Urodził się 24 lutego 1983 roku w Białymstoku. W krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego ukończył Wydział Reżyserii Dramatu. Studiował między innymi pod okiem Krystiana Lupy. Asystował mu przy przedstawieniu "Factory 2" inspirowanym twórczością Andy'ego Warhola w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie (2008).
Od Jelinek do Malinowskiego
Garbaczewski zadebiututował "Chórem sportowym" Elfriede Jelinek w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu (2008), gdzie długi monolog o charakterstycznym rytmie rozpisał na siedem postaci, czyniąc z tekstu rzecz przede wszystkim o opresyjności języka i uwięzieniu w kobiecych i męskich rolach. Również w 2008 roku przeniósł na scenę powieść Witolda Gombrowicza "Opętani" (Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu). Pokazał gęste od tropów i odniesień przedstawienie, w którym zagadka kryminalna stawała się pretekstem do zadawania pytań o kondycję współczesnego człowieka.
Adaptował "Tybetańską księgę umarłych" w widowisku "Nirvana" (Teatr Polski we Wrocławiu, 2009), "Odyseję" Homera (2009, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu), a także słynne antropologiczne dzieła Bronisława Malinowskiego oraz jego dzienniki w "Życiu seksualnym dzikich" (2011, Nowy Teatr w Warszawie). Spektakl brał udział w 21. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawianie Polskiej Sztuki Współczesnej. W rozmowie z Agnieszką Rataj dla "Życia Warszawy", dramaturg przedstawienia, Marcin Cecko, opowiadał:
Klasyczne definicje natury i kultury ciągle się zmieniają. (…) Koncepcja natury oddzielonej od cywilizacji zaczyna się kruszyć, zamiast niej pojawia się myślenie, że wszystko, co wytwarzamy, jest w pewnym sensie naturalne i podlega cyklom ewolucji.
Spis jego realizacji uzupełniają utrzymane w formule teatru postdramatycznego "Biesy" według Fiodora Dostojewskiego (2010, Teatr Polski we Wrocławiu) oraz "Gwiazda śmierci" Marcina Cecki, przedstawienie rozprawiające się z popkulturowym mitem "Gwiezdnych wojen" (2010, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu). "Gwiazda śmierci" zbudowana była z obrazu z minikamer transmitowanego na wielkim ekranie ustawionym przed publicznością, gdzie widzowie oglądali na żywo aktorów znajdujących się w różnych miejscach. Henryk Król pisał w "Tygodniku Wałbrzyskim":
"Gwiazda śmierci" jest propozycją interesującą przede wszystkim od strony technicznej. Scenę tworzy wielki ekran, na którym ukazywane są sceny odbywające się równolegle w różnych miejscach "Zorzy": w podziemiach, za plecami widzów, na zapleczu. Wszystko przenoszone jest za pomocą 8 minikamer na główny ekran podzielony chwilami na cztery mniejsze. Daje to rzeczywiście wrażenie pobytu w kosmicznym statku pełnym monitorów podglądających cały mechanizm. Aktorzy nie widzą się wzajemnie, grają do kamer przenoszących ich działania do "centrali". Co więcej, sami są operatorami kamer.
Garbaczewskiego za pomocą teatru mówi o sprawach egzystencjalnych, szuka doświadczeń granicznych. W "Nirvanie" głównym tematem była śmierć i różne formy umierania, w "Odysei" i "Biesach" kondycja człowieka w ponowoczesnym świecie. Marcin Kościelniak pisał w "Tygodniku Powszechnym":
Tam, gdzie inny współczesny twórca już dawno wycofałby się na pozycję zdystansowanego postmodernisty, Garbaczewski wciąż atakuje od frontu, zawzięcie, na poważnie, jakby rzeczywiście oczekiwał, że świat kryje w sobie jakieś fundamentalne prawdy i tajemnice, do których warto się dobijać.
