Fotografki czasów przełomu
Jak wyglądało życie i praca kobiet w erze fotografii analogowej? Przypominamy zawodowe początki dziesięciu z nich, bohaterek książki "Jedyne" Moniki Szewczyk-Wittek.
Autorka we wprowadzeniu książki wyjaśniła skąd pojawił się pomysł na książkę:
Text
Zaczynałam w agencji fotograficznej "Fotorzepa", a potem przeszłam do zespołu fotoedycji. Miałam okazję poznać znakomitych fotografów, dziennikarzy i dziennikarki. A co z fotografkami? W tamtych czasach było ich niezwykle mało! Kilka nazwisk. W warszawskim zespole nie pracowała wówczas ani jedna kobieta.
Bohaterki książki, podobnie jak jej autorka, rzadko ograniczały się wyłącznie do fotografowania. Realizowały się na wielu innych polach związanych z fotografią – zajmowały się doborem zdjęć w prasie, organizowały wystawy, reżyserowały filmy.
Powyższe wspomnienie autorki książki dotyczy początku lat 2000, czasów sprzed rewolucji cyfrowej w fotografii i chwilę przed upowszechnieniem internetu, który oznaczał koniec wielkiej popularności prasy drukowanej. Ofiarami tych rewolucji zostały działy fotograficzne w dziennikach, etatowi fotoreporterzy i fotoreporterki. Choć dziś znacznie więcej kobiet fotografuje, to przy okazji konkursów fotograficznych co jakiś czas powraca temat ich (nie)obecności na liście nagrodzonych czy w składzie jury. Wróćmy jednak do czasów, w których zawodowa emancypacja wymagała sporo samozaparcia. Jak wyglądały początki bohaterek książki "Jedyne"? Jak zainteresowały się fotografią? I co w niej pokochały?
Anna Beata Bohdziewicz
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Anna Beata Bohdziewicz podczas obrad Okrągłego Stołu, 1989, fot. Zygmunt Świątek / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotografka, kuratorka wystaw, autorka tekstów o fotografii. Jej najbardziej znanym cyklem jest "Fotodziennik, czyli piosenka o końcu świata" – rodzaj pamiętnika, który prowadzi regularnie od 1982 roku. Na pierwszym zdjęciu z serii utrwaliła "Piosenkę o końcu świata" Czesława Miłosza, a obok niewielki aparat Olympus XA2, o którym mówi "moje pióro". Do stworzenia cyklu fotografii zainspirowała ją literatura – dzienniki Witolda Gombrowicza, Mirona Białoszewskiego i Samuela Pepysa.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Z cyklu "Fotodziennik, czyli piosenka o końcu świata", 1986 Fot. Anna Beata Bohdziewicz
W świat obrazów wciągnęła się sama – namiętnie oglądała albumy o sztuce, których w domu miała dużo, bo ojciec był reżyserem filmowym. Bardziej świadomie zaczęła fotografować po wyjeździe na festiwal filmowy w Wenecji w 1968 roku. Pierwsze prace pokazała w 1974 roku na wystawie w pracowni rzeźbiarskiej swojej cioci. Na zdjęciach oprócz prac z Wenecji pokazała warszawskie kamienice. Później zaangażowała się politycznie – współpracowała z podziemiem opozycyjnym. Dla zagranicznych mediów sfotografowała w 1980 roku odsłonięcie Pomnika Poległych Stoczniowców. Negatywy wywoływane w pośpiechu w samochodzie nigdy do niej nie wróciły. Część zdjęć z protestów "Solidarności" spaliła w czasie stanu wojennego w 1980 roku – nie chciała, by stały się dowodem przeciwko działaczom opozycji. W 1983 roku na wystawie "Znak krzyża" poznała Zofię Rydet – obie pokazywały tam swoje prace. Później spotykały się na zjazdach ZPAF-u i podśmiewały po cichu z "tych naszych ważnych kolegów".
Swoje podejście do fotografii definiuje w opozycji do koncepcji decydującego momentu. Twierdzi, że gdyby znalazła się obok Cartier-Bressona, to patrzyłaby w przeciwnym kierunku.
