"Bać się czy nie bać?" – oto jest pytanie. Historie o duchach są tak stare jak kult zmarłych, a ten jest stary jak świat. W nowożytnych czasach wysyp gości z zaświatów nastąpił wraz z rozkwitem powieści gotyckiej pod koniec XVIII wieku. Prekursorkę tego stylu w Polsce była Anna z Radziwiłłów Mostowska. Obficie sięgała do wypracowanego w literaturze francuskiej i angielskiej rekwizytorium: nawiedzonych zamków i ruin w świetle księżyca oraz snujących się po nich zjaw, wśród nieodłącznego pohukiwania sów i piekielnych jęków. Przenosiła je na lokalny grunt, np. w realia średniowiecznej Litwy, jak w "Astoldzie, księżniczce z krwi Palemona, pierwszego książęcia litewskiego". Jak słusznie stwierdzała:
To wszystko, czego zrozumieć nie możemy, ma dla nas nieprzezwyciężony powab.
Upiory romantyczne i patriotyczne
Powieść gotycka przygotowała grunt pod romantyzm. Ducha spotkamy już w programowej "Romantyczności" Mickiewicza, gdzie widmo Jasieńka nawiedzało swoją Karusię. W "Dziadach" mamy i wywoływanie duchów w nocnej scenerii opuszczonej kaplicy i romantycznego upiora, powracającego do swojej ukochanej, ale i na co zwracała uwagę Maria Janion, motywy wampiryczne, gdy Konrad w celi transformuje się w "krwiożerczego wampira patriotycznej zemsty":
I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem,
Naprzód braci rodaków gryźć muszę,
Komu tylko zapuszczę kły w duszę,
Ten jak ja musi zostać upiorem.
[…]
Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Ciało jego rozrąbiem toporem:
Ręce, nogi goździami przybijem,
By nie powstał i nie był upiorem.
W romantycznym imaginarium upiorem można było zostać za ciężkie przewiny za życia, co spotkało Władysława Sicińskiego w "Popasie w Upicie" Mickiewicza – "ziemia go przyjąć nie chce" za to, że jako pierwszy szlachcic zerwał sejm przez liberum veto. Przemianę w upiora mogła spowodować też miłość silniejsza niż śmierć, jak w "Arabie" Słowackiego. Wampiryzm w wydaniu miłosno-erotycznym, pojawia się również na kartach "Poganki" Narcyzy Żmichowskiej.
Czarny romantyzm chętnie korzystał z gotyckich dekoracji, jak choćby w "Marii" Antoniego Malczewskiego czy pełnym makabrycznych opisów "Zamku kaniowskim" Seweryna Goszczyńskiego. Trup słał się gęsto, od krętych schodów baszt po zamkowe lochy, we frenetycznych utworach młodego Zygmunta Krasińskiego. Dla niego również dawna historia Polski była idealną pożywką dla estetyki horroru, by wspomnieć "Mściwego karła i Masława, księcia mazowieckiego" albo "Władysława Hermana i jego dwór".
