W zachodniej Europie modernizm rozpoczął się wcześniej, już w latach 60. dziewiętnastego stulecia. Młoda Polska znana jest jeszcze pod terminami odwołującymi się do ery romantyzmu: neoromantyzm lub postromantyzm. W twórczości pisarskiej zaczęto tym mianem określać prace historycznoliterackie, czyli takie jak "Legenda Młodej Polski".
Stanisław Brzozowski, zdeklarowany przeciwnik romantycznego prymatu uczucia nad rozumem, przez całe życie zmagał się z wyzwaniami narzucanymi mu przez ideowy horyzont jego czasów. Trudno mu było żyć w epoce, której założeń nie cenił, jak i pośród ludzi wywodzących się z elit szlachecko-ziemiańskich, reprezentujących z reguły zachowawczą inteligencję uciekającą przed wyzwaniami niełatwej polskiej rzeczywistości. Toteż autor piętnował bezsilność i bezideowość przedstawicieli tej sfery, pogrążonych w błogostanie konsumpcjonizmu, sprzyjającemu umysłowemu letargowi.
Gdy zadajemy sobie pytanie, kto był właściwym twórcą ruchu młodopolskiego, jego protagonistą, jaki typ społeczny doszedł w nim do swego wyrazu, odpowiedź nasza musi być całkiem jasna. Typem tym była osamotniona jednostka, nie znajdująca dla siebie w ramach istniejącego społeczeństwa zadania ani stanowiska, pochodząca z warstw posiadających lub psychicznie od nich zależna. Odrywanie się jednostki tej od społecznego podłoża, jej dojrzewanie do samotności, usiłowanie przełamania tej samotności, stworzenia naokoło siebie nowej rzeczywistości, próby uzasadnienia swego stosunku do świata, próby oparcia na tym stosunku jakiejś akcji, jakiegoś dziejowego czy choćby tylko indywidualnego planu – oto są zasadnicze momenty przejść psychicznych, których wyrazem była i jest twórczość Młodej Polski.
W tym krótkim fragmencie autor, twórca "filozofii pracy", zarysował swoje mocno subiektywne podejście do wyzwań stojących przed artystami, ludźmi o duszy niepodległej i wolnej, czego już o ich pozbawionej państwowości ojczyźnie powiedzieć by się nie dało. I co nader istotne, muszą oni być ludźmi świadomymi własnych powinności wobec innych – armii pracowników, dzięki którym mogą we względnym spokoju ducha tworzyć. Kult robotnika – z dzisiejszej perspektywy widać, że nader życzeniowy i wyidealizowany – ("Jest to tworzenie się nowej arystokracji, powstawanie nowego typu człowieka, zdolnego objąć świadomy ster dziejów") wraz z pochwałą jego pracy, budującej postęp i wyznaczającej cywilizacyjny ład, to stały refren przewijający się przez kolejne strony "Legendy…".
Wasze kajdany! Przykuci jesteście nimi do żłobu, z którego jecie. Polska pracująca, Polska proletariatu, Polska chłopskiej ciemnoty, Polska tworzących naszą myśl i sztukę nędzarzów, ten cały gnący się pod ciężarem pracy łamiącej barki polski świat – to wasza miska soczewicy: za prawo eksploatowania go oddacie wszystko. Oddacie! Oddaliście już dawno. Gdy spracowany, skatowany olbrzym prostuje się, gdy z piersi jego rwie się groźny pomruk – wy wtedy w płacz: cicho bądź, bo zginiemy. Bo zginiemy my, którym przecież żyć na cudzych barkach pozwalają. Wasza ojczyzna? To jest splot warunków, w których wam z cudzej pracy żyć pozwalają. Wam wszystkim, którym posiadanie, tytuł jakikolwiek bądź profesji, wykształcenia, czelności, daje możność darcia tego "czerwonego sukna". Póki jest co szarpać, co drzeć, póki jest łup, o który można walczyć, skamlać, łasić się – jest ojczyzna: gdzie się to kończy – tam zaczyna się wasza nicość.
Autorski temperament krytyczny skłania czytelnika do postawienia pytanie, czym jest legenda zawarta w tytule książki. Według słownikowych definicji jest to fantastyczna opowieść o przeszłych zjawiskach bądź osobach, niepotwierdzona w przekazach historycznych. Legenda literacka, to z kolei rewizja mitów o dokonaniach współczesnych autorowi ludzi pióra, w czym Brzozowski okazał się niekwestionowanym mistrzem – co pozwala wysnuć wniosek, że w tym przypadku legendę trzeba by utożsamić z krytyką.