Reżyser tworzy alinearne konstrukcje, świat przedstawiony często pokazuje za pomocą technik deziluzyjnych. Jednak scenicznych kolaży nie tworzy dla efektu. Synkretyczna stylistyka oraz stosowanie w przedstawieniach projekcji wideo mają inny cel – opisanie współczesnych świadomości i wrażliwości kształtowanych przez kino, telewizję i internet. W "Życiu seksualnym dzikich" uwagę zwracała sceniczna przestrzeń, której centralnym punktem był basen z wodą, rząd wiszących przy podłodze świetlówek oraz instalacja "Czarna wyspa" autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej. Część akcji rozgrywała się poza oczami widzów, w korytarzu i była transmitowana za pomocą kamer. W tym inspirowanym myślą Malinowskiego widowisku Garbaczewski razem z autorem scenariusza Marcinem Cecko, z którym współpracował już wcześniej przy "Odysei" i "Gwieździe śmierci", kolejny raz zadawał pytania o ontologiczny status człowieka, zastanawiał się nad dzisiejszym znaczeniem słów "dziki" i "obcy". Uzupełnieniem realizacji w Nowym Teatrze był projekt "Dzicy" (2011) przygotowany przez twórców przedstawienia w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej.
W 2012 na scenie Teatru Dramatycznego im. Jana Kochanowskiego w Opolu, Garbaczewski na nowo opowiedział "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Witolda Gombrowicza. W realizacji, nawiązującej konwencją do filmów grozy, wykorzystany został montowany na żywo obraz z kamer podglądających działania aktorów wewnątrz labiryntu papierowych ścian, znajdującego się na scenie oraz muzyka autorstwa Marcina Ceck. Twórcy zostali nagrodzeni za najlepszą scenografię i efekty wizualne podczas Międzynarodowego Festiwalu Boska Komedia w Krakowie oraz zdobyli Grand Prix 38. Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska". Agata Tomasiewicz pisała:
Krzysztof Garbaczewski i Marcin Cecko ustawiają dla dramatu Gombrowicza nową perspektywę. Twórcy kreują inne oblicze Iwony - nie tyle bytu wstrętnego w swojej nieokreśloności, co całkiem konkretnej kobiety, która przemocą zostaje wrzucona w porządek inicjacji seksualnej. Tradycyjnie rozumiana postać stanowi klin wbity w strukturę, prowadząc do jej rozpadu samą swoją obecnością. W tym przypadku to struktura wymusza na Iwonie przemianę, która umożliwi jej wejście w tryby dojrzewania.
W tym samym roku Garbaczewski wraz z Marcinem Cecką, wziął udział w projekcie Soulographie, w ramach którego wyreżyserowali "Everyman Jack of You" i "Forgiveness" Erika Ehna w Teatrze La Mama w Nowym Jorku.
Eksperymenty na Słowackim
Garbaczewski na reżyserski warsztat wziął także "Balladynę" Juliusza Słowackiego, za namową Marcina Cecki umieszczając romantycznych bohaterów w laboratorium genetycznym. Teatralny eksperyment na klasyce polskiego romantyzmu prezentowany na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu rozbawił i rozzłościł krytykę i publiczność poznańskiego Teatru Polskiego. Zdaniem Witolda Mrozka to najbardziej feministyczny, polityczny i bezczelny spektakl duetu Cecko/Garbaczewski.
Cecko mówił w "Gazecie Wyborczej":
To nie jest po prostu historia o kobiecie, która zabija. To dramat o miłości, czerwonej jak krew, czerwonej jak flaga. Takiej, która potrafi wyzwolić człowieka z marazmu, ale też doprowadzić go do zabójstwa. W tekście dość starym, pisanym wierszem, dość trudno jest dostrzec to, co nas dziś dotyka.
Garbaczewski dopowiadał, że "Balladyna" kusi możliwością podjęcia pewnej gry: "Kilka lat temu Maria Janion ogłosiła śmierć romantycznego paradygmatu. Sprawdzamy, na ile to prawda" – mówił w rozmowie z Martą Kaźmierską.
W tytułowej roli wystąpiła chwalona przez recenzentów Justyna Wasilewska.
Gall Anonim i Generalny Gubernator, czyli "Poczet królów Polskich"
Teatralną bitwę o pamięć stoczył z kolei Garbaczewski w Starym Teatrze w Krakowie. Jego "Poczet Królów Polskich" zainaugurował w marcu 2013 dyrekcję Jana Klaty na tej narodowej scenie. Rozprawa z historią I Rzeczpospolitej i ośmioma wiekami polskiej monarchii także wzbudziła ogromne emocje. To, jak przyznaje reżyser, cena za ryzykowne podróże w czasie. Garbaczewski mówił Jackowi Cieślakowi w "Rzeczpospolitej":
Ekshumując naszych królów, nie szukamy skandalu. Ale wiadomo, że proces ekshumacji może być bolesny. Nasza przeszłość wywołuje również przerażenie. Sam często bywam zaskakiwany tym, czym jest Polska, Kraków. Co jest w nas i w naszej historii zawoalowane (...) Z historią jest jak z fragmentem czaszki znalezionej na dawnym pobojowisku, z której staramy się odczytać przebieg zdarzeń i charakter postaci. Musimy w niej rozpoznać człowieka, a zostały z niego strzępy. Punktem wyjścia był cykl królewskich portretów namalowanych przez Jana Matejkę.
