Ponad wszystko – polskie kino po 43. Festiwalu w Gdyni
Polskie kino zdaje się nie potrzebować scenariuszy, dobrych historii ani widzów. Rządzą nim nuda, narcyzm i intelektualny banał. 43. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przypomina, że z polskim kinem nie jest tak dobrze, jak lubimy o tym myśleć.
Jak co roku festiwal w Gdyni przynosi garść zaskoczeń, dziwnych jurorskich werdyktów i dużo głosów pocieszenia ze strony środowiska filmowego. Głosi ono samochwalne pieśni o rosnącej renomie naszego kina i jego coraz większej popularności wśród nadwiślańskich widzów. Nie zawsze są to historie nieprawdziwe – polskie kino święci międzynarodowe triumfy, jakich nie widzieliśmy w nim od dekad lub nigdy, a miliony widzów chodzą na polskie filmy.
A jednak festiwal w Gdyni każe studzić entuzjazm. Po pierwsze dlatego, że nagradzane za granicą filmy nie zawsze są tak dobre, jak mógłby na to wskazywać ich międzynarodowy odbiór, czego dowodem "Twarz" Szumowskiej. Po drugie dlatego, że w kinach rządzą Patryk Vega i konfekcyjne komedie romantyczne, które niewiele mają wspólnego z porządnym filmowym rzemiosłem, a filmy o większych artystycznych ambicjach miewają problem z przebiciem się do publiczności.
Ponad widzem
Nie bez winy są tu sami artyści, wśród których wielu patrzy na widza z poczuciem wyższości i zakłada, że jest on pozbawiony kompetencji odbiorczych. Popatrzmy choćby na "Eter" Krzysztofa Zanussiego, opowieść łączącą w sobie historie Fausta i doktora Frankensteina rozgrywającą się w przededniu I wojny światowej. Zanussi snuje tu filozoficzną opowieść o przekraczaniu granic, o spotkaniu nauki i wiary, ale zamiast uwierzyć w inteligencję widza, w półgodzinnym epilogu wyjaśnia motywacje bohaterów i tłumaczy ich wcześniejsze działania. Niby zaprasza go do filozoficznej dysputy, ale nie uważa go za partnera, ale tępego uczniaka, którego trzeba pouczyć z wysokości katedry.
O ile Zanussi traktuje widza jak niegodnego rozmowy, o tyle część młodych reżyserów zdaje się w ogóle nie dostrzegać potrzeby komunikowania się z nim. Owocem takiej strategii jest m.in. "Monument" Jagody Szelc, autorki o wyrazistym stylu, ale niewyraźnej reżyserskiej dykcji.
Gdy po "Wieży. Jasnym dniu" reżyserka odbierała nagrodę festiwalu Off Camera, przyznawała ze sceny, że nie robi filmów dla publiczności, ani nawet z myślą o konkretnym widzu. Robi je dla siebie. Zapewne dlatego w jej "Monumencie" kolejne wątki zaczynają się, ale się nie kończą, z serii opowiadanych na ekranie anegdot nie buduje się spójna historia, a efekciarskie sceny mają maskować pustkę. I podczas gdy w debiutanckiej "Wieży…" styl Szelc pracował na filmową historię i bohaterów, tak w manierycznym "Monumencie" służy on jedynie autoafirmacji.
Ponad fabułą
Polscy reżyserzy zdają się celowo lekceważyć rolę kina jako środka komunikacji, a ich filmy rzadko opowiadają historie. Uwodzą raczej stylem niż fabularną atrakcyjnością, a temat i przesłanie okazują się ważniejsze niż porządnie skrojona historia.
W "Autsajderze" Adama Sikory opowieść o potrzebie politycznego zaangażowania i tworzenia wspólnoty przysłaniać ma brak ekranowych zdarzeń. "Dziura w głowie" Piotra Subbotki tonie w pretensjonalności i nudzie, a w półtoragodzinnej opowieści znajdziemy ledwie jedną scenę, która jakkolwiek angażuje emocje. Także podczas oglądania "Pewnego razu w listopadzie" Jakimowskiego można odnieść wrażenie, że bohaterowie są raczej figurkami uosabiającymi pewne wartości niż postaciami z krwi i kości poddawanymi życiowym próbom.
