Podsumowanie 2018: sztuki wizualne
Moda wkraczająca do galerii, krytyczny powrót do lat 90., malarskie triumfy i galeryjne przetasowania. Podsumowujemy mijający rok w sztukach wizualnych.
Sto lat, sto lat
Między Odrą a Narwą mniej lub bardziej hucznie celebrowano w tym roku stulecie odzyskania niepodległości. Rocznica ta obrodziła licznymi projektami z pola sztuk wizualnych. O wielu z nich za kilka miesięcy nie będziemy już pamiętać, jednak w morzu "niepodległościówek" nie zabrakło kilku ożywczych propozycji. Jeśli mielibyście w tym roku zobaczyć tylko jedną muzealną wystawę historyczną, powinno nią być "Krzycząc: Polska!" Piotra Rypsona w Muzeum Narodowym w Warszawie. Omawiana przez nas niedawno ekspozycja udowodniła, że nie potrzeba scenograficznych fajerwerków i specjalnego kombinowania, jak uatrakcyjnić temat – wystarczy tylko i aż odpowiednia wiedza i wizualna wrażliwość, by z muzealnych magazynów wydobyć absolutne perły i złożyć z nich poruszającą opowieść o fetowanym zwycięstwie oraz jego cenie.
Haute couture z łódzkich lumpeksów
Drugą spośród topowych wystaw mijającego roku była inna propozycja związana z niepodległościowym wątkiem, sięgająca z jednej strony daleko w głąb sarmackiej przeszłości, a z drugiej bardzo współczesna w koncepcji i doborze artystów. "Wielcy sarmaci tego kraju / Wielkie sarmatki tego kraju" w BWA Tarnów to wystawa przygotowana przez Marcina Różyca, kuratora i krytyka mody, dzięki czemu dwie modowe kolekcje – Tomasza Armady i Uty Sienkiewicz – stały się nie kwiatkiem do kożucha, a punktem wyjścia dla całej ekspozycji. 2018 był zresztą w dużej mierze rokiem Armady.
Młody łódzki projektant współtworzący artystyczno-modowy kolektyw Dom Mody Limanka w tym roku pojawiał się ze swoimi projektami na wystawach od Krakowa, przez Warszawę, po Szczecin. Armada w naturalny sposób zbliża do siebie świat sztuki i mody, tej ostatniej nadając krytyczny potencjał, którego próżno szukać na kartach "Vogue'a". Projektant łączy przaśność ciuchów z łódzkich targowisk i second handów z rozbuchaniem haute couture, przeobrażając ubrania z odzysku na nieoczekiwane sposoby, a to w kontuszową kurtkę, a to burkę z wzorzystych sukienek.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Duchologia Polski powiatowej
Kolekcje Tomasza Armady to z jednaj strony lokalna odpowiedź na przypudrowany na zachodzie soviet chic, z drugiej – opowieść o potransformacyjnej Polsce snuta za pomocą ubioru. Temat przed długie lata praktycznie nieobecny w sztuce, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy podejmowany był przez rosnącą liczbę artystów. Po kilku kulturoznawczych publikacjach o pejzażu (mentalnym i fizycznym) po roku 1989, temat ten wzięli na warsztat artyści wizualni, w większości ci dorastający właśnie w latach 90. Praca duetu Róży Dudy i Michała Soi zaprezentowana podczas krakowskiego Miesiąca Fotografii okazała się najmocniejszym debiutem. "Jestem synem górnika" to gorzkie rozliczenie z obietnicami niesionymi przez globalizację i kapitalizm połączone z klimatem dystopijnej wizji przyszłośc, a zarazem wielowątkowa opowieść wyróżniająca się subtelnym i zupełnie indywidualnym językiem wizualnym. Jak pisała o niej Anna Batko:
Text
Jest tu zarówno nutka starego dobrego science-fiction z obyczajowym wtrętem, szczypta romantyzmu i katastrofizmu, społeczne zaangażowanie i wyestetyzowane złudzenia.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Róża Duda i Michał Soja, praca z wystawy "Jestem synem górnika", Galeria Henryk, Miesiąca Fotografii w Krakowie, fot. dzięki uprzejmości artystów i Galerii Henryk
W kolejnych miesiącach pracę Dudy i Soi można było oglądać m.in. w poznańskim Arsenale, podczas KNAFa – konkursu imienia Leszka Knaflewskiego, zmarłego przed kilkoma laty wybitnego artysty i spiritus movens środowiska skupionego wokół wydziału intermediów na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Choć konkursów dla młodych artystów mamy w Polsce zatrzęsienie, KNAF jest wśród nich powiewem świeżości ze względu na założenia. Nie faworyzuje bowiem malarzy czy twórców konwencjonalnych obiektów, ale skierowany jest do artystów posługujących się bardziej eksperymentalnymi i efemerycznymi mediami, takimi jak dźwięk czy performans.
