Mówiła pani o sensacji, a przecież tabloidy to nie wymysł współczesności.
Spójrzmy na Konopnicką – tabloidy deptały jej po piętach. Nawet dzisiaj się tego nie robi, a wtedy sfotografowano ją w trumnie, umieszczono te zdjęcia w "Tygodniku Ilustrowanym". "Kurier Warszawski" relacjonował jej umieranie. W kolejnych numerach informowano, co powiedział jej lekarz, co powiedziała rodzina, co powiedziała ona tuż przed śmiercią. Jeżeli ktoś jest celebrytą, a Konopnicka moim zdaniem była, ludzie chcą wiedzieć wszystko, łącznie z tym, jak ktoś powszechnie znany wyglądał w trumnie. I taką wiedzę im serwowano. Na gorąco.
Czytając "Na gorącym uczynku", odniosłam wrażenie, że to książka o kobietach, mimo że pewnie ilościowo przeważa reprezentacja męska. I to niekoniecznie o kobietach znanych, jak Konopnicka, od której zaczyna się książka, ale tych, które pozostają w cieniu mężczyzn.
Wielokrotnie myślałam o tym, jak niełatwo być kobietą, która partneruje artyście, taką jak Aniela, która mogła towarzyszyć Asnykowi, ale jeszcze do tego nie dojrzała, czy Różycka, która rezygnuje z siebie – dla ukochanego. Czytając jej pamiętnik, zauważyłam, że nazywa męża kompozytorem, bardzo rzadko pisze o nim w pierwszej osobie. Dlatego stworzyłam scenę rozmowy z matką, która widząc wielki talent córki, w pewnym sensie złożony na ołtarzu małżeńskim, ostrzega ją przed konsekwencjami. Czy Różycka była szczęśliwa? Nie wiem.
Myślę też o kobietach, które są niespełnione, jak na przykład córka Juliusza Kossaka, Zofia. Poznałam ją, patrząc na zdjęcie, na którym jest opisana jako hodowczyni drobiu – ubrana w grzebną suknię, na tle kurników zarośniętych pokrzywami trzyma indyka na kolanach. Wtedy pomyślałam: "Dziewczyno, ty mogłaś być drugą Olgą Boznańską!". Talent miała w genach, zaczęła się kształcić, uczył ją Matejko i Kossakowie – ojciec i brat Wojciech, ale wyszła za mąż za Kazia Romańskiego, mężczyznę, który nie rozumiał, że kobieta może być artystką.
Inspirują mnie kobiety, które były w cieniu, o których świat nie pamięta, a których życie mogło się potoczyć inaczej, ponieważ były utalentowane. Wyciągam je z cienia na światło, a opowieść o nich jest rodzajem mojego buntu przeciwko pisaniu dla nas życiowych ról, które nas nie satysfakcjonują. Rozumiem dobrze pojęty feminizm, a więc to, że my, kobiety, musimy o siebie walczyć. Mam żal do Sienkiewicza, który w sztambuchu – pamiętniku Zofii, córki Juliusza Kossaka, napisał, że jest po to, żeby "sławnemu dziadkowi sławnego dać wnuka". Tylko po to? Sama mam troje dzieci i spełniam się jako matka, ale to nie znaczy, że nie mam też innych zadań i życiowych ról do zagrania.
Poprzez te postaci mówi pani wiele o tamtych czasach, obyczajach. Zaskoczyła mnie na przykład książeczka Zofii Czartoryskiej…
Piękna dziewczyna, za którą szaleli mężczyźni, uważana za najpiękniejszą kobietę Europy. Pod koniec życia była kobietą, owszem, spełnioną, chwaloną, cudowną matką Polką, ale jednocześnie smutną. W tym poradniku dla córek są na przykład takie zdania: "Nie śmiej się", "Nie podążaj za modą", "Unikaj tańców", "Nie czytaj romansów". Jak można tak żyć?! Są też piękne zdania o pobożności, o prawości, z którymi się zgadzam. Ale nie zgadzam się z tym, że nie możemy się śmiać.
Joanna Jurgała-Jureczka – literaturoznawczyni, pisarka, miłośniczka i badaczka rodzinnej ziemi, Śląska Cieszyńskiego. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych. Pracowała w redakcjach czasopism regionalnych i ogólnopolskich, uczyła języka polskiego w cieszyńskich szkołach średnich, kierowała Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej w Górkach Wielkich. Od kilkudziesięciu lat prowadzi badania nad życiem i twórczością rodu Kossaków. Jest autorką wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych dotyczących Zofii Kossak, a także innych twórców związanych ze Śląskiem. W 2018 roku została laureatką Śląskiej Nagrody im. Juliusza Ligonia.