Kołysanka dla Komedy
Dociekliwi wielbiciele jazzu z całego świata kojarzą twórczość Krzysztofa Komedy. W końcu jest ona ważnym punktem odniesienia dla artystów związanych z założoną przez Manfreda Eichera wytwórnią ECM – jedną z najbardziej rozpoznawalnych wytwórni muzycznych na świecie. Jazzowi melomani nie należą w społeczeństwie do większości, nie przekreśla to jednak szerokiej rozpoznawalności Komedy (albo przynajmniej nieświadomego kojarzenia ułamka jest twórczości). Kołysanka z "Dziecka Rosemary" jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych melodii w historii kina. Inspirowało się nią dziesiątki kompozytorów, szczególnie tych specjalizujących się w muzyce do filmów grozy. Na warsztat brały ją zespoły rockowe, ansamble jazzowe, wokalistki i wokaliści, nie tylko jazzowi, samplowano ją w elektronicznych produkcjach. Przyjrzyjmy się kilku z nich.
Możemy ją znaleźć na wielu płytach z legendarnej serii "Polish Jazz". Krzysztof Sadowski na "Krzysztof Sadowski and his Hammond Organ" zagrał kołysankę rzewnie, z bluesowym splinem. Ostatnią minutę zostaje sam, bez zespołu, słyszymy tylko Hammonda, w niektórych momentach gra bardzo dużo dźwięków, tworząc upiorne współbrzmienia, potem wydobywa z instrumentu ledwo słyszalne nuty, żeby w międzyczasie wykonać zamaszyste solo, które mogłoby być fragmentem utworu gospel. Wokalistce Mariannie Wróblewskiej na płycie "Feelings" towarzyszy bardzo kameralna grupa muzyków: Sławomir Piwowar na gitarze, Janusz Kozłowski na basie i Włodzimierz Nahorny na fortepianie. W tym utworze słyszymy tylko dźwięki gitar, często jest to tylko oszczędne pobrzdękiwanie, gitarzyści z rzadka grają pełniejsze frazy. Wróblewska wydobywa z siebie przeróżne odgłosy: piszczy, skrzeczy, rzęzi, jęczy. Robi to z umiarem, nie próbuje zaskoczyć słuchacza rozszerzonymi technikami wokalnymi – przez większość utworu po prostu śpiewa, delikatnym, czasem załamującym się, głosem. Kołysanka zagrana przez Mieczysława Kosza na płycie "Mieczysław Kosz Trio" (wydanej w Klubie Płytowym Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego) skupia się na dynamice i kolorystyce, nastroju. Komedowska kołysanka została zresztą wykonana na pogrzebie Kosza przez wspomnianego przed chwilą Sławomira Piwowara.
Sięgali po nią amerykańscy mainstreamowi jazzmani prowadzący big bandy – Stan Keaton, Gerard Wilson. Aranżacja Keatona przypomina pełną napięcia, ale nie grozy, muzykę z filmów akcji. Interpretacja Wilsona jest o wiele ciekawsza, niektóre frazy są w dziwny sposób powtarzane albo przetwarzane. W pewnych momentach melodia zbliża się do poetyki muzyki soul.
Filmową kołysanką interesowali się też muzycy, którzy największe sukcesy osiągnęli w dziedzinie produkcji muzycznej. Chet Atkins był gitarzystą, ale przede wszystkim producentem odpowiedzialnym za stworzenie "Nashville sound", czyli komercyjnej wersji muzyki country. Współpracował m.in. z Dolly Parton, Elvisem Presleyem i Every Brothers. Interpretacja Atkinsa jest bardzo kowbojska, co miejscami brzmi dość absurdalnie – charakterystyczne dla amerykańskich gitarzystów rozedrgane brzmienie raczej nie pasuje do tej melodii. Harvey Averne z kolei był kompozytorem i producentem, któremu zawdzięczamy "New York sound" – amerykańskie reinterpretacje różnych tańców afro-kubańskich i latynoamerykańskich, które zazwyczaj sprzedawał po prostu z metką "salsa". Jego kołysanka rozpoczyna się jak spokojna samba, ale w momencie kulminacji pojawia się tam dużo innych elementów – wchodzą bardziej taneczne instrumenty dęte, słyszymy popisowe solo gitarzysty… Pochodzący z Turcji Arif Mardin był jednym z ważniejszych producentów muzyki disco. Wśród współpracujących z nim artystów byli: Chaka Khan, Bee Gees, Donny Hathaway. Mardin wydał też kilka autorskich produkcji. Filmowy przebój w wersji urodzonego w Istambule twórcy utrzymany jest w estetyce disco-soulowej orkiestry.
