Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiety operatorki właściwie nie występowały w przyrodzie. Za kamerą stawali wyłącznie mężczyźni. Działo się tak dlatego, że do pracy ze starymi, masywnymi kamerami potrzeba było dużej, "męskiej" siły. Ale i dlatego, że kino przez dekady stanowiło przestrzeń męskiej rywalizacji i dominacji.
Na szczęście w ostatnich 20 latach wiele się zmieniło. Kobieta za kamerą nie tylko nie jest już na planie filmowym obrazkiem budzącym zdziwienie, ale też z roku na rok coraz wyraźniej widać, że przyszłość sztuki operatorskiej należeć będzie także do płci pięknej. Oto polskie operatorki filmowe, które zmieniają dziś (nie tylko) polskie kino.
Magdalena Górka Bonacorso
Chciałam być operatorką, bo lubię być w cieniu, a nie na świeczniku. Reżyseria to ciągłe rozmowy z ludźmi. Tam trzeba być rockowym frontmanem, a ja jestem basistą – mówiła tygodnikowi "Polityka".
Ukończyła studia na wydziale operatorskim w łódzkiej Filmówce, a jej przygoda z kinem zaczęła się dzięki Pawłowi Edelmanowi i Władysławowi Pasikowskiemu. Zaraz po studiach została szwenkierem Pawła Edelmana, czyli operatorem kamery pracującym pod nadzorem głównego autora zdjęć. Realizowała zdjęcia do "Reichu" Władysława Pasikowskiego i serialowego "Gliny" tego samego reżysera. Po wielu latach znowu spotkała się z Pasikowskim – tym razem jako pierwsza operatorka głośnego "Jacka Stronga".
Wcześniej jednak Górka wyjechała do Stanów Zjednoczonych i rozpoczęła karierę w Hollywood. W ciągu kilku lat zrealizowała kilkadziesiąt reklam, w tym dla Mercedesa, Amazona, Audi, czy Forda, a także teledyski do takich przebojów jak "Home Again" Eltona Johna oraz "Unconditionally" Katy Perry.
W USA zrealizowała też swoje najpopularniejsze filmy – najpierw stanęła za kamerą głośnego "Joaquin Phoenix. Jestem, jaki jestem”, mockumentu o rzekomym załamaniu słynnego aktora, a dzięki sukcesowi tego filmu dostała angaż przy trzeciej części "Paranormal Activity", jednej z najbardziej kasowych serii filmów grozy.
W 2016 roku na ekrany trafił kolejny horror z jej zdjęciami – "Viral", a w październiku 2017 "An Ordinary Man" Brada Silberlinga z Benem Kingsleyem w jednej z głównych ról.
Weronika Bilska
Przy niej moje poczucie zagrożenia przed samym sobą maleje. Wiem, że jak robię coś źle, to ona natychmiast mi to zdecydowanie powie. Weronika nie zgadza się na to, bym pracował poniżej swoich możliwości. Nie włączy kamery, jeżeli czuje, że nie daję z siebie wszystkiego" – mówił w "PolishDocs" Grzegorz Zariczny, autor "Gwizdka" i "Fal" zrealizowanych we współpracy z młodą polską operatorką.
Bilska jest jedną z najbardziej zapracowanych operatorek w Polsce. Odkąd w 2011 ukończyła studia na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, realizuje kolejne dokumenty i filmy fabularne. To ona w 2014 roku stanęła za kamerą eksperymentalnego "Jak całkowicie zniknąć" Przemysława Wojcieszka, a dwa lata wcześniej zrealizowała zdjęcia do "Gwizdka" Grzegorza Zaricznego, filmu nagrodzonego na festiwalu Sundance.
2016 był najlepszym rokiem w jej dotychczasowej karierze – na ekrany kin trafiły bowiem aż trzy filmy zrealizowane przez Bilską – "Fale" Grzegorza Zaricznego, dokumentalne "Więzi" Zofii Kowalewskiej oraz "Kamper" Łukasza Grzegorzka, jeden z najcelniejszych filmowych portretów młodego pokolenia.
Karina Kleszczewska
Jest jedną z najbardziej wyrazistych polskich operatorek filmowych i telewizyjnych. Oprócz filmów fabularnych ma w swym dorobku także liczne realizacje dla teatru telewizji. To Kleszczewska odpowiadała za zdjęcia do takich przedstawień jak "Bankructwo małego Dżeka" Agnieszki Glińskiej z 2000 roku, a także do rok późniejszych "Beztlenowców" Ingmara Vilquista w reżyserii Łukasza Barczyka.
I to właśnie z Barczykiem, prywatnie mężem operatorki, Kleszczewska zrealizowała swoje najciekawsze produkcje. W 2003 stanęła za kamerą "Przemian", historii tajemniczego przybysza i czterech samotnych kobiet, a w 2008 zrealizowała zdjęcia do "Nieruchomego poruszyciela". Wraz z mężem pracowała także przy kolejnych obrazach – eksperymentalnym "Italiani" z 2011 roku oraz superprodukcji "Hiszpanka" z 2015 roku, najbardziej spektakularnym filmie w swoim zawodowym dorobku.
Monika Lenczewska
Mistyczna relacja ze światłem wywiodła Monikę Lenczewską z Polski i pozwoliła jej ruszyć w podróż po świecie" – tak redaktorzy magazynu "Variety" uzasadniali powód, dla którego znalazła się ona w gronie dziesięciorga wschodzących gwiazd sztuki operatorskiej.