Zdarzeń brakuje także w "Fudze", jednym z najbardziej fetowanych filmów gdyńskiej imprezy. Obraz Agnieszki Smoczyńskiej to opowieść o kobiecie, która straciła pamięć, a teraz wraca do rodzinnego domu, by spróbować odnaleźć się na nowo w relacjach z bliskimi i sobą samą. Brzmi nieźle, ale w "Fudze" ta historia pozbawiona jest struktury i fabularnego przebiegu, który czyniłby widza współuczestnikiem ekranowych zdarzeń. Zamiast tego mamy stylowo inscenizowane ujęcia i piękne kadry Jakuba Kijowskiego słusznie nagrodzonego na festiwalu w Gdyni.
Jedna z aktorskich mądrości głosi, że "na pauzę trzeba sobie zapracować". Kiedy aktor w odpowiednim momencie milknie, swoim milczeniem może przekazać więcej niż wielkim monologiem. Najpierw musi jednak stworzyć postać, której milczenie stanie się dla widza przejmujące, wypełnić je treścią.
Polscy filmowcy nie stosują się do tej zasady, wybierając często drogę na skróty. Przechodzą do pauzy, zanim wytworzą jakąkolwiek więź między bohaterem i widzem. Zapewne dlatego bez wielkich emocji śledzimy losy bohaterki "Fugi" i aktora z "Dziury w głowie", ze znużeniem przyglądamy się rycerzowi z "Krwi Boga" Bartka Konopki i młodym bohaterom "Wilkołaka" Adriana Panka.
Ponad dramaturgią
Polskim kinem rządzi nuda. Głównie dlatego, że jego twórcy za nic mają zasady dramaturgii. Świetnie widać to w "Ułaskawieniu" Jana Jakuba Kolskiego, jednym ze zwycięskich filmów tegorocznego festiwalu wyróżnionym m.in. za najlepszy scenariusz. Kolski opowiada tu historię rodziców, którzy przewożą trumnę zamordowanego syna, by pochować go 500 kilometrów od rodzinnego domu. Reżyser nie tłumaczy, dlaczego akurat tam jego bohaterowie widzą dobre miejsce pochówku, nie potrafi czytelnie wyjaśnić, kto jest kim w tej historii, a nawet tego – kiedy się ona rozgrywa. Co gorsze – w "Ułaskawieniu" wszystkie zwroty akcji wynikają nie z działań bohatera, ale przychodzą z zewnątrz, a filmem rządzi logika "deus ex machina".
Scenariuszowe problemy dotyczą także tych najbardziej udanych filmów, czego dowodem jest banalny finał "Zimnej wojny" Pawlikowskiego, a także fabularna sztampa "Juliusza" Arkadiusza Pietrzaka, komedii udanej, ale mało oryginalnej.
Być może właśnie dlatego tak ciepło przyjęte zostały w Gdyni "Kler" Wojciecha Smarzowskiego oraz "Jak pies z kotem" Janusza Kondratiuka. W przeciwieństwie do większości swoich kolegów, tych dwóch filmowców opowiedziało bowiem historie – z bohaterem, któremu przyświeca jakiś cel, przeszkodami, które utrudniają mu jego osiągnięcie, i konstrukcją, w której każdy akt pracuje na kolejny, składając się na emocjonalne katharsis publiczności.
Ponad emocjami
Rodzime kino boi się emocji. Uważa je za coś pośledniego. Nie wzrusza, nie potrafi wyciskać łez ani chwytać za gardło. Wyjątki w rodzaju "Zimnej wojny" czy "Jak pies z kotem" tylko potwierdzają regułę o tym, że polskie kino serwowane jest na zimno i z dystansu.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Koronnym dowodem jest tu "Kamerdyner", epicki melodramat Filipa Bajona, w którym miłość okazuje się mniej interesująca niż wielka historia przetaczająca się przez życie bohaterów. Opowiadając kaszubską love story z początku XX wieku, Bajon ucieka przed emocjami w erudycję. Obficie cytuje Viscontiego, wkłada w usta bohaterów komentarze dotyczące rzeczywistości politycznej lat 30., ale nie potrafi tchnąć życia w miłosny wątek mający napędzać całą filmową opowieść.
