Warszawska Jesień 2018: jak wyglądałoby państwo kompozytorów?
default, publicznosc_w_trakcie_wykonania_mazurka_dabrowskiego_fot_warszawska_jesien.jpg, Publiczność Warszawskiej Jesieni w trakcie wykonania "Mazurka Dąbrowskiego", fot. Warszawska Jesień, center
#muzyka
Czym jest festiwal muzyki współczesnej? Według Jerzego Kornowicza, dyrektora Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień" – przede wszystkim debatą publiczną.
Komisja Programowa postanowiła, że tematem tegorocznego festiwalu będzie Res Publica – państwo, rzeczpospolita, własność wspólna. W tegorocznym programie nie brakowało utworów odnoszących się do polityczności, ale i historii Polski i naszej muzyki współczesnej – w końcu świętujemy setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Chodziło też oczywiście o debatę pomiędzy uczestnikami i organizatorami, słuchaczami i kompozytorami.
Sacrum Profanum 2018: fantazmaty muzyki współczesnej
Sacrum Profanum 2018: fantazmaty muzyki współczesnej
Od muzyki ludowej do noise'u, od jazzu do kwartetów smyczkowych. Jak na festiwalu muzyki współczesnej można wyrazić wartości odnoszące się do rocznicy odzyskania niepodległości?
Aby nieraz ktoś nie sądził, że poeta mówi tutaj nie o nowych pieśniach, ale o nowym stylu śpiewania, i żeby tego nikt nie chwalił. Nie należy tego ani chwalić, ani czegoś podobnego u poety przyjmować. Trzeba się wystrzegać przełomów i nowości w muzyce, bo to w ogóle rzecz niebezpieczna. Nigdy nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych prawach politycznych. Tak mówi Damon, a ja mu wierzę. (Platon, "Państwo", przeł. Władysław Witwicki)
Na festiwalu sięgano do samych początków myślenia o państwie, do "Państwa" Platona. Fragmenty antycznego dialogu były wyśpiewywany w utworze "De Staat" (1972–1976) Louisa Andriessena przez cztery śpiewaczki proMODERN i muzyków NOSPR pod batutą Etienne Siebensa na koncercie zamykającym festiwal. W latach 70. holenderski twórca pisał: "Wielu kompozytorów postrzega akt twórczy jako w pewien sposób transcendentny wobec kondycji społecznej. To, jak organizujemy materiał dźwiękowy, wykorzystywane w partyturze techniki i instrumenty, jest w znacznym stopniu zdeterminowane pozycją społeczną i słuchowym doświadczeniem każdego z nas oraz dostępnymi środkami finansowymi". Jego muzyczna wariacja na temat platońskiego państwa jest przepełniona pulsującym rytmem, kłębiącymi się partiami instrumentów i łacińskim śpiewem przywołujący skojarzenia z muzyką średniowieczną.
Dlaczego Andriessen napisał ten utwór? Po pierwsze chciał uwypuklić absurdalność platońskich poglądów na muzykę, totalitarnych zapędów faworyzujących konkretne rodzaje skal nad inne (Platon najbardziej nie lubił skali miksolidyjskiej). Z drugiej strony podkreślał, że jest mu trochę przykro, że uczeń Sokratesa się mylił: "Gdybyż było prawdą, że muzyczna innowacja może zmienić ustrój państwa!". W tym miejscu warto podkreślić, że dawniej postrzegano Andriessena jako wywrotowca, dzisiaj, szczególnie w rodzimej Holandii, uchodzi za twórcę establishmentowego, odcinającego kupony od swojej sławy. Utwór został nagrodzony przez publiczność Warszawskiej Jesieni gromkimi brawami – żaden inny utwór nie został tak gorąco oklaskany. Na moje ucho orkiestra trochę się rozjeżdżała, a w końcu precyzja jest w tym utworze wyjątkowo ważna.
