Krótka historia tęczy
Pod koniec czerwca 2019 roku przed Zachętą stanęła tęcza. Jej pierwotna wersja znalazła się w tym samym miejscu dokładnie 28 lat wcześniej. Forma pozostała taka sama, ale przez ten czas zmieniło się wszystko dookoła.
"Prosta tęcza" Marka Sobczyka po raz pierwszy stanęła przed Zachętą w 1991 roku przy okazji wystawy "Epitafium i siedem przestrzeni. Drogi, tradycje, osobliwości życia duchowego w Polsce odbite w lustrze sztuki pod koniec XX wieku" kuratorowanej przez Janusza Boguckiego i Ninę Smolarz. Wieńcząca ich dorobek ekspozycja podsumowywała doświadczenia z okresu sztuki przykościelnej, a stojąca przed galerią tęcza zyskiwała wyraźną ramę religijną, odsyłającą do skojarzenia z biblijnym znakiem przymierza pojawiającym się na niebie po potopie.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Marek Sobczyk, instalacja "Prosta tęcza", 1991, fot. z archiwum Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie
Z galerii do kościoła i z powrotem
Początek lat 90. to w historii polskiej sztuki okres równie mglisty jak duchologiczna kultura wizualna początków transformacji ustrojowej. Liczne dyskusje o sztuce lat 90. skupiały się do tej pory zazwyczaj na sztuce krytycznej, traktowanej niemal jak synonim całej dekady. Płaski obraz tego okresu i samej sztuki krytycznej zaczęli rozbijać w ostatnich latach badający związki sztuki z kulturą rejwową lat 90. Łukasz Ronduda, Zofia Krawiec i Szymon Maliborski.
Sztuka krytyczna nie rozciąga się zresztą na całą dekadę. Najsłynniejsi absolwenci Kowalni dopiero około połowy lat 90. obronili dyplomy na akademii. Najwcześniej, bo w 1993 roku, Katarzyna Kozyra i Paweł Althamer, z kolei Artur Żmijewski w 1995, a Monika Zielińska Mamzeta w 1996 roku. W sztuce z kręgu Kowalni nie brakowało także wątków metafizycznych, odkrywanych w ostatnim czasie ponownie wraz z artystycznym powrotem najbardziej uduchowionego artysty tego kręgu – Romana Stańczaka. Nie bez powodu swój symboliczny powrót rzeźbiarz zaznaczył, ustawiając w Parku Rzeźby na Bródnie monumentalną figurę złotego anioła stróża. W tytułach ikonicznych wystaw z początku lat 90. powracają co rusz mistyczne i biblijne odniesienia. W tym samym roku, w którym przed Zachętą staje "Prosta tęcza" Marka Sobczyka, w CSW Zamek Ujazdowski odbywa się m.in. kuratorowana przez Waldemara Baraniewskiego i Grzegorza Kowalskiego wystawa "Magowie i mistycy".
Na początek lat 90. wyraźny cień rzuca poprzednia dekada, ze swoimi tematami, wartościami, hierarchiami i głównymi przedstawicielami. Takimi gwiazdami są malarz Marek Sobczyk oraz para kuratorów, wówczas jeszcze często nazywanych komisarzami – Janusz Bogucki i Nina Smolarz. Bogucki jeszcze pod koniec lat 70. szuka drogi do odbudowania przez sztukę zerwanych jego zdaniem w epoce Gierka więzi społecznych. Na drodze tych poszukiwań łączy fascynację awangardowymi kuratorskimi koncepcjami podpatrzonymi podczas wycieczek na zachód z ciągotami ku duchowości. Chce przy okazji "resakralizować kulturę" i "deklerykalizować Kościół".
Gdy w grudniu 1981 roku na ulice wyjeżdżają czołgi, intuicje Boguckiego przeradzają się w praktykę. Wobec bojkotu państwowych instytucji wystawienniczych, kościoły zaczynają pełnić funkcję alternatywnego systemu galeryjnego. Sztuka przykościelna, jak ją ochrzczono, pozostaje rzecz jasna w ścisłym związku z miejscem, kościelnej architekturze daleko wszak do neutralnego galeryjnego białego kubika. Doczekuje się też złośliwego przydomka sacr-realizm, a krakowska historyczka i krytyczka sztuki Krystyna Czerni na łamach "Znaku" tak opisuje typowy dla niej zestaw motywów:
Text
kraty, łańcuchy, flagi, rozmaitego typu więzy i pęta i koniecznie purpurowe draperie. A także świece, przewiązane oczy, podcięte skrzydła, pokrwawione szarpie – czyli wszystkie niezbędne atrybuty i akcesoria służące do utrzymywania nas w stanie permanentnej, tak bardzo wydrwiwanej przez Kisiela, narodowo-rocznicowo-martyrologicznej fety.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Na wystawach Boguckiego i Smolarz znajdują się jednak także prace klasyków awangardy, takich jak Henryk Stażewski, neoawangardy, np. Edwarda Krasińskiego, czy artystów kojarzonych z nową ekspresją, a następnie sztuką krytyczną, jak Grzegorz Klaman. Równie zróżnicowany zestaw artystów uczestniczy w 1991 roku w kuratorowanej przez duet wystawie "Epitafium i siedem przestrzeni. Drogi, tradycje, osobliwości życia duchowego w Polsce odbite w lustrze sztuki pod koniec XX wieku" w stołecznej Zachęcie.