Gotyk z okultyzmem łączył przywódca Cyganerii Warszawskiej Józef Bohdan Dziekoński w swoich opowieściach o alchemikach ("Sędziwój"), czarnoksiężnikach, różokrzyżowcach. Przedziwne rzeczy działy się w "Zaklętym dworze" Walerego Łozińskiego. Henryk Rzewuski napisał kilka opowiadań nazwanych przez Marię Janion "gotycką gawędą", gdzie nastrój grozy ubrany był w kontusz szlacheckiego bajania. W opowiadaniu "Upominek duchów" czytamy:
Owoż tedy, jak to bywa we zwyczaju w starych zamkach, rozmowa wie¬czorna skierowała się sama z siebie ku tym rzeczom nadzwyczajnym [...]. Mówiono o upiorach, o strachach, o umarłych, pokazujących się pozosta¬łym przyjaciołom i krewnym, i tak dalej […]
Piekielne stoliki
"Idę w światy, które znam od dawna" — zapewniał Seweryn Goszczyński w swoim testamencie. Życie pozagrobowe rozbudzało wyobraźnię romantyków nie tylko podczas prac nad kolejnymi utworami. W końcu lat 40. XIX wieku moda na spirytyzm przywędrowała ze Stanów na Stary Kontynent. Po europejskich salonach zaczęły wędrować meble, w które wystukiwały swoje komunikaty przybysze z zaświatów. Wirującymi stolikami zainteresował się Mickiewicz. Zorganizował jeden seans w swoim paryskim mieszkaniu, jednak paradoksalnie żadne widmo nie nawiedziło wieszcza, który tyle pisał o rzeczach nie z tego świata. Eksperyment zaniepokoił jego przewodnika duchowego, Towiańskiego. Tłumaczył mu: "To wszystko płynie z ciekawości dowiedzenia się, co się tam w piekle dzieje". Mickiewicz, zdaje się, był rozdarty – z jednej strony bacznie śledził spirytystyczne relacje, z drugiej nie mógł oddać się temu zjawisku w swoim ówczesnym mistyczno-chrześcijańskim uniesieniu.
Meblarskie seanse potępiał jego kolega z wileńskich czasów, Antoni Odyniec, w wierszu "Szatańskie zakusy". Cyprian Kamil Norwid ostrzegał by tego zjawiska nie lekceważyć — widział w nim jeden ze zwiastunów rychłego "skończenia świata w pewnej proporcji". Nie wszyscy jednak traktowali to serio — powieściopisarz Józef Korzeniowski napisał wtedy wierszyk "Odezwa stolików mahoniowych do wierzących":
Co się to wam zrobiło, o panie, panowie?
Staliśmy dotąd cicho po kątach i rogach;
Za cóż nas tak męczycie, czyliż w waszej głowie
Taki sam teraz rozum, jak i u nas w nogach?
Wysłał go w liściku do przyjaciela Zygmunta Krasińskiego, jednak ten już zdążył przedsięwziąć w swojej warszawskiej siedzibie pierwsze spirytystyczne próby. Nieco później w Paryżu poznał amerykańskiego maga Davida Douglasa Hume’a. Badanie jego niezwykłych zdolności stało się przez pewien czas obsesją poety. Nurtowała go zwłaszcza natura przywoływanych duchów – czy są to siły czyste, czy nieczyste? Podobnie jak Norwid zastanawiał się, czy najazd duchów na Europę nie jest apokaliptycznym zwiastunem. O niezwykłych wypadkach podczas zgromadzeń w mieszkaniu autora "Przedświtu" zaczęła pisać prasa, a wieszcz tak zamęczył jankeskiego okultystę, że ten zaczął się przed nim ukrywać. Przyniosło to zresztą ulgę również poecie: "Nareszcie medium wykluczył mię ze swoich posiedzeń!" – pisał z satysfakcją do przyjaciela.
Uwierzyć w duszyczkę
Tymczasem w Polsce moda zataczała coraz szersze kręgi. Krakowski "Czas" pisał w 1853 roku:
Zaraza dopytywania się stołów, już przeszła z miasta do wsi. Lud nasz skłonny zawsze do wiary w rzeczy nadzwyczajne, w wielu swoich potrzebach zaczyna się udawać do rady stołów, przychodzi po to do miasta, albo do panów; bo swoim stołom dotąd nie ufa […]
W 1869 roku we Lwowie zaczęło się ukazywać pierwsze polskie pismo spirytystyczne "Światło pozagrobowe" Jego współpracownikami – już z zaświatów – byli m.in. Słowacki i Mickiewicz. Z duchem Słowackiego przeprowadzono wywiad. Poproszony o objaśnienie niektórych kwestii w "Kordianie" odpowiedział: "Myśli moje wówczas były tak różne i dziwaczne, że nie chcę nic z tego wspomnienia. Daj inne pytanie". Mickiewicz zaś nawet zza grobu był twórcą płodnym na tyle, że podyktował medium całą książkę, którą opublikowano pod tytułem: "Krótkie porównanie Tadeusza Kościuszki i Napoleona".