Na zakończenie festiwalu słuchaliśmy Platona, na inauguracji mogliśmy usłyszeć przemówienie Ignacego Jana Paderewskiego wygłoszone w poznańskim hotelu Bazar, 27 grudnia 1918 roku i głos Józefa Piłsudskiego zastanawiającego się nad fenomenem fizycznego utrwalania głosu. Wszystko za sprawą Rafała Augustyna i Cezarego Duchnowskiego, autorów "Przedtaktu" (2018). Towarzyszyły temu kłęby hałasu mające odwzorować dynamikę niepodległości i państwowości. "Przedtakt" jednak lepiej spełniłby swoją funkcję w muzealnej sali niż na festiwalu. Tu zbyt szybko przeminął, został przykryty przez inne utwory, poruszające się w bardziej abstrakcyjnych rejonach. Po zakończeniu utworu nie było czasu na oklaski – Chór i Orkiestra Filharmonii Narodowej od razu zaintonowały "Mazurka Dąbrowskiego".
Spoglądając na nagrania terenowe
Spoglądając na nagrania terenowe
Czym są nagrania terenowe, zjawisko równie ważne dla nauki, co dla muzyki? Krótki wstęp do tematyki field recordingu, w którym występują m.in. Thomas Edison, Lew Rywin, naukowcy Instytutu Sztuki PAN, Izabela Dłużyk i obóz uchodźców w Calais.
Bardzo przyziemna była "Barykada" (1980), nigdy niezrealizowany happening muzyczno-teatralny Andrzeja Bieżana w wykonaniu teatru Komuna Warszawa. Niezrealizowany, bo Grzegorz Laszuk i jego aktorzy potraktowali Bieżanowski koncept bardzo swobodnie. W instrukcji pozostawionych przez kompozytora możemy przeczytać o tym, że artyści mają: "Obowiązek otwarcia się i prowadzenia rozwoju formy w relacji do nieprzewidywalnych zachowań publiczności oraz przypadkowych przechodniów". Akcja happeningu miała odbywać się przed placem Nowego Teatru na zgentryfikowanym warszawskim Mokotowie. Z powodu deszczu barykadę zamontowano w środku teatru – przypadkowych przechodniów tam nie było, dialogu z publicznością też nie. W pewnym momencie aktorka przechodziła od mikrofonu umieszczonego po jednej stronie barykady do drugiego mikrofonu po przeciwległej stronie. Najpierw wymawiała nazwisko jednego z kandydatów na urząd prezydenta Warszawy, a przy drugim mikrofonie wymawiała nazwisko jego przeciwnika. Nazwiska polityków były multiplikowane, Nowy Teatr wypełniał się Patrykami Jakimi i Rafałami Trzaskowskimi. Pod koniec barykadę przystrojono napisami "Konstytucja" i "Prostytucja". Większość czasu aktorzy walczyli ze sobą, w pewnym momencie przebrani w zabawne stroje przypominające subkulturę furries. Udźwiękowienie polegało na odgrywaniu partii elektronicznej i potraktowaniu barykady jako perkusji.
Bieżan tworzył w czasach, w których Polska była podzielona, ale pokazywanie obecnego konfliktu politycznego raczej w niewielkim stopniu oddaje złożoność sytuacji lat 80. Powstaje też pytanie, czy nasza rzeczywistość rzeczywiście jest tak błaha, jak pokazuje to Komuna Warszawa. Happeningi i inne działania pozamuzyczne zrywające z konwencjami panującymi w sztuce, ale i w społeczeństwie były sposobem na poszukiwanie wolności. Może odgrywanie dawnych happeningów nie jest w takim razie dobrym pomysłem?
Publiczność Warszawskiej Jesieni podczas wykonania utworu "Herr Thaddäus" Pawła Mykietyna, fot. Grzegorz Mart / Warszawska Jesień
Z pułapki dosłowności w ciekawy sposób wybrnęli Alek Nowak i Paweł Mykietyn. W "do słów" (2018) na chór i orkiestrę Nowak posługiwał się cytatami z tekstów z całej historii ludzkości, sięgając do słów wypowiedzianych przez władców, dziennikarzy, zbrodniarzy, myślicieli i polityków. Od legendarnego indyjskiego władcy Aśoki ("słonie") do Jarosława Kaczyńskiego ("fala"). Stworzył złożoną, barwną partyturę, nie posługującą się kontrowersjami ani skrajnymi środkami wykonawczymi. Otrzymaliśmy za to fragmenty "Ody do radości". Bardzo dowcipny i niejednoznaczny utwór, a są to cechy, których muzyce współczesnej zdecydowanie brakuje.