Scenariusz "Pocztu Królów Polskich", którego autorami są Marcin Cecko, Agnieszka Jakimiak, Szczepan Orłowski i Sigismund Mrex, oparty jest na źródłach historycznych, w tym m.in. na kronikach Galla Anonima i historii wawelskich krypt. Punktem wyjścia do opowieści o polskich monarchach jest okupacja niemiecka, gdy na Wawelu rezydował Hans Frank, generalny gubernator zajętych przez Niemców ziem polskich. Cecko tłumaczył:
Frank uważał się za ostatniego władcę Polski, a jego żona Maria Brigitte Frank za królową. To rzecz, która emocjonalnie nas dość mocno dotknęła. Zastanawialiśmy się, czy Frank nie mógłby próbować wezwać w jakiś mistyczny sposób wszystkich władców, by udowodnić swój rodowód. To sytuacja wyjściowa, na której spektakl się opiera.
W spektaklu oprócz Justyny Wasilewskiej w roli Mieszka I występują także Błażej Peszek, Anna Radwan-Gancarczyk czy Zygmunt Józefczak.
"Kamienne niebo zamiast gwiazd"
Historyczny temat z radykalnym scenicznym eksperymentem spotkał się u Garbaczewskiego także w kolejnym teatralnym projekcie – spektaklu "Kamienne niebo zamiast gwiazd" przygotowanym z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, z tekstem Marcina Cecki i muzyką Julii Marcell. O powstańczym zrywie twórcy opowiadają z perspektywy ukrywających się, uwięzionych w piwnicach i ruinach cywilów. Witold Mrozek komentował w "Gazecie Wyborczej":
Garbaczewski zdetonował bombę. Ten spektakl nie ma służyć do uczenia o historii i o powstańcach. To spektakl o nas, nie o nich. Mówi o tym, jak to się stało, że połowa polskich uczniów wierzy dziś, że powstanie zakończyło się zwycięstwem.
"Kamienne niebo zamiast gwiazd" pojawiało się wielokrotnie w zestawieniach najlepszych spektakli teatralnych roku 2013. Spektakl ten, wraz z "Balladyną" oraz "Pocztem Królów Polskich" należał do tak zwanej "polskiej trylogii", podejmującej kwestię współczesnej polskiej tożsamości.
Garbaczewski kontra Gombrowicz i Proust
W 2013 r. Garbaczewski na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu wystawił głośną literacką premierę – "Kronosa", intymny, zapowiadany jako wydarzenie literackie dekady dziennik Witolda Gombrowicza. Reżyser tłumaczył:
To trudny tekst dla teatru. Nie rozpisaliśmy go na dialogi, a zawarte w nim pęknięcia wypełniliśmy własnymi biografiami. Gombrowicz stawia pytania o szczerość wobec samego siebie. Wystawić dziś "Kronosa" w teatrze to tak jak wystawić czyjś profil na Twitterze czy Facebooku. To zaś rodzi pytania o konstrukcję naszych biografii, o znaczenie intymności i szczerości wobec siebie.
Do współpracy reżyser ponownie zaprosił Aleksandrę Wasilkowską, która zaprojektowała scenografię, muzykę skomponowała Julia Marcell. Aneta Kyzioł w tygodniku "Polityka" recenzowała:
Aktorzy Polskiego opowiadają, odczytują albo dyktują swoje własne intymne dzienniki. Adam Szczyszczaj brawurowo wciela się w rolę alter ego widza tej nudnawej, częściowo transmitowanej na kurtynę przeciwpożarową, częściowo odgrywanej bez pośrednictwa kamery, dramy i protestuje przeciw temu, co widzi: "Co to, k..., jest?! Ja się pod tym podpisywał nie będę, żeby się potem musieć ludziom tłumaczyć!". Chciałby prawdziwej sztuki, prawdziwego teatru. Tylko że sztuki Gombrowicza dziś nie mają co liczyć nawet na mały procent zainteresowania, jakim cieszył się jego intymny dziennik.
