Plusy i minusy
W budynku Muzeum Etnograficznego pokazano cztery projekty, z których warto wyróżnić "Pocztówki z Europy" Evy Leitolf i "Auspicia" Danieli Friebel. Oba komentowały aktualną sytuację polityczną w Europie, koncentrując się na kwestii migracji.
W Galerii Szara Kamienica rozwiązania formalne zdominowały treść projektów. To tam w jednej z sal można było zasiąść przy stole z teczkami (Mark Curran, "Rynek"). Co ciekawe, podczas zeszłorocznej wystawy o UFO w tej samej sali również stał... stół z teczkami. Axel Braun w projekcie "Szkodliwe ingerencje" odniósł się do tematu wycinki w Puszczy Białowieskiej. Szukał analogii między współczesnym traktowaniem świerków a dębami nazwanymi imionami królów. Projekt, który miał mieć charakter badawczy, ograniczył się głównie do pokazania drzew leżących przy popularnym szlaku turystycznym, przepisania informacji z tablic i zestawienia ich ze zdjęciami protestujących aktywistów znalezionymi w internecie. Najciekawszy w "Szarej" był projekt Eline Benjaminsen – "Tam, gdzie robi się pieniądze". Artystkę interesował świat zautomatyzowanych transakcji opartych na algorytmach znanych jako high-frequency trading (handel wysokich częstotliwości).
Kompletną klapą okazała się wystawa "Drzewo i ziemia" w Muzeum Manngha. W dużej sali zestawiono ze sobą dwie projekcje wideo, między którymi ustawiono gablotę z kilkoma pracami. Tematycznie projekt miał odnosić się do krajobrazu po Fukushimie. Wpleciono tu nawiązania do odkryć przyrodniczych, epoki antropocenu i japońskich opowieści obrazkowych. Niestety, okazało się to bardzo powierzchowne. Dla kontrastu można wspomnieć o projekcji, która pojawiła się w Domu Norymberskim na wystawie "Brzegi wyspy, którą jedynie okrążyłem". Instalacja Sandera Breurego i Wittego van Hulzena po jednej stronie ekranu wyświetlała spokojne ujęcia drzew i falującej trawy z norweskiej wyspy Utøya – miejsca, w którym Anders Breivik dokonał masakry podczas zjazdu młodych ludzi związanych z Partią Pracy. Na drugiej stronie ekranu pokazywany był materiał wideo złożony ze znalezionych nagrań migrantów dryfujących na łodziach na morzu. Towarzyszył im ten sam dźwięk, skomponowany z materiałów znalezionych. Sensualna, oparta na kontraście obrazów i dźwięku praca pozostawiała widza z poczuciem wyobcowania.
Powracające pytania
Festiwal szuka swojej tożsamości. Czy impreza organizowana przez Fundację Sztuk Wizualnych zmierza w stronę Miesiąca Sztuk Wizualnych lub Sztuki Mediów?
Paweł Szypulski, który przez kilka lat współpracował z Miesiącem Fotografii jako członek Rady Festiwalu i kurator, w wywiadzie przeprowadzonym przez Macieja Frąckowiaka w książce "Kruche medium" zamknięcie na jedno medium widzi jako "coś bardzo, bardzo starego", ocenia też że fotografia "żyje w osobnej rzeczywistości, innej niż sztuki wizualne, pod wieloma względami bardzo konserwatywnej". Niejako w reakcji na takie myślenie pojawia się chęć szukania granic tego pola, a sami artyści deklarują np. chęć "uniknięcia i wykorzystywania dobrze znanego języka fotografii dziennikarskiej".
W tym miejscu warto wtrącić wątek spoza Polski. Nowojorskie Museum of Modern Art co dwa lata organizuje wystawy pokazujące nowe zjawiska w fotografii i sztuce bazującej na niej (photo-based art). Z punktu widzenia tej instytucji nie ma więc problemu z wrzuceniem do jednego worka pt. "fotografia" różnego typu wypowiedzi i pokazania ich na wystawie. Podczas tegorocznego pokazu ("Being") próbowano poprzez fotografię odpowiedzieć na pytanie: co to znaczy być człowiekiem? Arthur Lubow recenzujący tegoroczny pokaz dla New York Timesa napisał, że wiele się zmieniło od poprzedniej wystawy, podczas której z powodu autotematyczności prac "nie można było oddychać". W tym roku zamiast dekonstruowania medium wróciły więc podstawowe pytania filozoficzne, zadane tak prosto, jak tylko się da. Dodajmy do tego, że Lubow zachwyca się też tym, jaką przyjemność może wywołać obcowanie z fotografią wykonaną przez artystę sprawnego technicznie. W Polsce autor tych słów pewnie zostałby oskarżony o fetyszyzację fotografii i odesłany do lamusa. Być może nadal nie odbyliśmy pewnych dyskusji i brakuje nam języka, by mówić o fotografii, a ciągle funkcjonujący termin "fotografia artystyczna" sugeruje raczej pretensję do bycia sztuką niż samodzielną, pełnoprawną wypowiedź.
Wracając jednak do tematu – krakowski festiwal poruszył tematy ważne, choć w sposób zbyt hermetyczny. Oparcie tekstu kuratorskiego na koncepcji sformułowanej w roku 1996 każe zadać pytanie o jej aktualność. Były na festiwalu świetne projekty, którym, jak w przypadku Muzeum Etnograficznego, zabrakło przestrzeni. Porównując festiwal z poprzednimi latami – nie było w tej edycji headlinera, którym w poprzednich latach był Mark Power, Clare Strand, Aleksandr Rodczenko, czy Sally Mann.