W powstałej w latach 1906–1909 "Legendzie Młodej Polski" większość ówczesnych literackich rozpoznań mężnie oparła się upływowi czasu. Zdecydowanie lepiej odbiera się w niej skrzące inteligentną złośliwością autorskie przekonania krytyczne: ("Jak nieskończenie słaba i tchórzliwa wydaje się z tego punktu widzenia nasza »buntownicza« literatura Młodej Polski. Poza dumnymi słowami o zadaniach literatury ukrywa się tchórzliwe hołdowanie umysłowym nałogom, słabostkom, absolutna prawie niezdolność jasnego, męskiego wypowiadania się wobec historycznych zagadnień"), niż nieliczne wyjątki, gdy srogi dotąd zoil przeobraża się z nagła w piewcę któregoś z literatów i rozpływa się nad nim w peanach.
Można wówczas odnieść wrażenie, że o ile w krytycznych polemikach i upustach żółci Brzozowski nie miał sobie równych, to już w kreśleniu aprobatywnych portretów popełnił grzech przesady w przeciwną stronę. Czytając pochwalne pienia poświęcone religijnym aspektom poezji Jana Kasprowicza, mimo woli przychodzi na myśl porównanie z wręcz przeciwnym sądem, jaki autorowi "Księgi ubogich" w swoim "Dzienniku" zgotował Witold Gombrowicz: ("Kasprowicz. Chleb razowy, gołębia dusza, szczerozłoty piewca… Ale także: chłop-zdrajca, kmieć fałszywy, nienaturalna natura, robiona prostota. Kasprowicz, odszedłszy od chłopa i przemieniwszy się w inteligenta, chciał jednak pozostać chłopem – jako inteligent"). Krótko i węzłowato – w polemicznym ferworze autor "Ferdydurke" w niczym nie ustępował młodopolskiemu krytykowi, którego zdaniem:
Przedstawiciele Młodej Polski sądzą, że pogłębiają romantyzm, czcząc jak bóstwa wszystkie te upiory, z którymi romantycy walczyli. Romantycy usiłowali ocalić w sobie Polskę jako swoje duchowe zwycięstwo nad otaczającą ich Europą, Młoda Polska szukała w romantyzmie krainy, w której można by o Europie, tj. o naszym w niej życiu, o poziomie dzisiejszej pracy – zapomnieć. Dla romantyków była to kuźnica mocy, dla dzisiejszych epigonów schronisko dobrowolnego rozbicia. Romantycy walczyli z rozbiciem, Młoda Polska hodowała w sobie z pietyzmem stan duszy rozbitka.
Trudno zaprzeczyć, że Brzozowski był pisarzem swojej epoki, z modernistyczną grandilokwencją włącznie. Jego cięte polemiki, o zadziwiająco rozległym spektrum – filozoficznym, etycznym, estetycznym, ontologicznym, politycznym, psychologicznym, społecznym – porywające zrazu trafnością diagnoz, skąpane są, niestety, w deklamatorskim wielosłowiu, co jest pochodną literackiej egzaltacji jego czasów. Afektacji nierzadko nieznośnej i po wielokroć piętnowanej przez pisarza w "Legendzie…".
Paradoksalnie, im bardziej Brzozowski wychwala Kasprowicza, Adolfa Nowaczyńskiego czy w końcu Stanisława Wyspiańskiego – upatrując w nim wizjonerskiego poetę, równego Krasińskiemu czy Norwidowi – tym częściej czytelnik zastanawia się, czy w nadmiarze słownej adoracji nie usiłuje zwalczyć w sobie niepewności, że naprawdę myśli tak, jak pisze. Zdecydowanie powściągliwiej zareagował na kunszt pióra Wacława Berenta, Władysława Orkana: ("Orkan jest w »Roztokach« jak całkowity żywy człowiek między ludźmi"), Stanisława Przybyszewskiego, Wacława Sieroszewskiego, Leopolda Staffa, a zwłaszcza Stefana Żeromskiego: ("Żeromscy piszą dla tych, co świadomie dźwigają narodowe losy, duszą łamią się o naród, a więc właśnie dla narodu: inni dla wszystkich, co żyją na tle stwarzanego przez naród życia, dla wszystkich przypadkowych istnień, stwarzających liczby w tabelach statycznych, ale nie naród"). Wysoko cenił ich próby uwolnienia się z dziejowych uwikłań własnej formacji. Widział ich w czołówce nie tylko polskich, ale i europejskich pisarzy, przeciwstawiając im Henryka Sienkiewicza i Władysława Reymonta, niezasłużenie adorowanych i wyróżnianych stanowczo ponad rzeczywiste zasługi.
Liryczne urojenia naszych poetów, mistyczne bredzenia naszych historiozofów, zaślepienie naszych polityków – wszystko to są różne postacie jednego i tego samego zjawiska. Przeciwstawiamy Europie naszą wzrastającą niedojrzałość i przeistaczamy naszą niechęć natężonej pracy w całkiem niewzruszoną, aksjomatyczną pewność, że ten brak jest właściwie pełnią. W ten sposób powstaje jakieś uroczyste zaczadzenie, które nie pozwala ujrzeć prawdziwego stanu rzeczy, prawdziwych zagadnień.