Trzyczęściowy, interdyscyplinarny projekt Garbaczewskiego, "PROUST- PAMUK- PAMIĘĆ", przygotowany wspólnie z turecką choreografką i reżyserką Emre Koyuncuoglu, swoją premierę miał na festiwalu teatralnym w Stambule z okazji nawiązania 600-lecia polsko-tureckich stosunków dyplomatycznych. Część teatralna projektu inspirowana powieścią Orhana Pamuka "Muzeum Niewinności" zaprezentowana została tureckiej publiczności w czerwcu 2013r. przy wsparciu Culture.pl. Turecka reżyserka przyznaje, że to bardzo osobisty spektakl:
Moje w wspomnienia, pamięć Stambułu, jego smaki i zapachy, zderzam z z refleksją polskich aktorów. W ich rękach te wspomnienia stają się eksponatami.
W 2014 roku w Schauspiel Stuttgart, wyreżyserował "Caligulę" Alberta Camusa. Następnie w 2014 roku duet Garbaczewski/Cecko przeniósł na scenę Teatru Wielkiego-Opery Narodowej "Zwycięstwo nad słońcem" Sławomira Wojciechowskiego oraz "Solarize" Marcina Stańczyka. Cecko odpowiadał za dramaturgię i libretto. Opera powstała w ramach Projektu "P", który ma za zadanie dopuszczenie do opery młodych, zdolnych kompozytorów, debiutujących w operze.
Kolejnym bardzo udanym eksperymentem duetu Garbaczewski/Cecko były inscenizacje szekspirowskiej klasyki – "Burzy" (Teatr Polski we Wrocławiu, 2015) oraz "Hamleta" (Narodowy Tetr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, 2015). Paweł Soszyński dla Dwutygodnika pisał o "Burzy":
"Burza" zdaje się nie mieć słabych stron. Sposób, w jaki wszystko to razem działa, sprawia, że dezynwoltura spektaklu, nagromadzenie gagów, kabaretowy impet zatrzymują się wpół kroku, wchodzą w obszar dziwacznie podniosły – śmiech zostaje odrealniony, dziwnie rozciągnięty w czasie, towarzyszy mu czarne, paniczne echo. I nie wiadomo do końca, czy jest symptomem radości czy strachu. (…) Garbaczewski i Cecko wystawiają "Burzę" w Krainie grzybów ścierając ze sobą fronty, formy, konwencje – to tam uwalnia się ładunek, stamtąd ciskana jest błyskawica, zbiegająca po ledowym drucie postawionym na scenie obok gigantycznych muchomorów.
Z kolei o "Hamlecie" pisał Witold Mrozek:
Żaden polski reżyser nie ma tak imponującej wyobraźni wizualnej jak Garbaczewski - "Hamlet" ze scenografią Aleksandry Wasilkowskiej to kolejny dowód. (…) Spektakl Garbaczewskiego w adaptacji Marcina Cecki rozszczepia "Hamleta" jak pryzmat. Z patetycznego "być albo nie być" Cecko robi otwarte "być, albo nie: być może". Dlatego kolejne sceny tworzą różne warianty pomysłu na "Hamleta", osobne gęste światy – raczej sąsiadujące ze sobą niż wynikające jeden z drugiego.
W 2016 Garbaczewski zadebiutował w Volksbühne, realizując "Locus Solus". Spektakl z dramaturgią Marcina Cecki, został oparty na powieści Raymonda Roussela z 1914 roku.
W czerwcu 2016 Garbaczewski wyreżyserował "Roberta Robura" według niedokończonej powieści Mirosława Nahacza – "Niezwykłe przygody Roberta Robura", wydanej dwa lata po śmierci pisarza. Garbaczewski przenosi dystopijną rzeczywistość, stworzoną przez pisarza do świata mediów i wirtualnej rzeczywistości. Witold Mrozek recenzował:
Nie dajcie się zwieść głosom, że "Robert Robur" to głęboki traktat o tym, jak nowe media nami rządzą i trwale odkształcają międzyludzkie relacje. Choć oczywiście rządzą i odkształcają. Ale pokoleniowość "Robura" polega na tym, że jego odbiorcy przywykli już do diagnoz dotyczących cyberświata – czasem naiwnych, często boleśnie celnych – bez którego jednocześnie nie wyobrażają sobie własnej rzeczywistości. Choć cyberkorporacje na co dzień karmią się ich emocjami, kliknięciami i fotkami z imprez, to dostarczają też im (nam) niezbędnych dawek popkulturowego narkotyku.