Martyna Kielesińska w toruńskiej Wozowni zaprezentowała z kolei świetną "duchologiczną" kameralną wystawę, w której za pomocą kilku wideo i instalacji odmalowała pejzaż Polski przełomu mileniów widzialny przez szklany ekran telewizora. Warto wspomnieć, że popularyzatorka terminu "duchologia" na rodzimym gruncie, Olga Drenda, w swojej drugiej książce w tym nurcie, "Wyroby", przygląda się transformacyjnej kulturze w przydomowych ogródkach na wsiach i w małych miasteczkach. "Wyroby" zilustrował Marek Rachwalik, malarz łączący w swoich pracach wiejską kulturę wizualną z wizualnością muzyki metalowej.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Dominika Kowynia, „Lessing blednie”, 100 x 130 cm, olej na płótnie, 2018
Dla Rachwalika był to świetny rok, zwieńczony między innymi dwiema wystawami indywidualnymi, w szczecińskiej Trafostacji Sztuki i gdańskiej Kolonii Artystów. 2018 rok przyniósł także należne uznanie niegdysiejszej nauczycielce Rachwalika z katowickiej ASP – Dominice Kowyni, dotychczas znanej i cenionej głównie lokalnie, a od niedawna podbijającej serca szerszej publiczności dzięki gościnnej wystawie Galerii Szarej podczas tegorocznego Warsaw Gallery Weekend. WGW było równie udane dla Mikołaja Sobczaka, w poprzednich latach znanego z aktywności performerskiej w ramach współtworzonego z Justiną Los duetu Polen Performance, a od niedawna święcącego triumfy jako malarz. Początek roku przyniósł Sobczakowi świetną wystawę w reprezentującej artystę galerii Polana Institute, a podczas WGW nowe płótna, jeszcze silniej czerpiące ze strategii rodem z podstmodernistycznego malarstwa lat 80. stanowiły osnowę wystawy "Wonder Woman".
Pokazem siły młodego malarstwa stała się też przygotowana przez Cyryla Polaczka i Yui Akiyamę wystawa "Komunikacja ze wszystkim, co jest" w Fundacji Stefana Gierowskiego, praktycznie pozbawiona dopisanych na siłę kontekstów kuratorskich i skupiona na czystej przyjemności z obcowania z tym, co w najnowszym malarstwie najciekawsze.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Florian Auer, ‘Untitled’ (fragment), druk cyfrowy na pcv, led, 2018, dzięki uprzejmości artysty i galerii Piktogram.
Warszawski weekend galeryjny miał w tym roku także ciemniejszą stronę – rozgrywający się za kulisami konflikt w gronie galerzystów. Dotychczas organizatorzy WGW występowali jako grupa połączonych wspólnym interesem i troską o rynek sztuki koleżanek i kolegów po fachu, w tym roku jednak nastąpiły niespodziewane przetasowania. Warsaw Gallery Weekend stał się marką, nad którą pieczę sprawuje kilkoro najsilniejszych graczy ustalających reguły i decydujących, kto wejdzie do elitarnego grona, a kto nie. Część napięć udało się załagodzić, ale niektórzy postanowili w tak zreformowanej imprezie nie uczestniczyć – na czele z Fundacją Arton, dotąd znajdującą się w żelaznym gronie weteranów WGW.
Jedni z imprezy się wymiksowali, inni pozostali w WGW, a jednocześnie stworzyli inicjatywę może nie konkurencyjną, ale odpowiadającą na jego krytykowany od kilku lat polonocentryzm – Friend of a Friend wzorowane na Condo. Podczas FOAF toczy się gra o uwagę i portfele zachodnich kolekcjonerów, a tymczasem latem w Warszawie wystartowała inicjatywa wyjątkowo inkluzywna – zainicjowane przez Maję Demską Groszowe Sprawy, czyli swego rodzaju duchowy spadkobierca rastrowskich Targów Taniej Sztuki w spektakularnej scenerii Bazaru Namysłowska.
Gorące krzesła
Gdy w światku galerii komercyjnych wrzało, w murach instytucji publicznych rok przebiegał raczej spokojnie. Najważniejsza tegoroczna zmiana odbyła się na stołku dyrektorskim w stołecznym Muzeum Narodowym. Ze stanowiska po wielu latach zrezygnowała Agnieszka Morawińska, a po kilkumiesięcznej regencji Piotra Rypsona stanowisko dyrektora objął Jerzy Miziołek. Dotychczasowy dyrektor Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego powołany został na dyrektora MNW pod koniec listopada, na efekty tej zmiany przyjdzie więc jeszcze poczekać.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
W Krakowie trwa z kolei impas w miejskiej galerii, czyli Bunkrze Sztuki. Plany przebudowy budynku galerii według projektu Roberta Koniecznego od miesięcy pozostają zamrożone. W efekcie zamieszania związanego z planami przebudowy rozwiązano umowę z dotychczasową dyrektorką Magdaleną Ziółkowską, a rozpisany wkrótce po tym konkurs na jej następcę pozostał nierozstrzygnięty.
We Wrocławiu dla odmiany zaświtał promyk nadziei – niedawna Europejska Stolica Kultury po tej na wskroś festiwalowej inicjatywie pozostawała kulturalną pustynią, w październiku jednak otworzyła się nowa instytucja na mapie stolicy Dolnego Śląska – OP ENHEIM. Galerii w odrestaurowanej barokowej kamienicy nie brakuje z pewnością rozmachu, a kapitał finansowy idzie w parze z symbolicznym – na inaugurację zaprezentowano wystawę Mirosława Bałki kuratorowaną przez Andę Rottenberg. Być może dzięki OP ENHEIM coś we Wrocławiu drgnie.