Dotkliwe seanse
Wyjątkowo długie, wielogodzinne przedstawienia stały się wyrazistym emblematem twórczości Krystiana Lupy. Choć w swojej karierze reżyserował normatywne pod tym względem spektakle, jak np. wrocławskie "Prezydentki" i "Kuszenie Cichej Weroniki" czy krakowskie "Rodzeństwo", to dla całokształtu jego teatru najistotniejsze są dramaturgiczne eksperymenty z milczeniem, nudą, pustką, bezruchem. Ci, którzy nie są fanami kilkugodzinnych "seansów" Lupy, widzą w nich rozwlekłość, dłużyznę i reżyserską niemoc. To prawda, że cienka jest granica między jednym a drugim odczuciem wynikającym z obcowania z wyjątkowo długim spektaklem (którego dominantą nie jest bynajmniej zwarta, sensowna i trzymająca w napięciu akcja). Gdzie sytuuje się ta granica? Trudno powiedzieć. Delikatność teatru wynikająca z jego każdorazowego ustanawiania sprawia, że różnica między trudną do wytrzymania, bliską torturze rozwlekłością a wprawiającą w odbiorczy trans ciszą opiera się na niuansach. Myślę, że teatr Lupy jest tego dobrym świadectwem.
Specyficznym zjawiskiem są te ze spektakli reżysera, które – ze względu na czas trwania (dla niektórych ekstremalny) – podzielono na dwa teatralne wieczory. Specyficznym, bo sprawiającym, że doświadczenie teatru rozciąga się de facto na całą dobę. Czym jest bowiem wtedy czas pomiędzy poszczególnymi częściami? Wyjątkowo długim antraktem? Tak prezentowane było m.in. "Wymazywanie" Lupy, adaptacja powieści jednego z najważniejszych autorów artysty, Thomasa Bernharda, pokazana premierowo w 2001 roku w Teatrze Dramatycznym. O swoich wrażeniach po premierze złożonej z dwóch trzygodzinnych wieczorów napisała w "Didaskaliach" Małgorzata Szumowska, wówczas tuż po debiucie:
W wielu momentach wydawało mi się, że "Wymazywanie" przekracza granice sceny, że rozsadza ramy teatru i przechodzi na jakąś inną, żywą płaszczyznę, gdzie wszystko stwarza się na oczach widzów. [...] Jeszcze długo nie mogłam zapomnieć tych dwóch wieczorów spędzonych w Teatrze Dramatycznym i chyba nie zapomnę ich nigdy.
U Lupy długość spektakli stanowi także zwykle odzwierciedlenie czasu prób. Reżyser od pierwszych swoich działań reżyserskich stawiał na studyjny model pracy, bazujący na kilkumiesięcznych, czasem nawet rocznych przygotowaniach z zespołem aktorskim. Niemal rok trwały próby do ośmiogodzinnego "Factory 2", ikonicznego wręcz projektu Lupy zacierającego granice między życiem prywatnym twórców i twórczyń, a pracą nad spektaklem teatralnym.