Anna Brzezińska
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Anna Maria Brzezińska w redakcji dziennika "Rzeczpospolita", połowa lat 90., fot. archiwum prywatne
Fotografka, fotoedytorka, kuratorka wystaw i członkini jury konkursów fotograficznych. Z fotografią zawodowo związana od 1980 roku. Zaczynała od zdjęć dla "Tygodnika Solidarność", jednak najdłużej pracowała w "Rzeczpospolitej" i Polskiej Agencji Prasowej, gdzie była fotoreporterką i szefową działu fotograficznego.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Prezydent Lech Wałęsa w otoczeniu współpracowników dowiaduje się o swojej przegranej z liderem Sojuszu Lewicy Demokratycznej Aleksandrem Kwaśniewskim w drugiej turze wyborów prezydenckich, Warszawa, 19 listopada 1995, fot. A. Brzezińska
Fotografią zafascynowała się podczas wakacji w Świerardowie-Zdroju – właściciel kwatery, w której mieszkała, miał w domu ciemnię. Kontakt z tymi "czarami" poskutkował pójściem do studium fotograficznego na ulicy Spokojnej w Warszawie. Nadmiar teorii na pewien czas zniechęcił ją jednak do obrazów. Do fotografowania wróciła w 1980 roku, wtedy sfotografowała domy i mieszkańców Gór Świętokrzyskich. Fotografię humanistyczną porzuciła jednak dla utrwalania przemian politycznych, zleceń dla redakcji i episkopatu. Koledzy fotografowie traktowali ją jak kolegę, a nie koleżankę, ale nie miała do nich żalu. Od Cezarego Sokołowskiego, który początkowo miał ją wysłać "do garów", usłyszała w końcu, że "jej wyjątek potwierdza regułę".
Będąc fotoreporterką zawsze nosiła przy sobie aparat fotograficzny i nigdy nie miała damskiej torebki. Pierwszą kupiła dopiero, gdy zaczęła "szefować". Dziś, po wielu latach zarządzania innymi fotografami, pracuje przy organizacji wystaw i produkcji albumów. Obecną pracę traktuje jako ukoronowanie swojej drogi – czerpie z niej satysfakcję i czuje się spełniona.
Iwona Burdzanowska
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Iwona Burdzanowska, sierpień 1993, fot. Jacek Mirosław / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Zaczynała od fotografii naukowej, później pracowała jako fotoreporterka i fotoedytorka. Fotografią zaraził ją chłopak z czasów licealnych, a pasję wzmocnił ojciec chrzestny. Do dziś jest przekonana, że gdyby była mężczyzną, to za sprawą nowej pasji zyskałaby w oczach rodziców szacunek i wsparcie. Uznanie rodziców nie okazało się jednak konieczne, bo jak przyznała:
Pierwszy seks w porównaniu z wywołaniem pierwszego negatywu to jest nic.
Na pierwszych zdjęciach utrwaliła znajomych z podwórka i szkoły. Równolegle do fotografii rozwijała inne pasje – spadochroniarstwo i taternictwo. Warunkiem pojawienia się nowego hobby była możliwość fotografowania.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Minister Zdzisław Podkański wpisujący się do księgi pamiątkowej Zespołu Tańców Ludowych "Kos", Krasienin koło Lublina, 1996, fot. I. Burdzanowska
Na początku lat 80. zaczęła pracować jako laborantka w Zakładzie Mikrobiologii Ogólnej UMCS w Lublinie – utrwalała "bakterie pokrojone w plasterki i ich DNA pod mikroskopem elektronowym". Mając 30 lat zamieniła fotografię naukową na pracę w Gazecie Wyborczej. W pracy fotoreporterki pomocna okazała się jej łatwość nawiązywania kontaktów. Na początku nowej drogi niejednokrotnie mierzyła się z agresją, nie tylko słowną. Później zajęła się fotografowaniem sportu. Nie lubiła słuchać bluzgów na meczach piłki nożnej, za to fotografowanie regat żeglarskich uważała za fotograficzną poezję.
