Co babie do pędzla! Polskie malarki w Paryżu
Kobiety w świecie sztuki nigdy nie miały łatwo. W czasach, gdy niektórzy artyści jak Kazimierz Sichulski wykrzykiwali bez oporów: "Nie cierpię malujących bab! [...] Co babie do pędzla!", bycie artystką wymagało szczególnego samozaparcia. W biografiach Polek, które w większym lub mniejszym powodzeniem postanowiły na przełomie XIX i XX wieku zająć się malarstwem, niemal zawsze napotkamy jeden wspólny punkt – Paryż.
Miasto
Do wyjazdu nad Sekwanę żadnego artysty nie trzeba było w tym czasie szczególnie namawiać. Zanim po drugiej wojnie światowej skapituluje przed Nowym Jorkiem, stolica Francji to zarazem stolica całego świata sztuki. Twórcy z najdalszych zakątków Europy i zza Atlantyku lgną do niej jak ćmy do światła. Niczym w Berlinie XXI wieku, wówczas co drugi mieszkaniec Paryża wydawał się być artystą. Niektórych ściągała tu legenda impresjonistów i ich następców, innych – arcydzieła starszego malarstwa zgromadzone w paryskich muzeach.
Napływający tu od końca XIX wieku zbiór indywiduów, określanych od 1925 roku za historykiem sztuki André Warnodem mianem École de Paris, to z dzisiejszej perspektywy forpoczta gentryfikacji. Jeszcze w pierwszej dekadzie XX wieku Montparnasse, najpopularniejsza wśród artystów dzielnica, w której mieszkają wówczas m.in. Olga Boznańska, Pablo Picasso i Lew Trocki, to zaledwie lewobrzeżne przedmieścia, usiane pastwiskami i polami uprawnymi. To tu Gertrude Stein prowadzi swój słynny salon – jeśli kiedykolwiek serce i mózg sztuki nowoczesnej mieściły się w jednym prywatnym wnętrzu, to właśnie w tym. Już w międzywojniu Montparnasse z przedmieść staje się jednym z symboli i najpopularniejszych adresów Paryża. To głównie w tej okolicy osiadają też artystki z Polski. Według najnowszych badań Ewy Bobrowskiej, w latach 1890-1918 przewinęło się ich przez Paryż ponad 160!
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Mela Muter, "Panorama miasta", © Copyright by Muzeum Narodowe w Warszawie
Akademie
Do europejskich centrów sztuki przyciągała Polki nie tylko obietnica kariery, ale i zwykła możliwość nauki. Do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych kobiety uzyskują wstęp dopiero w 1904 roku, do krakowskiej – dekadę później. W drugiej połowie XIX wieku najprężniejsza polska kolonia artystyczna powstaje w Monachium, ale i tutejsza akademia przyjmuje wyłącznie mężczyzn. Nic dziwnego, że środowisko "monachijczyków" to zmaskulinizowane grono gustujące w scenach historycznych bitew, polowań, ewentualnie realistycznych scen z powstania styczniowego. Jego symbolem jest pracownia Józefa Brandta. Pełna historycznych rekwizytów, wygląda jak zbrojownia.
Do Monachium na pewien czas przyjeżdża Olga Boznańska, jednak od początku tęsknym wzrokiem spogląda w kierunku Paryża, dokąd nie chce jej posłać zatrwożony widmem obyczajowego rozpasania ojciec. Monachijskie ograniczenia próbuje z kolei obejść Zofia Stryjeńska. Pożycza ubranie od brata i jako Tadeusz von Grzymała zapisuje się na akademię. Zdemaskowana zostaje po roku.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Anna Bilińska-Bohdanowicz, "Portret własny" (niedokończony), 1892, olej na płótnie, z kol. Muzeum Narodowe w Warszawie, fot. Muzeum Narodowe w Warszawie. Anna Bilińska-Bohdanowicz, "Autoportret", 1887, olej na płótnie, fot. Muzeum Narodowe, Kraków
W Polsce pozostają szkoły prywatne: Klasa Rysunkowa Wojciecha Gersona i Szkoła Rysunku i Malarstwa Miłosza Kotarbińskiego w Warszawie czy Wyższe Kursy dla Kobiet Adriana Baranieckiego, tzw. Baraneum w Krakowie. W nich przed wyjazdem pierwsze szlify zawodowe zbierają Boznańska, Mela Muter, Anna Bilińska-Bohdanowicz czy Aniela Pająkówna. Zapewniają one jednak dość ograniczony rozwój. Na rocznym kursie w Baraneum Boznańska umiera z nudów, kopiując w kółko gipsy i rysunki z akademickich podręczników.