"Herr Thaddäus" (2017) to po niemiecku "Pan Tadeusz". W swoim nowym utworze Paweł Mykietyn sięga do tekstu polskiego wieszcza, ale nie znajdziemy tu sielanki. Usłyszymy za to wiecznie przyśpieszającą orkiestrę – smyczkom towarzyszą "pompujące" dźwięki instrumentów dętych. Towarzyszył temu bas Łukasza Konecznego wyśpiewującego po niemiecku nasz narodowy trzynastozgłoskowiec. Ciekawe czy Paweł Mykietyn interesuje się muzyką klubową? Brzmiało to jak bardzo świadome przetworzenie trendów występujących w techno i transie lat 80. i 90., czy jeden z największych polskich kompozytorów zrobił to świadomie? Scenografię do utworu wykonał Mirosław Bałka, który przebrał publiczność w szeleszczące płaszcze termoizolacyjne. Takie same stroje dostają uchodźcy, którym udaje się przeżyć exodus do Europy. Mickiewicz też był uchodźcą, przypominają artyści.
Dosłowniej odgrywano "Audycję V" (1974), metaoperę Andrzeja Krzanowskiego. Zmarły przedwcześnie kompozytor chciał, żeby wykonanie jego utworu stanowiło syntezę sztuk plastycznych, poezji, dramatu, filmu. Muzyce towarzyszyła gra świateł, projekcje filmu, choreografia, cukierki rozdawane słuchaczom i zapach rozpylany wśród publiczności. Warstwa wideo była utrzymana w stylistyce art-house'owej, lekko przeestetyzowanej i rozmarzonej. Ciekawiła gra świateł, trochę staroświecka, niewykorzystująca wszystkich współczesnych możliwości manipulacji lampami, raczej statyczna, punktowa. Choreografia była chyba najsłabszą częścią utworu: bardzo chaotyczna, opierająca się głównie na przeciwstawianiu sobie pierwiastka męskiego i żeńskiego. Zawierała dużo symboli, w pewnym momencie tancerze umieścili tancerkę na wielkiej kuli złożonej z ludzkich twarzy; tancerka rozłożyła nogi, jakby miała właśnie rodzić – wydało się to zbyt dosłowne.
Krzanowski wykorzystał teksty Mieczysława Stanclika, Zbigniewa Doleckiego, Sławomira Mrożka i Jacka Bierezina. Teksty rozpoetyzowane, trochę magiczne – reakcje wrażliwców na opresję komunizmu i szarzyznę rzeczywistości były chyba najciekawszą częścią utworu. Muzyka przygniatała swoim ciężarem, chociaż nie można odmówić Krzanowskiemu ciekawej wizji. Cukierki, dokładniej rzecz biorąc krówki, również były bardzo smaczne. Sięganie po dawne utwory ma niekiedy posmak rekonstrukcji historycznych, a nie staje się wykonawstwem historycznym. "Audycję" odtwarzali soliści katowickiego zespołu Camerata Silesia pod batutą Anny Szostak, artyści Baletu Opery na Zamku w Szczecinie kierowani przez Karola Urbańskiego, Orkiestra Muzyki Nowej pod dyrekcją Szymona Bywalca. Za reżyserię odpowiadała Natalia Babińska, choreografem był Karol Urbański. Wokalizy wyśpiewywała Joanna Freszel, teksty czytali Jerzy Głybin i Przemysław Stippa.
Chopin i jego historyczna Europa
Chopin i jego historyczna Europa
Tomasz Ritter zwycięzcą I Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych. Co poza tym słychać w Warszawie Chopina? Czy muzyka kompozytora zmarłego 169 lat temu nadal żyje?
Krzanowski nie tylko skomponował utwór, ale też stworzył swego rodzaju rytuał. Podobnie zrobił Trond Reinholdtsen w "Ø – Odcinek 6".