Pozytywizm też nie przejdzie obok duchów obojętnie – zrobi to jednak w swoim stylu, naukowo. Racjonalista Bolesław Prus zainteresował się mediumizmem za sprawą swego przyjaciela Juliana Ochorowicza – człowieka wielu zainteresowań: publicysty, pedagoga, psychologa, fizyka, wynalazcy, a także badacza spirytyzmu. Prus sportretował go w "Lalce" pod postacią naukowca Ochockiego marzącego o wynalezieniu maszyny latającej, a opis seansu nakreślił w "Emancypantkach". Jako obserwator uczestniczył w seansach ze sławnym medium, Eusepią Paladio, które relacjonował w prasie. Prusem targały sprzeczności, jak mówił Ludwikowi Krzywickiemu: "Kochany Panie, ja chcę wierzyć w duszyczkę, ja muszę – i nie mogę!" Samą popularność spirytyzmu i potrzebę jego naukowego badania tłumaczył zaś tak:
W tym wieku, który widoczniej, aniżeli wszystkie poprzednie dowiódł potęgi rozumu, który ducha tłumaczy chemią i fizyką, w tym wieku rozwija się jak nigdy spirytyzm. Fundamentem spirytyzmu nie są bynajmniej "media" i "lewitacje", lecz – potrzeba wiary w coś pozazmysłowego i pozażyciowego. Dlatego żadne rozumowania, żadne demaskowania, żadne szyderstwa – nie zabiją spirytyzmu. Dopiero gdy najnowsza fizyka na dnie swoich eterów i falowań odnajdzie ducha w naturze, a psychologia zwiąże go z uczuciem i pragnieniami człowieka, dopiero wówczas stoły umilkną, a media przestaną być przedmiotem pełnych podziwu obserwacyj.
Młodopolskie czarne msze
Młoda Polska dała drugie życie krajowej literaturze grozy. Za nadrabianie zaległości w dziedzinie opowieści niesamowitych wzięto się pełną gębą, a obok romantycznych inspiracji pojawiły się nowe sfery tematyczne: choroby psychiczne, parapsychologia, okultyzm. Nowym trendem był też satanizm, któremu poczesne miejsce w swojej twórczości poświęcili Tadeusz Miciński i Stanisław Przybyszewski. Książki przybliżające teorie spirytystyczne tłumaczyli tacy autorzy jak Stanisław Brzozowski ("Spirytyzm" Karla du Prela) czy, ukryta pod pseudonimem, Maria Konopnicka ("Hipnotyzm i spirytyzm" Giuseppe Lapponiego).
Zjawiskami paranormalnymi żywo interesował się, opisywał, a ponoć i sam takowe generował, Władysław Reymont. Zdolności mediumiczne odkryto u niego, gdy przystąpił do wędrownej trupy teatralnej, pojawiały się też plotki, że posiada umiejętność bilokacji. Zaowocowało to tournée, podczas którego przewodził bliskim spotkaniom z mieszkańcami zaświatów, oraz wycieczką na coroczny zjazd Towarzystwa Teozoficznego w Londynie w 1894 roku. Echa londyńskiej wyprawy stały się inspiracją dla powieści "Wampir". Występują w niej tajemniczy bramini, wampiryczne femme fatale, sataniści, fanatyczni biczownicy i inne ekscentryczne indywidua grasujące w labiryncie zamglonych uliczek Londynu. Powieść to niezwykle interesująca, bo opisy, dajmy na to, czarnych mszy, nie są z reguły pierwszym skojarzeniem, gdy pomyślimy o twórczości autora „Chłopów”:
Siedziała między kolanami Bafometa w takiej samej, jak i on pozycji, opuszczone ręce dotykały pantery siedzącej i jej nóg, a nad jej głową, opłyniętą w złoty dym kadzielniczy, pochylała się zielonkawo-krwawa, smutna twarz Diabła.