Paryż to zupełnie inna bajka. Co prawda państwowa École des Beaux-Arts pozostaje równie konserwatywna, co uczelnie w innych krajach, ale to wcale nie ona oferuje najwyższy poziom nauczania. Z otwartymi ramionami studentki przyjmują prestiżowe prywatne Académie Julian i Académie Colarossi. Założyciel tej drugiej, rzeźbiarz Filippo Colarossi, celowo ustawia się w opozycji do École des Beaux-Arts. Nie tylko przyjmuje kobiety (tu studiuje m.in. Camille Claudel), ale i programowo lansuje nowe prądy w sztuce zamiast zachęcać uczniów do trzaskania kopii dawnych mistrzów.
W Paryżu na prywatną szkołę artystyczną można się natknąć równie łatwo jak na kawiarnię. Oprócz tych najsłynniejszych, działa ich w mieście około dwudziestu. Jedna z nich, Académie Vitti, mieści się akurat w tym samym budynku, w którym mieszka Boznańska. Korzystając z dogodnej lokalizacji, artystka sama uczy w niej od 1908 roku. Wśród jej studentek są dwie Polki.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Olga Boznańska, "Wnętrze Studia w Paryżu", 1908, fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
Pieniądze
Prywatne oznacza jednak również – kosztowne. Przekonuje się o tym Anna Bilińska, która w Paryżu spędza dekadę, nieraz przymierając głodem. W pewnym momencie założyciel Académie Julian, kapitalista z ludzką twarzą, zwalnia ją nawet z opłat, by zatrzymać zdolną studentkę. Józef Chełmoński wspomina:
Text
Widziałem jak o głodzie zdobywała potrzebne wiadomości malarskie w pracowniach Juliena, Fleury'ego i innych. [...] Była to dusza wielkiej mocy, obdarzona nieograniczonym zapałem i miłością prawdziwej sztuki. Dla niej wyrzekała się wszelkich wygód, często zapominając o koniecznych potrzebach życia.
Mit głodującego geniusza to zdarta klisza, co nie zmienia faktu, że wielu polskim artystkom faktycznie się nad Sekwaną nie przelewa, nawet jeśli ich twórczość znajduje swoich admiratorów. Nie dość, że prywatne kursy kosztują, to koszty utrzymania w stolicy Francji, nawet z dala od centrum, znacznie przewyższają te na terenie Polski. Nawet tak pozornie pewne lokaty kapitału jak nieruchomości nie zapewniają spokoju. Boznańska stałe dochody czerpie z wynajmowania mieszkań w swojej rodzinnej kamienicy przy ulicy Wolskiej w Krakowie. Po dwóch powodziach niechętnie łoży na jej remont, zgadza się na niego dopiero przyduszona do ściany przez lokatorów, którzy straszą, że przegniłe od wilgoci belki stropowe wkrótce zawalą im się na głowy. Gdy w odrodzonej Polsce rząd ustawowo obniża czynsze najmu, Boznańska dotkliwie to odczuwa, zwłaszcza że jeśli ceny na Montparnassie się zmieniają, to w drugą stronę. Malarce nie pomaga to, że jest hojna i łatwowierna. Wyczuwają to i skąpi klienci, naciągający malarkę na jak najtańszą sprzedaż obrazów, i notorycznie zadłużeni znajomi oraz sąsiedzi. Przypływy gotówki wyczuwają z daleka, jak drapieżniki kroplę krwi, i natychmiast rzucają się ku swojej ofierze po kolejne pożyczki.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Portret Olgi Boznańskiej, fotografia, Monachium, 1898 , fot. Muzeum Narodowe w Krakowie. Olga Boznańska, "Autoportret", 1906, Paryż, fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
Pracownia na Boulevard Montparnasse, w której Boznańska spędza ponad trzy dekady, jest siwa od dymu papierosowego, dookoła pną się girlandy pajęczyn, a w ciasnej przestrzeni, zamieszkanej oprócz malarki przez myszy, kanarki, papugę i psa, trzeba poruszać się zważając na każdy krok. Pracownia Boznańskiej jest ciasna, bo zagracona, mieszkanie Bilińskiej przeciwnie – jest po prostu klitką, za to perfekcyjnie zorganizowaną. Artystka wykorzystuje każdy centymetr kwadratowy przestrzeni ergonomicznie niczym w japońskich hotelach. W liście do Wojciecha Grabowskiego relacjonuje:
Text
Maleńki mam pokoik – zaledwo 2,5 metra długości a 2 szerokości. Toż aby malować moją martwą naturę muszę się brać na sposoby. Najpierw musiałam złożyć łóżko – dało mi to prawie metr kwadratowy wolnego miejsca. Pod ścianą na przewróconym małym tłomoczku usiadłam sama, mając na piecyku żelaznym po lewej ręce, na kartonie rozłożone farby; po prawej przed łóżkiem, gdyż siedziałam bardzo nisko, również farby i pędzel [...]. Przede mną w równej dla braku miejsca odległości z przedmiotem malowanym stało płótno.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Lepiej powodzi się Meli Muter – w latach 20. zdobywa rozgłos i stabilizację finansową, w 1928 roku przeprowadza się do willi zaprojektowanej dla niej przez Auguste Perreta, jednego z prekursorów modernistycznej architektury. Wyjątkowo łagodny start ma z kolei zapewniony Aniela Pająkówna, która do Paryża przyjeżdża w 1886 roku, hojnie wspierana przez swoich krakowskich protektorów – Helenę i Mieczysława Pawlikowskich. Może więc sobie pozwolić na wizyty w teatrze i operze oraz wycieczki po Francji. I chwile oddechu. W grudniu 1889 pisze do swojej mecenaski:
Text
Nieprzyjemny czas, usposabiający do melancholii, w tym tygodniu pracuję tylko od 8–12. [...] Bardzo wyszłam z wprawy, to mnie do rozpaczy przyprowadza – parę tygodni jeszcze łamać się będę okrutnie.
