Otóż mieszkając już w Chotiaczowie na Wołyniu Malczewski bywał częstym gościem małżeństwa Rucińskich. Zofia Rucińska była osobą ciężko chorą, jeden z jej paroksyzmów zakończył się dość spontaniczną chyba interwencją magnetyczną Malczewskiego, która okazała się niespodziewanie skuteczna. To właśnie zdarzenie zapoczątkowało trwającą blisko dwa lata - i chyba już nie do końca dobrowolną jeśli chodzi o Malczewskiego - kurację magnetyczną, którą poeta miał leczyć swoją pacjentkę. W relacji naocznego świadka tych wydarzeń, przytaczanej przez Marię Dernałowicz w jej monografii Malczewskiego czytamy:
Chora się taką wiarą przejęła, że już na moment oka nie spuściła z ładnego doktora siedzącego i przy łóżku. Utracił wkrótce Malczewski zupełnie wolność i dwa lata wysiedział w fotelu jakby chodzić nie umiał; gdy na moment wyszedł, w tej chwili powołany wracał biedny.
Streszczając następne, trochę groteskowe wydarzenia, efekt leczenia był taki, że pacjentka zupełnie zafascynowała się osobą młodego magnetyzera, wzięła rozwód od męża i opuściła z Malczewskim dom swojego męża. A w 1824 roku dziwna para pojawiła się w Warszawie. Malczewski był w matni. Targany na zmianę poczuciem obowiązku i znużenia całą niefortunną sytuacją, nie umiał znaleźć wyjścia.
W każdym razie to w Warszawie, żyjąc w tym dziwnym konkubinacie, Malczewski pisze "Marię", która miała być przetworzeniem młodzieńczej fascynacji Byronem i przywołaniem ukraińskich krajobrazów młodości. Malczewski w "Marii" wykorzystał autentyczne wydarzenia, związane ze zbrodnią dokonaną 13 lutego 1771 na Gertrudzie Komorowskiej - pierwszej żonie Szczęsnego Potockiego, zamordowanej na polecenie przeciwnego małżeństwu teścia, wojewody wołyńskiego, Franciszka Salezego Potockiego. Przeniósł przy tym akcję w XVII wiek i umieścił ją na Naddnieprzu. Choć początkowo niedoceniona, "Maria" zyskała z czasem opinię jednego z najdoskonalszych osiągnięć gatunku w Polsce, bywa określana jako "poemat skrajnego pesymizmu". Jak pisał dr Bolesław Oleksowicz:
Malczewski, korzystając z wzorca powieści poetyckich Byrona i Scotta, przekształcił to zdarzenie w pesymistyczną przypowieść o bezsilności człowieka wobec tajemnicy świata, w którym zło, jawiące się pod postacią śmierci, odsłania prawdziwą jakość bytu.