Stańczak zadebiutował na scenie artystycznej na początku lat 90., a pierwszą wystawę indywidualną miał w 1996 roku w CSW Zamek Ujazdowski. Pokazał na niej m.in. wybrane prace dyplomowe oraz inne rzeźby z przekształconych obiektów codziennego użytku. Charakterystyczna dla jego twórczości koncepcja swoistej destrukcji przedmiotów użytkowych służących człowiekowi pochodziła z jednego z zadań, jakie studenci mieli do wykonania w pracowni Grzegorza Kowalskiego:
Szafka nocna lub ławka szkolna. Dowolne środki wyrazu. Wskutek przekształceń rzeźbiarskich, przestrzennych, kolorystycznych i innych, pozbawić mebel przedmiotowości potocznej (funkcjonalnej i estetycznej). Nadać mu inną wartość znaczeniową i formalną.
W latach 90. Stańczak przenicował na drugą stronę czajnik ("Misquic", 1992) i wannę ("Mixquic", 1994), obdarł też za pomocą dłuta wierzchnią warstwę z szafki nocnej ("Z drugiego na trzeci", 1992) i krzesła (1993). Nieco później podobny los spotkał kanapę (1995) i regał (1996). Jego oskrobaną z politury szafkę nocną Ryszard Ziarkiewicz pokazał w 1992 roku na wystawie "Perseweracja mistyczna i róża" w Sopocie, która sygnalizowała pojawienie się fenomenu sztuki krytycznej lat 90.
W obszernym wywiadzie udzielonym Arturowi Żmijewskiemu w 1994 roku ("Drżące ciała. Rozmowy z artystami") Stańczak opowiadał o swoich rzeźbach, nawiązujących do tradycji ready-made i o wykorzystaniu pospolitych przedmiotów, które poddawał niezwykłym, nieomal magicznym zabiegom:.
Obrałem medium, jakim jest przedmiot powszechnie używany, obecny w wielu domach, codzienny. Używając przedmiotów, uruchamiam w ludziach związane z tymi przedmiotami wyobrażenia. Wykorzystuję przedmiot jako nośnik informacji. Wypowiadam swoje zdanie o świecie poprzez ingerencję w przedmiot (np. deformację), który po moim "gwałcie" stwarza już nową sytuację. Człowiek posługujący się na co dzień czajnikiem, krzesłem czy wanną spotyka się z przedmiotem znanym od lat w zupełnie nowej rzeczywistości, która mam nadzieję go zaskakuje. Ten ułamkowy moment zaskoczenia jest furtką, przez którą mogę wejść w jego podświadomość.
Artysta wykonywał na tych przedmiotach brutalne działania, aby je przenicować, wywrócić na drugą stronę lub obedrzeć "ze skóry". Łączyło się to z jego niemal mistycznym stosunkiem do rzeczywistości, stawianiem pytań o sens życia, o śmierć, o istnienie Boga. W sztuce Stańczaka pojawia się klimat duchowości, a nawet pierwiastki religijne, rzadko obecne w dziełach artystów krytycznych jego generacji. Stańczak uważał, że jego "czajnik", "wanna", sam proces "nicowania" przygotowują go na śmierć najbliższych i swoją własną, na obcowanie z tamtym światem:
"Moje rzeźby mówią o życiu, ale nie pośród przedmiotów, tylko pośród duchów". Była też w tym działaniu chęć odwrócenia rzeczywistości, kuszące pragnienie przejścia na drugą stronę.
Jedna z prac dyplomowych Stańczaka nosiła tytuł "Rachunek z miłości platonicznej" (1994) i składała się z performansu zarejestrowanego na taśmie wideo oraz efektu wykonanej przez artystę akcji – formy przestrzennej osadzonej na metalowej konstrukcji. Artysta wykorzystał w pracy otrzymane od znajomego używane, damskie rajstopy, które ten latami zbierał na śmietnikach. Było ich kilkaset, wszystkie brudne, noszące ślady drugiego człowieka.
Rozmyślając o pończochach i ich ofiarodawcy, zwróciłem szczególną uwagę na to, że w tak nietypowym zamiłowaniu oraz w tak odpychających dla wszystkich szmatach pan Krzysztof zawarł ukryte, głębokie emocje i znaczenia. Przez swoje działanie wyrażał uczucia – pociąg i niespełnione uwielbienie dla wszystkich anonimowych osób, kryjących się za każdą sztuką owej specjalnej garderoby. Pończochy otaczają nogi, są w najbliższych relacjach z intymnymi obszarami kobiecego ciała. Mogą stać się druga skórą "zrastająca się" z brzuchem, pośladkami, biodrami, łydkami, stopami i palcami. W tym wypadku przesiąkają zapachem i wydzielinami: potem, płynami organicznymi, a nierzadko i krwią. Ta nylonowa substancja zdejmowana jest na wzór wężowej skóry, porzucanej, gdy nie spełnia już swojej funkcji i zastępowana jest przez nową.
Stańczak zakładał na gołe ciało zużyte rajstopy. Jedne po drugich do momentu, gdy ich ucisk powodował drętwienie nóg. Po zdjęciu, tak uzyskana skorupa przypominała formą kikut. Czynność tę Stańczak powtórzył trzy razy, aż do wyczerpania zapasu wszystkich rajstop. Oryginalna praca przestrzenna zaginęła, zachowała się jedynie taśma VHS z performansem. (Miękkie obiekty powstałe w wyniku ściągnięcia wielu warstw rajstop oraz metalowy stelaż/gablota zostały odtworzone na potrzeby wystawy Romana Stańczaka w Galerii Stereo w Warszawie, VI 2014).
W 1996 roku Stańczak zniknął z pola sztuki. Nie przestał jednak pracować twórczo, rysował, prowadził notatki, robił szkice, pisał pamiętniki. Zajmował się też zarobkowo konserwacją rzeźb sakralnych w kościołach, m.in. na fasadzie kościoła św. Marcina w Warszawie. Jak mówił, realizował niedostępny dla publiczności, osobisty projekt "życie i twórczość Romana Stańczaka".
W 2013 roku artysta spotkał przypadkowo Pawła Althamera, który zaprosił go do wykonania nowej rzeźby w Parku na Bródnie – figury anioła. Jak pisze Karol Sienkiewicz:
Można powiedzieć, że ta nowa rzeźba na Bródnie to pomnik dedykowany spotkaniu z przyjacielem, który kończy pewien rozdział w życiu Stańczaka, jest też być może rodzajem egzorcyzmów, próbą pozbycia się demonów.
"Anioł Stróż" Romana Stańczaka ma trzy metry wysokości i ustawiony jest na wysokim postumencie. To tradycyjna rzeźba, wykonana z drewna, obłożona pozłacanym metalem.