Paranormalne zjawiska pojawiały się też w nowelistyce pisarza, jak w opowiadaniu "Czekam…" (1905), gdzie zauważalne są inspiracje voodoo – główny bohater torturuje woskowe kukły swojego wroga, co doprowadza go do śmierci. Do spirytystycznych tematów powrócił w jednym ze swoich ostatnich opowiadań, "Seansie " z 1924 roku. Grupa znajomych w ramach eksperymentu usiłuje przywołać ducha. Nie udaje im się i jeden z uczestników zaczyna kpić sobie ze spirytyzmu. Wtem, duch samobójcy rozpędza całe towarzystwo.
Przez pewien czas współlokatorem Reymonta był inny literat, Antoni Lange, który podzielał jego zainteresowania. Najpełniej dał temu znać w swojej powieści „Miranda” z 1924 roku, gdzie mediumizm jest jednym z kluczowych zagadnień fabuły. To ezoteryczna utopia, w której autor przedstawia swoje przekonanie, że ludzkość osiągnie więcej, pracując nad swoją duchowością, a nie tylko udoskonalając technologię.
Widmo krąży w aeroplanie
W II RP dobra passa literatury grozy trwała. Jej najznamienitszym twórcą był Stefan Grabiński, nazywany czasem polskim Lovercraftem lub polskim Poe. Za życia niedoceniony, dziś odkrywany na nowo przez polskich i zagranicznych wielbicieli horroru. Jego wielką pasją była kolej – poświęcił tej tematyce zbiór opowiadań "Demon ruchu". Znajdziemy w nim widmowe stacje kolejowe, tajemnicze siły grasujące po wagonach, zbrodnie w pustych przedziałach, obsesję przemieszczania się zamieniająca się w chorobliwy nałóg. Na tym jednak nie kończył się zakres jego zainteresowań. W "Ilustrowanym Kurierze Codziennym" tak scharakteryzowano jego twórczość:
Jeden to z niewielu pisarzy w Polsce, których zajmuje świat niewidzialny, pełny tajemnic, głębin, lęku i cudowności, które ciągną ledwo przeczuwane a potężne siły, drzemiące w duszy człowieka. […] W beletrystycznym ujęciu występują w nich zjawiska metapsychiczne […] jak psychometria, telepatia, ksenoglosja, oddziaływanie myśli, sny prorocze, niezawodne przeczucia, wizje, tajemnicze cienie i spotkania […]
Ghost stories w nowoczesnym anturażu serwował też Janusz Meissner, pisarz i as przedwojennego lotnictwa. Autor korzystał z romantycznej aury, jaka towarzyszyła początkom awiacji i w opowiadaniach przetwarzał legendy i przesądy lotniczej braci. Pisał więc o nawiedzonych maszynach wymykających się spod kontroli czy o hangarze-cmentarzysku rozbitych samolotów zamieszkałym przez duchy pilotów.
Na masową skalę opowieści grozy tworzyli różnoracy grafomani publikujący w groszowych wydawnictwach. Konwencją takiej powieści zabawił się Witold Gombrowicz w 1939 roku. Wydawał ją pod pseudonimem Z. Niewieski w odcinkach dla tabloidowego "Kuriera Czerwonego", skuszony zapewne wysokimi honorariami (przyznał się do jej autorstwa dopiero przed śmiercią w 1969 roku). W "Opętanych" wykorzystał wszystkie możliwe klisze powieści gotyckiej i brukowej literatury: nawiedzony zamek, zdegenerowaną arystokrację, romans i wątek kryminalny. Efekt okazał się wyśmienity.
Spirytystyczne dwudziestolecie
Nie słabło też zainteresowanie kontaktem z zaświatami. Na seansach nie mogło zabraknąć konesera wszelkich osobliwości, Witkacego, którego, jak twierdził, nawiedzał duch jego zmarłej samobójczą śmiercią narzeczonej Jadwigi Janczewskiej. Spirytystycznym eksperymentom oddawały się dwie siostry Magdalena Samozwaniec i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Ta druga wydała w 1930 roku tomik "Profil Białej Damy", gdzie tytułowa bohaterka powiewa suknią z ektoplazmy, a i tytuły utworów takie jak "Materjalizacja" czy "Nieudany seans" (cytowany poniżej) mówią same za siebie:
Fluid ulatniał się niepostrzeżenie...
