Boy, pracujący początkowo w klinice dziecięcej, zarejestrował się w końcu wedle wszystkich uprawianych przez siebie zawodów: literata, dziennikarza i lekarza. Nie zachowały się jego zapiski z tamtych lat, musimy więc polegać na pamięci i świadectwach innych. Michał Borwicz w artykule "Inżynierowie dusz" opisał dwa lwowskie zebrania założycielskie nowych związków twórczych:
Dziennikarze – w 80 proc. przeciwnicy komunizmu, a przy tym ludzie przyzwyczajeni do lepszego poziomu traktowania – zrywali się co kilka minut jak jeden mąż, żeby bić "huczne brawa, ilekroć tylko padało nazwisko Stalina.
[Cytat za: "Zeszyty Historyczne" nr 3/1963]
Wszyscy wyczuwali na sobie wzrok donosicieli, zaczajonych nie wiadomo jak i gdzie. Borwicz przyjrzał się audytorium – tłumowi "trupio bladych twarzy i hucznie oklaskujących rąk". Zebranie pisarzy odbyło się natomiast "bez gróźb, przeciwnie w tonie uwodzenia".
Wspominam te dwa wstępne zebrania, ponieważ sumują one tendencje, które kierowały odtąd literackim życiem: u podstawy terror i widmo wszechobecnego NKWD, w zewnętrznej praktyce – ton uwodzenia i udanego zachwytu, ale pod warunkiem, że wiedza i dociekliwość społeczna polegają na ślepym stosowaniu instrukcji – podsumował.
Pomyliliśmy się wszyscy
Wymuszonego flirtu sowieckiej władzy z ludźmi polskiej kultury we Lwowie nie należy traktować jako entuzjastycznie podjętej przez nich współpracy. Oczywiście, wśród naszych artystów w sowieckiej Rosji były również jednostki zapatrzone w system spod znaku sierpa i młota, co wcale im nie gwarantowało swobody działania ani nawet bezpieczeństwa, o czym się poniewczasie, na ogół boleśnie, przekonywali. Nie należy także wierzyć w wiarygodność ówczesnych doniesień prasowych, bo od dawna już wiadomo, że podpisy pod ogłaszanymi tam inicjatywami pojawiały się gremialnie, bez wiedzy samych zainteresowanych, a jeśli nawet sami faktycznie coś sygnowali, to najczęściej nie tyle z potrzeby ducha, ile z lęku o życie rodziny i swoje.
Jak wspominał bratanek Boya Władysław Żeleński w tekście "Decyzja Boya we Lwowie" na jedno ze spotkań zorganizowanych w Bukareszcie w październiku 1939 roku przez Jerzego Giedroycia, po dramatycznej przeprawie przez Prut przybył ze Lwowa prof. Stanisław Kot.
Powiedział, że pod rosyjską okupacją stosowane są takie metody, że oto ludzie różnych zawodów i kategorii, profesorowie, pisarze, lekarze itp. są zmuszani do przychodzenia na zebrania i do głosowania za rezolucjami, których pełny tekst poznają dopiero nazajutrz, z "Czerwonego Sztandaru". I ostrzegał, by w tym stanie rzeczy nie łączyć żadnego nazwiska z żadną proklamacją, bo w samym założeniu są to ordynarne fałsze.
[Cytat za: "Wiadomości" nr 1353/1972]
I tak 19 listopada 1939 roku na jednym z licznych wieców uchwalono deklarację "Polscy pisarze witają zjednoczenie Ukrainy". Uczestnik tamtych wydarzeń Janusz Kowalewski tłumaczył punkt widzenia Boya:
Podpisuję tylko dlatego, że w tej rezolucji obiecują wolność słowa i nauki oraz walkę z dyskryminacją rasową i narodowościową, ale nie dlatego, abym wyrażał zgodę na ich metody. Wyrażam zgodę dla celów nie dla metod. Dopóki te sprawy nie ulegną zmianie, nie zgodzę się na żaden rodzaj współpracy politycznej ani pisarskiej. Mogę objąć najwyżej katedrę romanistyki.
[Cytat za: "Kultura" nr 15/1949]