Joanna Helander
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Joanna Helander i Wisława Szymborska, Kraków, 1984, fot. Bo Persson / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotografka, reżyserka filmów dokumentalnych, reporterka, tłumaczka. Urodziła się w 1948 roku w Rudzie Śląskiej, tu spędziła dzieciństwo i młodość. Studiowała romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1968 roku brała aktywny udział w studenckich zajściach marcowych w Krakowie. Jesienią tego samego roku została zmuszona przerwać studia. Za protest przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację została skazana na 10 miesięcy więzienia. W myślenickim więzieniu Helander poznała kobiety z różnych środowisk i jak sama mówi, szybciej dojrzała. Tam też utwierdziła się w przekonaniu jak zakłamany jest system tzw. realnego socjalizmu, w którym dorastała. Po opuszczeniu więzienia została zawieszona na uniwersytecie i zmuszona do powrotu do Rudy Śląskiej, gdzie nie mogła znaleźć pracy. Wtedy podjęła decyzję o emigracji. Dzięki przyjaciołom ze Szwecji zawarła "papierowe małżeństwo" i opuściła Polskę w 1971 roku. Mieszka tam do dziś.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Przedszkolanka, Kraków, 1977, fot. Joanna Helander
W 1978 roku wydała w Szwecji album "Kobieta". Znalazło się w nim wiele zdjęć z Rudy Śląskiej, głównie portretów bliższej i dalszej rodziny. Co ciekawe, każdy rozdział książki kończy się rozmową z mężczyzną na tzw. "tematy kobiece". Jak artystce udawało się przewozić zdjęcia przez granicę? W Polsce fotografowała dyskretnie, udając zdjęcia rodzinne. Filmy wywoływała na miejscu, by podczas kontroli na granicy móc pokazać niewinnie wyglądające "zdjęcia ciotek z Orzegowa". Problemy z przewożeniem zdjęć zaczęły się w stanie wojennym, jednak i z tym Helander potrafiła sobie poradzić. Raz przekonała celników, że puszki z filmami to konserwy, kiedy indziej przekupiła ich pomarańczami. "Kobietę" opublikowało wydawnictwo Aktuell Fotolitteratur, które promowało fotografię społeczną. Wśród autorów dwudziestu opublikowanych w serii książek, Helander była jedyną kobietą.
Zainteresowanie drugim człowiekiem zostało jej do dziś:
Lubię obserwować. Dla mnie to jest frajda. Nie muszę iść do muzeum i oglądać prac na ścianie. Do działania mobilizują mnie ludzie, których spotykam na ulicy. Nie przestałam mimo wszystko, mimo okrucieństwa ludzkości, lubić ludzi i lubić bab.
Marzena Hmielewicz
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Marzena Hmielewicz w redakcji "Gazety Wyborczej" we Wrocławiu, połowa lat 90., fot. archiwum prywatne
Fotoreporterka, podróżniczka. Fotografować zaczęła bez aparatu – jeżdżąc pociągiem do swojego chłopaka "klikała" powieką, próbując zatrzymać mijane widoki. Pewnego dnia, trochę z nudy, trochę z ciekawości, poszła na kurs fotografii organizowany przez Wrocławskie Towarzystwo Fotograficzne. Wiele godzin spędzonych w ciemni pozwoliły jej poznać warsztat, zafascynowały i wciągnęły. Początkowo fotografowała głównie bliskich, ale też robiła zdjęcia w teatrach i na koncertach. Fotografię długo traktowała jako pasję, a nie zawód. Na początku lat 90. została przyjęta na stanowisko sekretarki w Gazecie Dolnośląskiej. Wkrótce potem redakcja ogłosiła konkurs na stanowisko fotoreportera – Hmielewicz została przez kolegów wybrana jednomyślnie. "To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu zawodowym" – przyznała.
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Zdzisław Zaleziński w spektaklu "Cardenio i Celinda, czyli nieszczęśliwie zakochani", Wrocławski Teatr Pantomimy, jesień 1990, fot. Marzena Hmielewicz
Po kilku latach pracy w gazecie zatęskniła za fotografią artystyczną. Mając niespełna 30 lat dostała się na ASP w Poznaniu, gdzie była jedną z najstarszych osób. Później fotografowała dla magazynów podróżniczych, m.in. "National Geographic", czy "Explorers Journal". Zamiast bieżącej polityki wybrała poszukiwanie piękna i utrwalanie przeżyć.
Zawsze najlepiej się czułam, kiedy mogłam fotografować piękno i harmonię. Często robię zdjęcia, które nie mają być intelektualnym wyzwaniem, tylko harmonią dla harmonii, pięknem dla piękna. Mają być radością obcowania z fotografią.
Anna Michalak-Pawłowska
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Anna Michalak, 1984, fot. Artur Pawłowski / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotografka, teatrolożka, animatorka kultury, wykładowczyni. W jej rodzinie oprócz niej fotografowali rodzice i starszy brat – w efekcie tej wspólnej pasji wszystkie wydarzenia rodzinne są dobrze udokumentowane. Artystka przyznaje, że już w podstawówce pracowała aparatami średnioformatowymi, korzystała też z ciemni w domowej łazience. Chciała pójść do klasy fotograficznej w liceum poligraficznym – niestety, okazało się, że przyjmowani byli wyłącznie mężczyźni. Nie pomogła interwencja u dyrektora. Świat poznawała wspólnie z zespołem Gawęda – umożliwiały to liczne wyjazdy, trasy koncertowe. Na poważnie zaczęła fotografować od początku stanu wojennego. Dokumentowała manifestacje, spotkania na Uniwersytecie Warszawskim, pielgrzymkę Jana Pawła II w czerwcu 1983 roku. Na jej rozwój zawodowy wpływ miał m.in. Joseph Czarnecki, fotoreporter Reutersa. W 1984 roku za udział w manifestacji i sfotografowanie ZOMO została zatrzymana i pobita. Na rozprawy sądowe chodziła ubrana i uczesana "jak grzeczna dziewczyna z Gawędy", więc gdy oskarżano ją o atak na Polskę, wyglądało to groteskowo. Z kariery fotoreporterki zrezygnowała w 1987 roku.
