Swoje wrażenia z filmu "Indiański wojownik", z Kirk Douglasem, większość naszej młodzieży streszczała zdaniem: – Bracie, ale miał dżinsy! Faktycznie dżinsy przyszły do nas zza Atlantyku, z kowbojskich krain. Słowo jest skrótem i spolszczeniem nazwy blue jeans (blue: niebieski, jean: taki właśnie rodzaj drelichu). Inaczej zwane u nas: farmerki, teksasy, albo zgoła "farmers-gacie". [...] Dla chłopca rzecz wymarzona: kowbojski strój na co dzień i nie trzeba nań uważać! A że w każdym mężczyźnie drzemie chłopiec – zatem i kowboj, również dorośli chętnie w tym chodzą.
Powyższy cytat pochodzi z artykułu Barbary Hoff "Dżinsy – spodnie epoki" opublikowanego w "Przekroju" w 1958 roku. To właśnie w drugiej połowie lat 50. zaczęła się w Polsce moda na dżinsy. Wynalazek Leviego Straussa, który sprzedawał spodnie z płótna żeglarskiego poszukiwaczom złota w San Francisco, miał już wówczas nieco ponad sto lat.
Jak mówił Andrzej Wajda w "Political Dress", filmie Judyty Fibiger z 2012 roku: "Modne było wszystko to, czego nie było. Wszystko, co nowe, wymyślone i niedostępne dla innych, zachwycało i wzbudzało zazdrość". Moda modą, ale skąd w ogóle wziąć dżinsy w Polsce czasów Gomułki? W sklepach MHD ani w eleganckich salonach Mody Polskiej ich wówczas nie sprzedawano.
Kupowało się je na bazarach, takich jak "ciuchy" na warszawskiej Pradze czy "tandeta" na krakowskim Kazimierzu. Agnieszka Osiecka pisała w "Szpetnych czterdziestoletnich":
"Ciuchy" były dla odwilżowej Warszawy tym, czym dla Paryża – Hale, dla Istambułu – bazary, dla Londynu – "Marx i Spencer". Dziewczyna z mojego pokolenia czułaby się bez "ciuchów" jak Kopciuszek bez drugiego pantofla. A nawet – bez pierwszego. Chłopak, który nigdy nie miał prawdziwych dżinsów, wylądowałby prędzej czy później u psychiatry.
Wielką rolę odegrały tu paczki przesyłane przez krewnych z USA. Paradoksalnie więc, czasem łatwiej było zdobyć dżinsy w regionach, z których przed wojną bieda wypychała chłopów za ocean. Krakowskie przekupki skupywały w Nowym Targu dżinsy, w których nie chcieli chodzić górale i potem sprzedawały drożej na Kazimierzu. Do Gdyni czy Szczecina denimowy szyk przybywał wraz z marynarzami.
Dżinsy nie były tylko kwestią mody, były sprawą polityczną. Dla pokoleń wychowanych w PRL stanowiły wyraz aspiracji do kultury zachodniej. Bowiem, jak pisał Tyrmand w "Dzienniku 1954", dla mody "żadne żelazne kurtyny nie stanowią […] zapory, jej potęga przenika wszędzie, nie można jej zwalczyć ani światopoglądem, ani zakazem, ani szyderstwem". A w "Zapiskach dyletanta" dodawał, że młodzież z krajów socjalistycznych potrzebuje: "wolności, jazzu, niezależnej literatury i dżinsów".