Wątki ufologiczne zaczęły wówczas mocno rezonować w popkulturze. Nawet poczciwy Edmund Niziurski napisał "Tajemnicę dzikiego uroczyska" o spotkaniu młodego chłopca z kosmiczną cywilizacją, a Zbigniew Nienacki "Pana Samochodzika i UFO".
Także książki Lucjana Znicza, dziennikarza popularyzującego temat Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, docierały do dużej rzeszy odbiorców. To bardzo szybko weszło do popkultury. Grzegorz Rosiński, twórca Thorgala, narysował komiks "Przybysze" o zdarzeniu w Emilcinie, drukowany w magazynie "Relax". Bogusław Polch rysował komiksy z serii "Bogowie z kosmosu" na podstawie paleoastronautycznych teorii Dänikena. Te historie trafiały na podatny grunt, w końcu to były czasy "Gwiezdnych wojen" i ekspansji Kina Nowej Przygody.
Ciekawe jest to, jak zmieniały się te kosmiczne fascynacje. W czasach sputników i lądowania na Księżycu wszechświat powszechnie interesował ludzi od strony naukowej. Tyrmand pisał wtedy w dzienniku, że rakiety kosmiczne weszły do repertuaru kawiarnianych rozmów. Potem zaczęto eksplorować mroczne tajemnice kosmosu, obserwować UFO, ale to też nie były niszowe zjawiska: Warszawskie Towarzystwo Badań NOL "UFO Video" działało przy Muzeum Techniki, o spotkaniach z kosmitami pisał "Przekrój", "Ekspres reporterów" i "Skrzydlata Polska". Mam wrażenie, że dziś kosmos już tak nie porusza masowej wyobraźni.
To jest ciekawy zwrot, bo właściwie wyścig kosmiczny wciąż trwa, choć został w dużej mierze sprywatyzowany. Wydaje mi się jednak, że dziś marsjańskie projekty Elona Muska nie są traktowane jako utopijne idee i potencjalne zbawienie cywilizacji, tylko jako zamki na piasku i fanaberie milionera.
Czasem jeszcze pojawiają się w prasie doniesienia w stylu "Ekspert z NASA potwierdza: Trafiliśmy na ślady obecności cywilizacji pozaziemskiej", tylko że one nie wzbudzają już takiej sensacji. Nie jest to coś, co obrasta swoją mitologią. Zaczęły funkcjonować już inne mitologie dotyczące zjawisk nadprzyrodzonych, choćby reptilianie.
Na pewno popularne są takie programy parahistoryczne jak "Starożytni kosmici", więc być może ludzi bardziej zajmuje teraz paleoastronautyka, świat historii alternatywnych z przeszłości. Takim brzydkim dzieckiem Dänikena jest opowieść o Wielkiej Lechii. To podobny tryb myślenia: istniała wielka cywilizacja, o której pamięć wymazano, ale my znamy prawdę. Z tego samego korzenia biorą się próby relatywizacji wieku Ziemi: poszukiwania archeologicznych dowodów, które miałyby udowodnić, że Ziemia jest znacznie młodsza.
Ludzie, którzy propagują takie teorie nie kwestionują nauki jako takiej, nie posługują się językiem baśni czy mitu, tylko są przekonani o tym, że to właśnie oni są przedstawicielami prawdziwej nauki. Znamy często takich ludzi osobiście, ale w czasie rozmowy okazuje się, że żyjemy w światach równoległych. Trochę jakbyśmy żyli na innych planetach: mamy inny czas, inną przestrzeń, inną oś historii, inne przekonanie o pochodzeniu różnych zjawisk. To jest ciekawe, ale też niebezpieczne, bo gdy takie teorie trafiają w ręce charyzmatycznego manipulatora, to w tym momencie niebezpieczeństwo sekty albo apokaliptycznego ruchu polityczno-religijnego może eksplodować komuś w rękach.