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Funkcjonariusze ZOMO na jednej z uliczek warszawskiego Starego Miasta w trakcie demonstracji 3 maja 1984 roku, fot. Anna Michalak
Marzyłam o tym, by zostać fotoreporterem. Do momentu, gdy Artur Pawłowski – kolega – został kandydatem na mojego męża. Pomyślałam, że jak nadal będę fotografką, będę się z nim ścigać. [...] Natomiast bardzo mnie cieszy duża liczba fotografek dzisiaj. Jedną z nich jest moja córka.
Anna Musiałówna
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Anna Musiałówna, 1983, fot. archiwum prywatne / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotografka, fotoreporterka, kuratorka wystaw. Z fotografią była oswojona od najmłodszych lat – jej ojciec prowadził zakład fotograficzny w Suchedniowie. Umiejętność opowiadania historii rozwijała po wyjeździe z domu – mieszkając w internacie codziennie pisała listy do rodziny.
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Z fotoreportażu "Nasza jesień 1981", "Przyjaciółka", 1982, fot. Anna Musiałówna
Zanim zaczęła fotografować, zajmowała się baletem i występowała w Teatrze Wielkim. Karierę przerwała kontuzja. Zdjęciami zajęła się w wieku 23 lat – aparat wręczył jej brat, Maciek, zawodowy fotograf, który później był też nauczycielem i pomagał w wyborze zdjęć.
W 1972 roku opublikowała pierwszy materiał w "itd", słynnym tygodniku studenckim. Była to opowieść o wiejskim lekarzu z Mąchocic. O ile nie miała problemu z kontaktami międzyludzkimi i układaniem opowieści, to początkowo trudności sprawiały jej kwestie techniczne, a dostępny wówczas sprzęt nie ułatwiał pracy. Aparaty źle naświetlały klatki, rwały perforacje. Jednym z jej najgłośniejszych materiałów była relacja z aborcji – z ciała kobiety lekarze usunęli martwy płód. Publikacja tego materiału doprowadziła do zakazu publikacji kolejnych prac pod własnym nazwiskiem. Nie przeszkodziło to jej w dalszej pracy:
Publikowałam pod innym. To nie miało znaczenia. Chodziło o to, żeby ci na górze wiedzieli, że nałożona kara została wykonana. A ja robiłam swoje.
Już w wolnej Polsce fotografka stała się jedną z najbardziej aktywnych reporterek społecznych. W tygodniku "Polityka" opublikowała ponad 150 fotoreportaży w rubryce "Na własne oczy".
Anna Pietuszko-Wdowińska
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Anna Pietuszko, sierpień 1981, fot. Jerzy Woropiński / Forum
Fotoreporterka, fotoedytorka, kierowniczka działu foto m.in. w "Życiu Warszawy" i Polskiej Agencji Prasowej. Przez wiele lat współpracowała z opozycją demokratyczną w Polsce.
Po tym, jak po szkole średniej nie dostała się na polonistykę, wyjechała do Danii. Po powrocie szukała swojego miejsca – ktoś ze znajomych polecił jej szkołę fotograficzną na ulicy Spokojnej w Warszawie. Lubiła pracę w ciemni i ćwiczenia kompozycyjne. Do pracy fotoreporterki namówił ją kolega, Mirek Stelmach. Wkrótce potem została etatową fotografką mazowieckiego oddziału "Solidarności". Rodzice, początkowo sceptyczni wobec kariery fotografki, uwierzyli w Annę po pierwszej wystawie w siedzibie związku zawodowego na ulicy Mokotowskiej w Warszawie. Ona sama miała poczucie, że uczestniczy w "najważniejszej rzeczy na świecie" – dokumentowała protesty, poznawała robotników i działaczy opozycji. Jak widziała sytuację kobiet z aparatem?