Stolik stanął i zamarł bez ruchu.
Z białej ręki w dłoń męską przeniknęło drżenie,
i przyszła miłość zamiast duchów.
Wielki sceptyk i szyderca Antoni Słonimski w jednej ze swoich "Kronik tygodniowych" pisał:
Warszawa jest jednem z najbardziej mistycznych miast w Europie. Nie wszyscy wiedzą o tem, że stolica nasza, posiadając tak mało wartości realnych, eksportuje jednak na cały świat astrologów, medja spirytystyczne i cudotwórców. Niestety, eksport jest, jak widać, za mały, bo dosyć zostaje jeszcze tego tałałajstwa dla nas.
Bardziej obiektywne stanowisko wobec relacji z zaświatami miał Tadeusz Boy-Żeleński. Jego redakcyjnym kolegą był Teofil Modrzejewski aka Franek Kluski – krytyk teatralny, poeta i medium o międzynarodowej sławie. Znany był z tego, że nigdy nie przyłapano go na żadnym szulerstwie i za seanse nie brał pieniędzy – organizował je z czysto naukowo-poznawczych pobudek. Krytyk opisał obszernie jeden z takich seansów w artykule "Godzina w krainie czarów". Zebranym ukazały się dwie zjawy, a Boy uchwycił w parafinie odlew "ręki astralnej" jednej z nich.
Mediumizmem nie zajmowałem się nigdy. Nie iżbym weń nie wierzył; to byłoby po trosze to, co nie wierzyć w radiotelegrafię. […] Ale nie interesowało mnie to; miałem swój sposób obcowania z duchami, i z największymi, i ten mi wystarczał. […] Wraca do salonu kolega mój, obdarzony tym zdumiewającym darem; przykro na niego patrzeć: oczy półbłędne, twarz obrzękła. Kto by go widział w tym stanie, temu z pewnością w głowie nie powstałaby myśl, izby ten człowiek zapraszał nas tu po to, aby urządzać naszym kosztem jakąś mistyfikację! […] Nie silę się tu na tłumaczenie tych objawów, to by zaprowadziło za daleko. Sam Kluski odpowiada po prostu: "Nie wiem co to jest!", ale dodaje iż raczej skłania się ku koncepcji spirytystycznej.
W 1939 roku zaczęła się kariera wierszowanej "Przepowiedni z Tęgoborza", która przewidywała nadejście wielkiej wojny, ale i krzepiła Polaków obietnicą, że Polska odrodzi się po niej większa i silniejsza. Rzekomo podyktował ją medium duch Mickiewicza w 1893 roku, a prawdopodobnie napisała ją literatka Maria Szpyrkówna w rzeczonym 1939 roku. Gdy wojna wybuchła Polacy zaczęli kolportować tekst proroctwa na masową skalę, a i w PRL-u jego popularność nie ustała, gdyż tak już z przepowiedniami bywa, że można je interpretować rozmaicie.
W materialistycznym światopoglądzie Polski Ludowej duchy nie miały łatwego życia, a literatura grozy długo kojarzyła się z twórczością klasy B. Jeremi Przybora apelował w latach 60.:
Małą dziurkę zrobić by w materializmie
i pozwolić – niech się przez nią znowu wśliźnie
przedwojenna spirytyzmu zwiewna nić
tożby miło znowu było duchem być!
Autor: Patryk Zakrzewski, październik 2017
Źródła:
- Ewa Piasecka – "Dolina mroku. Groza i niesamowitość w prozie polskiej lat 1890 – 1918"
- Paulina Sołowianiuk – Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w międzywojennej Polsce, Warszawa 2014
- Stanisław Wasylewski – Pod urokiem zaświatów, Kraków 1958