A uczuciowy paraliż dotyczy także innych gatunków. W Gdyni nawet horrory okazały się niestraszne, czego dowodem "Wilkołak" Adriana Panka. Opowieść o dzieciach, które po wyzwoleniu z obozu Groß-Rosen trafiają do majestatycznego pałacu gdzieś w górach, ani na chwilę nie podnosi ciśnienia. Panek uwodzi mrocznymi kadrami, jego kamera przemieszcza się po strasznym gmachu, mającym być pułapką na miarę hotelu z "Lśnienia" Kubricka, a z kinowych głośników dobiegają głośne i straszne dźwięki, ale na ekranie nie dzieje się nic, co mogłoby nas przerazić. Panek ostrzega, że będzie widza straszył, ale jego kolejne reżyserskie zabiegi to obietnica, która nie zostaje spełniona. W jego filmie wizualny styl i inscenizacyjne zabiegi zamiast podbijać emocje, maskują ich brak.
Podobnie jak w dramatycznej "Fudze" Smoczyńskiej, "Krwi Boga" Konopki, "Dziurze w głowie" Subbotki, "Pewnego razu w listopadzie" Jakimowskiego czy "Zabawie, zabawie" Kingi Dębskiej.
Ponad rzeczywistością
To, że polskie kino lekceważy widza, czy reguły dramaturgii można by jeszcze znieść. Gorzej, że twórcy za nic mają też twarde fakty, co szczególnie boli w przypadku filmów historycznych. W "Kamerdynerze" Filipa Bajona uczestnicy ślubu odbywającego się po I wojnie światowej słuchają "Ave Maria" Cacciniego (właść. Władimira Wawiłowa) skomponowanego kilkadziesiąt lat później. W "Ułaskawieniu" Kolskiego, którego akcja rozgrywa się w 1946 roku, bohater przeprowadza resuscytację usta-usta wynalezioną dekadę później, a w "Krwi Boga" Konopki średniowieczni rycerze cytują nieistniejące jeszcze tłumaczenia Biblii i odmawiają modlitwy, które powstać miały wiele lat później.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Można to nazwać czepialstwem. I pewnie nie bez racji. Ale czy naprawdę nie możemy wymagać od filmowców, by tworzyli swoje opowieści z poszanowaniem faktów, reguł sztuki i inteligencji widza? Przygotowanie filmu trwa lata. To długie lata upiornej pracy, konsultacji, walki o finansowanie i scenariuszowych pitchingów. Może warto poświęcić także kilka chwil na sprawdzenie, czy aby bohaterowie pomyłkowo nie wyprzedzili swojej epoki.
Ponad rzeczywistością bywają także autorzy filmów współczesnych. Małgorzata Szumowska w "Twarzy" próbuje opowiadać o polskiej prowincji, ale zamiast jej prawdziwego obrazu przedstawia pełne uproszczeń wyobrażenie na temat "Polski B". Prawdy próżno też szukać w "Zabawie, zabawie" Dębskiej – historii o kobietach-alkoholiczkach. Autorka "Moich córek krów" próbuje tu pokazać prawdziwą twarz kobiecego uzależnienia, ale wychodzi jej glamourowa opowiastka o kobietach z dobrych domów. Widać alkoholizm klas niższych nie pasuje do pocztówkowej wizji świata, jaką autorka proponuje w swym filmie.
***
Czy oznacza to, że tegoroczny festiwal w Gdyni nie przyniósł niczego dobrego? Przeciwnie. Wojciech Smarzowski "Klerem" wzbudził potrzebną, społeczną dyskusję. Marek Koterski w "7 uczuciach" pokazał, że artystyczna odwaga nie stoi w sprzeczności z filmową komunikatywnością. "Juliusz" przywrócił nadzieję, że w Polsce możliwa jest zabawna komedia, a Janusz Kondratiuk w "Jak pies z kotem" udowodnił, że emocjonalne kino nie musi być infantylne. Jeśli dodamy do tego Pawła Pawlikowskiego, którego "Zimna wojna" wydawała się filmem z innej ligi i innego porządku, otrzymamy wielobarwny obraz polskiego kina.
Skąd zatem to narzekanie? Żeby przypomnieć, że opowieści o świetności naszej kinematografii wydają się cokolwiek przesadne, a średni poziom polskich filmów pozostawia jeszcze wiele do życzenia. I nie zmienią tego środowiskowe zaklęcia o różnorodności rodzimego kina i jego świetlanej przyszłości.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]