Wykonywane na połowie ciała artystki skomplikowane zabiegi charakteryzatorskie miały na celu efekt odwrotny, niż zazwyczaj – zamiast ukrywać oznaki upływu lat i "odmładzać" Partum, postarzały ją. Surrealistyczny efekt połowicznie odmienionej fizjonomii przypominał ożywioną fotografię w konwencji "przed i po" lub scalone w jedno dwa przedstawienia rodem z niegdysiejszych "stadiów życia kobiety". Czy wiek i aparycja artystki ma wpływ na to, jak jej praca jest odbierana? Odpowiedzcie sobie sami – sugeruje artystka stawiając przed widzami swoje młode i postarzone ciało jednocześnie.
Niemal dwie dekady później, w 1997 roku, Katarzyna Kozyra kręci "Łaźnię". Sceny sfilmowane w budapeszteńskiej łaźni żeńskiej, w przeciwieństwie do działania Partum, pozostają zupełnie niereżyserowane – to nagrana ukrytą kamerą codzienność, w pracy Kozyry zamieniona jednak w kilkukanałową filmową instalację, w której pojawiają się dwa nawiązania do historii malarstwa. Jedno to idealizowana orientalistyczno-klasycystyczna fantazja Ingresa, "Łaźnia turecka", druga – jedno z ujęć tematu Zuzanny i starców, pędzla Rembrandta. W odróżnieniu od ciał na obu obrazach, kobiety sfilmowane w węgierskiej łaźni są zupełnie zwyczajne, o różnych proporcjach, w różnej kondycji i różnym wieku.
Dorota Jarecka pisała, że Kozyra pokazuje "to, czego się zazwyczaj nie pokazuje, o czym wszyscy wiedzą, ale skrywają tę wiedzę lub odkładają ją na później. Jest to wiedza o zbliżającym się końcu i o tym, co go poprzedzi, a co w cywilizacji młodości i zdrowia jest wręcz nieprzyzwoite – o starości". Kozyra idzie nawet o krok dalej – nie tylko pokazuje zwyczajne, starzejące się ciała w miejsce posągowych, manierycznie wykręconych odalisek, ale i podsuwając nam reprodukcję "Zuzanny i starców", samych widzów obsadza w roli owych karykaturalnych, lubieżnych dziadów-podglądaczy.