Spółdzielnia Muzyczna wykonuje oprę Tronda Reinholdtsena, fot. Grzegorz Mart / Warszawska Jesień
Od roku 2009 byłem autokratycznym dyrektorem Norwegian Opra – swego rodzaju własnego Bayreuth, zlokalizowanego w moim własnym salonie, pełniąc w niej funkcje kompozytora, reżysera, scenografa, biletera, szefa restauracji, lidera związkowego i tak dalej. Celem owego przedsięwzięcia było poszukiwanie – poprzez radykalne zminimalizowanie formatu oraz, zgodnie z ideałem Marksa, „całkowitą kontrolę nad środkami produkcji” – bardziej elastycznego gatunku dramatu muzycznego, wolnego od ograniczeń natury logistycznej czy instytucjonalnej. Norwegian Opra całkowicie poświęciła się dogłębnemu zbadaniu następującej kwestii: Czym jest wolność artystyczna?
Reinholdtsen w swoich operach drwi z muzyki współczesnej, festiwalowego przepychu i intelektualnego nadęcia sztuki współczesnej. W jaki sposób? Pisząc "utwory w stylu muzyki współczesnej", posługując się intelektualnym żargonem (m.in. teoriami Alaina Badiou, w "Ø – Odcinek 6" odwołuje się także do utopijnego socjalizmu Charlesa Fouriera) i tworząc niezwykle barwny świat złożony ze śmieci i odpadków. Jego kompozycja składała się z warstwy muzycznej, wykładu, warstwy wideo i performansu. To muzyka niezwykle złożona i wyjątkowo trudna dla wykonawców (na Jesieni mogliśmy usłyszeć niezastąpioną Spółdzielnię Muzyczną).
Opra Tronda Reinholdtsena pod Nowym Teatrem w Warszawie, fot. Grzegorz Mart / Warszawska Jesień
W "Odcinku 6" balansowano pomiędzy zdyscyplinowanymi okrzykami: "Liberté" i orgiastycznym performansem, podczas którego wykrzykiwano hasło: "Dyscyplina". Było to trochę kabotyńskie i na dłuższy dystans męczące, ale bardzo zabawne. I pozbawione potencjału wywrotowego. Taka twórczość rozbawi słuchaczy diagnozujących podobnie sytuację w muzyce współczesnej, wielbicieli status quo lekko zdenerwuje i utwierdzi ich w przekonaniu, że ich poglądy są słuszne, a więc niczego nie zmieni.
Andrzej Bieżan powrócił na Warszawską Jesień także za sprawą "Fortepianu dla każdego", instalacji prezentowanej w galerii Kordegarda. Oryginalnie kompozycja nazywała się: "Restauracja". Instalację przygotowywaną na recital Zdzisława Piernika w 1976 roku Bieżan nazwał kompozycją, żeby przez przypadek nie zainteresowała się nią cenzura. Polegała ona na daleko idącej preparacji fortepianu, tak dalekiej, żeby instrument zatracił swoje dystynktywne cechy. Właściwie nowy fortepian nie powinien wydawać dźwięków.
Na finisażu mogliśmy usłyszeć Krzesimira Dębskiego – debiut na Warszawskiej Jesieni! – grającego jazzowe standardy, m.in. Milesa Davisa i Herbiego Hancocka, a także skomponowaną przez siebie piosenkę z serialu "Na dobre i na złe". Później wystąpił Szábolcs Esztényi prezentujący kilkunastominutową improwizację, wydobywającą z fortepianu całą gamę hałaśliwych dźwięków. Żaden z nich nie przypominał jednak dźwięku fortepianu. Esztényi mógłby równie dobrze grać na przedmiotach, kawałkach drewna. Był to zdecydowanie najpiękniejszy występ, który usłyszałem na tegorocznej Warszawskiej Jesieni.
Stephane Ginsburgh wykonuje "Piano Hero" Stefana Prinsa, na ekranie publiczność Warszawskiej Jesieni, fot. Grzegorz Mart / Warszawska Jesień
Współcześni twórcy nadal przyglądają się fortepianowi. Na przykład Stefan Prins w czteroczęściowym cyklu "Piano Hero" (2011-16). W pierwszej części stary fortepian, widoczny na projekcji wideo, staje się podmiotem bolesnych preparacji, wyrażonych w warstwie muzycznej przez uderzenia w struny i hałaśliwe glitche. Solista, Stephane Ginsburgh, nadzoruje operacją stojąc za samplerem. W kolejnej części Ginsburgh siada także za prawdziwym fortepianem: dźwięki są coraz bardziej oszczędniejsze, narracja jest bardziej statyczna, ale za to ekran jest zmultiplikowany. W trzeciej części, trwającej ponad 20 minut, ekran wygasa. Widzimy tylko solistę zagłębiającego się w swój instrument, z którego wydobywają się tym razem proste elektroniczne tony. To najskromniejsza, wręcz medytacyjna część utworu – bardziej skupiona na brzmieniu niż na koncepcie. Ostatnia część kompozycji Prinsa kieruje uwagę na warstwę wizualną, na ekranie śledzimy wszystkie ruchy pianisty; czasami wideo pokazuje coś innego niż możemy zobaczyć na scenie. Pod koniec utworu widzimy samych siebie. Kamera zostaje skierowana na publiczność, Ginsburgh wychodzi z sali, na ekranie widzimy łąkę.