Chociaż wystawy przykościelne dążą do wyrwania sztuki z instytucjonalnych ograniczeń – z powodów nie tylko politycznych, ale też czysto artystycznych – swoją karierę wieńczą jak na ironię w najbardziej nobliwej publicznej galerii. Po zmianie ustrojowej historyczna konsekracja sztuki przykościelnej następuje w świeckiej "świątyni sztuki". Znajdują się na niej także prace artystów, którzy, mówiąc słowami Andy Rottenberg, "stworzyli alternatywny obieg w szczelinie między państwem a kościołem".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Pokaz sztuki niezależnej Jerzego Medyńskiego, Marka Sobczyka i Jacka Ziemińskiego. Na zdjęciu: Piotr Skórzyński czyta swoje utwory, 1984, fot. Tomasz Wierzejski / Fotonova / East News
Tęcza autokrytyczna
Gdy Bogucki ze Smolarz tworzą podwaliny sztuki przykościelnej, Marek Sobczyk dzień po wybuchu stanu wojennego maluje obraz "Gandzia". Portretuje w nim generała Jaruzelskiego na tle jamajskiej flagi, w usta wciska mu grubego skręta-dynamit. Wkrótce Sobczyk współtworzyć będzie Gruppę, czołową formację neoekspresjonistycznych malarzy. Wyrośnie też na najbardziej niejednoznacznego twórcę w tym kręgu. Anda Rottenberg w 1987 roku tak pisze o jego obrazach:
Text
Sobczyk obserwuje rzeczywistość okiem przychylnym, wydobywa zeń interesujące go motywy, które podnosi do rangi zjawisk godnych podziwu przez kilka równoległych zabiegów: monumentalizuje kształty [...] i podkreśla intensywnym kolorem, a jednocześnie wskazuje na nie w tytule. Nazywa je, nie używając żadnych przenośni jak ktoś, komu dana została władza nadawania imion rzeczom i sprawom.
Sobczyk nie bez powodu zaproszony zostaje na "Epitafium i siedem przestrzeni". Najchętniej z nowoekspresyjnych malarzy sięga bowiem po motywy religijne. Daleko im jednak do kanonów sztuki sakralnej. W kilku wersjach "Bożego Narodzenia" z 1988 roku przedstawia nie sielankową scenę połogu, a sam moment porodu. Wydostającemu się na świat dzieciątku Jezus towarzyszy do tego złowroga hieratyczna postać z czerwonym nimbem wokół głowy. Syn marnotrawny w innym obrazie Sobczyka wraca nie do strapionego ojca, a do nowojorskiego Muzeum Guggenheima. Ta historia w odróżnieniu od starotestamentowej nie ma happy endu. W przeciwieństwie do miłościwego ojca, instytucja ma bowiem serce z kamienia i marnotrawnego syna odtrąca. W "Ciekawości żółtego pokoju rodziców" ksiądz "przymierza się" do krzyża stając przy nim w pozie ukrzyżowanego Chrystusa i jednocześnie zerkając przez ramię na rozgrywającą się w głębi przedstawienia scenę łóżkową.
Bogucki i Smolarz nie oczekują jednak sztuki dewocyjnej. Na koncie mają w końcu projekty takie jak odważna z dzisiejszej perspektywy "Droga świateł – spotkania ekumeniczne". W katolickim kościele Miłosierdzia Bożego na Żytniej w Warszawie tworzą wtedy ekumeniczne kaplice – zarówno prawosławną i protestancką, jak i judaistyczną, buddyjską i muzułmańską.
