Hen napisał scenariusz jako wariację książki, na której wydanie miał czekać jeszcze trzydzieści lat. W debiutanckim tomie "Kijów, Taszkient, Berlin. Dzieje włóczęgi" (1947) zawarł swoje doświadczenia z wojny, przeżytej w dużej mierze w Azji Środkowej; z powodów politycznych nie mógł jednak napisać o batalionie pracy, nie pisał też o miłości. Z podróży do Uzbeckiej SRR w okresie odwilży narodził się z kolei tom reporterski "Skromny chłopiec w haremie" (1957). "Nikt nie woła" – opisujące i batalion pracy pod Taszkientem, i późniejsze układanie sobie tymczasowo życia w Samarkandzie – powstawało już w Domu Pracy Twórczej w Oborach. "Maszynopisy krążyły z pokoju do pokoju. (Niektórzy je chomikowali)" – napisze dekady później autor w posłowiu do książki (Kraków 2023, s. 316). Hen, który wcześniej napisał scenariusz dla reżyserskiego debiutu Kutza, czyli "Krzyża walecznych" (1958), od początku słyszał, że książki nie uda się wydać. Jako że przewidywania te okazały się trafne, filmowe pomysły na adaptację od razu zakładały przeniesienie akcji z Uzbekistanu do Polski. Po latach Kazimierz Kutz opowiadał, że decyzja ta zaskoczyła Hena podczas kolaudacji – ale tę anegdotę należy chyba traktować ostrożnie, jako że scenariusz od początku był osadzony w realiach Ziem Zachodnich, pomyślanych jako przestrzeń, w której uda się otworzyć znane z powieści poczucie anonimowości, alienacji, zagubienia, wyrwania z korzeniami. Z kolei kluczowy dla filmu wątek polityczny – ten, który uczynił z "Nikt nie woła" wielką polemikę z "Popiołem i diamentem" (1958) – miał zostać wymyślony jako ostatni, właściwie z fabularno-politycznej konieczności: "Czemu Bożek ze scenariusza ma u siebie w kraju odczuwać osamotnienie? Powiedzmy, że się ukrywa, że się kogoś boi. Nie wykonał danego mu rozkazu, miał kogoś zabić – nie chciał tego, nie zabił, wmieszał się w tłum repatriantów" – rekonstruuje swój tok myślenia Hen.