Operację na otwartym fortepianie mogliśmy usłyszeć również w "101% mind uploading" (2015) Eleny Rykovej. Kompozytorka ubrała muzyków w lekarskie kitle, w których mieli dokonać leczniczego obrzędu. Nie była to z pewnością medycyna konwencjonalna, lekarze-muzycy byli wyposażeni w partytury graficzne, które mogli swobodnie interpretować. Oprócz dźwięków z czułością i precyzją wydobywanych z instrumentu, który ciąży nad historią zachodniej muzyki, przeważały gongi i dzwoneczki, to chyba jakiś obrządek inspirowany medycyną Wschodu?
Black Page Orchestra operuje fortepian w utworze Eleny Rykovej, fot. Grzegorz Mart / Warszawska Jesień
Na festiwalu słyszałem wiele utworów, które wydawały mi się zbyt długie, przegadane. Z kolei wielu krytyków, melomanów, przygodnych słuchaczy było potwornie znudzonych utworami, które mnie fascynowały. Czyli na wszystko jest miejsce: najstarszy w Polsce festiwal muzyki współczesnej powinien reprezentować różne gusta, przedstawiać całą panoramę zjawisk. Od 21 do 29 września bywalcy Jesieni mogli uczestniczyć w koncertach, które trwały ponad dobę. Trudno, żeby ponad 24-godzinny wybór muzyki odpowiadał każdemu – byłoby to podejrzane. Szkoda tylko, że w Res Publice kompozytorów tak mało miejsca zajmują kobiety. W głównym programie festiwalu znalazło się 29 kompozytorów i tylko 6 kompozytorek (nie liczę Małej Warszawskiej Jesieni i wydarzeń towarzyszących, które zresztą nie poprawiłyby parytetu). Można powiedzieć, że dyskusja została pokazana i odegrana, ale naprawdę się nie odbyła.
muzyka współczesna
warszawska jesień
[{"nid":"37892","uuid":"de1423f8-1750-4ac0-b10a-e1bbd36c1c54","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Mickiewicz: od Nowogr\u00f3dka do Konstantynopola [STORYMAP]","field_introduction":"Poeta z Litwy, kt\u00f3ry nigdy nie by\u0142 w Warszawie czy Krakowie, a kt\u00f3ry zosta\u0142 narodowym wieszczem Polak\u00f3w. Jak wygl\u0105da\u0142oby \u017cycie Mickiewicza naniesione na map\u0119?","field_summary":"Poeta z Litwy, kt\u00f3ry zosta\u0142 wieszczem Polak\u00f3w, cho\u0107 nigdy nie by\u0142 w Warszawie czy Krakowie. \u017bycie Mickiewicza przeniesione na map\u0119 pokazuje cz\u0142owieka w ci\u0105g\u0142ym ruchu - emigranta, kt\u00f3rego droga prowadzi\u0142a przez niemal ca\u0142\u0105 Europ\u0119 - a na koniec tak\u017ce poza ni\u0105.","path":"\/pl\/artykul\/mickiewicz-od-nowogrodka-do-konstantynopola-storymap","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259609\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:11:\u0022#literatura\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:17:\u0022\/temat\/literatura\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/mickiewicz_okraza_2_0.jpg?itok=BMqPrBGb","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/mickiewicz_okraza_2_0.jpg?itok=M0_S0MVF","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/mickiewicz_okraza_2_0.jpg?itok=up4kswHG","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/mickiewicz_okraza_2_0.jpg?itok=i9TS4MDt","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/mickiewicz_okraza_2_0.jpg?itok=EpaJboUe","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957"}]