Pod Zachętą Sobczyk ustawia więc latem 1991 roku tęczę, znak biblijnego przymierza Boga z ludźmi. Choć tęczowa flaga jako symbol społeczności LGBTQ funkcjonuje od późnych lat 70., w ówczesnej Polsce jeszcze nie kojarzy się z tym kontekstem. W tym czasie pojednawcza tęcza daje się odczytywać raczej w kontekście zmiany ustrojowej. Ale jak to u Sobczyka bywa, tęcza nie jest zwykłą tęczą. Zamiast łuku, artysta nadaje jej kształt prostokątnej bramy. Kolorów jest niby standardowo siedem, ale w okolicach spektrum błękitu coś zgrzyta. Fiolet zostaje wyparty przez indygo, a w jego miejscu pojawia się biel. Z optycznego punktu widzenia jest to wiec tęcza paradoksalna, z symbolicznego – wymykająca się wszystkim potencjalnym przyporządkowaniom. To tęcza na swój sposób autokrytyczna, dystansująca się od bycia jakimkolwiek symbolem i akcentująca własną paradoksalność.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Odrzucone przymierze
Dzisiejsze odtworzenie "Prostej tęczy" przed Zachętą prowokuje już zupełnie inne niż oryginalne odczytania. Nad symbolem tęczy wisi w powszechnej wyobraźni powidok spalonego szkieletu z Placu Zbawiciela. "Tęcza" Julity Wójcik to dziś bodaj najbardziej znana instalacja w przestrzeni publicznej, która rozpoznawalnością przebiła nawet palmę Joanny Rajkowskiej, choć jej żywot był o wiele krótszy.
Dla Wójcik tęcza stanowiła uniwersalny symbol pojednania i miłości. Nie bez znaczenia są także biblijne źródła tej symboliki – oryginalna "Tęcza" powstaje w 2010 roku i podpiera osypujące się mury klasztoru kamedułów w Wigrach. Gdy po dwóch latach, zaliczając po drodze przystanek w Brukseli, "Tęcza" trafia do Warszawy, okazuje się, że lokalna rzeczywistość nie przystaje do idealistycznych wyobrażeń artystki. Po powiązaniu jej jednoznacznie z symbolem społeczności LGBTQ, praca regularnie staje w płomieniach, podpalana w paranoicznej obawie przed "homopropagandą". Nie pomagają nawet takie środki zaradcze jak zamontowane w pewnym momencie zraszacze.
Po siedmiokrotnym podpaleniu, w 2015 roku "Tęcza" znika w końcu z placu Zbawiciela. Choć formalny właściciel koncepcji pracy, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, ma prawo do jej odtworzenia na Placu Zbawiciela, do dziś istnieje ona tylko jako niematerialna koncepcja w kolekcji instytucji. Z całego zamieszania zwycięsko, jak zwykle, wychodzi tylko kapitalizm – w czerwcu 2018 roku widmo tęczy w formie efemerycznej świetlnej instalacji powraca na plac Zbawiciela, już jako symbol wsparcia dla Marszu Równości, tyle tylko, że skomercjalizowany i obrandowany przez sponsora – producenta lodów Ben & Jerry's.
Tymczasem tęcza zostaje powiązana jednoznacznie ze społecznością LGBTQ. Jeszcze w 2013 roku Ada Karczmarczyk, która chwilę wcześniej przeszła, jak deklaruje, duchową przemianę, nadaje tęczy halucynogenny urok w jednym z jej pop-ewangelizujacych utworów, "Mszy Świętej". W 2019 roku tęcza w sztuce skoncentrowanej na duchowości pojawia się juz praktycznie tylko u Daniela Rycharskiego, już jako symbol związany z podwójną, queerową i religijną tożsamością artysty.
Odtworzenie "Prostej tęczy" to ze strony Marka Sobczyka świadome powtórzenie tego, co Wójcik zrobiła mimochodem – wykorzystanie prostego symbolu jako barometru społecznych nastrojów i rodzaju testu bezpieczeństwa strefy publicznej. Zachęta z kolei rękami Magdaleny Komornickiej odświeża w ten sposób jej zeszłoroczny projekt kuratorski, "Plac Małachowskiego 3". Wystawa wyprowadzająca instytucję z jej murów na okoliczny skwerek miała odzyskiwać dla mieszkańców plac zamieniony w martwy parking. "Prosta tęcza" ponownie ma go aktywizować. Tym razem jednak wymowa tego działania jest równie dwuznaczna, jak sam obiekt. To już nie zachęta do nieskrępowanego relaksu na placu, a pytanie o to, czy nieskrępowany relaks w przestrzeni publicznej jest dziś w ogóle możliwy.
"Prosta tęcza" oglądana przez pryzmat kwiecistej tęczy Wójcik i jej zwęglonego szkieletu jest identycznym jak niemal trzy dekady wcześniej obiektem, ale dopiero po latach ujawnia w pełni swoją wieloznaczność. Zamienia się w ekran, na który każdy z widzów projektuje własne skojarzenia z tęczą i jej znaczenie.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]