Intensywniej zaczyna pracować, gdy spotyka ją wielkie rozczarowanie – nadesłany na Salon 1890 portret dziewczynki, który miał być przełomem w jej karierze, zostaje odrzucony. Paryż z Pająkówną obchodzi się na tyle brutalnie, że już w kolejnym roku, zaraz po ukończonych studiach, artystka wraca do kraju.
Ciemna materia
Wszystkie łakną sukcesu. Mela Muter i Anna Bilińska własnoręcznie zbierają wycinki prasowe ze wszelkimi wzmiankami na swój temat. Za Boznańską robi to zajmująca się jej interesami agencja, przynajmniej dopóki artystka nie przestaje jej płacić. Szczególnie skwapliwa w celebrowaniu choćby najdrobniejszych sukcesów jest Bilińska. W końcu haruje na nie dosłownie całymi dniami – od ósmej do siedemnastej w akademii, wieczorami minimum trzy godziny w domu, a jeśli jeszcze znajdzie czas i pieniądze – na dodatkowych zajęciach i kursach.
Podobnie jak Mela Muter, Bilińska chętnie sięga po motyw matki z dzieckiem, ale do tematu podchodzi szerzej. Chce stworzyć cykl poświęcony kobietom w różnych sytuacjach życiowych – nie zgodnie z nowożytną tradycją "trzech stadiów życia kobiety" skupiony na cielesności i wyznaczający wzorzec fizycznej atrakcyjności, a realistyczny, wręcz edukacyjny. "[G]dyby mi [...] udało się chociaż jednej kobiecie w rozterce pomódz, wskazać drogę – byłabym z tego niewymownie szczęśliwa", deklaruje.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Nina Aleksandrowicz, "Kapelusz z kwiatami", ok. 1924, Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych, fot. Muzeum Narodowe, Kraków
Bilińska planuje też pomóc artystkom w bardziej wymierny sposób – przenosząc rozwiązania podpatrzone w Paryżu do własnej nowej szkoły, którą chce otworzyć w Warszawie. Te plany udaremnia jej choroba serca, ale na podobny pomysł wpadają też inne artystki, Tola Certowicz, Blanka Mercere czy Maria Niedzielska. Po własnych zmaganiach ze zdobyciem edukacji artystycznej intuicyjnie rozumieją to, co wiele lat później historyczka sztuki Linda Nochlin opisze w tekście "Dlaczego nie było wielkich artystek?":
Text
Zarówno w sztuce, jak i w stu innych dziedzinach nadal udaremnia się wszystkie wysiłki i tłumi w zarodku szanse rozwoju, demobilizująco i opresywnie wpływa na wszystkich, w tym na kobiety, którzy nie mieli szczęścia urodzić się jako biali mężczyźni z klasy średniej. Nie zawinił tu astrologiczny układ gwiazd towarzyszący naszym narodzinom, ani nasze hormony, cykle miesięczne, czy też wewnętrzna wrażliwość – błąd tkwi w istniejących instytucjach i systemie edukacji [...].
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Bilińska, Boznańska, Muter i Pająkówna to tylko mała cząstka kolonii polskich artystek w Paryżu końca XIX i początku XX wieku. Obok nich sukces odnosi jeszcze kilka; Alicja Halicka, eksperymentująca z kubizmem i zaprzyjaźniona z czołowymi przedstawicielami międzywojennej awangardy, pejzażystka Irena Hassenberg czy autorka kubizujących, dekoracyjnych portretów Alicja Hohermann. Ponad setka stanowi to, co w dziś określilibyśmy ciemną materią świata sztuki – rzeszę anonimowych absolwentek szkół artystycznych, którym nigdy nie udało się odnieść sukcesu, tworzących tłum, na którego barkach wspiera się kilka gwiazd. Pod tym względem Paryż przełomu wieków nie różnił się od innych ziem obiecanych.