcesem przeniesiona później przez Kazimierza Kutza do Teatru TV (premiera 30 listopada 1998).
Bohater (Jerzy Trela i Krzysztof Globisz) jest uwikłany zarówno w przeszłość, jak i w teraźniejszość ustrojowej i mentalnej transformacji. Znaleźć tu można gorące tematy prasowe: informacje o handlu ludzkimi narządami i narkotykami czy też spór, który z rabinów ma prawo do wystawiania świadectw koszerności produkowanej w Polsce wódki. Jest cały poemat złożony z gazetowych ogłoszeń. I drugi, szczególnie ironiczny, czyli słowolalia skomponowana z fragmentów współczesnych debat sejmowych. I wreszcie plejada koncertowo grających aktorów krakowskich i wrocławskich.
A na koniec: "Trelemorele"
Dramat Tadeusza Różewicza, opublikowany w 2005 roku w miesięczniku "Dialog", z okazji 85. rocznicy urodzin poety przeniósł na mały ekran Piotr Łazarkiewicz, (prem 15 października 2006). Treść sztuki najlepiej oddaje podtytuł: "Scenariusz telenowel dla telewizji publicznej i prywatnej".
Autor jawnie kpi z języka tego medium, który w fałszywie pojętej trosce przypodobania się widzowi zmierza w stronę niekomunikatywnego bełkotu i zamierzonego kiczu z domieszką perwersji. Rodzina siedząca przed odbiornikiem telewizyjnym beznamiętnie wchłania wylewającą się zeń papkę obrazów: ogłupiających teleturniejów, idiotycznych reklam, kretyńskich seriali, niewiarygodnych programów publicystycznych. Nerwowy spacer po kanałach niczego nie zmienia. Wszędzie jest podobnie – równie mdło i beznadziejnie.