W tamtych czasach fotografowali głównie mężczyźni. O kobietach mieli takie zdanie, że nic nie potrafią. Trzeba było się bardziej starać i jednak kolegom oraz sobie coś udowodnić. Łatwiej było w tym sensie, że jednak czasem byłam traktowana jak maskotka.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Msza święta w Częstochowie w czasie drugiej pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski, 19 czerwca 1983 roku, fot. Anna Pietuszko / Ośrodek KARTA / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Dziś Pietuszko-Wdowińska nadal fotografuje, ale już dla siebie. Unika polityki i "świata wielkich facetów". Uważa, że polityka jest nafaszerowana przeciętniakami. Woli fotografować morze, które kocha.
Agnieszka Sadowska
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Agnieszka Sadowska, Piła, 1983, fot. Grzegorz Zabłocki / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotografka, fotoreporterka prasowa. Fotografią zainteresowała się w szkole średniej w Ełku. Mieszkała blisko domu kultury, gdzie prowadzono zajęcia z podstaw fotografii. Jak nie dostała się na slawistykę, zdecydowała się pójść do pomaturalnej szkoły fotograficznej w Radawnicy niedaleko Bydgoszczy. Dwuletnią szkołę rozpoczęła w 1982 roku. Później kontynuowała edukację w Warszawie, w szkole fotograficznej dotowanej przez Ministerstwo Kultury i Związek Polskich Artystów Fotografików. W tamtym czasie szczególny wpływ na jej rozwój miała Urszula Czartoryska, która "mówiła dość cicho, ale niezwykle interesująco". Sadowska na zajęcia do Czartoryskiej napisała pracę "Autokreacja w twórczości kobiet". Odniosła się w niej do sztuki Cindy Sherman, Natalii LL, Izabelli Gustowskiej, Teresy Gierzyńskiej i Zofii Rydet. W 1989 roku fotografka wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie mogła na żywo zobaczyć prace Sherman.
Sherman jest dla mnie wzorem pomysłowości, kreatywności, ale też zaskakującego przekazu artystycznego. Imponowały mi jej niezależność i kobieca siła, którą wyzwalała w działaniu fotograficznym.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Podczas mszy świętej odprawianej przez papieża Jana Pawła II na terenie lotniska na Krywlanach w Białymstoku, 5 czerwca 1991 roku, fot. Agnieszka Sadowska
Po powrocie do Polski zaczęła współpracę z magazynem "Puls". Od 1992 Agnieszka Sadowska pracuje w białostockim wydaniu "Gazety Wyborczej". Uważa, że fotografia to rodzaj uzależnienia.
Myśl, że wydarzy się coś niespodziewanego, a ja byłabym w pobliżu bez aparatu, jest trudna do zniesienia.
Maja Sokołowska
Format wyświetlania obrazka
portretowy obrazek [360px]
Maja Sokołowska podczas memoriału Janusza Kusocińskiego na stadionie Skry, Warszawa, 1979, fot. Tomasz Prażmowski / materiały promocyjne książki "Jedyne"
Fotoreporterka sportowa i fotografka studyjna. Ze zdjęciami oswoił ją ojciec, który "całe życie chodził z aparatem" – pracował w Centralnej Agencji Fotograficznej i należał do ZPAF-u. Zadawał córce tematy fotograficzne, uczył układania zdjęć i obsługi aparatu. Nagrodą za wykonaną pracę był buziak.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Drużynowe mistrzostwa Europy w judo, październik 1984, fot. Maja Sokołowska
Sokołowskiej pierwszą pracą związaną z fotografią była praca w laboratorium, ale marzyła o byciu zawodowym fotografem. Trenowała również siatkówkę – grała w Skrze Warszawa jako atakująca. Karierę sportową przerwała kontuzja, jednak zamiłowanie do sportu doprowadziło ją do pracy w czasopiśmie "Sportowiec". Tam zaczynała od przygotowywania powiększeń dla kolegów, ale z czasem stała się częścią zespołu fotografującego. W pierwszym opublikowanym materiale sportretowała Janusza Pyciaka-Peciaka, pięcioboistę, mistrza olimpijskiego z Montrealu. Później została etatową fotoreporterką. Lubiła szukać nieoczywistych kadrów, ale jednocześnie przyznała, że:
nigdy nie zrobiłam fotografii, które mogły być dwuznacznie odczytane.
W latach 90. otworzyła studio fotograficzne, specjalizując się w aranżacji kwiatów. Obecnie fotografuje pejzaż, architekturę i ukochane psy. Zaczęła też opracowywać archiwum ojca.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]