Bohaterami nie kierują wielkie racje, górnolotne frazesy, ambicje. Są jak trawa powalona wiatrem, która się podnosi i którą znów powali wiatr, która nawet nie rozumie samej siebie, bo motywacja czynu jest zakodowana we krwi, zawarta w ojczystym języku, wtopiona w myślach, strzeżona obyczajami - jest głosem ziemi. Powstanie jest bardziej sprawą biologiczną niż światopoglądową.
Dlatego film jest zbudowany na zasadzie krótkich spojrzeń; nie ma w nim perspektywy wydarzeń, tylko epizody: ostre, wyraziste, zwyczajne. Prezyzja epizodów, ich pozorna przypadkowość i przyziemność nadają obrazom tę szczególną, surową prawdę; może przez to ulega rozbiciu fabularna konstrukcja filmu, może ulega zatarciu czytelność przebiegu wydarzeń, natomiast uzewnętrznia się spontaniczność i autentyzm działania, czujemy ów niewidoczny mechanizm, który z ukrycia koordynuje to, co jednostkowe, indywidualne, niewyrażalne i - w tym znaczeniu - instynktowne. To jest właśnie owa cenniejsza niż wszystko 'sól' ziemi czarnej, której nie można usunąć z krwi, która przechodzi z ojca na syna, która zawsze daje o sobie znać.
Ale na "werystyczne" rozumienie sprawy nakłada się drugi raster, pozornie sprzeczny, w gruncie rzeczy pogłębiający sens artystyczny: poetycka transkrypcja faktów. Redukuje dosłowność, powiększa wymiar, wprowadza nowe znaczenie. [...]
W postępowaniu ludzi pojawia się znamienny rys - celebracja wszelkich czynności. Ta nieuchwytna powaga w działaniach, choćby najbardziej zwyczajnych, podnosi je do rangi obrządku. Czy to jest wabienie kury, czy rozdawanie 'zacierki', czy preparowanie petard - towarzyszy temu solenność, znamienne namaszczenie, rytualizacja. Zwykła, banalna czynność staje się elementem przedstawienia.
Dzięki temu film uzyskał dystans: prawda życia i prawda misterium ludowego koegzystują w jednej formie.