Lenczewska, absolwentka Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz Wydziału Operatorskiego American Film Institute w Los Angeles, w od lat z konsekwencją buduje swoją artystyczną pozycję w Polsce i na świecie. W 2014 roku podczas 30. Sundance Film Festival premierę miały aż dwa obrazy z jej zdjęciami: "Imperial Dreams" wyreżyserowane przez Malika Vitthala oraz "Difret" Zeresenaya Mehariego. Ten ostatni otrzymał nagrodę dla najlepszego dramatu w konkursie filmów zagranicznych, a podczas Festiwalu Filmowego w Berlinie w 2014 roku – nagrodę publiczności. Został też etiopskim kandydatem do Oscara.
Mieszkająca na stałe w Los Angeles Lenczewska realizuje swoje filmy na kilku kontynentach. W Afryce obok "Difret" nakręciła także "B for Boy" Chiki Anadu z 2013 roku opowiadającego o dyskryminacji kobiet w Nigerii, a w 2016 ukończyła zdjęcia do "Message from the King" Belga, Fabrica du Welza. W USA nakręciła m.in. "Imperial Dreams" Malika Vitthala, a w Europie – grecki "Park" Sofii Exarhou, islandzki " Undir trénu" Hafsteinna Gunnara Sigurðssona oraz polskie "Obce niebo" Dariusza Gajewskiego.
W najbliższym czasie na ekrany trafić ma także " LAbyrinth" Brada Furmana z Johnym Deppem i Forestem Whitakerem w głównych rolach i zdjęciami Moniki Lenczewskiej.
Jolanta Dylewska
"Zdjęcia do filmu nie muszą być piękne, muszą być mądre" – tak brzmi artystyczne credo Jolanty Dylewskiej, wybitnej operatorki, pedagożki i dokumentalistki. Rzut oka na jej artystyczny dorobek wystarczy, by stwierdzić, że sama wciela w życie swoje credo, a każdy z filmów opowiada w inny sposób, szukając języka, który najlepiej opisze świat bohaterów i pozwoli widzowi zrozumieć ich rzeczywistość.
Za swoje filmy zdobywała najbardziej prestiżowe nagrody filmowe. W 2002 roku podczas Slamdance Film Festival Polka otrzymała nagrodę za najlepsze zdjęcia za "Głośniej od bomb" Przemysława Wojcieszka, w 2009 roku w jej ręce trafiła Azjatycka Nagroda Filmowa za zdjęcia do wybitnego "Tulpana" Siergieja Dworcewoja, a za zdjęcia do "W ciemności" otrzymała nagrodę Festiwalu Filmowego w Gdyni oraz Złotą Żabę festiwalu Camerimage.
O tym, że zdjęcia filmowe mogą być jednocześnie i mądre, i piękne, Dylewska przekonała (nie pierwszy raz zresztą) w 2016 roku, stając za kamerą "Pokotu" Agnieszki Holland i Kasi Adamik, który plastycznością zachwycił publiczność, krytyków i jurorów 67. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie.
Ita Zbroniec-Zajt
Ita Zbroniec-Zajt, urodzona w 1983 roku, przygodę ze sztuką operatorską zaczęła jako nastolatka. Od 13 roku życia fotografowała, po ukończeniu liceum krótko studiowała w Warszawskiej Szkole Filmowej, by po roku dostać się do łódzkiej Filmówki. Jest autorką zdjęć do kilkunastu etiud filmowych i filmów krótkometrażowych, a także do filmów dokumentalnych i pełnometrażowych fabuł.
Pracuje między Szwecją i Polską. Nad Wisłą zrealizowała m.in. zdjęcia do "Małych stłuczek" Aleksandry Gowin i Ireneusza Grzyba, a także do nagradzanego dokumentu "Gdzie jest Sonia?" Radki Franczak.
W 2017 roku jako pierwsza kobieta w historii Zbroniec-Zajt zdobyła szwedzką nagrodę filmową Guldbaggen za najlepsze zdjęcia. Wyróżniono ją za pracę przy filmie "Yarden" Mansa Manssona.
Małgorzata Szyłak
Małgorzata Szyłak, fot. Katarzyna Kasica Choć od lat obecna jest w polskim kinie, chyba właśnie teraz nadchodzi jej najlepszy zawodowy czas. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na ekrany trafiło kilka obrazów z jej zdjęciami. I każdorazowo były to filmy wyjątkowe. Dość wspomnieć o "Końcu świata" Moniki Pawluczuk, mozaikowym dokumencie przedstawiającym jedną noc z życia kilkorga bohaterów, która przeradzała się w historię o samotności, strachu i potrzebie bliskości. Albo "Komunię" Anny Zameckiej, jeden z najwybitniejszych dokumentów minionego roku opowiadający o 14-letniej dziewczynce przechodzącej przyspieszony i bardzo bolesny kurs dojrzewania.
Kolejnym obrazem ze zdjęciami Małgorzaty Szyłak była fabuła – "Dzikie róże" Anny Jadowskiej, opowieść o kobiecie, która decyduje się na oddanie po porodzie do adopcji swojego trzeciego dziecka, próbując ukryć ten fakt przed pracującym w Norwegii mężem.
Źródła: Polityka, Filmpolski.pl, PolishDocs, inf. własne.