W latach moich studiów "Legenda Młodej Polski" wywarła na mnie niezatarte wrażenie. Dziś jednak muszę wziąć poprawkę na to, że – poza poglądami, z którymi w zdecydowanej większości nadal pozostaję w zgodzie – język dzieła nieuchronnie się starzeje. Trudno niekiedy przebrnąć przez wielokrotnie złożone zdania, zwłaszcza, że zadania nie ułatwia młodopolska składnia.
Trzeba sobie jednak zdać sprawę, że przebogate w erudycyjne konteksty i gęsto zawęźlone wypowiedzi, układał człowiek świadomy śmiertelnej choroby (nabyta w carskich kazamatach gruźlica – wystarczył miesiąc ; pisarz nie dożył 33. lat), dlatego w każde zdanie usiłował włożyć maksimum swojej imponującej wiedzy: ("Tajemniczy świat jest zazwyczaj bardzo nieciekawy: poeta jest niczym, chciałby być wszystkim; o tym wszystkim ma pojęcie bardzo zaściankowe, jego zagłodzony intelekt pada pod naciskiem tak nielicznych skojarzeń żywiołowych, że z nich nawet przyzwoitego chaosu wytworzyć się nie da"). W przebłyskach genialności potrafił niekiedy swoje bystre skojarzenia i śmiałe metafory ubrać w zaskakująco krótką formę, co od dawna wykorzystują twórcy zbiorów aforyzmów, a de facto krótkich cytatów, czyli tzw. gnom. Przytoczmy ich choć kilka, ograniczając się do "Legendy…":
-
Romantyzm to bunt kwiatu przeciwko swym korzeniom.
-
Polska zdziecinniała.
-
Kadzidłem kościelnym, jak umarłego ukołysać usiłujemy masę wieśniaczą.
-
Polska to jest organizm polskiej pracy walczącej o swoje trwanie wobec przemocy ludzi i oporu rzeczy.
-
Chce się cierpieniem wymknąć tragicznej konieczności stanowienia, określonej myśli i woli.
-
Męczeństwo nie zastępuje pracy.
-
Młoda Polska nie kochała śmiechu.
-
Bezdziejowość.
-
Dwie są drogi: albo upajania się czarem przeszłości, kultury przemienionej, albo tworzenie dla nowego życia polskiego duszy, która mu zapewnić zdoła istnienie.
-
Wszystko, co wie i co ma człowiek, jest dziełem męstwa i wytrwałości.
Powyższe maksymy mogły wyjść jedynie spod pióra wybitnej osobowości. Stanisława Brzozowskiego cechowała wszechstronna wiedza, głębokie oczytanie i znajomość najważniejszych prądów epoki. Listę zagadnień, które porusza w "Legendzie…", można wydłużać o dalsze: erotyzm i religia, humor i prawo, kosmos i ekonomia – i bynajmniej nie są to zestawienia przeciwstawnych sobie pojęć.
Młodopolski pisarz, z żarliwością właściwą ludziom oczekującym rychłej śmierci, formułował postulaty, które mimo upływu stulecia z okładem wciąż nie doczekały się realizacji, a szkoda.
Potrzeba nam nie programu dla obliczonego na lata lub dziesiątki lat stronnictwa, lecz wiary, która zdołałaby jednym duchem objąć wiekuisty proces. Potrzeba nam nie uzasadnienia dla takiej lub innej partii, lecz siły duchowej dla całego narodu. Świadomość nasza musi głębiej sięgać; szerzej obejmować, dalej mierzyć. Młodą Polskę stać było na drobne zuchwałostki – tu idzie o wielkie męstwo, męstwo zamierzeń obliczonych na pokolenia.
Autor przestrzegał współczesnych mu, jak i potomnych rodaków:
Żadna na świecie moc nie sprawi, aby trwałym i zdolnym do życia stało się to, co żyć nie jest w stanie: naród, który upierałby się czynić tradycję swą z tego, co jest chorobą myśli i woli, który przechowałby wszystko, co samo przez się rozpada i o zapomnienie woła, naród, który by przez pietyzm czynił z pamięci swej archiwum absurdu, sam stałby się absurdem. Śmiecie nawet w muzeum przechowane nie stają się cenną rzeczą, co w momencie narodzin duszy nie miało, nie nabierze jej nigdy.
Bez lektury "Legendy Młodej Polski" Stanisława Brzozowskiego można się zapewne obejść. Jednak nasza wiedza o rodzimym modernizmie, a i o nas samych, byłaby wówczas nieporównanie uboższa. Mozół przebicia się przez zawiłości modernistycznego języka wart jest jednak zachodu – osiągnięte korzyści poznawcze sowicie ten trud wynagrodzą.