"Rosemary’s Baby Lullaby" była szczególnie chętnie wykorzystywana przez artystów specjalizujących się w gatunku nazywanym "easy listening", "mood music" albo "lounge music", którego złote lata przypadają na lata 60. Była to muzyka przede wszystkim użytkowa, pisano ją z myślą o wypełnieniu niezobowiązującymi dźwiękami ramówek stacji radiowych, sklepów, wind, salonów kosmetycznych. Aranżacje miały być ładne, wpadające w ucho, ale niezbyt angażujące. Często używano "przyjemnych" dźwięków, np. wibrafonu, marimby. Większość utworów to po prostu przeróbki hitów muzyki pop, standardów jazzowych, a nawet utworów z repertuaru klasycznych kompozytorów. Kołysanka z filmu Polańskiego znalazła się w repertuarze m.in. The Brass Ring, Charliego Byrda, 101 Strings, Doca Severinsena, Enoch Light And The Light Brigade, Raymonda Lefèvre i innych. W tych wykonaniach zazwyczaj traciła swój klimat niesamowitości…
Po kołysankę sięgali też muzycy nawiązujący do awangardy. Andrzej Bauer z prowadzonym przez siebie Cellonet, zespołem wiolonczelistów badających możliwości brzmieniowe tego instrumentu, do wykonania utworu Komedy zaprosił Leszka Możdżera. Oprócz dźwięków fortepianu i wiolonczel w tej wersji słyszymy też oddechy i inne odgłosy wydawane przez muzyków. Melodia utrzymana jest w równym, prawie motorycznym tempie, za pomocą drobnych odgłosów i wydarzeń muzycznych muzycy tworzą dookoła hipnotycznego rytmu dźwiękowe opowieści. Inna jest interpretacja grupy Fantômas prowadzonej przez amerykańskiego eksperymentującego wokalistę Mike’a Pattona z głosem o skali sześciu oktaw. Jego kołysanka mogłaby zostać wystawiona w Grand Guignol – Patton śpiewa czasami miękkim głosem dziecka, żeby potem zacząć ochryple pokrzykiwać. W tle słychać dźwięki przypominające katarynkę i dziecięce zabawki.
Komeda utrwalony
Żeby Komeda ciągle żył, musimy pamiętać, jakim był człowiekiem i co stworzył. Magdalena Grzebałkowska w wydanej w 2018 roku książce "Komeda. Osobiste życie jazzu" podjęła się próby opisania postaci pianisty i zbadania relacji, które łączyły go z innymi. Opowiedziała historię obyczajową jazzu w PRL-u – jak wyglądały imprezy, romanse, rozmowy, co trzeba było zrobić, żeby przeżyć z miesiąca na miesiąc. Autorka szczegółowo przeszukała archiwa i źródła epoki, spotkała się również z ludźmi, którzy znali Komedę – niektórzy z nich mogli wypowiedzieć się publicznie po raz pierwszy. Wcześniejsze publikacje poświęcone Komedzie przedstawiały niektóre wydarzenia tylko i wyłącznie z punktu widzenia Zofii Komedowej – wdowy po wielkim muzyku, dawniej jego menadżerki i opiekunki dziedzictwa (to także dzięki niej muzyka Komedy przetrwała do dzisiaj).
Oprócz żywych, ciągle powstających nowych interpretacji muzyki Komedy, w ostatnich latach ukazało się mnóstwo interesujących archiwalnych płyt, których wcześniej nie mieliśmy okazji posłuchać (albo mieliśmy do nich bardzo utrudniony dostęp). Prym w działalności wydawniczej wiedzie Polskie Radio, które w latach 2014–2019 wypuściło serię "Krzysztof Komeda w Polskim Radiu" składającą się z ośmiu płyt kompaktowych i jednej płyty winylowej. Znalazły się tam m.in. najwcześniejsze nagrania gry Komedy pochodzące z lat 50., muzyka baletowa i filmowa oraz wspólne występy z Jerzy Milianem. Nagrania występów różnych składów Komedy z festiwali Jazz Jamboree znajdziemy również na wydawanych przez PR płytach CD z serii Polish Radio Jazz Archives.
Muzyka Komedy jest utrwalana także na płytach winylowych. Brytyjska wytwórnia Harkit Records, specjalizująca się we wznowieniach rzadkich soundtracków, wydała trzy płyty siedmiocalowe z kinowymi utworami Polańskiego: "Rosemary's Baby", "The Fearless Vampire Killers Or, Pardon Me, But Your Teeth Are In My Neck!" i "Cul-De-Sac". O swoim uwielbieniu do muzyki Komedy mówią często didżeje i wydawcy Andy Votel (Finders Keepers) i Jonny Trunk (Trunk Records). Votel wydał siedmiocalową reedycję utworów z "Noża w wodzie" (w serii Cacophonic). Trunk w swoim internetowym sklepie udostępnia zremasterowane pliki wczesnych utworów Komedy – m.in. etiud baletowych i nagrań tria z 1960 roku.
Zanosi się na to, że w stulecie urodzin Krzysztofa Komedy nadal będziemy mogli powiedzieć: "Komeda żyje ".
Bibliografia: Magdalena Grzebałkowska, "Komeda. Osobiste życie jazzu ", Warszawa 2018; Aneta Norek-Skrycka, "Man of the Light. Życie i twórczość Zbigniewa Seiferta ", Warszawa 2016; Andrzej Makowski, "Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego ", Warszawa 2011; Rafał Księżyk, Tomasz Stańko, "Desperado. Autobiografia ", Kraków 2010; Krzysztof Karpiński, "Tylko smutek jest piękny. Opowieść o Mieczysławie Koszu", Kraków 2019; https://polishjazzarch.com/; Polskie Radio